sobota, 30 stycznia 2016

Kozłówka: magnatom dziękujemy

Nie jest w Polsce łatwo znaleźć zamki i pałace, które zachwycają przepięknie umeblowanymi wnętrzami, pełnymi obrazów, luster, monumentalnych żyrandoli, rzeźb i figurek. Siedziby magnatów sprzed kilkuset lat w dużej mierze nie wytrzymały próby czasu. Nie udało im się przetrwać w nienaruszonym stanie szwedzkich najazdów (o tym więcej w artykule Co nam wzięli Szwedzi?), zaborów, dwóch wojen światowych, radzieckiego "wyzwolenia", wreszcie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Do tych nielicznych, w których wciąż możemy podziwiać zgrabnie wyposażone komnaty, zaliczają się rezydencje w Łańcucie i Pszczynie. I Kozłówka, chyba najpiękniejsza z całej tej dosyć okrojonej paczki.
Pałac od strony ogrodów.
Pałac od wejścia głównego.
Pałac w Kozłówce powstał w połowie XVIII wieku, by niedługo później trafić w posiadanie wielkiego rodu Zamoyskich. Siedziba położona kilkanaście kilometrów od Lublina została na przełomie XIX i XX wieku gruntownie przebudowana i nabrała obecnego kształtu. W czasie II wojny światowej właścicielką pałacu została Jadwiga Zamoyska. Wbrew logice, rezydencja przetrwała niemiecką okupację w niemalże nienaruszonym stanie. Czarne chmury pojawiły się nad nią jednak, gdy ze wschodu ruszyła ofensywa radziecka. Trudno było przypuszczać, że żołnierze Armii Czerwonej okażą się dla pałacyku miłosierni. Dlatego też Jadwiga wyruszyła w podróż do Warszawy, zabierając ze sobą tyle dzieł sztuki, ile tylko mogła. I kolejny paradoks. To, co Zamoyska zabrała ze sobą zaginęło w trakcie powstania warszawskiego, zaś wszytko to, czego nie zabrała, ocalało. Pałac w Kozłówce przetrwał przemarsz Armii Czerwonej.

Po II wojnie światowej kozłowieckie posiadłości rodziny Zamoyskich zostały przejęte przez komunistyczne władze. W 1955 roku utworzono w pałacu Centralną Składnicę Muzealną, zaś w roku 1977 otwarto tam muzeum ze stałymi ekspozycjami.
Pałac od strony powozowni.
Wejście główne do pałacu.
We wnętrzu XVIII-wiecznego pałacu na turystów czeka kilkanaście pięknie urządzonych pokoi i salonów. Podziw wzbudzać mogą już same meble, spośród których wiele w znaczący sposób odróżnia się od wszystkich innych. Wyjątkowe są chociażby dwie półkoliste, bogato zdobione kanapy z salonu czerwonego, a także fortepian pionowy z gabinetu hrabiego Zamoyskiego. Na przykładzie wielu szaf poznać można natomiast w Kozłówce techniki inkrustacji. Ta metoda zdobienia przedmiotów polega na wyżłabianiu w drewnie lub innym materiale wgłębień i wypełnianie ich elementami wyciętymi z innych materiałów.
Jadalnia. Ekspozycja z bogatą kolekcją zastawy i porcelany.
Salon czerwony z charakterystycznymi półkolistymi kanapami.
XIX-wieczne biurko w gabinecie hrabiego Konstantego Zamoyskiego.
Sypialnia hrabiny.
Zainteresowanie wzbudzają również i mniejsze elementy wystroju wnętrz w Kozłówce. Są wśród nich zgromadzone w pokoju kredensowym bogate zbiory zastawy stołowej i cale mnóstwo dzieł sztuki, rozsianych po wszystkich pokojach pałacu. Zobaczyć tu można między innymi kopię słynnego Umierającego Gala, a także trzy figurki Chińczyków wykonane z porcelany, których charakterystyczną cechą są... ruszające się główki.
Figurki Chińczyków z ruszającymi się główkami.
W pałacowej bibliotece poza kilku tysiącami starych ksiąg i woluminów czeka na turystów jeszcze jedna atrakcja - stół do karambola. Ta wywodząca się z Francji odmiana bilardu znacznie różni się od pierwowzoru. Stół pozbawiony jest łuz, a gracze używają tylko i wyłącznie trzech bil. Ich celem jest uzyskanie jak największej liczby zderzeń, czyli uderzeń jednej bili w dwie pozostałe.
Stół do karambola w pałacowej bibliotece.
Opuszczenie rezydencji Zamoyskich bez poczucia zaspokojenia na twarzy jest absolutnie niemożliwe, lecz jeśli komuś udałaby się ta ekstremalnie trudna sztuka, to na deser może jeszcze przejść się na tyły budowli, gdzie - poza pięknym ogrodem - czeka na nas pałacowa kaplica. A w niej przepiękna kopia nagrobka Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej, zachwycająca swoim realizmem.
Nagrobek Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej.
Wszystkich odwiedzających zachęcam też gorąco by zawitać chociaż na chwilę do ogrodu różanego położonego w połowie drogi między pałacem a parkingiem. Nie jest on może zbyt wielki, lecz sesja zdjęciowa z kwiatami i zamkiem w tle z całą pewnością wypadnie wspaniale! :)
Ogródek różany.
Kozłówka to bez wątpienia jeden z najbardziej interesujących zabytków w Polsce i prawdziwa perełka ziemi lubelskiej. Czy mieliście już okazję ją odwiedzić? Czy znacie inne polskie zamki lub pałace o podobnym charakterze? :)

Zobacz też:
1.  Powiało komunizmem... Muzeum Socrealizmu w Kozłówce
2. Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu
3. Książ

wtorek, 26 stycznia 2016

Czy objawi nam się planeta numer 9?

Pisałem nie tak dawno o poszukiwaniu w Układzie Słonecznym śladów życia pozaziemskiego (o tutaj). Z artykułu tego krystalizował się obraz tego, ile wiemy na temat naszego kosmicznego podwórka. Czyli prawie nic. Wszystko o czym pisałem kilka tygodni temu opierało się na hipotezach i przypuszczeniach. Ale czy nasza niewiedza może być aż tak daleko posunięta, że przeoczylibyśmy istnienie całej planety?! Czy podczas intensywnych badań kosmosu mogło nam umknąć istnienie wielkiego globu znajdującego się nie aż tak daleko od nas samych? Wychodzi na to, że to całkiem możliwe.
Planet Nine in Celestia
Artystyczna wizja Planety 9.
Pluton został odkryty w roku 1930. Od tego czasu Układ Słoneczny wydawał się już na tyle skatalogowany, że ciekawość człowieka przekraczać zaczęła kolejne granice. W 1992 roku polski uczony Aleksander Wolszczan odkrył pierwsze trzy planety spoza naszego układu. Są one oddalone od Ziemi o 980 lat świetlnych! W ciągu 24 latach, które minęły od tego wydarzenia udało się skatalogować niemalże 2,5 tysiąca innych planet, stosując coraz to bardziej precyzyjne metody. Jak pokazują jednak ostatnie badania, całkiem możliwe jest to, że mimo tak dużego zainteresowania odkrywaniem nowym globów, nie zauważyliśmy tego jednego, który okrąża naszą gwiazdę. Dziwne, prawda?

Poszukiwania dziewiątej planety wystartowały jeszcze na długo zanim udało się odkryć planetę numer osiem. Istnienia planety o nazwie X dowodził już w 1821 roku Francuz Alexis Bouvard. Według uczonego coś zakłócało ruch Urana. I tym czymś musiała być jakaś inna planeta. Niebawem odkryto Neptuna, lecz nie rozwiązało to problemu, gdyż również i w ruchu ósmej planety dostrzeżono zaburzenia. Jak się okazało pod koniec ubiegłego wieku rozumowanie to było błędne, a zakłócenia w ruchu Neptuna wywołane były błędnymi szacunkami dotyczącymi jego masy.

Przez kilkadziesiąt lat ludzkość żyła w błogiej nieświadomości będąc przekonaną, że za Plutonem (a gdy Plutona zdetronizowano, to za Neptunem) nie ma już żadnej innej planety. 20 stycznia 2016 roku, a więc kilka dni temu, świat nauki oszalał, gdy dwóch badaczy z Kalifornijskiego Instytutu Technologii ogłosiło, iż istnienie dziewiątej planety jest jak najbardziej możliwe. Wskazują na to precyzyjne badania matematyczne oraz obserwacje ruchu kilku planetoid. Orbity tych obiektów spotykają się w jednym miejscu, co jest niemalże niemożliwe w tym konkretnym przypadku. Chyba że ma w tym swój udział oddziaływanie potężnego czynnika zewnętrznego - jak chociażby sporych rozmiarów planety.
Planet Nine Orbit
Hipotetyczna orbita Planety 9 oraz orbity ciał niebieskich, dzięki którym udało się ustalić możliwość
istnienia dziewiątej planety. Model pokazuje również rozmiary Układu Słonecznego - gdy Planeta 9
znajdowałaby się najbliżej Słońca, i tak byłaby znacznie dalej od Neptuna.
Wysnuto stąd wniosek, że na najdalszych rubieżach Układu Słonecznego po prostu musi coś jeszcze być. Hipotetyczna planeta byłaby piątym spośród gazowych olbrzymów i miałaby masę około 10 razy większą od Ziemi. Jej domem miałby być pas Kuipera, a więc jedno z najdalszych miejsc w Układzie Słonecznym. Z tym też wiążą się kolejne, zadziwiające wprost liczby. Po pierwsze, Planeta 9 byłaby oddalona od naszej gwiazdy średnio o 600 jednostek astronomicznych (o odległościach w kosmosie więcej tutaj). Po drugie, okrążenie Słońca zajmowałoby jej 10-20 tysięcy lat! Oznacza to, że od momentu, w którym człowiek wynalazł pismo nie przebyłaby nawet połowy swojej drogi!

A jak to się stało, że pomiędzy Neptunem a Planetą 9 mogłaby istnieć aż taka przepaść? Dlaczego pomiędzy nimi - jeśli chodzi o planety - jest jedno wielkie nic? Naukowcy tłumaczą, że podczas formowania się Układu Słonecznego, a więc ponad 4,5 miliarda lat temu, Planeta 9 mogłaby po prostu oddalić się od Słońca na wyjątkowo dużą odległość i zostać zawieszona w tym miejscu, w której dziś jej poszukujemy.
Gas Giants & The Sun in 1,000 km
Cztery gazowe olbrzymy na tle Słońca.
No i ostatnie, bardzo ważne pytanie. Dlaczego jeszcze jej nie odkryliśmy? Otóż ze względu na swoją odległość od Słońca, planeta ta nie odbija zbyt wiele światła, a efekt potęgowany jest dodatkowo przez odległość jaka dzieli od Planety 9 nas samych. Z tego powodu dla ziemskich teleskopów hipotetyczna dziewiąta planeta byłaby jakieś 600 razy ciemniejsza od Plutona! Nie wiedząc gdzie dokładnie szukać, a tym bardziej - że w ogóle jest czego szukać, nie mieliśmy więc szans jej odnaleźć. Nawet teraz dokonanie tego zajmie nam kilka lat. Znamy wprawdzie orbitę, po której Planeta 9 mogłaby krążyć, lecz nie wiemy w którym miejscu tej orbity znajdować by się mogła teraz. Dlatego też dwa znajdujące się na Hawajach teleskopy - Subaru i Keck - już niebawem rozpoczną intensywne poszukiwania.

Nie wiem, jak Wy, ale ja z niecierpliwością oczekuję kolejnych wiadomości dotyczących poszukiwań Planety 9. Co myślicie o tej sprawie? Czy sądzicie, że dziewiątą planetę Układu Słonecznego uda się znaleźć? :)

sobota, 23 stycznia 2016

Opowieść o Dymitrze, który wcale nie był Dymitrem

Sobowtóry to jeden z bardziej popularnych i rozpoznawalnych sposobów na docenienie twórczości jakiegoś artysty, działacza, czy nawet polityka. Na całym świecie od wielu już lat organizuje się mnóstwo konkursów na najlepszego sobowtóra. I tak, całymi masami wtórnych "braci bliźniaków" pochwalić się mogą takie postaci, jak Charlie Chaplin, Elvis Presley, czy chociażby Ernest Hemingway. Nie jest jednak sztuką odgrywać sobowtóra, gdy dobrze zna się jakąś postać, wie mnóstwo o jej życiu - również prywatnym, i jej typowych zachowaniach, a sylwetką przypomina się naszego idola. Trudniej mogłoby być, gdybyśmy nie mogli pochwalić się absolutnie żadnym z wyżej wymienionych przymiotów. Tymczasem w odległej przeszłości, czyli plus minus 400 lat temu, udało się to dokonać pewnemu sprytnemu Rosjaninowi. A stawka była o wiele większa, niż tylko zwycięstwo w jakimś tam konkursie...
Wjatscheslaw Grigorjewitsch Schwarz 001
Iwan IV Groźny przy ciele swego syna, Iwana.
Zacznijmy od oryginału. Carewicz Dymitr, książę uglicki, był najmłodszym z czterech synów rosyjskiego cara Iwana IV Groźnego. Dwoje spośród jego starszego rodzeństwa zmarło jednak jeszcze przed jego narodzinami - Dymitr (inny) utonął w rzece, zaś Iwan miał zostać podczas rodzinnej kłótni zabity przez własnego ojca. Gdy Iwan Groźny zmarł, tron po nim objął zaś Fiodor, postać niezbyt inteligentna, mogąca według niektórych przesłanek cierpieć na chorobę umysłową. Władzę w jego imieniu sprawował więc niejaki Borys Godunow. Nie robił tego rzecz jasna bezinteresownie - liczył na to, że w przypadku bezpotomnej śmierci Fiodora sam zostanie carem. Na przeszkodzie stał mu tylko młodziutki Dymitr, który pozostawałby w tej sytuacji ostatnim mężczyzną mogącym podtrzymać panowanie dynastii Rurykowiczów.
Tsarevich Dimitry with his life, (1745, Museum of religion history) detail 01
Carewicz Dymitr został uznany przez Kościół Prawosławny za świętego.
15 maja 1591 roku doszło jednak do przełomowego wydarzenia w tej historii. Mający wówczas osiem lat Dymitr zmarł. Według oficjalnej wersji młodzieniec miał doznać ataku epilepsji podczas zabawy nożem i w rezultacie dźgnąć się śmiertelnie ostrym narzędziem. Nie wiemy na dzień dzisiejszy jaka była prawda, lecz wątpliwości wokół śmierci carewicza narastać zaczęły praktycznie od razu. Wszakże opis wydarzenia wydaje się dość grubymi nićmi szyty, a głównym jego beneficjentem okazał się Borys Godunow. Gdy kilka lat później kraj nawiedziły klęski nieurodzaju wśród prostych Rosjan zaczęły więc narastać różne "teorie spiskowe".
Uglich - Murder of Tsarevich Dmitry
Zamordowanie carewicza Dymitra na rysunku z XIX wieku. Wydarzenie to nie zostało jednak potwierdzone.
Griszka Otriepjew był zbiegłym rosyjskim mnichem, który w roku 1602 pojawił się na obszarze Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Tyle że nie używał swego prawdziwego imienia. Uznał, że odtąd to on będzie carewiczem Dymitrem. Cudowne odnalezienie w 11 lat po rzekomej śmierci musiało odbić się szerokim echem w całej XVII-wiecznej Europie. I odbiło się, choć tak do końca mało kto wierzył w autentyczność Dymitra, nazwanego później Samozwańcem. Polscy magnaci i król Zygmunt III Waza dostrzegli jednak w osobie byłego mnicha okazję do zdobycia wpływów w państwie moskiewskim. Gdyby tak udało im się wprowadzić Griszkę na rosyjski tron, mogliby przejąć stery rządów u swego wschodniego sąsiada. A planom tym wtórował papież Klemens VIII, liczący na to, że dzięki Samozwańcowi uda mu się zaprowadzić katolicyzm na obszary zajęte dotąd przez prawosławie. Zapał głowy Kościoła został podsycony dodatkowo przez chrzest Griszki.

Pseudo-Dmitrius
Dymitr Samozwaniec I w stroju koronacyjnym, obraz Szymona Boguszowicza z 1606 r.
W 1604 roku udało się wreszcie zorganizować wyprawę do Rosji, mająca na celu "odzyskanie" tronu bezprawnie zagrabionego przez Borysa Godunowa. Wojsko Dymitra Samozwańca było jednak dość liche i nieliczne. Składało się na nie jakieś pięć tysięcy wojaków. Niemniej dzięki kilku sprzyjającym czynnikom tej garstce ludzi udało się osiągnąć sukces. Pierwszym z nich były trwające już od kilku lat nieurodzaje, które sprowadziły na państwo carów poważny kryzys. Wielu prostych ludzi widziało w Griszce carewicza Dymitra, zaś elity społeczeństwa były gotowe się do niego przyłączyć licząc na to, że wraz ze zmianą na stanowisku cara zmieni się niepomyślna koniunktura. W rezultacie początkowo pochód sił Dymitra Samozwańca przebiegał nadzwyczaj spokojnie, a większość miast otwierała przed nim swe bramy nim ten przystąpił do oblężenia. Szybko okazało się jednak, że to nie wystarczy. Car Borys dysponował wciąż odpowiednimi siłami, by poradzić sobie z konkurentem. Z pomocą przyszła tym razem niespodziewana śmierć Godunowa, po której zajęcie Moskwy stało się dla Dymitra jedynie formalnością.
False Dmitriy at Vishnevecki 's
Dymitr Samozwaniec podczas pobytu u Wiśniowieckich, obraz Mikołaja Newriewa.
Dymitr Samozwaniec został koronowany w czerwcu 1605 roku. Niebawem poślubił Marynę Mniszchównę, córkę polskiego magnata, Jerzego Mniszcha. Panowanie Samozwańca trwało nieco ponad rok. Nowy car zyskał sobie przez ten czas poparcie tej biedniejszej części rosyjskiego społeczeństwa i jednocześnie zraził do siebie tych najbogatszych. Rezultatem był zakończony powodzeniem zamach na życie monarchy. Tron po tym wydarzeniu przypadł przebywającemu dotąd w opozycji Wasylowi Szujskiemu.

Konstantin Makovsky, The Murder of False Dmitry
Zabójstwo fałszywego Dymitra na obrazie Konstantego Makowskiego.
 Jeżeli w Rosji cuda się już zdarzają, to zazwyczaj seryjnie. Nie minęło więc dużo czasu od śmierci Dymitra Samozwańca, gdy na scenie pojawił się... kolejny Dymitr! Ponownie cudem ocalony, pełen zapału i determinacji. I - co więcej - "rozpoznany" przez "swą" żonę, Marynę Mniszchównę! Historiografia nazwała go Dymitrem Samozwańcem II. Różnica pomiędzy nim, a jego poprzednikiem polegała na tym, że nigdy nie udało mu się opanować Moskwy. Niemniej założył prężnie działający ośrodek polityczny w podmoskiewskim Tuszynie, skąd zarządzał niemalże połową wielkiego państwa rosyjskiego. Druga połowa przypadła oczywiście Szujskiemu. Te dwa obozy skutecznie zwalczały się jednak, próbując podporządkować sobie "połówkę" konkurenta. Przygoda tego bohatera zakończyła się tragiczną śmiercią podczas sprzeczki ze swoim poddanym.
Pseudo-Dimitrij
Dymitr Samozwaniec II na rysunku z XIX wieku.
Jak nietrudno zgadnąć, i to wydarzenie według co poniektórych mogło się zakończyć dla Dymitra szczęśliwie. A mianowicie, nie dalej jak rok po śmierci drugiego Samozwańca na Ukrainie pojawił się kolejny, już trzeci, Dymitr Samozwaniec. Przy pomocy Kozaków udało mu się nawet zdobyć przyczółek w państwie moskiewskim w postaci miasta Pskowa. Na tym się jednak skończyło, a w 1612 roku Samozwaniec III został zabity.

Podsumowując można dojść do dość interesującego wniosku. Carewicz Dymitr tak po prawdzie nie zapisał się zbyt wielkimi literami w historii świata, czy nawet Rosji. Ale zapisały się jego trzy kolejne kopie, wyskakujące ni stąd ni zowąd na zachodnich rubieżach wielkiego państwa. Udało im się wspólnymi siłami doprowadzić do jednego z największych kryzysów w dziejach państwa carów. Nigdy później i tylko raz wcześniej (podczas najazdów tatarskich w XIII wieku) Rosja została upokorzona tak bardzo jak wówczas.

środa, 6 stycznia 2016

W poszukiwaniu kosmitów w Układzie Słonecznym

Minęło już przeszło pół tysiąclecia od kiedy Krzysztof Kolumb dopłynął do Ameryki. 100 lat temu Roald Amundsen postawił stopy na biegunie południowym, zaś nieco ponad 50 lat temu Edmund Hillary i Tenzing Norgay zdobyli szczyt Mount Everest. Powierzchnia Ziemi została już przez człowieka zbadana niemalże w całości. Na naszej planecie trudno już szukać wyzwań, które mogłyby doprowadzić nas do przełomowych odkryć. Dlatego też naukowcy z całego świata od kilkudziesięciu lat coraz częściej zwracają swoje oczy w przestrzeń kosmiczną. A jedno z najbardziej interesujących pytań, jakie sobie postawili, brzmi: Czy poza Ziemią istnieje życie? Póki co nie jesteśmy rzecz jasna poszukiwać kosmitów w dalekich układach planetarnych. Dlatego szukamy ich na własnym podwórku - w Układzie Słonecznym.
Solar sys
Model Układu Słonecznego.
Nikt nie mówi już dziś rzecz jasna o bawieniu się w kotka i myszkę z przebiegłymi, inteligentnymi istotami ukrywającymi się przed naszymi kamerami na powierzchni Marsa. Obraz zielonych ludzików z wyłupiastymi oczami i przerośniętymi czaszkami już dawna wyszedł z mody. Teraz podniecają nas znacznie bardziej trywialne rzeczy, jak chociażby poszukiwanie nawet najdrobniejszych śladów życia poza Ziemią, przede wszystkim organizmów jednokomórkowych. I w tej materii natrafiamy jednak bez trudu na dość poważny szkopuł. Wszędzie przecież mówi się o tym, że życie na Ziemi rozwinęło się przede wszystkim dlatego, że znajduje się ona w optymalnej odległości od Słońca. A wszystkie pozostałe planety, podobnie jak ich księżyce, tą cechą pochwalić się przecież nie mogą. Musimy więc zacząć poszukiwać haczyków, wyjątków i zaskakujących teorii.

W centrum zainteresowania naukowców zajmujących się poszukiwaniem pozaziemskiego życia od wielu lat pozostaje rzecz jasna Mars. W tym przypadku ujawnia się wyraźnie pewien mankament powiązany z moim dzisiejszym artykułem. Sytuacja rozwija się bowiem niezwykle dynamicznie. Jeszcze rok temu napisałbym zapewne, że naukowcy są przekonani o tym, iż woda na Marsie kiedyś była i zastanawiają się, dlaczego dzisiaj jej już nie ma. Tymczasem dziś piszę zupełnie coś innego. Woda w stanie ciekłym na Marsie jest! Odkrycia tego dokonała w ubiegłym roku sonda kosmiczna należąca do NASA. Podczas szczegółowych badań wykryto na powierzchni Czerwonej Planety ciemne smugi, w zasięgu występowania których ziemia nasiąknięta jest wodą. Woda ta zawiera dużo soli i innych minerałów, dzięki czemu nie zamarza w panujących na Marsie temperaturach. Nie świadczy to wprawdzie jeszcze o istnieniu życia, lecz jeden z podstawowych warunków do jego zaistnienia na czwartej planecie od Słońca został z całą pewnością spełniony - tym bardziej, że według słów specjalistów w odległej przyszłości na Marsie panowały warunki zbliżone do ziemskich.
Mars Valles Marineris
Zdjęcie Marsa wykonane w lutym 1980 roku przez sondę Viking 1.
Phœnix lander at the northern arctic circle of Mars
Bezzałogowy lądownik Phoenix na Marsie w czerwcu 2008 roku.
Kaiser Gullies
Wąwozy w zboczu krateru Kaiser - świadectwo istnienia na Marsie wody w przeszłości nim
zostało potwierdzone jej istnienie także i obecnie.
Oczy naukowców sięgają jednak znacznie dalej niż na Marsa. Potencjalnych form życia poszukuje się także na jednym z 67 księżyców Jowisza, Europie. Obiekt ten jest pod względem budowy wyjątkowy. Jego zewnętrzne warstwy według kilkukrotnie potwierdzanych badań są bowiem zbudowane z wody. Najbardziej zewnętrzną część stanowi oczywiście gruba skorupa lodowa, lecz pod jej powierzchnią, na głębokości kilku lub kilkunastu kilometrów lód poczyna przechodzić w wodę w stanie ciekłym. Tam też istnieć mogą niezbyt rozwinięte formy życia, które koncentrować miałyby się przede wszystkim w pobliżu kominów hydrotermalnych, czyli szczelin w płaszczu Europy, z których wydostaje się gorąca woda. Sęk w tym, że istnienie owych kominów nie zostało jeszcze potwierdzone.
Europa from Voyager II - July 1979 (16546842956)
Zdjęcie Europy wykonane przez sondę Voyager II w lipcu 1979 roku.
PIA01130 Interior of Europa
Schemat przedstawiający warstwy budujące Europę. Na niebiesko ukazano warstwę ciekłej wody,
na biało (jasno-brązowo) - warstwę lodu.
Europa nie jest jednak przypadkiem odosobnionym. Podobne warunki zaobserwowano na innym księżycu Jowisza - Ganimedesie, a także na jednym z księżyców Saturna - Enceladusie. Ten ostatni przykład jest nadzwyczaj interesujący. W okolicach bieguna południowego spod lodu wytryskują liczne gejzery, wyrzucające cząsteczki lodu na setki kilometrów ponad powierzchnię księżyca. Daje to naukowcom możliwość przeprowadzenia wnikliwych badań. Przy użyciu sondy Cassini, podczas kilku jej przelotów w pobliżu Enceladusa, pobrano próbki wystrzelonej w kosmos materii. Po badaniach prowadzonych "na odległość" ustalono, że w próbkach prócz wody znajdują się także minerały. Naukowcy uznają to za realizację kolejnego spośród warunków koniecznych do powstania życia, a część z nich uważa, że to właśnie Enceladus powinien być pierwszy w kolejce podczas naszych poszukiwań pozaziemskich istot.
Enceladus geysers June 2009
Zdjęcia gejzerów na Enceladusie wykonane przez sondę Cassini w 2009 roku.
W Układzie Słonecznym jest więc całkiem sporo wody, w której potencjalnie kryć się może życie. Mars, Europa, czy Enceladus to doskonałe argumenty na poparcie tej tezy. Jeśli już rozważamy istnienie pozaziemskiego życia, warto pójść o jeszcze jeden krok dalej, do sfery nie tyle argumentów, co niczym - jak dotąd - niepotwierdzonych teorii. Innymi słowy, do sfery science-fiction. Bo kto powiedział, że życie nie może istnieć bez wody? Dlaczego z góry zakładamy, że musi się ono opierać na takich samych zasadach, jak nasze? Być może gdzieś we wszechświecie istnieją organizmy skonstruowane inaczej niż my, które do życia potrzebują związków chemicznych innych niż woda. Jeśli tak, to pojawić się mogą również i w Układzie Słonecznym. A najlepszym miejscem dla ich rozwoju byłby Tytan.

Tytan, największy księżyc Saturna, jest nadzwyczaj podobny do Ziemi. Po pierwsze, może się pochwalić gęstą atmosferą, w której dominuje azot. U nas jest go 78%, na Tytanie - aż 98%. Po drugie, jego powierzchnia została ukształtowana w niezwykły sposób. Znajdziemy na nim góry, obniżenia, doliny i wzgórza. Na równiku zaobserwowano zaś pokaźnych rozmiarów wydmy. Najważniejsze dla tej opowieści są jednak licznie występujące w okolicach biegunów Tytana jeziora. Tak, jeziora! Tyle że nie wypełnia ich woda, a ciekły metan. Temperatura na powierzchni tego księżyca osiąga bowiem nawet -200 stopni Celsjusza, czyli wartość, w której metan nie jest już gazem, a właśnie cieczą.

Kilka lat temu w świecie nauki pojawiła się teoria jakoby na Tytanie mogłyby istnieć niezbyt skomplikowane organizmy o dość niecodziennym charakterze. Miałyby one pochłaniać acetylen, oddychać wodorem i wydalać metan. Początkowo te rewelacje traktowano ze sporym dystansem. Wszystko zmieniło się jednak wraz z opublikowaniem wyników badań przeprowadzonych w 2010 roku przez wspominaną już sondę Cassini. Zgodnie z nimi w dolnych partiach atmosfery Tytana występują niewyjaśnione jak dotąd braki dwóch gazów - wodoru i acetylenu. Powstało już na ten temat kilka teorii, lecz póki co żadna nie jest w pełni wiarygodna. I żadna nie wygrywa też zdecydowanie z teorią dotyczącą życia opartego na wodorze.
PIA17655 Jingo Lacus crop2
Jingpo Lacus, metanowe jezioro na Tytanie.
Z tych wszystkich przykładów poszukiwań pozaziemskiego życia buduje się pewien obraz. A mianowicie, w tym temacie nie wiemy jeszcze nic. Wszystko, co możemy póki co na ten temat powiedzieć, to tylko teorie i założenia. Cały świat oczekuje więc momentu, w którym kilku oficjeli z NASA powie na konferencji prasowej, że gdzieś poza Ziemią odnaleziono jakąś mikroskopijną bakterię. Gdzie to będzie? Na Marsie, Europie, Tytanie - wszystko jedno.

A co Wy sądzicie o życiu pozaziemskim? Czy może ono gdziekolwiek istnieć? Czy ogranicza się według Was wyłącznie do mikroorganizmów, czy też może przybierać znacznie bardziej spektakularne formy? :)

sobota, 2 stycznia 2016

Najdziwniejsze artykuły Wikipedii

W polskiej wersji Wikipedii znajdziemy już grubo ponad milion artykułów, a ich liczba powiększa się każdego miesiąca o kolejne 5 tysięcy. Choć liczby te mogą przyprawić o zawrót głowy, dla przeciętnego wikipedysty stanowią one zaledwie wierzchołek góry lodowej. Według niektórych szacunków na Ziemi żyje jakieś osiem milionów gatunków istot żywych, a ludzie mieszkają w dwóch milionach różnych miast, miasteczek, wiosek, czy osiedli. A tak wielkiej ilości materiału do opisania mogą dostarczyć zaledwie dwie spośród setek dostępnych dziedzin. Niemniej twórcy artykułów nierzadko potrafią zaskoczyć swoją inwencją twórczą i stworzyć całkiem rzetelne artykuły na tematy dość kuriozalne. I takim przypadkom przyjrzymy się dzisiaj.

Artykuły o tego typu tytułach zazwyczaj są swego rodzaju żartami i przeznacza się je do natychmiastowego skasowania. Twórca tego spełnił jednak wszystkie konieczne do jego zaakceptowania warunki. Artykuł dotyczy zjawiska, które w pewien sposób stało się już kultowe, funkcjonując zarówno jako symbol, jak i stereotyp. Treść zawiera informacje o historii opisywanego zjawiska, odnosząc się między innymi do dziejów Starożytnego Egiptu, Imperium Rzymskiego, czy Cesarstwa Japonii. Wszystko opatrzone jest barwnymi zdjęciami i sporym katalogiem rozmaitych przypisów, zapewniających o prawdziwości przedstawionych informacji.
Sandals Worn wth White Ankle Socks
Z całą pewnością mieliście kiedyś do czynienia z niezapomnianymi żartami na temat Wąchocka i jego mieszkańców, prawda? Tak było również i z twórcą artykułu dotyczącego sołtysa miasta. W trzech akapitach zawarł on najważniejsze informacje dotyczące tej kultowej postaci. Podczas lektury dowiemy się więc o tym, że w rzeczywistości nie ma kogoś takiego jak sołtys Wąchocka, że w mieście mimo wszystko stoi jego pomnik, a także o tym, że od pewnego czasu funkcjonuje tytuł Honorowego Sołtysa Wąchocka. Poza tym, w artykule dokonano gruntownej analizy żartów o Wąchocku, a nawet zapisano jeden z nich w roli przykładu. Czekamy tak więc na artykuły o babie i lekarzu, Jasiu, jak również o mrówce i słoniu. Kto jest za? :)
Wachock pomnik soltys 2 by sh
Tym razem artykuł podparty definicją słownikową. Możemy z niego wyczytać mnóstwo przydatnych informacji. Czym jest pojadanie (zwane również podjadaniem)? Co zazwyczaj pojadamy? Jak wydostać produkty z kolorowych opakowań, żeby je pojeść? No i co zrobić, żeby pojadanie nie skończyło się dla nas otyłością? Jeśli mieliście kiedykolwiek wątpliwości, to zachęcam do przeczytania artykułu. ;)
FEMA - 211 - Photograph by Dave Gatley taken on 09-21-1999 in North Carolina
Wolfgang Amadeusz Mozart zasłynął na świecie jako jeden z największych kompozytorów w dziejach. Zapewne dlatego na Wikipedii nie mogło zabraknąć artykułu nie tylko o nim, lecz także i o jego śmierci. Został on rozbudowany praktycznie do granic możliwości. Zawiera między innymi relację z ostatnich dni wielkiego artysty, opis samej śmierci i jej przyczyn, sytuację po dokonaniu się życia Mozarta, jego pogrzeb, diagnozy, przemyślenia bliskich i ekspertów. Trudno byłoby wycisnąć z tego tematu coś więcej.
Mozart drawing Doris Stock 1789
Pozostajemy jeszcze przy dość ponurej atmosferze. Choć tytuł artykułu nasuwa całkiem niejednoznaczne skojarzenia trącące nieco o science-fiction, jego treść jest już znacznie bardziej realistyczna. Zawarte w nim przykłady to opowieści o ludzkim oporze, poświęceniu i tragicznych próbach realizacji marzeń swego życia. Poznamy więc na jego podstawie historię Franza Reichelta, który zginął testując spadochron własnego pomysłu poprzez skok z Wieży Eiffela, czy Williama Nelsona, zmarłego w wyniku upadku podczas jazdy próbnej z wymyślonego przez siebie nowoczesnego modelu roweru.
Flying tailor
Nie łudźcie się. W artykule pod nazwą "Efekty uczenia się" nie znajdziecie jasno wypisanych skutków Waszego kształcenia. Nie dowiecie się też, co zrobić, by uczyć się z lepszą efektywnością. Staniecie natomiast przed trudnymi do zrozumienia zagadnieniami natury czysto prawnej, wiążących się z europejskimi i polskimi dokumentami dotyczącymi szeroko pojętej edukacji. Niemniej tytuł jest dość interesujący i może zaciekawić potencjalnego użytkownika internetu.

Tego nie mogło po prostu zabraknąć. Jedno z najbardziej rozpowszechnionych, a jednocześnie i zakręconych zjawisk w kulturze masowej XXI wieku po prostu musiało znaleźć miejsce na Wikipedii. W artykule poza sporą liczbą zdjęć znaleźć można historię "ruchu miłosnych kłódek", jak i obszerną listę miejsc w Polsce, w których bez wzbudzania większych sensacji możecie zawiesić swoje własne kłódeczki. Brakuje mi tylko informacji o wpływie tych maleństw na wyporność mostów i finanse władz miasta... ;)
Father Bernatek footbridge (Kraków)
Wyrażenie to stało się w Polsce tak powszechne i kultowe, że zapominamy już w praktyce, kto i w jakich okolicznościach je wypowiedział. Dla przypomnienia - były to słowa Lwa Rywina z 2002 roku i stały się jednym z aspektów rozpętanej rok później afery Rywina. Ten polityczny slogan nie jest jednak jedynym, który funkcjonuje na Wikipedii. Znajdziemy tam też POPiS, Moherowe berety, czy słynne "Spieprzaj, dziadu!".

9. Dziura drogowa
Dziura drogowa to jedna z najpowszechniejszych rzeczy w naszym życiu. Nie wiem jak wygląda to u Was, ale ja nie rozstaję się z nimi nawet na jeden dzień. Artykułu o nich nie mogło więc zabraknąć na Wikipedii. Tylko co o nich napisać? Ano jak się okazuje - całkiem sporo. Po pierwsze, jak powstaje z dokładnym rozpisaniem na rozmaite czynniki i rozróżnieniem geograficznym. Dalej, jak wpływa na zdrowie nasze i naszych pojazdów. I wreszcie, w jaki sposób przeciwdziałać pladze dziur drogowych. Warto także złożyć gratulacje osobie, która wymyśliła zgrabny (i obiektywny!) podtytuł do rozdziału "naprawa" - "zakres potrzeb w Polsce".
Kamieniec Szalejow Gorny road
10. Polskie drogi
Nie, to nie jest artykuł, z którego dowiemy się o przebiegu polskich autostrad i dróg krajowych. Taki nie znalazł by zresztą miejsca na tej liście. Zamiast tego podczas jego lektury dowiedzieć się możemy o fatalnym stanie polskich szlaków lądowych. A właściwie, to dowiemy się o istnieniu stereotypu takie poglądy rozgłaszającego. Dowiemy się skąd ten stereotyp się wziął i dlaczego się przyjął, jak również przeczytamy coś niecoś na temat wpływu położenia geograficznego Polski na stan nawierzchni dróg w kraju. Interesujące, nieprawdaż? ;)
Autostrada Sudecka
11. James while John had had had had had had had had had had had a better effect on the teacher
Wygląda tak, jakby ktoś przysnął przy komputerze i wkleił do tekstu wyrażenie "had" ciut za dużo razy. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej zwyczajna, choć równie interesująca. Artykuł ten traktuje o prawdziwym zdaniu w języku angielskim, używanym w procesie kształcenia, by ukazać uczniakom jak ważne jest stosowanie znaków interpunkcyjnych. Zdanie to powinno tak naprawdę brzmieć "James, while John had had "had", had had "had had"; "had had" had had a better effect on the teacher". Sprytne, prawda?

12. Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentater
I na koniec prawdziwa petarda! Nie, to nie pomyłka ani żart. Słowa te ukuł wielki polski poeta, Julian Tuwim już prawie 100 lat temu. W doskonały sposób wyśmiewają one charakter niemieckiego słowotwórstwa. Bo, co ciekawe, teoretycznie rzecz biorąc takiego tasiemca można w języku niemieckim utworzyć i będzie on absolutnie poprawny. A znaczyć będzie tyle, co "zabójca hotentockiej matki głupka i jąkały umieszczony w  kufrze z plecionki przeznaczonym do przechowywania schwytanych kangurów". Komentarz niepotrzebny.
 Julian Tuwim
 I to by było na tyle. Jeśli znacie jeszcze jakieś interesujące artykuły rodem z Wikipedii, to piszcie w komentarzach. Który z tych, jakie Wam przedstawiłem, podobał się Wam najbardziej? Czy uważacie, że któryś z nich nadawałby się do usunięcia? :)