środa, 14 października 2015

Kim są tegoroczni laureaci Nagrody Nobla?

Nagrody Nobla przyznane! Po raz 112. szwedzkie komitety (i jeden norweski!) zdecydowały komu należy się złoty medal z wizerunkiem Alfreda Nobla oraz równowartość prawie 4 milionów polskich złotych. Rozdanie nagród nastąpi jak zwykle 10 grudnia, lecz już teraz warto poznać sylwetki tegorocznych laureatów najbardziej prestiżowych nagród naukowych na świecie.

1. Fizyka: Kajita/McDonald
Art McDonald 2008
Profesor Arthur B. McDonald.
Nagroda Nobla w dziedzinie fizyki została przyznana w tym roku dwóm naukowcom, których dzieli praktycznie wszystko. Takaaki Kajita jest 56-letnim pracownikiem Uniwersytetu Tokijskiego. Z kolei Arthur B. McDonald to emerytowany, choć wciąż aktywny, profesor Uniwersytetu Queen's w Kanadzie. Łączy ich jedno, wyjątkowe odkrycie - dowiedzenie, że neutrina mają masę.
Stop. W tym momencie konieczne są pewne wyjaśnienia. Po pierwsze, czymże takim są neutrina? Otóż są one niezwykle fascynującymi cząstkami elementarnymi, czyli czymś w stylu budujących atomy protonów, neutronów i elektronów. W odróżnieniu od wyżej wymienionych, neutrina charakteryzują się niezwykłą wprost przenikalnością. Tworzą się na okrągło w wyniku rozmaitych reakcji jądrowych, zachodzących między innymi na Słońcu, w elektrowniach jądrowych, czy nawet w naszych ciałach (choć w minimalnych ilościach). Następnie podróżują z niewiarygodną szybkością i nic nie jest w stanie ich zatrzymać. Dosłownie. Są w stanie bez najmniejszego problemu "przelecieć" na wylot chociażby przez naszą planetę. Gdziekolwiek teraz byście nie byli i cokolwiek byście nie robili, z całą pewnością wokół Was i przez Was przelatują miliardy neutrin. Nieco straszne, ale jednocześnie interesujące, prawda?

Problem w tym, że neutrin nie da się ot tak sobie zauważyć. Są do tego potrzebne niezwykle precyzyjne i zaprojektowane specjalnie w tym celu detektory, z których część znajduje się właśnie w Japonii i Kanadzie. Na podstawie badań prowadzonych niezależnie przez Kajitę i McDonalda udało się ustalić, że do Ziemi nie docierają wszystkie neutrina, które "wyprodukuje" Słońce. To z kolei oznacza, że gdzieś po drodze cząsteczki te ulegają przekształceniom. A to jest niezbitym dowodem na fakt, iż neutrina - w przeciwieństwie do tego, co dotąd sądziliśmy - posiadają masę, choć niewielką. Dla naukowców jest to nie lada problemem, lecz równocześnie także i nowym wyzwaniem. Jeśli bowiem neutrina mają masę, to należy znacząco przekształcić nasze (a raczej ich) wyobrażenia o oddziaływaniu na siebie poszczególnych cząstek we Wszechświecie, czyli ponownie odpowiedzieć na pytanie: "Jak to wszystko się trzyma kupy i nie rozlatuje w drobny proch?" ;).

The Daya Bay Antineutrino Detector (8056998030)
Detektor neutrin w Daya Bay, w pobliżu Hongkongu.
2. Chemia: Lindahl/Modrich/Sancar
Laureatów w dziedzinie chemii mamy w tym roku aż trzech. Są to Szwed Tomas Lindahl, emerytowany dyrektor brytyjskiej organizacji Cancer Research UK; Amerykanin Paul Modrich, profesor Uniwersytetu Duke'a w Karolinie Północnej; oraz Turek Aziz Sancar, profesor na Uniwersytecie Karoliny Północnej. Do ich głównych zasług należą badania nad ludzkim DNA, które pozwoliły - i pozwalają nadal - na rozwijanie możliwości walki z nowotworami i poszerzanie naszej wiedzy o tej chorobie.

Ale o co dokładnie chodzi? Otóż w każdej z naszych komórek znajduje się niezwykle długa nić DNA, będąca zlepkiem miliardów cząsteczek różnych związków chemicznych i jednocześnie jedną wielką, ogromną cząsteczką. Podczas podziału komórki, który jest konieczny dla naszego rozwoju, nić ta musi zostać powielona. Innymi słowy, nim z jednej komórki naszego organizmu zrobią się dwie, z jednej nici DNA również muszą powstać dwie. Proces tworzenia takiej kopii naszej informacji genetycznej jest niezwykle skomplikowany. Wszakże do dopasowania jest miliony milionów różnych elementów. Nasze komórki koniec końców muszą więc być wspaniałymi inżynierami! Sęk w tym, że jak każdym inżynierom, również i naszym komórkom zdarzają się wpadki. Do błędów dochodzi niemalże stale. A każdy taki błąd mógłby nas poważnie uszkodzić, żeby nie powiedzieć więcej.

Konieczne stało się więc wykształcenie rozmaitych mechanizmów obronnych, które mają na celu naprawę naszego DNA zarówno gdy dojdzie do błędu podczas jego kopiowania, jak i wówczas, gdy zostanie naruszone przez czynniki zewnętrzne, takie jak promieniowanie UV, czy zbyt wysokie stężenie niepożądanych substancji (związanych na przykład z paleniem papierosów). Każdy z trzech tegorocznych laureatów Nagrody Nobla odkrył po jednym sposobie na walkę z błędami genetycznymi, które stosują nasze komórki. Dzięki temu będziemy być może w przyszłości w stanie lepiej walczyć z powstawaniem nowotworów, które są spowodowane na tyle dużymi błędami w kodzie genetycznym, że komórka nie może sobie z nimi poradzić. Może uda nam się kiedyś jej dopomóc...

DNA replication split horizontal
Schemat pokazujący proces reprodukcji ludzkiego DNA.
3. Fizjologia i medycyna: Campbell/Omura/Youyou
Nagroda w dziedzinie medycyny została w tym roku podzielona na pół. Pierwszą z jej części otrzymała Chinka Youyou Tu, profesor Akademii Chińskiej Medycyny Tradycyjnej. Prawie pół wieku temu, w latach 70. prowadziła ona badania na chińskiej wyspie Hajnan, gdzie starała się odnaleźć lek na malarię. Udało się tego dokonać w 1972 roku, kiedy w wyciągu z bardzo powszechnej na całym świecie bylicy rocznej znalazła artemeter, który okazał się skuteczny w leczeniu malarii, choroby co roku zabijającej kilka milionów osób.

Dwóch pozostałych laureatów to Irlandczyk William C. Campbell, badacz na Drew University w New Jersey, w USA, oraz Japończyk Satoshi Omura, emerytowany profesor na japońskim Uniwersytecie Kitasato. Panowie ci wsławili się dzięki odkryciu leku avermectin. Środek ten pozwala na leczenie chorób o pochodzeniu pasożytniczym.
Anopheles albimanus mosquito
Komar z gatunku Anopheles albimanus przenoszący zarodźce malarii.
Artemisia annua detail
Bylina roczna.
4. Literatura: Aleksijewicz
Nagroda Nobla w dziedzinie literatury trafiła w tym roku do zdecydowanej faworytki noblowskiego wyścigu. Jej zwycięstwo typowali wszyscy - od buckmacherów, przez specjalistów, po krytyków. Mowa o Białorusince Swiatłanie Aleksijewicz. Mimo że wybór komisji przyznającej nagrodę nie był wielkim zaskoczeniem, decyzja ta wydaje się być pewnym ewenementem. Aleksijewicz jest bowiem reportażystką, a więc reprezentuje profesję niezbyt docenianą jak dotąd przez ekspertów od Nagrody Nobla.

W oficjalnym komunikacie podano, że Aleksijewicz otrzymała Nobla za "polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach". Jeśli rozumiecie sens tego wyrażenia, to przyjmijcie moje gratulacje. Jeżeli nie - nie martwcie się, jak też nie wiem o co chodzi. ;) Niemniej należy wspomnieć co nieco na temat wybitnej twórczości białoruskiej literatki, w której dominującą rolę zajmują pozycje odnoszące się do niesprzyjających realiów życia w krajach postradzieckich, a także książki przedstawiające wydarzenia z czasów Związku Radzieckiego. Do najbardziej rozpoznawalnych i cenionych dzieł Białorusinki należą "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" prezentująca życie podczas II wojny światowej z punktu widzenia kobiet, "Krzyk Czarnobyla" na temat katastrofy atomowej na północy Ukrainy oraz "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" o problemach, jakie napotykają mieszkańcy byłego ZSRR po upadku ich wielkiego kraju.
Sara Danius in 2015-6
Ogłoszenie nazwiska laureatki tegorocznej literackiej Nagrody Nobla. Na pierwszym planie
Sara Danius, szwedzka profesor, która w tym roku ogłosiła nazwisko laureata.
5. Pokojowa NN: Tunezyjski Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego
Odznaczanie różnego typu organizacji Pokojową Nagrodą Nobla jest ostatnimi czasy popularnym procederem. Stosunkowo niedawno do grona laureatów dołączyły między innymi ONZ, Unia Europejska, czy Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Tym razem zwycięzcą jest jednak organizacja wyjątkowa, bo powiązana z pokojem bezpośrednio, stworzona w celu osiągnięcia i utrzymania pokoju, a nie wypełniająca szereg rozmaitych funkcji (jak wyżej wymienione), z których tylko część odnosi się do działań pacyfistycznych.

Tunezyjski Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego powstał w 2013 roku w niespokojnej z powodu arabskiej wiosny ludów Tunezji. W skład owego kwartetu weszły - jak można się domyślić - cztery organizacje: Tunezyjska Konfederacja Przemysłu, Handlu i Rzemiosła; Powszechna Tunezyjska Unia Pracy; Tunezyjska Liga Praw Człowieka oraz Narodowe Stowarzyszenie Tunezyjskich Prawników. Dzięki działalności owego komitetu, Tunezji udało się wyjść wyjątkowo szybko z chaosu, który w takich krajach jak Egipt, Syria, czy Jemen trwa nadal. Ba! Udało się nawet wkroczyć na drogę demokratyzacji kraju, powołać Rząd Tymczasowy i komitet wyborczy.

Oczywiście, jak to zwykle bywa, tegoroczna nagroda pokojowa ma swoje drugie dno. Jest ona wyrazem poparcia dla ruchów demokratycznych w państwach afrykańskich. Zwraca uwagę na fakt, iż pokój i demokracja mogą być zaprowadzone w ogarniętych rewolucją państwach arabskich, a narody zamieszkujące rejon Bliskiego Wschodu i północnej Afryki są zdolne do samostanowienia. Przeciwstawia się jakoby wszelkim ruchom terrorystycznym, które ten porządek w Tunezji starają się zburzyć poprzez organizację takich zamachów jak ten z marca tego roku.
Front populaire Tunisie
Protesty w Tunezji w 2013 roku.
6. Ekonomia: Angus Deaton
Dziedzina ta jest dość kontrowersyjna, bo ustanowiona nie przez Alfreda Nobla, a Bank Szwecji aż pół wieku po śmierci wielkiego naukowca. Niemniej warto wspomnieć o tegorocznym laureacie w tej dziedzinie. Został nim Angus Deaton, brytyjsko-amerykański wykładowca Uniwersytetu Princeton. Jego prace dotyczyły zagadnień konsumpcji, ubóstwa i dobrobytu.

Co sądzicie o tegorocznych laureatach Nagrody Nobla? Którzy spośród nich najbardziej według Was przyczynili się do rozwoju naszej wiedzy o świecie i naszych postaw? Które osiągnięcia w największym stopniu mogą wpłynąć na nasze życie? ;)

wtorek, 13 października 2015

Krótka historia polskich piłkarzy w europejskim czempionacie

Kilkanaście godzin temu polskim piłkarzom udało się po raz trzeci zakwalifikować na Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Dodajmy, że po raz trzeci z rzędu, przy czym raz kwalifikować się nie musieli. Europejski czempionat został już jednak zorganizowany po raz piętnasty. A to oznacza, że reprezentacja Polski nie wystąpiła na nim nawet wtedy, gdy była u szczytu formy, za trenerów Górskiego i Piechniczka... Zacznijmy jednak od początku.
Players getting on the pitch
Mecz Polska - Grecja podczas Euro 2012.
Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej wystartowały po raz pierwszy w 1960 roku. W pierwszych dwóch turniejach finałowych, które odbyły się we Francji i w Hiszpanii, uczestniczyły jednak zaledwie cztery drużyny. Aby dostać się do tego elitarnego grona należało przejść przez kilkuetapowe, rozgrywane systemem pucharowym eliminacje. W obu przypadkach reprezentacja Polski przegrała dość łatwo już w pierwszej rundzie. W 1960 roku z kwitkiem odprawili naszych piłkarzy Hiszpanie (7:2 w dwumeczu), a cztery lata później - futboliści z Irlandii Północnej (4:0).

Pod koniec lat 60. i na początku lat 70. wszystko zaczęło wskazywać na to, że pierwszy awans na Euro jest już coraz bardziej osiągalny dla polskiej drużyny. Po pierwsze, gra naszym piłkarzom układała się coraz lepiej. Zaczęli regularnie meldować się w stawce głównej Mistrzostw Świata, a nawet zajmować na owej imprezie wysokie miejsca, takie jak pozycja trzecia w 1974 i 1982 roku. Poza tym, poszerzono liczbę zespołów występujących na czempionacie europejskim do ośmiu. Pozwalało to polskim kibicom na żywienie sporych nadziei w związku z występem ich ulubieńców na najwyższym szczeblu rozgrywek Starego Kontynentu. Rzeczywistość okazała się jednak mniej kolorowa.

Od 1968 roku eliminacje rozgrywane były w czterozespołowych grupach, z których awans uzyskiwała tylko i wyłącznie ta najlepsza ekipa. Na początek Polska reprezentacja zaprezentowała się z całkiem dobrej strony, przyjmując co prawda baty od Francji, ale wygrywając efektownie z silną Belgią. Ostatecznie o odpadnięciu z dalszej rywalizacji i zajęciu dopiero trzeciego miejsca w grupie zadecydował niespodziewany remis z Luksemburgiem.

W kolejnych trzech edycjach nie było już czegoś takiego jak porażka z Luksemburgiem. Wówczas zabrakło jednak szczęścia. Za każdym razem Polacy trafiali do grupy z naprawdę silnym przeciwnikiem - najpierw z Niemcami Zachodnimi, a potem dwa razy z Holandią - i choć walczyli dzielnie, ostatecznie i tak zajmowali nieszczęsne drugie miejsce. Szczególnie szkoda było kwalifikacji z 1976 roku, kiedy o awansie naszego grupowego rywala - Holandii, a nie nas, zadecydowała różnica dwóch strzelonych bramek.


A taka okazja, jak w latach 70. nie przytrafiła się Polakom nigdy później w XX wieku. W latach 1984-1992 zajmowali oni przedostatnie miejsca w grupowej rywalizacji. Nie pomogło również kolejne powiększenie elity - tym razem do 16 zespołów, jakie dokonało się w 1996 roku. Polski futbol nie był już wówczas tym samym, co jeszcze 15 lat wcześniej. W 1996 r. zajęliśmy czwarte miejsce w tabeli (na 6 zespołów), w 2000 r. miejsce trzecie (na 5 zespołów), wreszcie w 2004 r. miejsce trzecie (również na 5 zespołów).

I tak nastał przełomowy rok 2008. Polska w kwalifikacjach do tychże mistrzostw grała w liczącej aż osiem drużyn grupie. Zakończyła ją na wspaniałym pierwszym miejscu, wyprzedzając o punkt Portugalię. W samych mistrzostwach nie poszło już tak dobrze. O ile nikt nie spodziewał się fajerwerków w grupowym meczu z Niemcami (0:2), o tyle remis z Austrią (1:1) mógł już być nie lada zaskoczeniem. Porażka z Chorwacją 0:1 zadecydowała o ostatnim miejscu w grupie polskich zawodników.
Klagenfurt Euro 2008
Mecz Polska - Chorwacja podczas Euro 2008.
Z równie dobrymi nastrojami, co w 2008 roku, przystępowaliśmy do domowych mistrzostw świata 2012 roku. Przeciwnicy grupowi byli co prawda wymagający, ale nie aż tak jak cztery lata wcześniej. No i graliśmy u siebie. I znów musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Dwa remisy - z Rosją (1:1) i Grecją (1:1) - oraz niespodziewana klęska z Czechami (0:1) sprawiły, że znów byliśmy na końcu.

Jak łatwo więc zauważyć, na Mistrzostwach Europy polscy piłkarze nie wygrali jak dotąd meczu. Miejmy nadzieję, że ulegnie to zmianie już w czerwcu przyszłego roku!

sobota, 10 października 2015

Do Opola na rowerze

Opole rajem dla kolarzy nie jest. Miłośnicy dwóch kół, pedałów i kierownicy, którzy chcą odpocząć choć na chwilę od zgiełku miasta, mieli do niedawna do wyboru tylko dwie opcje: robić rundki po wyspie Bolko albo udać się na dłuższy rajd w mniej zbadane okolice. Od kilku lat istnieje w mieście jednak ścieżka rowerowa z prawdziwego zdarzenia, którą z całą pewnością warto choć raz przejechać. Wspominana trasa powstała w 2010 roku i mierzy nieco ponad trzy kilometry długości. Wydawałoby się, że to niewiele, ale dobre i to. W ostateczności można się nią przejechać jeszcze raz, w drugą stronę, nieprawdaż? Tym bardziej, że ścieżka wiedzie po okolicy przyjemnej zarówno dla oka, jak i dla ucha.
Początek ścieżki od strony kąpieliska.
Szlak rozpoczyna się w pobliżu mostu na ulicy Spacerowej, łączącego wyspę Bolko w Pasieką. Dla wszystkich tych, którzy nie posiadają własnych rowerów lub nie są w stanie sprowadzić ich do Opola, w miejscu tym umieszczono jedną ze stacji miejskiej wypożyczalni rowerów. Aby skorzystać z jej usług należy zalogować się w specjalnie przygotowanym w tym celu serwisie i postępować zgodnie z instrukcjami. Więcej na ten temat możecie przeczytać na oficjalnej stronie "zakładu".
Wypożyczalnia rowerów w pobliżu mostku na ul. Spacerowej.
Gdy już posiadamy rower, powinniśmy skierować się na wschód, wzdłuż rzeki Odry. Po jakiejś minutce znajdziemy się na śluzie wlotowej do Kanału Młynówka. Obiekt ten został zbudowany po strasznej dla Opola powodzi z 1997 roku. W razie wystąpienia podtopień w przyszłości, śluza ta zostanie zamknięta, podobnie jak jej odpowiedniczka u wylotu kanału, chroniąc tym samym zabytkowe centrum miasta przed wodą. System ten zdał już pierwszy egzamin - podczas powodzi z 2010 roku okazał się na tyle skuteczny, że Opole w porównaniu do innych miast w regionie ucierpiało w najmniejszym stopniu.
Śluza na Młynówce.
Kanał Młynówka.
Po przejechaniu przez mostek na śluzie skręcamy w prawo i jedziemy przez kilka chwil drogą o nawierzchni z drobnego kruszywa, biegnącej bezpośrednio nad Odrą. Rozciąga się z niej piękny widok na opuszczony przez nas niedawno most na ulicy Spacerowej oraz Wyspę Bolko z wyraźnie zarysowującymi się na niej budynkami należącymi do opolskiego ogrodu zoologicznego.
Odra, most na ul. Spacerowej i Wyspa Bolko.
Gdy zjedziemy już na ścieżkę z kostki chodnikowej, Odra będzie towarzyszyć nam nadal, choć tym razem odgrodzona przez szpaler wysokich i rozłożystych wierzb. Są one pozostałością po niegdyś w tym miejscu rosnących lasach łęgowych, które w większym stopniu zachowały się po drugiej stronie rzeki. Dla lasów tych charakterystyczne są - oprócz wierzby - takie drzewa, jak olcha, topola, wiąz, czy jesion.
Wierzby oddzielające ścieżkę od Odry.
Liście wierzb.
Wierzby na trasie.
Póki co jedziemy jeszcze w bezpośrednim pobliżu zabudowań i zakładów przemysłowych, lecz już po kilku minutach powinniśmy pożegnać się z nimi i wjechać na obszar mniej przekształcony przez człowieka. Niebawem opuścimy na jakiś czas Odrę, podjeżdżając pod niezbyt wysokie wzniesienie po naszej lewej stronie. Oddalenie od Odry będzie jednak oznaczało zbliżenie do jeziora Bolko.
Ścieżka oddala się od Odry.
Wody zbiornika wodnego ukażą się naszym oczom już po kilkudziesięciu sekundach. Jezioro ma charakter poprzemysłowy. Dawniej znajdowało się w tym miejscu potężne wyrobisko margli, które jednak po zaprzestaniu wydobycia wypełniło się nieodpompowywaną wodą. Jezior takich w Opolu jest całe mnóstwo - część z nich znajduje się w bezpośrednim pobliżu Bolko, inne na północy i wschodzie miasta.
Jezioro Bolko i ścieżka nad nim wiodąca.
Ścieżka wiedzie teraz bezpośrednio nad jeziorem, mającą kilka metrów wysokości skarpą. Rozciąga się stąd piękny widok na cały zbiornik i to, co znajduje się po jego drugiej stronie. Widoczne są tam pozostałości po nieczynnej od dawna cementowni Bolko. Na przestrzeni wieków działało w Opolu dziewięć obiektów tego typu, z czego cztery po II wojnie światowej. Po cementowni Groszowice nie zostało do dzisiaj nic. Cementownia Piast została po części zburzona, a po części przerobiona na inne zakłady. Cementownia Odra pracuje nadal, natomiast niszczejącą cementownię Bolko miasto stara się stopniowo przekształcać w coś innego. W pobliżu dawnej cementowni zlokalizowano póki co kąpielisko, będące popularnym celem letnich wycieczek Opolan.
Pozostałości po cementowni Bolko i znajdujące się pod nimi kąpielisko.
Po kilku minutach ponownie zjeżdżamy w kierunku Odry, by niedługo potem rozpocząć dość długą wspinaczkę pod najwyższe wzniesienie na trasie. Gdy już je osiągniemy będziemy mieli do wyboru zjechać nieco w dół, do wspomnianego wcześniej kąpieliska, wrócić do Opola tą samą trasą, którą przyjechaliśmy, bądź dostać się na przebiegającą w pobliżu uczęszczaną przez samochody drogę nr 423, przy pomocy której możliwy stanie się powrót w okolice Wyspy Bolko w nieco inny sposób.
Ostatnie metry ścieżki.
Nadodrzańska ścieżka rowerowa dostarcza mieszkańcom Opola możliwości spędzenia wolnego czasu w aktywny i przyjemny sposób. Co sądzicie o pomysłach wytyczania tego typu tras? Czy w Waszych miejscowościach istnieją już takie szlaki? ;)

piątek, 9 października 2015

Najdziwniejsze pomysły I wojny światowej

W 1914 roku rozgorzał na dobre jeden z największych konfliktów zbrojnych w dziejach, I wojna światowa, na zachodzie zwana częściej Wielką Wojną. Na cztery lata z okładem europejskie i światowe mocarstwa pogrążyły się w bezskutecznej i - w dużej mierze - bezsensownej walce na wszystkich możliwych do zorganizowania frontach. Już w pierwszych miesiącach wojny walki przerodziły się w coś, co nazywamy wojną okopową. Innymi słowy, miliony żołnierzy na długi czas utknęło w rozbudowanych do granic możliwości systemach umocnień, których zdobycie było praktycznie niemożliwe. Raz po raz jednej ze stron udało się zdobyć odrobinę terenu, lecz straty w ludziach z tym związane były ogromne. Obie strony konfliktu - ententa z Francją, Wielką Brytanią i Rosją na czele, oraz państwa centralne, tworzone przez Niemcy, Austro-Węgry, Bułgarię i Turcję - starały się więc pokonać, zmylić lub zaskoczyć przeciwnika na wszelkie możliwe sposoby. Czasem ich pomysły, choć wzięte z kosmosu, spisywały się naprawdę wspaniale. Często bywało jednak i tak, że takie kreatywne idee nadawały się tylko do bajek z gatunku science-fiction. Przyjrzyjmy się najciekawszym spośród owych pomysłów.

1. Wieża Eiffla również walczy.
Wieża Eiffla była w okresie I wojny światowej najwyższym budynkiem na świecie, a status ten miała utrzymać jeszcze na wiele lat po zakończeniu konfliktu. Francuzi nie mogli nie wykorzystać posiadania w swej stolicy takiego skarbu. Jak się okazało, konstrukcja była niezwykle przydatna w prowadzeniu działań zbrojnych. Na jej szczycie umieszczono centrum radiotelegraficzne, które zapewniało siłom francuskim kontakt z oddziałami w różnych częściach kraju. Nie to było jednak najważniejsze. Zlokalizowany na wieży ogromny odbiornik radiowy podczas wielkich ofensyw Niemiec (a właściwie II Rzeszy) emitował niezwykle silne sygnały o określonej częstotliwości, zagłuszając tym samym skutecznie wszelkie informacje, jakie niemieckie dowództwo chciało przekazać drogą radiową swoim oddziałom na froncie. W ten sposób udało się na przykład zapobiec francuskiej klęsce w bitwie nad Marną, we wrześniu 1914 roku.
Rezultat: Sukces
Tour Eiffel 3b40739
Wieża Eiffla w roku 1889.
2. Taksówkarze na froncie.
We wrześniu 1914 roku trwała niemiecka ofensywa w kierunku Paryża. Siły II Rzeszy nieubłaganie zbliżały się do stolicy Francji, a oddziały francuskie, znajdujące się wówczas na kilkadziesiąt kilometrów od miasta, były zbyt małe na efektywną obronę. Ze względu na nieuchronnie zbliżające się wielkie starcie z armią niemiecką, główni dowódcy sił francuskich, Joseph Joffre oraz Joseph Gallieni, zdecydowali się na krok wprost niezwykły. W jak najszybszym czasie zmobilizowali około sześciuset paryskich taksówek. Większość spośród ich właścicieli oddała je dobrowolnie w przypływie patriotyzmu, pozostałe zostały po prostu skonfiskowane. Przy pomocy owych taksówek, 7 września przetransportowano na front kilka tysięcy gotowych do boju żołnierzy. Według specjalistów zabieg ten mógł przeważyć o sukcesie Francuzów nad Marną.
Rezultat: Sukces
Taxi Renault G7 Paris FRA 001
Taksówki uczestniczące w walce w 1914 roku nazwane zostały mianem "Taxis de la Marne". Ich producentem
była firma Renault.
3. Im wyżej, tym lepiej.
I wojna światowa kojarzy się zazwyczaj z okopami, błotem i mnóstwem drutu kolczastego rozrzuconego po równinach i wyżynach północno-wschodniej Francji. Zapominamy tymczasem, że wojna toczyła się także na innych frontach, z których jednym z najbardziej spektakularnych był front włoski, a konkretnie - alpejski. Walki trwały również w najwyższych partiach gór, co wiązać się musiało z przeróżnymi trudnościami. Aby zapewnić sobie panowanie nad określonym obszarem należało po pierwsze zdobyć szczyt nad nim górujący, a po drugie wtoczyć na niego amunicję i uzbrojenie. Dzięki temu można było ostrzeliwać nieprzyjaciół w całej okolicy, gdyż kule tak czy siak polecą w dół, ale w przeciwnym kierunku - już niekoniecznie. Dlatego też nawet te najwyższe masywy stały się domem dla ogromnych wprost dział. Rekordem w tej materii było działo kalibru 149 mm, wciągnięte na szczyt Ortler przez Austriaków. Dla uświadomienia sobie trudności przedsięwzięcia należy podkreślić, że góra ta ma prawie 4000 metrów wysokości n.p.m., a działa tego typu ważą nierzadko po kilkadziesiąt ton!
Rezultat: Sukces
L'Ortler
Szczyt Ortler - wyższy o prawie 1,5 kilometra od polskich Rysów.
4. Superdziało
Jeżeli chodzi o artylerię, to Niemcy podczas I wojny światowej byli megalomanami. Niezwykłego uzbrojenia dostarczały im prężnie rozwijające się zakłady Kruppa. Już w pierwszych dniach wojny zadziwili Belgów użyciem monstrualnych dział, tak zwanych Grubych Bert (od imienia żony Kruppa), które w ciągu kilkunastu godzin potrafiły obrócić w proch ich potężne twierdze. Na tym się jednak nie skończyło. W ostatnich fazach wojny, latem 1918 roku, Niemcy użyli do ostrzelania Paryża prawdziwych superdział, określanych również mianem dział paryskich. "Potwory" te ważyły kilkaset ton, były obsługiwane przez kilkadziesiąt ludzi i wystrzeliwały raz na piętnaście minut ważące tonę pociski na odległość 120 kilometrów. Koniec końców działa owe okazały się bronią nie taką idealną. Celność znajdowała się na tak niskim poziomie, że spośród przeszło 300 pocisków wystrzelonych z superdział, mniej więcej połowa uderzyła w obręb, bądź co bądź nie takiego małego, Paryża. Ponadto, koszty utrzymania owych dział przekraczały wszelkie granice. Po jakiś 20 strzałach połowa mechanizmu była już bowiem tak sfatygowana, że nadawała się tylko do wymiany.
Rezultat: Niezbyt skuteczne
Parisgesch1
Paryskie superdziało transportowane było przy pomocy kolei.
5. Zbudujmy drugi Paryż!
Wraz z rozwojem technologicznym w czasie I wojny światowej pojawiło się zupełnie nowe zagrożenie - samoloty. Nowiuśki wynalazek został przez strony walczące wykorzystany na szereg możliwych sposobów, a wśród nich - poprzez organizowanie bombardowań. Naloty na najważniejsze miasta Europy, w tym również i Paryż, siały przerażenie wśród ich mieszkańców i powodowały mnóstwo strat materialnych. Myśliciele zaczęli więc szukać sposobów na oszukanie wroga. Jeden z nich był doprawdy niezwykle oryginalny. Francuzi postanowili bowiem... zbudować replikę swojej stolicy, przesuniętą nieco na północ od "oryginału"! Odtworzyli w niej wszystkie szczegóły, jakie tylko mogli, a przy okazji oświetlili całość mnóstwem lamp. Prawdziwy Paryż pozostawał tymczasem zakamuflowany przy pomocy organizowania zaciemnień. Wydawało się, że rezultaty będą wspaniałe, lecz niemieccy piloci dość szybko zauważyli fortel przeciwnika. Koniec końców, nawet najlepsza kopia nie jest lepsza od oryginału...
Rezultat: Klapa
Zeppelin-Paris
Bombardowania niemieckie spowodowały w Paryżu wiele szkód.
Na zdjęciu krater po uderzeniu bomby zrzuconej przez sterowiec, tzw. zeppelin.
6. Ptaki bombowe
Na koniec bodajże najbardziej kuriozalny ze wszystkich pomysłów, jakie tylko wojenni myśliciele mogli stworzyć. Nie dziwi zbytnio fakt, iż jego autorami są Brytyjczycy. Wszak to oni byli najbardziej zdeterminowani w urzeczywistnianiu nierzeczywistego, przy czym raz im się udawało, a innym razem nie. W tym przypadku musieli ponieść druzgocącą porażkę. Stwierdzili bowiem, że można by nauczyć kormorany nalotów na niemieckie pozycje. Ptaki miały otrzymywać ładunek wybuchowy, przenosić go o kilka kilometrów, a następnie detonować nad głowami przeciwnika. Na szczęście dla kormoranów, pomysł nie wypalił - dosłownie i w przenośni.
Rezultat: Klapa albo żart
Cormorant (Phalacrocorax carbo) (8210278077)
Kormoran - obiekt zainteresowania angielskich myślicieli.
Sześć najciekawszych pomysłów I wojny światowej za nami. Co o nich sądzicie? Które wzbudzają Wasz podziw, a które wręcz przeciwnie - śmiech? ;)

Zobacz też:
1. Stany Zjednoczone. Kraj, który lubi wprowadzać w błąd

poniedziałek, 5 października 2015

8 rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o Konkursie Chopinowskim

Dawno mnie nie było. Musicie mi to wybaczyć. Udało mi się uporać z różnymi przeszkodami, które stały na przeszkodzie mojemu piśmiennictwu. Mam nadzieję, że takie nieobecności już się nie powtórzą. ;) Dobrą okazją na interesujący powrót jest odbywający się właśnie 17. Konkurs Chopinowski. To wielkie święto każdego melomana wystartowało 1 października i potrwa przez najbliższe kilka tygodni. Jak się jednak okazuje, nawet nie każdy meloman poznał wszystkie niuanse powiązane z konkursem. Przyjrzyjmy się więc im z bliska.

1. Kto wymyślił Konkurs Chopinowski?
Początki Konkursu Chopinowskiego sięgają dwudziestolecia międzywojennego. Polska niedawno odzyskała niepodległość, więc był to okres dobry dla propagowania polskiego dorobku kulturowego. Jednak nie o to chodziło dwóm pomysłodawcom zorganizowania imprezy - Aleksandrowi Michałowskiemu i Jerzemu Żurawlewowi. Panowie chcieli nie tyle promować polską sztukę, ile podjąć rozważanie na jej temat, szukać młodych talentów, które grałyby Chopina jak nikt inny na całym świecie. Mimo początkowych trudności, w 1927 r. udało się zorganizować pierwszą edycję widowiska pod patronatem ówczesnego prezydenta Polski, Ignacego Mościckiego.
2nd Chopin Competition jurors and laureates
Jurorzy i laureaci 2. Konkursu Chopinowskiego z 1932 roku.
2. Dlaczego odbywa się co 5 lat?
No właśnie. Dlaczego akurat 5 lat? Trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Niektóre rzeczy są takie, jakimi są, bez istotnego powodu. W tym przypadku mogło chodzić o nadanie imprezie wyjątkowego statusu, podniesienie jej prestiżu. Należy też podkreślić, że w świecie muzyki klasycznej odstępy między poszczególnymi edycjami różnych konkursów są doprawdy zróżnicowane. Barceloński konkurs im. Marii Canals odbywa się co roku, podczas gdy Konkurs Bachowski w Lipsku co dwa lata, a konkurs im. Piotra Czajkowskiego w Moskwie - w cyklach czteroletnich.
1937chopin comeptition
Konkurs Chopinowski w 1937 roku.
3. A jak to wyglądało w czasach Zimnej Wojny?
Obecnie do Warszawy co pięć lat przybywają młode talenty z całego świata, od Stanów Zjednoczonych po Japonię. Ale jak to było jeszcze trzydzieści lat temu, w czasach gdy Europę przedzielała na pół Żelazna Kurtyna? Wszakże takie incydenty, jak bojkot zawodów sportowych, były wówczas normą. Czemu więc artyści z Zachodu mieliby odwiedzać Polską Rzeczpospolitą Ludową? A nawet jeśli, czy decyzje sędziów nie byłyby stronnicze? Okazuje się, że pianiści z Japonii, Stanów Zjednoczonych, Francji, czy Włoch, nie tylko wielokrotnie uczestniczyli w konkursie, ale i zajmowali w nim wysokie pozycje! W 1955 roku tryumfował na przykład Maurizio Pollini z Włoch, a dziesięć lat później jego sukces powtórzył Amerykanin Garrick Ohlsson. Można? Można.

4. Co muszę zrobić, żeby móc uczestniczyć w konkursie?
Skoro jest konkurs, to ktoś może w nim uczestniczyć. A jeśli ktoś może w nim uczestniczyć, to muszą być nakreślone jakoweś ramy owego uczestnictwa. Co więc musisz zrobić, by wystąpić na deskach Filharmonii Narodowej - dajmy na to za pięć lat? Po pierwsze, musisz spełniać kryterium wieku, które to zazwyczaj wynosi od 16 do 30 lat. Po drugie, musisz umieć grać na fortepianie. Po trzecie, musisz przysłać komisji konkursowej zgłoszenie w wyznaczonym terminie. Na podstawie tego zgłoszenia zostanie później dobranych kilkaset osób uczestniczących w eliminacjach, a po ich rozegraniu - konkursowa 80-tka. Jak wszystko na tym świecie, również i tą drogę tą można obejść, choć w niezbyt łatwy sposób. Do konkursu kwalifikują się bowiem bezpośrednio laureaci dwóch pierwszych miejsc szeregu innych zawodów pianistycznych, takich jak Międzynarodowe Konkursy Pianistyczne w Brukseli, Tel Awiwie, czy Santanderze.
Chopin Intl Piano Competition 2005
Konkurs Chopinowski w 2005 roku.
5. Co mogę zagrać?
Załóżmy, że już zakwalifikowałeś się do stawki głównej Konkursu Chopinowskiego. Teraz czeka cię kilka trudnych rund, w których będziesz musiał zaprezentować się z jak najlepszej strony. Dobrze, gdyby liczba owych rund sięgnęła czterech, bo to oznaczać będzie, że zostałeś finalistą. Utworów, które zagrasz, nie możesz jednak wybierać według własnego widzimisię. Organizatorzy tworzą zestawy utworów, z których wybierają uczestnicy na poszczególnych etapach rozgrywki. I tak, w pierwszej rundzie zagrać należy dwie etiudy, do wyboru nokturn lub trzecią etiudę oraz jeden utwór z zestawu ballad, fantazji i scherz. W drugiej rundzie na uczestników czekają już walce i polonezy, a w trzeciej sonaty, preludia i mazurki. W wielkim finale dziesiątka najlepszych uczestników zaprezentuje natomiast cały koncert (jeden z dwóch, które Chopin napisał). W tym przypadku towarzyszyć im już będzie orkiestra.

6. A co jeśli wygram?
Na zwycięzców, jak to w każdym szanującym się konkursie, czekają prestiżowe nagrody. Tryumfator otrzymuje 30 000 euro, laureat 2. miejsca - 25 000, i tak dalej. Dodatkowe premie przewidziane są dla pianistów, którzy wykonali najlepszego poloneza, mazurka, koncert i sonatę. Choć to dość górnolotne stwierdzenie, nie pieniądze są jednak najważniejsze. Zwycięzca po wygranym konkursie odbywa bowiem zawsze międzynarodowe tournee, podczas którego ma okazję zwiedzić praktycznie pół świata i zagrać na najbardziej uznanych scenach globu. Tegoroczny tryumfator odwiedzi w ten sposób Wrocław, Katowice, Birmingham, Londyn, Paryż, Tokio, Szanghaj, Kanton, Amsterdam, a także - w ramach zaproszeń pozaregulaminowych - Mexico City, Busseto, Seul, Denver, Turyn, Sofię, Pragę i Vancouver. Jest więc o co walczyć, prawda?
International Chopin Piano Competition 2010 (02)
Laureatka 1. miejsca z 2010 r., Julianna Awdiejewa, podczas Gali Laureatów.
7. Jak głosuje jury?
W jury zasiada kilkanaście osób, z reguły wielkich nazwisk w świecie muzyki klasycznej. Ich głosowanie jest dość skomplikowane i obostrzone licznymi szczegółowymi przepisami. Dlatego też przywołam wyłącznie wersję poważnie uproszczoną. A mianowicie, w pierwszych trzech rundach jurorzy przyznają każdemu uczestnikowi punkty od 1 do 25, przy czym 1 to ocena najniższa, a 25 - najwyższa. Jednocześnie formułują również swoje zdanie na temat dopuszczenia uczestnika do kolejnej rundy poprzez wpisanie na karcie głosowania "TAK" lub "NIE". Po zakończeniu przesłuchań sekretarz sumuje wyniki dla każdego uczestnika, podaje je pozostałym jurorom, a ci decydują, kogo dopuścić do kolejnego etapu. Oznacza to, że nawet najlepszy wynik w którymś z dwóch głosowań, może w teorii nie dać promocji. W finale natomiast jurorzy tworzą listy rankingowe uczestników, oceniając ich od 1 do 10, przy czym oceny 10 może uzyskać ni mniej ni więcej jak jeden pianista. Na koniec sekretarz proponuje zwycięzcę. Jeśli 2/3 jurorów go poprze, to sprawa jest już załatwiona. Jeśli nie, organizuje się głosowanie dodatkowe.

8. Kto najczęściej wygrywa?
Jak łatwo policzyć, konkurs wygrywało jak dotąd 16 pianistów. Najwięcej spośród nich pochodziło z Polski i Związku Radzieckiego. Spośród Polaków tryumfowali Halina Czerny-Stefańska, Adam Harasiewicz, Krystian Zimerman oraz Rafał Blechacz; spośród reprezentantów ZSRR laureatami 1. miejsca zostali Lew Oborin, Jakow Zak, Bella Dawidowicz oraz Stanisław Bunin. Należy jednak zauważyć, że pięć lat temu konkurs wygrała Rosjanka, Julianna Awdiejewa.
Jakow Zak1937
Jakow Zak, laureat konkursu z 1937 roku.
Mam nadzieję, że udało mi się przedstawić Wam najbardziej interesujące zagadnienia związane z Konkursem Chopinowskim. Przy okazji gorąco zachęcam do przyjrzenia się rywalizacji w bardziej praktyczny sposób. Transmisje trwać będą niemalże codziennie na kanałach telewizji publicznej ;).