Sandomierz, nadwiślańskie miasto i jedna z architektonicznych perełek województwa świętokrzyskiego. Pierwsze skojarzenia: Ojciec Mateusz, less, wąwozy, nietypowy rynek z równie nietypowym ratuszem. I tyle. Zapewne tyle na temat Sandomierza wie człowiek z drugiego krańca Polski, dopóki nie odwiedzi tego pięknego miasta. Ja też mniej więcej tyle wiedziałem. Niezasłużenie. Sandomierz okazuje się być miejscowością wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju, urzekającą swoją urodą i niezwykłością. W praktyce, nie sposób pomylić go z jakimkolwiek innym polskim miastem, gdziekolwiek by się ono nie znajdowało.
Zacznijmy jednak od stereotypów, a więc od seriali. Jak już wspomniałem, Sandomierz jest rozpoznawalny głównie przez wzgląd na Ojca Mateusza. A mieszkańcy miasta nie dają nam o tym zapomnieć. W pobliżu starówki hotel o nazwie poświęconej słynnemu detektywowi w sutannie. Na każdym kroku restauracje, kawiarnie, bary z tytułem "Don Matteo" w nazwie. Gdzie nie wejdziemy, tam z całą pewnością natkniemy się na zdjęcia aktorów grających w serialu, ich podpisy, pamiątki z planu. To przykre, że Sandomierzanie uznają serial telewizyjny za swoje najwspanialsze dobro. Bo Ojciec Mateusz wcale nim nie jest.
I tak przechodzimy do drugiego stereotypu, zasługującego jednak na znacznie większą uwagę i w pełni oddającego uroki świętokrzyskiego miasta. Wąwozy i less. Less, czyli skała, w której się owe wąwozy tworzą - znana chociażby z Kazimierza Dolnego. Najsłynniejszy - zasłużenie - jest majestatyczny Wąwóz Królowej Jadwigi, ciągnący się od ulicy Królowej Jadwigi, w pobliżu drogi krajowej nr 79, aż do ulicy Staromiejskiej, do okolic zabytkowego kościoła św. Pawła. Zdjęcia z owego wąwozu pojawiają się często w różnego rodzaju opracowaniach, na stronach internetowych, w folderach. Nie wierzcie im jednak! Wąwóz jest znacznie bardziej monumentalny, niż nam się wydaje, gdy oglądamy jego fotografie.
Jedno z odgałęzień Wąwozu Królowej Jadwigi. |
Po obejrzeniu Piszczeli zawędrować można na deptak Podwale Dolne, wiodący wzdłuż murów Sandomierza. Zlokalizowano tutaj wspomniany już mateuszowy hotel, a także rabaty "ozdobione" kilkoma starymi armatami. Stąd też rozciąga się piękny widok na pobliski zamek.
Zamek ten jest obecnie siedzibą Muzeum Okręgowego. W jego wnętrzach prezentowane są rozmaite wystawy dotyczące Sandomierza i jego okolic - począwszy od najstarszych śladów człowieka na Sandomierszczyźnie po sytuację ziem w czasie II wojny światowej. Mamy tutaj okazję przyjrzeć się dawnej wsi polskiej, poznać życie związanego z miastem literata - Jarosława Iwaszkiewicza, rzucić na bogato zdobione elementy zastawy magnatów Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
Jeszcze ciekawsze zbiory - przynajmniej moim zdaniem - prezentowane są w Domu Długosza. Mieści się w nim Muzeum Diecezjalne, którego odpowiedniki w wielu innych miastach nie są zbyt często przez turystów odwiedzane. Nie dajcie się jednak choć tym razem zwieść nazwie! W kilku ładnie urządzonych pokojach zgromadzone są zbiory o tematyce zarówno religijnej, jak i militarnej, artystycznej, czy też rzemieślniczej. Wiele z nich naprawdę przyciąga uwagę. Weźmy taką bibliotekę drzew - kilkadziesiąt drewnianych "książeczek", każda z liściem, owocem, kwiatem, korą itd. danego okazu. Ktoś musiał się napracować...
Po wyjściu z Domu Długosza warto skierować się w kierunku Wisły uliczką, przy której muzeum się znajduje. Niebawem dotrzemy do długich schodów sprowadzających turystów na poziom rzeki. Schody te, idealnie wkomponowane w otaczający je teren i roślinność, mają swój niebywały - jak na coś tak pospolitego jak schody - urok. Koniec końców to chyba jedno z najpiękniejszych miejsc w Sandomierzu. I nie jest to wcale ujma dla starego miasta.
A do najpiękniejszych miejsc śmiało zaliczyć możemy też katedrę, której początki sięgają XIV wieku. Wnętrze jest ciemne i ponure, lecz zarazem niezwykle urokliwe. Na uwagę zasługują bogato zdobione organy, piękny ołtarz i ambona. Naprzeciwko wejścia turystycznego do świątyni wznosi się natomiast dzwonnica katedralna. Niedawno udostępniono do zwiedzania jej podziemie. Jest ono co prawda niewielkie - składa się z jednej komory ze skromną wystawką - ale bilety są naprawdę tanie, więc warto zajrzeć do środka i przez chwilkę zawiesić oczy na ceglanych ścianach podziemia.
Teraz skierować się można na północ, ulicą wiodącą lekko pod górę, prosto na rynek. Rynek nietuzinkowy, niepospolity, wprawiający w zdziwienie. Rynek pochyły! Po jego wschodniej stronie jesteśmy dobre kilka metrów niżej w stosunku do turystów spacerujących w pobliżu zachodnich kamienic. A na środku charakterystyczny, piękny ratusz. A przed ratuszem wysoka kolumna z figurą Matki Bożej na szczycie. A obok ratusza pomysłowy pomnik... kotwicy. Kotwicy ciągniętej w górę!
Wędrujemy dalej. Na północnym krańcu starówki trafimy na Bramę Opatowską pochodzącą z XIV wieku. Z jej szczytu rozciąga się piękny widok na całą okolicę, od Gór Pieprzowych na wschodzie, po zalesione pagórki przedmieść Sandomierza na zachodzie. A na kolejnych piętrach wieży liczne wystawy, dotyczące przyrody miasta, zabytków Sandomierszczyzny, czy wreszcie... Ojca Mateusza.
Na wschód od rynku rozpoczyna się natomiast wiodąca aż do ratusza, licząca ok. pół kilometra, podziemna trasa turystyczna. Trasa ta wiedzie starymi piwnicami kupców i rzemieślników sandomierskich, znajdujących się na wysokościach do 12 metrów pod powierzchnią ziemi. W wielu salach i korytarzach prezentowane są zbiory dotyczące historii Sandomierza, jego kultury i tradycji, a nawet... wystawa-reklama poświęcona kopalni soli w Bochni (więcej na jej temat tutaj).
Na uwagę zasługuje jeszcze furta dominikańska, niewielka brama w zamurowanym, wąskim przejściu, wychodząca na Podwale Górne, a także Mały Rynek z piękną fontanną.
Sandomierz okazuje się być pięknym miastem, w którym można spędzić dużo czasu (dla najbardziej aktywnych cały dzień, dla mniej - kilka dni) wcale się nie nudząc. Miasto doskonale wykorzystuje wszystkie swoje uroki, udostępniając do zwiedzania kolejne obiekty, systematycznie poddając renowacji budynki starówki i tworząc nowe deptaki, ścieżki rowerowe i upiększając parki. I nic dziwnego, że roi się tu od turystów.