sobota, 20 lutego 2016

Liebster Blog Award... numer dwa

Podczas pisania mojego pierwszego w pełni chemicznego artykułu (przy okazji zachęcam do przeczytania - Gdy odkrywamy nowe pierwiastki) zostałem mile zaskoczony kolejną już nominacją do nagrody Liebster Blog Award. Szczerze powiedziawszy, z początku nie byłem wielkim entuzjastą wypełniania długiego formularza po raz wtóry, lecz gdy zobaczyłem pytania przygotowane przez Monikę Szostek, nie mogłem się po prostu oprzeć odpowiedzeniu na nie. Dziękuję bardzo za nominację i - nie przedłużając - przechodzimy do sedna, czyli do odpowiedzenia na konkursowe pytania :D.
Dziś maraton zdjęć - zapychaczy. Najsampierw uroki Saskiej Szwajcarii. ;)
Punkt numer 1. Odpowiedzi.

1. Dostałeś właśnie darmowy bilet na podróż na księżyc, ale zauważasz, że jest tylko w jedną stronę. Co robisz?
Wbrew pozorom jest to dla mnie bardzo łatwe pytanie. Nie lecę. Nie chodzi o to, że życie nie jest mi niemiłe, ale na pokład czegokolwiek co lata nie wsiądę. I tyle. Blokada psychiczna. :) Więc nawet gdyby bilet był w obie strony, pewnie oddałbym go dobremu przyjacielowi ;).
2. Siedzisz w barze i pijesz właśnie trzecie piwo. Przysiadają się do Ciebie Vladimir Putin, szkielet Tolkiena i piękna Włoszka. Każdemu możesz zadać po jednym pytaniu. O co zapytasz?
Pytanie dla Putina: Kogo wolisz - Gerarda Depardieu, czy Leonarda DiCaprio? (jeśli nie wiesz o co chodzi, sprawdź najnowsze wiadomości filmowe ;) ).
Pytanie dla szkieletu Tolkiena: Jak ci się podoba "Hobbit" Petera Jacksona?
Pytanie do pięknej Włoszki: Eeeee.... ;)

3. Gdybyś mógł żyć tysiąc lat, jak wykorzystałbyś cały ten czas?
Hmmm... Pewnie bym się dużo nudził. Ale z drugiej strony, ile artykułów można by przez ten czas napisać? :D

4. Co byś wybrał: aby przez dwie sekundy usiadł na Tobie słoń czy trzygodzinną rozmowę z Kaczorem Donaldem na temat zmian konstytucyjnych II RP?
Pewnie co niektórych nie zaskoczę, ale jak dla mnie druga opcja jest całkiem kusząca. Zmiany konstytucyjne II RP są dla mnie - jako dla miłośnika historii - całkiem interesujące. A Kaczor Donald zbyt dużo pewnie o nich nie wie, więc byłaby to okazja do promocji dziejów Polski w świecie :).
5. Kot z jednym okiem czy pies bez ogona? Uzasadnij wybór.
Pies bez ogona. Jak dla mnie obecność wszystkich części ciała nie ma jakiegoś wielkiego znaczenia, a psy lubię znacznie bardziej od kotów ;).
Dwa lemury w opolskim zoo - w sumie czworo oczu i dwa ogony ;).
6. Możesz odwiedzić trzy kraje w trzy dni. Gdzie jedziesz?
No to jak już, to spełniamy marzenia. :) Po pierwsze, Francja z Luwrem, Wersalem, Lazurowym Wybrzeżem i zamkami nad Loarą. Po drugie, Wielka Brytania z Big Benem, Tower, Projektem Eden i klifami w Dover. Po trzecie, Wenezuela z Tepui i wodospadem Salto Angel. :)

7. Znajdujesz na ulicy kupon Toto-Lotka, który trafia szóstkę. Wygrywasz miliard. Następnego dnia osoba, której bardzo nie lubisz skarży ci się (nie wiedząc o twojej wygranej), że zgubiła kupon Toto-Lotka z trafioną szóstką. Co robisz?
To pytanie wymaga drobnego rozpisania się. To nie jest tak, że pieniądze szczęścia nie dają. Dają, i to dużo. Ale z drugiej strony, tyle samo szczęścia odbierają - przede wszystkim tego, które wynika z motywacji, ambicji, dążenia do kolejnych celów. Oddałbym więc wygraną wrogowi. Niech się sam z nią męczy ;).......... Ale jak zaoferowałby mi drobne znaleźne, to bym pewnie nie odmówił ;).

8. Złoto czy srebro? Dlaczego?
Srebro. Bo mowa jest srebrem, a milczenie złotem. A ja wolę gadać :).

9. Możesz podbić oko jednej postaci historycznej. Komu i z jakiego powodu?
To najtrudniejsze pytanie z zestawu. Podbić oko najlepiej byłoby jakiemuś wielkiemu zbrodniarzowi. Tyle że żaden zbrodniarz nie został zbrodniarzem tylko ze względu na własne pragnienie. Jego wola do bycia takim a nie innym wiązała się też z wszelkiego rodzaju czynnikami zewnętrznymi, nastrojami społecznymi, procesami zachodzącymi od lat i zwykłym przypadkiem. Gdyby nie było Hitlera, na scenie pojawiłby się z całą pewnością ktoś inny, równie zbrodniczy, ale o innych motywach, celach i ambicjach. I historia mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej - kto wie, gorzej czy lepiej? Ale jako że Hitler był, ten ktoś dopełnił swoich dni zapomniany, nieposądzany nawet o bycie najczarniejszą postacią w historii... Ale jako że pytanie padło, to na kogoś wskazać muszę. I nie będzie to w takim razie zbrodniarz. Dajmy na to, Spartakus. To w końcu dobry wpis do CV, że pobiło się takiego mocarza, czyż nie? ;)

10. Twój przyjaciel przywiązuje cię do fotela i każe oglądać na raz jedną ze sławnych filmowych trylogii: "Matrix", "Władca Pierścieni" lub "Gwiezdne Wojny". Co wybierasz?
Oczywiście "Władca Pierścieni". Nigdy nie lubiłem "Matrixa", "Gwiezdne Wojny" uważam za kultowe i wspaniałe, ale "Władca Pierścieni" z jej muzyką (!), efektami specjalnymi, charakteryzacją, grą aktorską, przemyślanym scenariuszem, zdjęciami itd. nie pobije nic! :D
11. Którą książkę czytasz najczęściej?
Nawiązując do poprzedniego pytania, "Władcę Pierścieni" J. R. R. Tolkiena. :D
Edmund Osmańczyk na Wzgórzu Uniwersyteckim w Opolu. Tak wyglądałem, gdy zobaczyłem pytania ;).
Punkt numer 2. Moi nominowani.
No to teraz ja muszę wskazać kilku spośród tych nieszczęśników, którzy tym razem odpowiedzą na moje pytania ;). Tym razem nominuję następujące blogi:

1. Amelii podróże duże i małe - Ostatnio dostałem nominację właśnie od tego bloga. Ale nie jest to rewanż. Jak napisałem wówczas, chętnie nominowałbym tego właśnie bloga, gdyby nie to, że zostałem przez niego nominowany. :) Teraz mam więc okazję ;).
2. Maszyny okiem dziewczyny - blog niezwykle oryginalny, którego autorka pełna jest nowych pomysłów, a każdy kolejny wpis wciąga mnie jeszcze bardziej ;).
3. Matka Puchatka -  bardzo interesujący blog, na którym duże znaczenie odgrywają ukochane przeze mnie książki. Nierzadko jest dla mnie inspiracją dla poszukiwania kolejnych lektur (choć nieczęsto udaje mi się je przeczytać :) ).
4.  Kino dla Ciebie - blog o tematyce filmowej, w którym znaleźć mogę zawsze recenzje najnowszych filmów, które często przekonują mnie do obejrzenia niektórych pozycji :).
5. TropiMy Przygody - blog podróżniczy, który jak dla mnie odznacza się niezwykłą estetyką wpisów i przepięknymi zdjęciami. Im muszę przyznać, że opisywane na nim podróże są nieraz tak odległe, że bardzo jego twórcom zazdroszczę. ;)
6. Ogrodniczka w podróży - blog bardzo wyprofilowany, z czego wynika w dużej mierze jego urok. Wspaniałe opisy ogrodów w całej Polsce (i nie tylko) są dla standardowego czytelnika bardzo przyjemnym doświadczeniem. :)
7. Travelling Rockhopper -  gratulacje dla twórcy, bo pomysł na bloga jest genialny. Oryginalność, regularność i wspaniałe zdjęcia sprawiają, że za każdym razem z uśmiechem na ustach wracam do czytania kolejnych postów :D.
8. Rydwanik Historyczny - No chyba nie myśleliście, że zabraknie jakiegoś bloga historycznego? A już na pewno takiego! :)  Duża pomysłowość i wychodzenie poza schemat to główne z jego mnóstwa zalet ;).
9. Viennese breakfast - Dobrze jest jeśli blog traktuje o stosunkowo wąskim temacie (czego oczywiście nie można powiedzieć o moim blogu ;)), ale prowadzenie całego bloga tylko i wyłącznie o Wiedniu, jest dla mnie czymś nie do pojęcia. Ale się udaje. :D
10. Wolnym krokiem -  blog pełen niespodzianek. Przez lato to jeszcze myślałem sobie: "Bardzo dużo podróży, ale w granicach rozsądku". Ale gdy zacząłem czytać o zimowych wypadach autorki, szczególnie tych górskich, to zacząłem się zastanawiać, jak napięty musi mieć ona grafik. :) Dużo zdjęć, barwne opisy, piękne krajobrazy - nic, tylko czytać i oglądać. :D
Zamek w Książu - nie ma żadnego powiązania z tym artykułem, ale wygląda ładnie, prawda? :D
Punkt numer 3. Moje pytania.
Nareszcie nadeszła chwila, w której to ja zadam innym kilka pytań. Już raz je zadawałem i nie chcę, żeby zabrzmiały tak jak poprzednio. Więc trochę pokombinuję i postaram się być równie oryginalny, co moja poprzedniczka. ;)

1. Zaprzyjaźniona firma chce opłacić Ci dwumiesięczne wakacje. Jedynym warunkiem jest to, że przez cały czas ich trwania nie wyjedziesz poza wybraną przez siebie miejscowość. Które miejsce wybierzesz i dlaczego?
2. Co byś wolał/a: stanąć na szczycie Mount Everestu, czy popłynąć na dno Rowu Mariańskiego?
3. Przegrałeś zakład i za karę musisz wstąpić do fanklubu jakieś postaci historycznej. W okolicy działają fankluby Juliusza Cezara, Winstona Churchilla i - co nie jest oczywiście przypadkiem - Sulejmana Wspaniałego. Który z nich wybierzesz?
4. Gdybyś miał/a wolny wybór na którym z tych uniwersytetów chciałbyś/-abyś studiować: na Harvardzie, w Cambridge, czy na Jagiellonce?
5. Jakie zwierzątko wybrałbyś/-abyś na stanowisko domowego pupilka, gdybyś do wyboru miał/a wszystkie poza psem i kotem?
6. Z jakim politykiem zjadłbyś wystawny obiad i dlaczego?
7. Ludzie opracowali właśnie technikę podróży z prędkością kilkadziesiąt razy wyższą niż prędkość światła. Firmy turystyczne oferują tanie podróże w różne zakątki Układu Słonecznego i Drogi Mlecznej. Gdzie najchętniej byś się wybrał/a?
8. Możesz wybrać dowolnego sportowca i dowolną dyscyplinę sportową, w której się z nim zmierzysz. Kogo i co wybierzesz?
9. Który film spośród wszystkich, które obejrzałeś/-aś, uważasz za najlepszy?
10. Co robisz, gdy nie chce ci się nic robić?
11. Czy widzisz w tych pytaniach jakąś regułę? (podpowiedź: przewiń nieco w górę) ;)
 
Wieża na Biskupiej Kopie - przynajmniej raz od dołu. :)
Wszystkich nominowanych zachęcam do poświęcenia kilku chwil na odpowiedzenie na moje - całkiem nie takie proste - pytania i nominowanie kolejnych osób. Z doświadczenia wiem, że to niezła frajda. :)

Zobacz też:
1. Liebster Blog Award po raz pierwszy ;).

Gdy odkrywamy nowe pierwiastki

Ostatnio dość często zdarza mi się pisać o najnowszych odkryciach naszych kreatywnych naukowców. Tak będzie i tym razem, choć muszę przyznać, że dzisiaj prezentowana przeze mnie nowinka ze świata nauki jest tylko okazją do opowiedzenia nieco szerszej historii. A tematem dzisiejszego artykułu są zupełnie nowiutkie pierwiastki chemiczne, których odkrycie zostało nie tak dawno potwierdzone. Co to za indywidua? Jak je "odnaleziono"? I co zrobić, by do katalogu pierwiastków dorzucić coś jeszcze? Na te pytania odpowiemy sobie za chwilkę.
Elektronskal 118
Schemat budowy ununoctium (pierwiastek 118). We wnętrzu znajduje się jądro atomowe
złożone z protonów i neutronów, zaś wokół niego istnieje siedem powłok elektronowych
z elektronami ukazanymi w postaci mniejszych kuleczek.
Pierwsze pierwiastki ludzie odkryli już kilka tysięcy lat temu. Aż do epoki oświecenia odkrycia te nie były jednak jeszcze zakrojone na jakąś szczególnie szeroką skalę. Rozwój chemii ruszył z kopyta dopiero w połowie XVIII wieku. W ciągu ostatnich dwóch stuleci udało się zarejestrować niemalże sto nowych pierwiastków, dobijając z ich liczbą do 118. Cztery z nich, o numerkach 113, 115, 117 i 118, zostały uznane przez Międzynarodową Unię Chemii Czystej i Stosowanej w pierwszych dniach stycznia tego roku.

Periodic Table Armtuk3
Układ okresowy pierwiastków w wersji z czterema nowoodkrytymi pierwiastkami oraz pierwiastkiem
ununonium (119), którego odkrycia jeszcze nie potwierdzono.
Warto zaznaczyć, że odkrywanie jako takie zakończono w roku 1940. Wszystkie odkryte później pierwiastki nie występowały już w przyrodzie, więc trzeba je było wyprodukować. Z każdym kolejnym "odkrytym" pierwiastkiem produkcja jest jednak coraz trudniejsza (o czym jeszcze opowiem), więc w ostatnich latach na rynku ich poszukiwania wystąpiła znacząca specjalizacja. W latach 90. prym w tej materii wiódł niemiecki Instytut Badań Ciężkich Jonów w Wixhausen. Począwszy od roku 1999 niemalże wszystkie kolejne pierwiastki odkryli naukowcy reprezentujący rosyjski Zjednoczony Instytut Badań Jądrowych w Dubnej i amerykański Lawrence Livermore National Laboratory. Ich zasługą są także pierwiastki numer 115, 117 i 118. Pierwiastek 113. odkryli natomiast badacze z japońskiego instytutu Riken.
LLNL Aerial View
Lawrence Livermore National Laboratory z lotu ptaka. Robi wrażenie, prawda? ;)
Pewnie zastanawiacie się, jakie nazwy noszą nowoodkryte pierwiastki. Już spieszę zaspokoić Waszą ciekawość. Otóż są to kolejno: ununtrium, ununpentium, ununseptium oraz ununoctium. Niezbyt proste do zapamiętania, prawda? Nie martwcie się jednak o to, gdyż nazwy te nie zagrzeją na długo miejsca w układzie okresowym. Są to bowiem jedynie imiona przejściowe, obowiązujące do momentu, kiedy nie wymyśli się czegoś lepszego. Podobne nazwy nosiły niegdyś dzisiejsze roentgen, kopernik, czy też liwermor. A jak można nowe pierwiastki nazwać? Od pewnego czasu utartą regułą jest nadawanie nazw związanych ze słynnymi postaciami świata nauki, bądź miejscami ściśle z nauką powiązanymi - co zobaczyć możecie chociażby na trzech powyższych przykładach.

Electron shell 112 Copernicium - no label
Schemat przedstawiający budowę atomu kopernika.
Na koniec trzeba jeszcze wyjaśnić, jakie mamy perspektywy na wyprodukowanie kolejnych pierwiastków. Jak zapewne zauważyliście, zapełniliśmy już siódmy okres w tablicy Mendelejewa i kolejne pierwiastki będą już stanowić okres ósmy. Oczywiście wiele instytutów badawczych rozpoczęło już wyścig o odkrycie numerów 119, 120, a nawet dalszych. Tyle że, jak już wcześniej wspominałem, nie będzie to zbyt łatwe. Każdy kolejny pierwiastek jest bowiem coraz mniej trwały. Ununoctium (118) był sobą przez 0,0001 sekundy, po czym zaczął się gwałtownie rozpadać na pierwiastki o mniejszej liczbie atomowej, czyli opatrzone niższym numerkiem. Warto też dodać, że sam proces "produkcji" nie polega tylko na wymieszaniu ze sobą dwóch substancji i poczekaniu na efekty. Nie. Nowe pierwiastki tworzy się poprzez zderzanie jąder atomowych pierwiastków znacznie lżejszych. Prędkość musi być jednak ogromna, zbliżona do prędkości światła. A takie prędkości mogą zapewnić praktycznie tylko akceleratory cząstek, takie jak słynny szwajcarski Wielki Zderzacz Hadronów, i inne im podobne urządzenia.
CERN Aerial View
Wielki Zderzacz Hadronów, największy akcelerator cząstek na świecie. Na zdjeciu lotniczym przy
pomocy kolorowych linii przedstawiono jego położenie (znajduje się on pod ziemią). Ten akcelerator
nie zajmuje się jednak bezpośrednio poszukiwaniem nowych pierwiastków.
No dobra. Tylko skoro to takie trudne, a tworzone pierwiastki nie istnieją nawet przez mgnienie oka, to po co ich poszukujemy? Po kiego grzyba poświęcamy tyle czasu, pieniędzy i energii na uzyskanie atomu, który i tak przestanie istnieć zanim pomyślimy "Udało się"? Działania te wynikają z pewnej hipotezy, która jest dość popularna w środowisku badaczy. Wielu naukowców jest bowiem przekonanych, że gdzieś tam, hen daleko, znajduje się swego rodzaju wyspa stabilności, grupa nieznanych nam jeszcze pierwiastków, które będą w stanie utrzymać się przez kilka godzin, miesięcy, a może nawet i lat. Według niektórych koncepcji takie pierwiastki są już tylko na wyciągnięcie ręki, według innych - daleko nam jeszcze do ich odkrycia. Niemniej jeżeli je już odkryjemy, to z całą pewnością będziemy mogli je w jakiś kreatywny sposób wykorzystać.
Island of Stability
Schemat obrazujący koncepcję o wyspie stabilności. Kolorowe słupki przedstawiają stabilność izotopów
różnych pierwiastków. W lewym dolnym rogu mamy pierwiastki już poznane, zaś "wysepka" w prawym
górnym rogu do nasz cel. Ze względu na fakt, że wyspa stabilności jest póki co jedynie teorią, schemat
nie jest zbyt dokładny, a podane wartości mogą nie oddawać w pełni rzeczywistości.
No i co o tym wszystkim myślicie? Czy uda nam się zapełnić ósmy okres tablicy Mendelejewa? Czy uda nam się znaleźć tą przesławną wyspę stabilności? Zachęcam do wypowiedzenia się na ten temat w komentarzach! :)

Zobacz też:
1. Gwiazdy na Ziemi, czyli o energii przyszłości
2. Wikipedia, Spotify, Firefox - skąd te nazwy?
3. Muzea nie z tego świata

środa, 17 lutego 2016

O tym, jak Czesi wyrzucali ludzi z okien

Defenestracja to termin historyczny, który na pozór wydaje się bardzo trudny do zapamiętania i brzmi nieco zbyt naukowo, by się nim zajmować. Prawda jest oczywiście inna. Nazwa ta została bowiem zapożyczona od łacińskiego "de fenestra" ("z okna") i oznacza ni mniej ni więcej, jak wyrzucenie z okna. Jest to dość wyszukany sposób na pokazanie swojemu rywalowi, że łatwo mu z nami nie będzie, a jako metoda walki nie był zbyt często wykorzystywany. Jest jednak w Europie pewien kraj, w którym defenestracja była stosowana tak często, że urosła do rangi swego rodzaju sportu narodowego. A krajem tym jest nasz sąsiad - Czechy.
Początki tradycji wyrzucania z okien sięgają w Czechach XV wieku, a konkretnie - roku 1419. Czechy znajdowały się wówczas w przededniu wielkiej zawieruchy, którą określano później mianem wojen husyckich. Husyci byli ukształtowanym kilka lat wcześniej odłamem chrześcijaństwa, którego twórcą był wielki reformator Jan Hus. Nietrudno zgadnąć, że katolicy z husytami nie za bardzo się lubili, a i papieżowi było trochę nie w smak, że w całkiem sporym kraju w środku Europy panoszy się herezja. Oliwy do ognia dolało podstępne aresztowanie i spalenie na stosie Jana Husa w 1415 roku. Od tego czasu nastroje w Czechach zaczęły się gwałtownie radykalizować, co nieuchronnie prowadziło do eskalacji konfliktu.

30 lipca 1419 roku ulicami Pragi przeszła husycka manifestacja pod przewodnictwem duchownego Jana Żeliwskiego. Jednym z punktów pochodu stał się ratusz Nowego Miasta. Tam doszło do małej różnicy zdań pomiędzy protestującymi a miejskimi radnymi. Mała różnica zdań niebawem przerodziła się w nieco większą różnicę zdań, a ta - w pokaźnych rozmiarów bójkę. Sytuację miał jeszcze zaostrzyć kamień rzucony z okna ratusza w kierunku Żeliwskiego. Tego było już za wiele i rozgniewany tłum wypchnął z okien siedmiu katolickich rajców. Jak się później okazało, było to dobrym pretekstem do wybuchu wojen husyckich, trwających niemalże nieprzerwanie przez kolejnych 17 lat.
New town City Hall Prague
Praski ratusz, w którym w roku 1419 dokonano pierwszej defenestracji.
Staroměstská radnice, pamětní deska - Jan Želivský
Praska tablica poświęcona Janowi Żeliwskiemu.
Na pozór cała ta sytuacja wydaje się śmieszna, ale pamiętajmy, że prawda nie była zbyt różowa. Pod oknami praskiego ratusza nie rosną żadne krzaki, a ubita ziemia, czy też kostka brukowa bywają twarde. Nietrudno więc się domyślić, że los katolickich rajców był policzony. Na kolejną defenestrację nie trzeba było jednak długo czekać. Już w 1483 roku proceder powtórzono, w zasadzie z podobnych pobudek, aczkolwiek w nieco odmienionej sytuacji społecznej. Praga była wówczas bowiem nękana głodem i zarazami.

Znacznie bardziej interesująco zrobiło się natomiast w roku 1618. Całe 199 lat po pierwszej defenestracji mieszkańcy Pragi ponownie uciekli się do swojego tradycyjnego procederu. W Czechach wyznaniem dominującym był już nie tyle husytyzm, co luteranizm. Sęk w tym, że krajem władali wówczas bardzo katoliccy Habsburgowie. A trzej kolejni królowie z tego rodu, rządzący w początkach XVII wieku, a więc Rudolf II, Maciej i Ferdynand Styryjski, byli niezwykle zagorzałymi obrońcami papiestwa. Nic więc dziwnego, że na przełomie kilkudziesięciu lat Czesi podejmowali liczne próby wpłynięcia na zdecydowanie nieprzychylną im politykę monarchów.

Czara goryczy przelała się w maju 1618 roku. Ferdynand Styryjski był królem Czech od niespełna roku, lecz swoimi metodami rządzenia już zdołał poważnie zajść za skórę protestantom. Do jego ciekawszych decyzji należało wprowadzenie cenzury i wykluczenie innowierców od sprawowania co ważniejszych funkcji państwowych. 23 maja, podczas trwania zjazdu czeskich protestantów, część obradujących wyprawiła się na Zamek Królewski na Hradczanach, by pogadać na poważnie z królewskimi przedstawicielami.

Również i tym razem na pogadance się nie skończyło i niebawem z okien zamku wyfrunęło trzech urzędników: namiestnicy Vilem Slavata i Jaroslav Borita Martinitz oraz sekretarz Philipp Fabricius. Ci mieli jednak więcej szczęścia niż ich poprzednicy i wylądowali na... górze kompostu. Nie odnieśli więc nawet bardziej poważnych obrażeń. Ich "cudowne" ocalenie zostało zaś szybciutko podchwycone przez stronnictwa katolickie. Niemniej ta defenestracja praska doprowadziła do wybuchu wojny trzydziestoletniej, jednego z najbardziej wyniszczających konfliktów w historii Europy.
Defenestration-prague-1618
Defenestracja praska z 1618 roku według Matthausa Meriana, szwajcarskiego rytownika żyjącego na
przełomie XVI i XVII wieku.
Karel Svoboda Defenestrace
Defenestracja praska według Karela Svobody, czeskiego malarza XIX-wiecznego.

Prague Castle defenestration site
Fragment zamku na Hradczanach, z którego wyrzucono królewskich urzędników.
Do jeszcze jednej praskiej defenestracji dojść miało 10 marca 1948 roku, a więc w czasach odległych od opisywanych nieco wyżej. Tym razem ofiarą upadku z wysokości okazał się być Jan Masaryk, premier Czechosłowacji. Polityk reprezentował w swoim kraju stronnictwo demokratyczne, zaś do przejęcia tam władzy przez komunistów doszło ledwie kilka tygodni przed tragicznym wydarzeniem. Oficjalne śledztwo wykazało samobójstwo, lecz jak dobrze wiemy, z samobójstwami w państwach komunistycznych bywało różnie. Dlatego też nie udało się ustalić jak dotąd wersji w stu procentach prawdziwej, a zagadka pozostanie zapewne nierozwiązana.
Jan Masaryk deska
Tablica poświęcona Janowi Masarykowi, zlokalizowana w Pradze. Napis głosi: "Nastanie prawda,
ale będzie to wymagało wysiłku".
Na koniec należy jeszcze podkreślić, że defenestracje praskie nie były jedynymi, jakie kiedykolwiek miały miejsce, choć trzeba przyznać, że to właśnie stolica Czech gościła je najczęściej. Urzędnicy i arystokraci wyrzucani byli z okien także we Florencji (1478), Portugalii (1640), czy wreszcie w Kolonii (1848).

Jak Wam się podobała ta multiepokowa historyjka? Czy uważacie, że defenestracja to dobry pomysł na wypowiadanie wojny? ;)

Zobacz też:
1. To nie Kolumb odkrył Amerykę
2. O tym, jak Sobieski zdradził Polskę
3. Jak zostać królem?

czwartek, 11 lutego 2016

Przypomnienie najciekawszych postów w pierwsze urodzinki

Dziś mija pierwsza rocznica mojego blogowania. Jak dla każdego blogera, jest do i dla mnie czas na przeprowadzenie wielkich podsumowań. W ciągu ostatniego roku udało mi się "naprodukować" 111 postów, z których większość cieszyła się Waszym zainteresowaniem. Jednocześnie poznałem wiele ludzi, którzy mają takie same pasje, jak ja, cechujących się wielkim zamiłowaniem do blogowania. Znajomości te są dla mnie bardzo wartościowe i już na samym wstępie muszę Wam, drodzy towarzysze w profesji, bardzo podziękować. ;)
Gdy rok temu zaczynałem moją przygodę z blogowaniem, wątpiłem, że uda mi się dotrwać chociażby do połowy tego czasu, który od tamtej pory minął. Jak dotąd niemalże wszystkie zajęcia szybko mi się bowiem nudziły i koniec końców z nich rezygnowałem. Ale nie tym razem. Okazało się, że prowadzenie bloga popularnonaukowego może przynieść każdego dnia zupełnie nowe materiały i zupełnie nowe odkrycia, co sprawiło, że nie popadłem w wewnętrzną rutynę i nie ogarnęło mnie znużenie.

Muszę się też Wam przyznać, że rok temu nie myślałem, iż aż tak bardzo rozwinę swoją działalność. Uważałem wówczas, że zaglądanie na Google+ całkowicie mi wystarczy, bo przecież każde medium społecznościowe jest dokładnie takie samo. Ale nie. Społeczności na Google+ dały mi możliwość pochwalenia się ciekawymi zdjęciami, ładnymi ujęciami, a także wymiany refleksji na różne tematy. Na założonej później stronie na Facebooku mam możliwość komentowania najnowszych odkryć naukowych oraz dzielenia się interesującymi faktami, które w nieco inny sposób pokazują otaczający nas świat. Z kolei Twitter dał mi możliwość prowadzenia dyskusji na tematy najbardziej aktualne, wiążące się nie tylko z nauką, lecz także z polityką, kinem, literaturą, czy muzyką. Przy okazji - w ramach małej autoreklamy - zachęcam Was do zajrzenia na profile Niezwykłej Planety w wyżej wymienionych serwisach (linki możecie znaleźć na pasku bocznym). ;)

Przejdźmy jednak do sedna, czyli do przypomnienia tych najbardziej interesujących artykułów. Tych spośród moich postów, z których jestem najbardziej zadowolony, a także tych, które zyskały największą sympatię z Waszej strony, drodzy czytelnicy :). Zapraszam Was na krótką podróż w czasie. Zaczynajmy!

Z tym artykułem nierozerwalnie związany jest pewien sentyment. Bo to był artykuł numer 1. Gdy dziś na niego spoglądam, dostrzegam całą masę mankamentów, drobnych błędów, do których dziś już z całą pewnością bym nie dopuścił, a o których istnieniu jeszcze wówczas kompletnie nie zdawałem sobie sprawy. I choć od tamtego czasu radykalnie zmieniłem charakter moich wpisów, stwierdziłem, że w tych starszych nic nie będę modyfikował. Chcę widzieć je takie jakie były na początku.
Ms zanoyskich introMój pierwszy artykuł historyczny. Pomysł na niego zrodził się podczas lektury Kroniki Polskiej Galla Anonima. Zauważyłem wówczas, że ten średniowieczny kronikarz w sposób bardzo przemyślany podróżuje po polskiej historii, a wydarzenia opisane w jego dziele są w znacznej mierze prawdziwe, choć potraktowane bardzo wybiórczo. I dlatego też postanowiłem ukazać go nie w sposób tradycyjny - jako tajemniczym literacie posługującym się barwnym językiem - lecz jako o sprytnym manipulatorze, którego celem jest przekazanie potomnym historii prawdziwej, ale nie pełnej.

3. Bochnia czy Wieliczka?
To był eksperyment. Ale w moim przekonaniu eksperyment udany. Chciałem pokazać główne różnice między najsłynniejszymi i często wrzucanymi do jednego worka kopalniami w Polsce, a z drugiej strony zrehabilitować nieco uważaną dość powszechnie za gorszą żupę bocheńską. Niczym mecz siatkówki, rozpisałem rywalizację na pięć setów, z których każdy kończył się zwycięstwem jednej bądź drugiej kopalni. Efekt wyszedł całkiem niezły :). Aha. Jest to również post o tyle ważny dla mnie, że to właśnie pod nim pojawiły się pierwsze na moim blogu komentarze. A autorem tego najpierwszego była Agnieszka, autorka bloga "Wolnym Krokiem" ;).

Pisanie artykułów o sporcie nie jest zbyt łatwe. Zazwyczaj ograniczają się one do informacji na temat dziejów różnych dyscyplin, co może zainteresować, ale nie powala. Dlatego też bardzo zadowolony jestem z tego, że od czasu do czasu znajduję tematy takie jak ten. Bo wszystkie dziwne zwyczaje związane z trzecią odsłoną Wielkiego Szlema powodują, że nie jeden raz uniesiemy mimowolnie kąciki warg. ;)


Francois I Suleiman5. Muzułmanie w Tulon, czyli o tym, jak Europa podlizywała się Turkom
No dobra, tytuł trochę prowokacyjny. ;) Ale w treści nie znajdziemy niczego, co byłoby młodsze niż 400 lat. Do napisania tego artykułu zainspirowała mnie lektura książki Rogera Crowleya - "Morskie Imperia", w której autor poświęcił kilka stron opisowi sojuszu turecko-francuskiego. Po nieco głębszych studiach udało mi się zebrać nieco więcej informacji na ten temat i zredagować kilka akapitów, z których - nie ukrywam - byłem bardzo zadowolony :).

A3 (Romania)6. 10 rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o ruchu drogowym
To było wyzwanie. Wymyśliłem sobie, że napiszę artykuł, w którym ukażę te najdziwniejsze sfery polskiego kodeksu drogowego. Tyle że były to w zdecydowanej większości detale, którymi normalny człowiek w ogóle się nie interesuje. Nie pozostawało mi więc nic innego jak tylko... przeczytać kodeks drogowy! I udało się, choć łatwo nie było ;). A kilka przepisów, na jakie natrafiłem, jest wziętych naprawdę nie z tego świata. :)

Ten wpis był przełomowy pod dwoma względami. Po raz pierwszy pisałem pod wpływem chwili, korzystając z aktualnej sytuacji. A sytuacja była taka, że słupki sięgnęły wówczas, a więc w lipcu, 40 stopni Celsjusza. Ponadto, nigdy wcześniej nie sięgałem blogując po tak dużą dawkę ironii. Rezultat był całkiem udany. Udało mi się nawet sprowokować niewielką dyskusję pod postem ;).



Na mojej liście nie mogło zabraknąć kolarstwa! To artykuł pisany również w upałach, ledwie dwa dni po wyżej zaprezentowanym. I tu również sięgnąłem po coś nowego, bo po radykalny subiektywizm. Samolubnie wybrałem najciekawsze miejsca, w jakich rozpoczynający się wówczas Tour de France bywał w ostatnich latach i elegancko ułożyłem je w swego rodzaju ranking. Efekt zadowolił mnie i dość sporą liczbę czytelników. ;)


9. Książ
Tytuł się podoba? Bardzo skomplikowany, nieprawdaż? ;) W sposób dość kompleksowy opisałem jeden z piękniejszych zamków Dolnego Śląska, stosując ponownie całkiem sporo ironii. Chyba zostało jej we mnie trochę po tych upałach... ;) Ale to, że przez cały akapit rozwodziłem się nad kwestią parkingu nie ma przecież znaczenia. Czy ma? :D Niemniej artykuł ten przyciągnął bardzo wielu czytelników i sprowokował wiele osób do podzielenia się swoją opinią w komentarzu. Samolubnie poczytuję to sobie za sukces :D.

Warsaw - Royal Castle Square10. Czy będzie w Polsce więcej zabytków UNESCO?
Jak ja mogłem oprzeć połowę wpisu na wypunktowaniu kilku podstawowych elementów? Nie do pomyślenia! Rok temu by to nie przeszło. Ale pół roku temu już tak. Kilka miesięcy blogowania pozwoliło mi zrozumieć, że czasem trzeba wychodzić poza schemat i sięgać po niekonwencjonalne metody. No i tak było w tym artykule. Gdybym napisał go bez wyliczanek, byłby z całą pewnością mniej czytelny, niż teraz ;).

Earth-moon11. O odległościach w kosmosie
W sferze nauki mam trzy wielkie pasje: geografię, historię i astronomię. Z myślą o pierwszej z nich powstał cały blog. Po jakimś miesiącu blogowania zacząłem także tworzyć artykuły dotyczące tej drugiej. Najdłużej na swój czas czekać musiała astronomia. Ten artykuł jako pierwszy traktuje wprawdzie o kosmosie, ale pisząc go nie myślałem jeszcze, by tak na serio zająć się sprawami wykraczającymi poza Ziemię. Ale post "O odległościach w kosmosie" był już swego rodzaju pośrednikiem i może to właśnie dzięki niemu udało mi się później rozwinąć nieco i tą sferę moich zainteresowań. :)

12. 8 rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o Konkursie Chopinowskim
Jakow Zak1937Konkurs Chopinowski to wydarzenie dość istotne dla miłośnika muzyki klasycznej. Odbywa się przecież raz na pięć lat, a więc rzadziej niż igrzyska olimpijskie. Nie mogło go w takim razie zabraknąć na moim blogu. Kiedy znowu będę miał okazję o nim cokolwiek napisać w momencie trwania rywalizacji konkursowej? No dobra, za pięć lat. ;) Ale to i tak szmat czasu. Post ten cieszył się również sporym zainteresowaniem z Waszej strony, drodzy czytelnicy i stąd wynika w dużej mierze jego miejsce na dzisiejszej liście.

Parisgesch113. Najdziwniejsze pomysły I wojny światowej
Przy mało którym poście miałem więcej frajdy, niż przy tym. Wszystko zaczęło się jeszcze w lecie ubiegłego roku, kiedy pochłonęła mnie lektura "Samobójstwa Europy" Andrzeja Chwalby. W książce tej natrafiłem na tyle irracjonalnych - jakby się wydawało - pomysłów na pokonanie wroga, że po prostu musiałem poszukać dalej, a potem to wszystko opisać. Efekt całkiem fajny :).

14. Do Opola na rowerze
Ten post odwiedzaliście najczęściej ;). Nie wiem dlaczego. Jak dla mnie, nie różni się jakoś szczególnie od pozostałych artykułów turystycznych. Niektóre cenię znacznie bardziej, niż ten. A i temat jest dość wąski i - powiedzmy sobie szczerze - nietypowy. Ale czasem tak jest, że nie dostrzegamy rzeczy, które innych przyciągają. ;)


15. Kim są tegoroczni laureaci Nagrody Nobla?
The Daya Bay Antineutrino Detector (8056998030)To dla mnie bardzo ważny post. Wtedy pierwszy raz zostałem niejako zmuszony by napisać coś, co dotyczy w całości nauk ścisłych. Mowa oczywiście o kilkuakapitowym wykładziku o neutrinach. Nie ukrywam, że nie było łatwo również i mnie to wszystko zrozumieć, a co dopiero przedstawić to Wam, tak żebym został zrozumiany. Ale koniec końców się udało. I zacząłem nabierać przekonania, że mógłbym pisać także o tematach czysto fizycznych, czy też chemicznych. Od tego czasu udało mi się popełnić kilka takowych, a z każdym kolejnym napotykam na coraz mniejsze trudności. No i fajnie ;).


Kamieniec Szalejow Gorny road16. Najdziwniejsze artykuły Wikipedii
To było... dziwne. Począwszy od tego, że najpierw przez dwa dni przeglądałem kategorie polskiej wersji internetowej encyklopedii, by odszukać te spośród artykułów, których tytuły brzmią najbardziej irracjonalnie. Ale efekt wart był tego trudu. Jak dla mnie, to jeden z bardziej interesujących artykułów, które napisałem. Spotkał się także z dużym zainteresowaniem z Waszej strony, z czego niezmiernie się cieszę ;).


Planet-Nine-in-Outer-Space-artistic-depiction 17. Czy objawi nam się planeta numer 9?
Tego jeszcze nie było. Po raz pierwszy pisałem o zupełnie świeżym odkryciu naukowym. I chciałbym to robić znacznie częściej, co zapewne zauważyliście już ze względu na artykuł dotyczący przeprowadzenia w Niemczech fuzji termojądrowej, który pojawił się na blogu jakiś tydzień temu. Zwrócić muszę jeszcze uwagę na fakt, iż to właśnie ten artykuł był przez Was najchętniej komentowany - pojawiło się pod nim aż 10 komentarzy! ;)

Koniec. 17 artykułów spośród 111. Niby duży odsetek, ale i tak trudno było mi wybrać. Najchętniej opisałbym tu każdy z moich postów, bo z każdym wiążę się pewna mniej lub bardziej interesująca historia. No ale trudno. ;) Na koniec chciałbym jeszcze bardzo, bardzo podziękować wszystkim moim czytelnikom, komentującym, zainteresowanym tym, co piszę na blogu. Bez Waszego wsparcia, zamieszczanych przez Was komentarzy, czy wreszcie zwykłych słówek "Podobało mi się. Fajnie piszesz", które tak często padały, pewnie nie wytrwałbym tak długo w blogowaniu. Ale teraz będzie już tylko z górki. Wtłoczyłem się przez ostatni rok w tryby blogowania i teraz już pewnie z nich nie ucieknę. ;) Tak więc - do zobaczenia przy podobnym wpisie za rok! :D.

wtorek, 9 lutego 2016

Gwiazdy na Ziemi, czyli o energii przyszłości

2/3 energii elektrycznej, którą produkujemy, pochodzi z elektrowni cieplnych. Do wytworzenia prądu wykorzystuje się tam węgiel, ropę naftową i jej pochodne, lub gaz ziemny. Sęk w tym, że surowce te mogą się w bardzo szybkim tempie wyczerpać. Dlatego też od wielu lat poszukuje się sposobów na wytworzenie energii w bardziej ekologiczny sposób. Jednym z takich sposobów miały być elektrownie jądrowe, lecz jako obiekty ekologiczne zawiodły ze względu na radioaktywne odpady i ryzyko wystąpienia brzemiennych w skutki awarii. Elektrownie wodne, wiatrowe i słoneczne nie sprawiają wprawdzie takich problemów, lecz ich budowa jest niezwykle kosztowna i... wymaga zagospodarowania dużych przestrzeni. Dlatego też naukowcy zaczęli poszukiwać kolejnych źródeł energii, które mogłyby zaspokoić potrzeby całej ludzkości. Tą z nich, która w chwili obecnej wydaje nam się najbardziej bliską do opatentowania, jest energia pochodząca z reakcji termojądrowej. W ostatnich dniach stała się ona nadzwyczaj popularna ze względu na osiągnięcia niemieckich specjalistów.
Activity Continues On the Sun
Zacznijmy jednak od wyjaśnienia, czym jest ta reakcja termojądrowa.  Polega ona - w dużym skrócie - na połączeniu jąder dwóch atomów, prowadzące do powstania innego, cięższego jądra atomowego. Na rysunku poniżej widzimy schemat przykładowej syntezy termojądrowej. U góry mamy dwa atomy wodoru, reprezentujące dwie różne odmiany (izotopy) tego pierwiastka. Jeden z nich ma po jednym ładunku dodatnim (protonie) i neutralnym (neutronie) i nazywany jest deuterem. Drugi to tryt, składający się z jednego protonu i dwóch neutronów. Gdy dojdzie do połączenia obu jąder, powstanie nowe jądro atomowe, w którym - podobnie jak w trycie - znajdą się dwa neutrony. Jednocześnie jednak zaobserwujemy podwójną liczbę protonów. A to będzie oznaczać, że nie będziemy mieć już do czynienia z wodorem, a z helem. Jednocześnie jeden "zbędny" neutron zostanie odrzucony, a przy okazji wytworzona zostanie tak cenna dla nas energia. Sprytne, prawda?

D-t-fusion
Schemat reakcji termojądrowej. Na szaro zaznaczono neutrony, zaś na pomarańczowo - protony.
Zaprezentowana powyżej reakcja wydaje się być niezwykle prosta do przeprowadzenia. Ale oczywiście to tylko pozory. Zauważcie, że oba jądra atomowe zawierają przynajmniej po jednym protonie o ładunku dodatnim i ani jednym elektronie o ładunku ujemnym. Oznacza to, że oba jądra atomowe mają ładunek dodatni. A - jak wieści jedno z najważniejszych praw fizyki - dwa ładunki o takim samym znaku (ujemnym lub dodatnim) zawsze będą się odpychać od siebie. I bez względu na to, po jakie jądra atomowe byśmy nie sięgnęli i cokolwiek byśmy nie robili, zawsze będą miały one ładunek dodatni. I zawsze będą się od siebie odpychać. No więc jak - do jasnej kolendry - doprowadzić mamy do ich połączenia?!

Oddziaływania międzycząstkowe
Schemat obrazujący odpychanie lub przyciąganie się obiektów w zależności od wartości
ładunku elektrycznego.
Metoda jest następująca. Aby jądra atomowe zaczęły się łączyć, muszą osiągnąć zawrotną wprost prędkość, dzięki której siła odpychania się obu obiektów zostanie zniwelowana. A prędkość przemieszczania się atomów rośnie wraz ze wzrostem temperatury. Wniosek: trzeba je podgrzać. Temperatury umożliwiające syntezę jąder atomowych panują na przykład... na Słońcu! Zresztą gwiazdy, a więc również i Słońce, w ten właśnie sposób wytwarzają energię. To między innymi dzięki takim reakcjom, jak synteza termojądrowa, każdego ranka budzą nas przyjemnie grzejące promienie słoneczne. Aby więc doprowadzić do reakcji termojądrowej trzeba uzyskać temperaturę zbliżoną do tej, jaka panuje w Słońcu, a więc jakieś - bagatela - 15 milionów stopni Celsjusza.
Amazing Hi-Def CME (full disk) - Flickr - NASA Goddard Photo and Video
Aktywność słoneczna jest w dużej mierze związana z reakcjami termojądrowymi.
Zaraz. Że co?! Jak my niby mamy doprowadzić cokolwiek do temperatury 15 milionów stopni Celsjusza? Nawet gdyby udało nam się coś do tego stopnia podgrzać, to nie mielibyśmy nawet cienia szansy utrzymania tej całej materii w czymkolwiek, bo nawet najbardziej wytrzymały materiał w ułamku sekundy stopiłby się! Ale i na to udało nam się znaleźć rozwiązanie. Bo po co mamy utrzymywać rozgrzaną plazmę w jakieś formie, naczyniu, czy zbiorniku, skoro możemy sięgnąć po coś znacznie bardziej irracjonalnego? Możemy przecież "uwięzić" plazmę w polu magnetycznym, na które nawet najwyższe temperatury nie będą mieć wielkiego wpływu!

I tą technologię właśnie wykorzystują naukowcy z niemieckiego Instytutu Fizyki Plazmowej im. Maxa Plancka w Greifswaldzie. Skonstruowali oni urządzenie nazwane stellaratorem, które umożliwia przeprowadzenie reakcji termojądrowej. Oficjalna nazwa maszyny znajdującej się u naszych zachodnich sąsiadów to Wendelstein 7-X, a przy jego budowie - jak już wielokrotnie podkreślały liczne portale - zaangażowaniem wykazały się liczne polskie firmy. Poniższe zdjęcia przedstawiają samo urządzenie, zaś schematy obrazują sposób jego funkcjonowania.
Wendelstein7-X Torushall-2011
Wendelstein 7-X z zewnątrz...
Interior of W7-X stellarator
... i od środka.
W7X-Spulen Plasma blau gelb
Schemat działania Wendelsteina 7-X. Na źółto oznaczono plazmę.
3 lutego 2016 poczyniono pierwszy krok na drodze urzeczywistnienia marzeń o pozyskiwaniu energii z syntezy termojądrowej. Wendelstein 7-X został po raz pierwszy uruchomiony. Na ćwierć sekundy udało się rozgrzać niewielką ilość plazmy do temperatury zawrotnych 80 milionów stopni Celsjusza. W planach na najbliższe lata jest uruchomienie maszyny na pół godziny. Zaznaczyć jednak należy, że Wendelstein 7-X nie jest w stanie naprodukować zbyt dużych ilości energii, a jego głównym przeznaczeniem są cele naukowe i rozwój technologii w tej dziedzinie. Dopiero badania przeprowadzone na tego typu modelach pozwolą na opracowanie technik znacznie bardziej efektywnych.

Cały świat czeka na urzeczywistnienie marzeń naukowców z Greifswaldu, jak również innych ośrodków badawczych na całym świecie. A jaki jest Wasz stosunek do prowadzonych badań? Czy uważacie, że korzystanie z energii termojądrowej będzie kiedykolwiek możliwe? :)

Zobacz też:
1.  Czy objawi nam się planeta numer 9?
2. Chrząszcz imieniem Chewbacca
3. Co jest nie tak z atmosferą, czyli o wahaniach temperatury

poniedziałek, 8 lutego 2016

Kilka rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o witaminach

O witaminach słyszał każdy. Już od najmłodszych lat każdy z nas był torpedowany historyjkami, jakie to one są pożyteczne, potrzebne i zbawienne dla ludzkiego organizmu. No i oczywiście historyjki te były w stu procentach prawdziwe, choć uchylały tylko rąbka tajemnicy. Prawdą jest, że wszyscy zapewne potrafilibyśmy wymienić kilka różnych witamin, tym bardziej że ich nazwy nie są - delikatnie mówiąc - zbyt skomplikowane. I prawdą jest fakt, że wszyscy zdajemy sobie sprawę ze skutków niedoborów witamin. Tyle że większość z nas nie jest w stanie jednoznacznie odpowiedzieć nawet na pytanie, czym te witaminy są. I na tego typu pytania odpowiemy sobie dzisiaj. ;)
Lemon
Cytryny - wbrew powszechnemu przekonaniu źródło witamy C o średnim potencjale.
1. Czym są witaminy?
No to jak już to pytanie padło, to zaczniemy właśnie od niego. Większość z nas stwierdziłaby, że witaminy to takie substancje, których organizm potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania. I rzecz jasna nie pomylilibyśmy się. Ale też nie powiedzielibyśmy wszystkiego. Bo przecież wody albo cukru też potrzebujemy do prawidłowego funkcjonowania, a ani woda, ani cukier, witaminą nie są. Dlatego też w klasyfikowaniu witamin obowiązuje warunek drugi. A mianowicie, witaminy nie uczestniczą ani w budowaniu naszego organizmu, ani w wytwarzaniu przez niego energii. I gdy to przyjmiemy do wiadomości, to natrafimy na jeszcze jeden problem. Hormony, takie jak insulina, nadal się kwalifikują do tytułu witaminy, choć witaminami nazwać ich nie możemy. Rozwiązaniem będzie trzeci warunek. Otóż witaminy nie mogą być produkowane przez nasz własny organizm. Muszą pochodzić z zewnątrz. Podsumowując więc, witaminy to związki chemiczne, których potrzebujemy do prawidłowego funkcjonowania, które nie są produkowane przez nasz organizm, oraz które nie uczestniczą w zachodzących w organizmie procesach energetycznych i budulcowych.
Ribes nigrum a1
Czarne porzeczki - najbogatszy w witaminę C produkt.
2. Z czego składają się witaminy?
Jako że przedstawiona wyżej definicja mimo swoich rozmiarów, nadal jest dość ogólna, to witaminy pozostają substancjami bardzo zróżnicowanymi chemicznie. Ich cechą wspólną jest fakt, że zawierają węgiel i - co za tym idzie - należą do związków organicznych. Wszystkie zawierają także - poza węglem - wodór i tlen. I jeśli mówimy o witaminach A, C, D, czy E, to to by było na tyle. Problem zaczyna się, gdy wchodzimy w witaminy z oznaczeniem B. Witamina B1 zawiera na przykład dodatkowo siarkę i azot, witamina B2 (ryboflawina) - azot, a witamina B12 - azot, kobalt i fosfor.
Cobalamin
Uproszczony (!) schemat witaminy B12.
3. Kto i kiedy odkrył witaminy? I co ma do tego Polska?
To może być dla Was wiadomość dość zaskakująca, ale witaminy znamy ledwie od stu lat. Owszem, już wcześniej podejrzewano, że niektóre choroby mogą być powodowane przez niewłaściwą dietę bądź niedobór określonych substancji odżywczych, lecz dopiero w 1913 roku udało się wyodrębnić pierwszą witaminę. Dokonał tego Polak, Kazimierz Funk, przebywający wówczas na emigracji w Paryżu. Wydzielił on z otrąb ryżowych witaminę B1 i stwierdził, że jej brak powoduje chorobę beri-beri. Funk położył również podwaliny pod rozwój całej dziedziny naukowej. Miał bowiem świadomość, że substancji podobnych do tej, którą odkrył, jest znacznie więcej. Nadał im więc nazwę - witaminy. Zastanawialiście się kiedyś co to znaczy? Otóż słowo "witamina" pochodzi od łacińskich "vita" - "życie" i "amina" - czyli po prostu "amina", specyficzny związek chemiczny.
Casimir Funk 01
Krzysztof Funk w 1964 roku.
4. Czy witaminy można przedawkować?
Choroby wynikające z niedoboru różnych witamin dość powszechnie kojarzymy. I tak, jesteśmy w stanie bez problemu wymienić kilka z nich: szkorbut, beri-beri, anemia, krzywica, kurza ślepota... Ale przecież witaminy mogą nam także zaszkodzić, jeśli pochłoniemy ich zbyt dużo! Dochodzi wówczas do hiperwitaminozy, która może mieć dość nieprzyjemne skutki. Na przykład, nadmiar witaminy B1 może spowodować kołatanie serca, zaś nadmiar witaminy D prowadzi do bólu głowy i nudności. Jeśli jednak prowadzicie normalny tryb życia nie ma dla was ryzyka wystąpienia hiperwitaminozy.
Ascorbinsaeure
Kwas askorbinowy, czyli witamina C.
5. Jaki wpływ na witaminy ma obróbka termiczna?
Pieczenie, suszenie, gotowanie, zamrażanie, smażenie, odgrzewanie. Wszystko to ma oczywiście wpływ na skład chemiczny produktów, które spożywamy i może powodować zmniejszenie zawartości niektórych składników. Dotyczy to rzecz jasna również witamin. Reagują one jednak inaczej na różne sposoby przetwarzania żywności. Najbardziej łagodnie obchodzi się z nimi zamrażanie, w którego wyniku produkty tracą zazwyczaj nie więcej, niż 5% zasobów witamin. Jednak gdy już coś suszymy, to wtedy musimy się liczyć ze stratami przeszło dziesięciokrotnie większymi. Zaznaczyć też trzeba, że różnie na obróbkę termiczną reagują poszczególne witaminy. Najbardziej czuła jest witamina C, która nawet podczas zamrażania produktów zanika w 30%. Najlepiej przystosowana do zmiennych warunków jest z kolei witamina B12, u której nawet suszenie nie spowoduje większych uszczerbków.
Gaziantep 1250651
Suszenie, czyli jeden z głównych czynników
powodujących utratę witamin przez produkt.
Pięć ciekawostek ze świata witamin już za nami. Czy udało mi się Was czymś zaskoczyć? Odpowiedzi na które pytania znaliście już wcześniej? :)

Zobacz też:
1.  Niesforna Huang He
2. Zemsta Indian, czyli o tym, jak odkrycie Ameryki wyszło Europie bokiem
3. W poszukiwaniu kosmitów w Układzie Słonecznym

niedziela, 7 lutego 2016

To nie Kolumb odkrył Amerykę

12 października 1492 roku Krzysztof Kolumb tkwił wraz ze swą załogą gdzieś pomiędzy Europą a Ameryką Północną. Wszystko zapowiadało się na to, że będzie to kolejny bezowocny dzień podróży i niebawem kapitan zostanie zmuszony do zarządzenia odwrotu. Wszystko jednak uległo zmianie, gdy jeden z marynarzy dostrzegł ląd na horyzoncie. Ląd ten okazał się być jedną z wielu niewielkich wysp wchodzących w skład Bahamów. Później przyszły kolejne odkrycia. Przed końcem miesiąca Kolumb postawił swe stopy na Kubie, zaś w grudniu na Hispanioli (dzisiejszym Haiti). Do końca życia był oczywiście przekonany, że ląd, po którym stąpał, to swego rodzaju przedpola Indii, ale do historii przeszedł jako odkrywca Ameryki. Dziś wiemy, że niezasłużenie. Miał bowiem całkiem sporo poprzedników, a jeszcze więcej - hipotetycznych poprzedników. Poznajmy ich sylwetki.
Columbus Taking Possession
Krzysztof Kolumb dociera do Ameryki, obraz z 1893 roku.
1. Leif Eriksson
Zaczniemy od tezy najbardziej popularnej, bo i na sto procent prawdziwej. Otóż jednymi z pretendentów do pierwszych odkrywców Ameryki są Normanowie, znani szerokiej publiczności pod nazwą "wikingów". Jak zapewne wiecie, ci mieszkańcy Półwyspu Skandynawskiego około tysiąca lat temu organizowali liczne łupieżcze wyprawy, stale rozszerzając zakres swojej ekspansji. Kwestią czasu pozostawało właściwie zapuszczenie się jakiegoś ich statku za ocean. Pierwszym, który miał stanąć na kontynencie amerykańskim był Leif Eriksson. Ten niezbyt jeszcze doświadczony żeglarz wraz ze swą załogą wyruszył około roku 1002 z Grenlandii i skierował swą łódź na zachód. Podczas wyprawy odkryć miał trzy krainy. Pierwsza z nich była skalista i pozbawiona życia, więc nadał jej nazwę Helluland ("Kraina Kamieni"). Druga była porośnięta gęstymi lasami - stąd nazwa Markland ("Kraina Lasów"). I wreszcie trzecia, o nadzwyczaj przystępnych warunkach, została nazwana Winlandią ("Krainą Wina"). Według dzisiejszych historyków krainami tymi miały być kolejno: arktyczna wyspa Ziemia Baffina, Półwysep Labrador i Nowa Fundlandia. Nie jest rzeczą pewną, czy ziemie te zostały przyporządkowane prawidłowo, lecz nie ma cienia wątpliwości, że Leif Eriksson dopłynął do Ameryki Północnej.
Christian Krohg - Leiv Eirikson discovering America - Google Art Project
Leif Eriksson odkrywa Amerykę, obraz Christiana Krohga z 1893 roku.
Vikings-Voyages
Mapa przedstawiająca główne kierunki podróży Wikingów w VIII-X wieku.
2. Zheng He
Zheng He to jedna z najświetniejszych postaci w historii chińskich podróży. Ten niezmordowany żeglarz służył chińskiemu cesarzowi przez niemalże 30 lat, odbywając w tym czasie kilka zakrojonych na szeroką skalę wypraw. I nie były to wcale wyprawy w stylu tej, którą zorganizował Kolumb. Flota Zhenga He składała się bowiem momentami z... 300 okrętów! W latach 1405-1433 dzięki znakomitej organizacji i wielkiej ambicji, admirał He dotarł między innymi do Afryki, Zatoki Perskiej, Indii, na Morze Czerwone, a także na wyspę Jawę. Nic dziwnego, że niektórzy historycy zaczęli doszukiwać się w postaci Zhenga He czegoś więcej, niż o nim wiemy. Gavin Menzies zasugerował na przykład, że chiński admirał dopłynął do Ameryki Północnej, prezentując na poparcie swojej tezy mapę świata, na której dość dokładnie oddano zarys obu Ameryk. Mapa ta zawiera jednak jeden interesujący element. Otóż Kalifornia przedstawiana jest na niej jako wyspa... podobnie jak na europejskich mapach z wieku XVII. Zaskakujący zbieg okoliczności, prawda? ;)
Treasure Boat Shipyard - Zheng He statue - P1080026
Pomnik Zhenga He w Nankinie. Kontrowersyjną mapę można zobaczyć tutaj.
3. Polinezyjczycy
Znacznie bardziej prawdopodobna jest teza jakoby przed Kolumbem Amerykę wielokrotnie odwiedzali Polinezyjczycy. Może się to wydawać nieco dziwne, bo przecież odległość między wyspami Polinezji a Ameryką Południową jest bardzo duża, a mieszkańcy żyjący w tamtych rejonach nie dysponowali łodziami nadającymi się do dalekich podróży morskich. Na fakt, że mimo wszystko pokonali ogromne przestrzenie Oceanu Spokojnego, wskazuje jednak sporo rzeczy. Na przykład, na wyspach Polinezji przed przybyciem tam Europejczyków uprawiano bataty, których domem pozostawała Ameryka. Indianie z Peru hodowali z kolei kury, które to nie wykształciły się w sposób naturalny w Ameryce - innymi słowy, musiały zostać skądś sprowadzone. No i wreszcie kwestia genetyki. Jak wynika z badań przeprowadzonych na mieszkańcach Wyspy Wielkanocnej, ludzie Ci mają przodków zarówno wśród Indian z Ameryki Południowej, jak i Polinezyjczyków. A to już jest podstawa to formułowania górnolotnych teorii...
Sweet-potato-field,katori-city,japan
Uprawy batatów w Japonii.
4. Fenicjanie
Teorie dotyczące Chińczyków i Polinezyjczyków mogły być zaskakujące. Ale teraz będzie już tylko coraz dziwniej. Cofamy się daleko wstecz, do czasów Hannibala, Aleksandra Wielkiego i Pyrrusa z Epiru. Morze było wówczas domeną Fenicjan. Słynęli oni w świecie jako doskonali żeglarze, a basen Morza Śródziemnego znali jak własną kieszeń. Rzadko zapuszczali się co prawda dalej, niż nakazywał to zdrowy rozsądek, ale i w ich przypadku wyjątki się zdarzały. Odkryli na przykład Wyspy Kanaryjskie, Azory i Wyspy Zielonego Przylądka. Według wielu badaczy mogli się zapuścić jeszcze o krok dalej. Wskazywać na to mają opisy dalekich lądów na zachodzie, które kilkukrotnie pojawiają się w odniesieniu do Fenicjan w źródłach greckich i rzymskich. Po zniszczeniu Kartaginy w 246 r. p.n.e. kilka statków należących do tej fenickiej kolonii miało uciec przed Rzymianami daleko na zachód i słuch po nich zaginął. Podejrzane, czyż nie?
Phoenician ship
Fenicki statek.
5.Templariusze
Ich po prostu nie mogło zabraknąć. Jeśli chodzi o teorie spiskowe, to Templariusze, a właściwie członkowie Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, są prawdziwymi królami. Nic dziwnego, że wśród niektórych historyków rozpowszechnił się pogląd jakoby dotarli aż do Ameryki Północnej i to na... 200 lat przed Kolumbem! Ich historia miała się rozpocząć w momencie ich końca, a więc 13 października 1307 roku, gdy król francuski Filip IV Piękny zarzucił zakonowi herezję, co stało się przyczyną kasaty zgromadzenia. Część zakonników miała jednak uciec przed procesami za ocean. Dowodem na to mają być krzyże zbliżone do tych używanych przez Templariuszy, które znajdowano powszechnie w azteckich siedzibach. Zwolennicy teorii zwracają też uwagę na fakt, iż Aztekowie początkowo przyjaźnie odnosili się do europejskich kolonizatorów, którzy przybyli do Ameryki po odkryciach Kolumba. A wisienką na torcie ma być wieża z Newport, zbudowana rzekomo w stylu typowo średniowiecznym, niespotykanym w epoce nowożytnej. Tyle że owa wieża została rozpoznana na podstawie badań jako pozostałości młyna...
Newport Tower Rhode Island
Wieża z Newport.
Westford Knight detail
A tutaj jeszcze jednen "argument" na przybycie templariuszy do Ameryki. Na tym kawałku
głazu narzutowego ma być wyryta postać rycerze. Widzicie coś? ;)
Poznaliśmy tak więc pięciu kandydatów do tytułu pierwszych odkrywców Ameryki. Pamiętać jednak należy, iż jest ich znacznie więcej. Raz po raz wyskakują ni z gruszki, ni z pietruszki, teorie jakoby do Ameryki dopłynąć mieli starożytni Rzymianie, czarnoskórzy książęta z Afryki, czy też Egipcjanie. I z całą pewnością pojawiać się dalej będą, bo pamiętać należy, że jeden na tysiąc takich pomysłów może okazać się prawdziwy...

Na koniec trzeba nam jeszcze oddać Kolumbowi co mu należne. Wiemy, że to nie on jako pierwszy w historii dotarł do Ameryki. Niemniej, dzięki swoim podróżom odkrył nowy kontynent dla niemalże całej Europy na nowo. I to jego odkrycie niewątpliwie pociągnęło za sobą skutki większe, niż którekolwiek inne. A co Wy sądzicie o tych wszystkich teoriach? Które z nich są Waszym zdaniem prawdziwe, a o których najlepiej zapomnieć? :D

Zobacz też:
1.  Kryzys Mieszka czy Bolesława?
2. Stany Zjednoczone. Kraj, który lubi wprowadzać w błąd
3. Skąd się wzięli Sumerowie?