Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polityka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą polityka. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 kwietnia 2016

Stany Zjednoczone. Kraj, który lubi wprowadzać w błąd

Stany Zjednoczone utrwaliły się w naszej podświadomości jako kraj wielu sprzeczności. Nic nie jest tam do końca pewne, nawet największe oczywistości mogą się okazać totalnym blefem. Jeżeli coś rozumie się samo przez się, jeżeli jest jak najbardziej logiczne, to możecie być pewni, że za oceanem na pewno nie ma miejsca. Stany są więc miejscem, które bardzo lubią wprowadzać w błąd. A moim zadaniem na dzień dzisiejszy jest wyprowadzić z tego błędu tych, którzy jeszcze nie dostrzegli przebiegłości Stanów Zjednoczonych. ;)
Independence Day Apparel  
1. Stolicą Stanów Zjednoczonych nie jest Waszyngton
No to zaczęliśmy z grubej rury. Jeśli spodziewaliście się jakichś dywagacji nad liczbą stanów albo kolorem amerykańskiego dolara, to musicie być zaskoczeni. Jak można przeczyć jednej z podstaw naszej wiedzy o Ameryce? Waszyngton przecież był, jest i będzie stolicą USA! Problem w tym, że na gruncie amerykańskiego prawa coś takiego jak Waszyngton w ogóle nie istnieje. No dobra, jest w Stanach kilkadziesiąt miasteczek lub wsi o chlubnej nazwie Washington, ale nie nosi jej mieścina, z którą nazwę tą zazwyczaj kojarzymy. Stolica Stanów Zjednoczonych nosi bowiem formalnie nazwę Dystrykt Kolumbii, zaś Waszyngton lub Waszyngton, D.C. to tylko nazwy potoczne. Przy okazji warto też wspomnieć o kolejnym blefie. A mianowicie, Dystrykt Kolumbii nie jest częścią żadnego z 50 stanów. Stanowi w zasadzie odrębną jednostkę administracyjną o specjalnym statusie.
WDC Capitol 1
Kapitol w Waszyngtonie.
2. Co ma Dystrykt Kolumbii do Kolumbii?
Skoro już jesteśmy przy Dystrykcie Kolumbii. Na wielu forach, gdy ktoś zapyta o to, skąd się wzięła ta nazwa, od razu jest uznawany za osławionego "gimnazjalistę" i wyśmiewany, bo "przecież jak to można Krzysztofa Kolumba nie znać?". Oczywiście osoby nabijające się powinny w tym przypadku same zostać wyśmiane. Bo, po pierwsze gimnazjaliści raczej wiedzą któż to był Krzysztof Kolumb. A po drugie, gdyby nazwa na stolicę Stanów Zjednoczonych pochodziła bezpośrednio od Kolumba, to nie byłby to Dystrykt Kolumbii, a Dystrykt Kolumba, czyż nie?

ColumbiaStahrArtwork
Columbia na plakacie propagandowym z okresu
I wojny światowej.
Musimy więc znaleźć jakiegoś pośrednika pomiędzy Kolumbem a Dystryktem Kolumbii. Oczywiście nie będzie to państwo w Ameryce Południowej (Kolumbia), bo powstało ono później niż Waszyngton. Ale co niektórzy mogliby skojarzyć, że w Stanach Zjednoczonych znajdziemy rzekę o nazwie Kolumbia! I takie myślenie byłoby jednak błędne, bo Kolumbia przepływa przez zachodnie stany USA, zaś Dystrykt Kolumbii leży na Wschodzie, nad rzeką Potomak.

Mógłbym Was zwodzić jeszcze troszkę dłużej, ale nie miałoby to większego sensu. Otóż nazwa Dystrykt Kolumbii pochodzi od imienia Columbia, które przyjęło się podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych jako personifikacja rodzącego się wówczas kraju. Postać Columbii była oczywiście piękna i młoda, przybrana w symbole narodowe Stanów. Wykorzystywano ją dość powszechnie na wszelkiego rodzaju materiałach propagandowych, przede wszystkim plakatach. Gdy zakładano więc Waszyngton, stwierdzono że idealną oficjalną nazwą dla stolicy będzie właśnie Dystrykt Kolumbii.

3. Waszyngton raz jeszcze
A słyszeliście kiedyś o stanie Waszyngton? Jak to przystało na amerykańskie standardy, jego stolicą nie jest rzecz jasna Waszyngton, czy - jak kto woli - Dystrykt Kolumbii. Rzeczą absurdalną jest jednak fakt, iż Waszyngton jest jednym z najbardziej oddalonych od stolicy stanów USA. Położony jest bowiem na północno-zachodnim krańcu wielkiego państwa, a jego stolicą jest Olympia. Odległość pomiędzy Olympią a Waszyngtonem, D.C. wynosi - bagatela - 3700 kilometrów. ;)

Zbieżność nazw nie jest jednak tak do końca przypadkowa. Terytorium Waszyngtonu, czyli późniejszy stan Waszyngton, powstało bowiem dopiero w 1853 roku, a więc ponad pół wieku po założeniu stolicy Stanów Zjednoczonych. A to oznacza, że Ci, którzy nazwę tą nadali, z całą pewnością zdawali sobie sprawę, że gdzieś tam, na wschodnim wybrzeżu funkcjonuje miasto o takiej samej (potocznej) nazwie...

4. Problemy ze stolicami
W Polsce każde z województw ma przypisaną swoją własną "stolicę", miasto, w którym mieszczą się najważniejsze urzędy. Tak jest również i w przypadku stanów w USA. Tyle że za oceanem podczas doboru stolic nie stosowano się zbytnio do uznawanego w Polsce kryterium wielkości. Stan Nowy Jork na przykład nazywa się jak nazywa, jego największym miastem jest liczący 8 milionów mieszkańców Nowy Jork, a stolicą - Albany, znacznie mniejsze nawet od Opola! I nie jest to przypadek odosobniony. Stolicą Kalifornii jest Sacramento, podczas gdy większe od niego są Los Angeles, San Diego, San Jose, San Francisco, Long Beach i Fresno. Stolicą Florydy nie są zaś wielkie Jacksonville ani Miami, a kilkukrotnie mniejsze Tallahassee. W tym ostatnim przypadku nie chodzi raczej o ułatwienie zadania dyslektykom...
Mount Adams from East Canyon Ridge
Krajobraz stanu Waszyngton. Widać róźnicę, prawda? :)
5. Język urzędowy - angielski?
Stany Zjednoczone nieodłącznie kojarzą nam się z językiem angielskim. Ale nie jest on tam językiem urzędowym. A właściwie, nie na obszarze całych Stanów Zjednoczonych. A to dlatego, że każdy stan sam ustala sobie, jaki język będzie u niego obowiązywał. Większość, w tym Kalifornia, Nebraska, czy Utah używają języka angielskiego. Kilka stanów stwierdziło jednak, że języka urzędowego nie będzie mieć w ogóle. Tak stało się na przykład w Nowym Jorku. W Luizjanie zatwierdzono natomiast dwa języki urzędowe - angielski i francuski. Na Hawajach językiem urzędowym są angielski i hawajski, a na Alasce - angielski i 19 języków używanych przez rdzennych mieszkańców regionu. Trudno się w tym połapać, prawda? ;)
Wonder Lake, Denali
Nieprzystępny krajobraz Alaski ułatwił przetrwanie wielu rdzennych języków.
Jak widzicie więc, Stany Zjednoczone lubią wprowadzać w błąd. Czy udało mi się zaskoczyć Was w paru kwestiach? A może znacie jeszcze jakieś pułapki, które czekać na nas mogą za oceanem? :)


Zobacz też:
1. 10 najwyższych budynków... za 10 lat
2. Wielkie zmiany na szczytach władzy, czyli kto kogo zastępuje?
3. Generała Pattona młodzieńcze przygody

czwartek, 11 lutego 2016

Przypomnienie najciekawszych postów w pierwsze urodzinki

Dziś mija pierwsza rocznica mojego blogowania. Jak dla każdego blogera, jest do i dla mnie czas na przeprowadzenie wielkich podsumowań. W ciągu ostatniego roku udało mi się "naprodukować" 111 postów, z których większość cieszyła się Waszym zainteresowaniem. Jednocześnie poznałem wiele ludzi, którzy mają takie same pasje, jak ja, cechujących się wielkim zamiłowaniem do blogowania. Znajomości te są dla mnie bardzo wartościowe i już na samym wstępie muszę Wam, drodzy towarzysze w profesji, bardzo podziękować. ;)
Gdy rok temu zaczynałem moją przygodę z blogowaniem, wątpiłem, że uda mi się dotrwać chociażby do połowy tego czasu, który od tamtej pory minął. Jak dotąd niemalże wszystkie zajęcia szybko mi się bowiem nudziły i koniec końców z nich rezygnowałem. Ale nie tym razem. Okazało się, że prowadzenie bloga popularnonaukowego może przynieść każdego dnia zupełnie nowe materiały i zupełnie nowe odkrycia, co sprawiło, że nie popadłem w wewnętrzną rutynę i nie ogarnęło mnie znużenie.

Muszę się też Wam przyznać, że rok temu nie myślałem, iż aż tak bardzo rozwinę swoją działalność. Uważałem wówczas, że zaglądanie na Google+ całkowicie mi wystarczy, bo przecież każde medium społecznościowe jest dokładnie takie samo. Ale nie. Społeczności na Google+ dały mi możliwość pochwalenia się ciekawymi zdjęciami, ładnymi ujęciami, a także wymiany refleksji na różne tematy. Na założonej później stronie na Facebooku mam możliwość komentowania najnowszych odkryć naukowych oraz dzielenia się interesującymi faktami, które w nieco inny sposób pokazują otaczający nas świat. Z kolei Twitter dał mi możliwość prowadzenia dyskusji na tematy najbardziej aktualne, wiążące się nie tylko z nauką, lecz także z polityką, kinem, literaturą, czy muzyką. Przy okazji - w ramach małej autoreklamy - zachęcam Was do zajrzenia na profile Niezwykłej Planety w wyżej wymienionych serwisach (linki możecie znaleźć na pasku bocznym). ;)

Przejdźmy jednak do sedna, czyli do przypomnienia tych najbardziej interesujących artykułów. Tych spośród moich postów, z których jestem najbardziej zadowolony, a także tych, które zyskały największą sympatię z Waszej strony, drodzy czytelnicy :). Zapraszam Was na krótką podróż w czasie. Zaczynajmy!

Z tym artykułem nierozerwalnie związany jest pewien sentyment. Bo to był artykuł numer 1. Gdy dziś na niego spoglądam, dostrzegam całą masę mankamentów, drobnych błędów, do których dziś już z całą pewnością bym nie dopuścił, a o których istnieniu jeszcze wówczas kompletnie nie zdawałem sobie sprawy. I choć od tamtego czasu radykalnie zmieniłem charakter moich wpisów, stwierdziłem, że w tych starszych nic nie będę modyfikował. Chcę widzieć je takie jakie były na początku.
Ms zanoyskich introMój pierwszy artykuł historyczny. Pomysł na niego zrodził się podczas lektury Kroniki Polskiej Galla Anonima. Zauważyłem wówczas, że ten średniowieczny kronikarz w sposób bardzo przemyślany podróżuje po polskiej historii, a wydarzenia opisane w jego dziele są w znacznej mierze prawdziwe, choć potraktowane bardzo wybiórczo. I dlatego też postanowiłem ukazać go nie w sposób tradycyjny - jako tajemniczym literacie posługującym się barwnym językiem - lecz jako o sprytnym manipulatorze, którego celem jest przekazanie potomnym historii prawdziwej, ale nie pełnej.

3. Bochnia czy Wieliczka?
To był eksperyment. Ale w moim przekonaniu eksperyment udany. Chciałem pokazać główne różnice między najsłynniejszymi i często wrzucanymi do jednego worka kopalniami w Polsce, a z drugiej strony zrehabilitować nieco uważaną dość powszechnie za gorszą żupę bocheńską. Niczym mecz siatkówki, rozpisałem rywalizację na pięć setów, z których każdy kończył się zwycięstwem jednej bądź drugiej kopalni. Efekt wyszedł całkiem niezły :). Aha. Jest to również post o tyle ważny dla mnie, że to właśnie pod nim pojawiły się pierwsze na moim blogu komentarze. A autorem tego najpierwszego była Agnieszka, autorka bloga "Wolnym Krokiem" ;).

Pisanie artykułów o sporcie nie jest zbyt łatwe. Zazwyczaj ograniczają się one do informacji na temat dziejów różnych dyscyplin, co może zainteresować, ale nie powala. Dlatego też bardzo zadowolony jestem z tego, że od czasu do czasu znajduję tematy takie jak ten. Bo wszystkie dziwne zwyczaje związane z trzecią odsłoną Wielkiego Szlema powodują, że nie jeden raz uniesiemy mimowolnie kąciki warg. ;)


Francois I Suleiman5. Muzułmanie w Tulon, czyli o tym, jak Europa podlizywała się Turkom
No dobra, tytuł trochę prowokacyjny. ;) Ale w treści nie znajdziemy niczego, co byłoby młodsze niż 400 lat. Do napisania tego artykułu zainspirowała mnie lektura książki Rogera Crowleya - "Morskie Imperia", w której autor poświęcił kilka stron opisowi sojuszu turecko-francuskiego. Po nieco głębszych studiach udało mi się zebrać nieco więcej informacji na ten temat i zredagować kilka akapitów, z których - nie ukrywam - byłem bardzo zadowolony :).

A3 (Romania)6. 10 rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o ruchu drogowym
To było wyzwanie. Wymyśliłem sobie, że napiszę artykuł, w którym ukażę te najdziwniejsze sfery polskiego kodeksu drogowego. Tyle że były to w zdecydowanej większości detale, którymi normalny człowiek w ogóle się nie interesuje. Nie pozostawało mi więc nic innego jak tylko... przeczytać kodeks drogowy! I udało się, choć łatwo nie było ;). A kilka przepisów, na jakie natrafiłem, jest wziętych naprawdę nie z tego świata. :)

Ten wpis był przełomowy pod dwoma względami. Po raz pierwszy pisałem pod wpływem chwili, korzystając z aktualnej sytuacji. A sytuacja była taka, że słupki sięgnęły wówczas, a więc w lipcu, 40 stopni Celsjusza. Ponadto, nigdy wcześniej nie sięgałem blogując po tak dużą dawkę ironii. Rezultat był całkiem udany. Udało mi się nawet sprowokować niewielką dyskusję pod postem ;).



Na mojej liście nie mogło zabraknąć kolarstwa! To artykuł pisany również w upałach, ledwie dwa dni po wyżej zaprezentowanym. I tu również sięgnąłem po coś nowego, bo po radykalny subiektywizm. Samolubnie wybrałem najciekawsze miejsca, w jakich rozpoczynający się wówczas Tour de France bywał w ostatnich latach i elegancko ułożyłem je w swego rodzaju ranking. Efekt zadowolił mnie i dość sporą liczbę czytelników. ;)


9. Książ
Tytuł się podoba? Bardzo skomplikowany, nieprawdaż? ;) W sposób dość kompleksowy opisałem jeden z piękniejszych zamków Dolnego Śląska, stosując ponownie całkiem sporo ironii. Chyba zostało jej we mnie trochę po tych upałach... ;) Ale to, że przez cały akapit rozwodziłem się nad kwestią parkingu nie ma przecież znaczenia. Czy ma? :D Niemniej artykuł ten przyciągnął bardzo wielu czytelników i sprowokował wiele osób do podzielenia się swoją opinią w komentarzu. Samolubnie poczytuję to sobie za sukces :D.

Warsaw - Royal Castle Square10. Czy będzie w Polsce więcej zabytków UNESCO?
Jak ja mogłem oprzeć połowę wpisu na wypunktowaniu kilku podstawowych elementów? Nie do pomyślenia! Rok temu by to nie przeszło. Ale pół roku temu już tak. Kilka miesięcy blogowania pozwoliło mi zrozumieć, że czasem trzeba wychodzić poza schemat i sięgać po niekonwencjonalne metody. No i tak było w tym artykule. Gdybym napisał go bez wyliczanek, byłby z całą pewnością mniej czytelny, niż teraz ;).

Earth-moon11. O odległościach w kosmosie
W sferze nauki mam trzy wielkie pasje: geografię, historię i astronomię. Z myślą o pierwszej z nich powstał cały blog. Po jakimś miesiącu blogowania zacząłem także tworzyć artykuły dotyczące tej drugiej. Najdłużej na swój czas czekać musiała astronomia. Ten artykuł jako pierwszy traktuje wprawdzie o kosmosie, ale pisząc go nie myślałem jeszcze, by tak na serio zająć się sprawami wykraczającymi poza Ziemię. Ale post "O odległościach w kosmosie" był już swego rodzaju pośrednikiem i może to właśnie dzięki niemu udało mi się później rozwinąć nieco i tą sferę moich zainteresowań. :)

12. 8 rzeczy, których mogłeś nie wiedzieć o Konkursie Chopinowskim
Jakow Zak1937Konkurs Chopinowski to wydarzenie dość istotne dla miłośnika muzyki klasycznej. Odbywa się przecież raz na pięć lat, a więc rzadziej niż igrzyska olimpijskie. Nie mogło go w takim razie zabraknąć na moim blogu. Kiedy znowu będę miał okazję o nim cokolwiek napisać w momencie trwania rywalizacji konkursowej? No dobra, za pięć lat. ;) Ale to i tak szmat czasu. Post ten cieszył się również sporym zainteresowaniem z Waszej strony, drodzy czytelnicy i stąd wynika w dużej mierze jego miejsce na dzisiejszej liście.

Parisgesch113. Najdziwniejsze pomysły I wojny światowej
Przy mało którym poście miałem więcej frajdy, niż przy tym. Wszystko zaczęło się jeszcze w lecie ubiegłego roku, kiedy pochłonęła mnie lektura "Samobójstwa Europy" Andrzeja Chwalby. W książce tej natrafiłem na tyle irracjonalnych - jakby się wydawało - pomysłów na pokonanie wroga, że po prostu musiałem poszukać dalej, a potem to wszystko opisać. Efekt całkiem fajny :).

14. Do Opola na rowerze
Ten post odwiedzaliście najczęściej ;). Nie wiem dlaczego. Jak dla mnie, nie różni się jakoś szczególnie od pozostałych artykułów turystycznych. Niektóre cenię znacznie bardziej, niż ten. A i temat jest dość wąski i - powiedzmy sobie szczerze - nietypowy. Ale czasem tak jest, że nie dostrzegamy rzeczy, które innych przyciągają. ;)


15. Kim są tegoroczni laureaci Nagrody Nobla?
The Daya Bay Antineutrino Detector (8056998030)To dla mnie bardzo ważny post. Wtedy pierwszy raz zostałem niejako zmuszony by napisać coś, co dotyczy w całości nauk ścisłych. Mowa oczywiście o kilkuakapitowym wykładziku o neutrinach. Nie ukrywam, że nie było łatwo również i mnie to wszystko zrozumieć, a co dopiero przedstawić to Wam, tak żebym został zrozumiany. Ale koniec końców się udało. I zacząłem nabierać przekonania, że mógłbym pisać także o tematach czysto fizycznych, czy też chemicznych. Od tego czasu udało mi się popełnić kilka takowych, a z każdym kolejnym napotykam na coraz mniejsze trudności. No i fajnie ;).


Kamieniec Szalejow Gorny road16. Najdziwniejsze artykuły Wikipedii
To było... dziwne. Począwszy od tego, że najpierw przez dwa dni przeglądałem kategorie polskiej wersji internetowej encyklopedii, by odszukać te spośród artykułów, których tytuły brzmią najbardziej irracjonalnie. Ale efekt wart był tego trudu. Jak dla mnie, to jeden z bardziej interesujących artykułów, które napisałem. Spotkał się także z dużym zainteresowaniem z Waszej strony, z czego niezmiernie się cieszę ;).


Planet-Nine-in-Outer-Space-artistic-depiction 17. Czy objawi nam się planeta numer 9?
Tego jeszcze nie było. Po raz pierwszy pisałem o zupełnie świeżym odkryciu naukowym. I chciałbym to robić znacznie częściej, co zapewne zauważyliście już ze względu na artykuł dotyczący przeprowadzenia w Niemczech fuzji termojądrowej, który pojawił się na blogu jakiś tydzień temu. Zwrócić muszę jeszcze uwagę na fakt, iż to właśnie ten artykuł był przez Was najchętniej komentowany - pojawiło się pod nim aż 10 komentarzy! ;)

Koniec. 17 artykułów spośród 111. Niby duży odsetek, ale i tak trudno było mi wybrać. Najchętniej opisałbym tu każdy z moich postów, bo z każdym wiążę się pewna mniej lub bardziej interesująca historia. No ale trudno. ;) Na koniec chciałbym jeszcze bardzo, bardzo podziękować wszystkim moim czytelnikom, komentującym, zainteresowanym tym, co piszę na blogu. Bez Waszego wsparcia, zamieszczanych przez Was komentarzy, czy wreszcie zwykłych słówek "Podobało mi się. Fajnie piszesz", które tak często padały, pewnie nie wytrwałbym tak długo w blogowaniu. Ale teraz będzie już tylko z górki. Wtłoczyłem się przez ostatni rok w tryby blogowania i teraz już pewnie z nich nie ucieknę. ;) Tak więc - do zobaczenia przy podobnym wpisie za rok! :D.

czwartek, 31 grudnia 2015

Jak zostać królem?

Spośród 194 państw świata około 50 jest obecnie monarchiami. Zdecydowana większość spośród pozostałych była monarchiami niegdyś. Królowie, cesarze, książęta, carowie, sułtani obejmowali władzę, sprawowali ją i przekazywali ją swoim potomkom przez setki, a nawet tysiące lat. Trudno byłoby zliczyć ilu monarchów zasiadło tylko i wyłącznie na europejskich tronach na przestrzeni ostatnich kilku wieków. Jak zapewne wszyscy dobrze wiemy, władcą nie jest i nie było jednak zostać łatwo. I nie było również łatwo tej władzy usankcjonować. Nasi przodkowie wymyślili cały szereg sposobów na to, jak wyłonić monarchę spośród tłumów poddanych. Rzućmy okiem na kilka z nich.
Isabelle catile crown
Korona Izabelli Kastylijskiej i miecz Ferdynanda Aragońskiego w Grenadzie.
Z ojca na syna
Zasada dziedziczności tronu jest najprostszym możliwym rozwiązaniem przedstawionego wyżej problemu. Była wykorzystywana już wiele tysiącleci temu - mamy z nią do czynienia chociażby w przypadku cywilizacji starożytnego Egiptu i faraonów. Szczyt rozwoju tej metody nastąpił w średniowieczu. W momencie kształtowania się państw europejskich w II połowie I tysiąclecia naszej ery dominującą rolę w każdej społeczności odgrywać zaczęła jednostka wyjątkowa, która po ugruntowaniu swojej władzy dawała początek całej dynastii. W początkach polskiej państwowości rodem tym okazali się Piastowie, na Rusi Kijowskiej byli to Rurykowicze, a w Państwie Franków Merowingowie, zastąpieni później przez Karolingów. Ze względu na upowszechnienie się wówczas modelu monarchii patrymonialnej całe państwo było traktowane jako własność króla, a więc spadek po nim przypadał w naturalny sposób jego potomkom.
01 History of the Russian state in the image of its sovereign rulers - fragment
Ruryk (w środku), założyciel kijowskiej dynastii Rurykowiczów na rysunku Wasilija Pietrowicza Vereshchagina.
System, choć charakteryzował się pewną efektywnością, sprawiał sporo problemów. Władcy nie mieli bowiem zazwyczaj tylko jednego potomka. Aby zapewnić ciągłość dynastii musieli być pewni, że przynajmniej jeden z ich synów przeżyje, a najprostszym sposobem na to było wychowanie jak największej liczby dzieci. Często w wiek dorosły wchodziło jednak więcej królewskich potomków, z których każdy miał ambicje do tego, by rządzić. Kończyło się to zazwyczaj długotrwałymi walkami o władzę, a czasem nawet wojną domową. Taka sytuacja miała na przykład miejsce w państwie pierwszych Piastów po śmierci Bolesława Chrobrego. Koronę objął po nim Mieszko II, jego najstarszy syn z małżeństwa z Emnildą, lecz nie najstarszy w ogóle. Pierwszy był bowiem Bezprym, który nie czekał długo na rozwój wypadków i postanowił siłą zdobyć polski tron. Efektem były najazdy ruskie i cesarskie, bunty poddanych i długotrwaly kryzys całego państwa (o kryzysie tym więcej w artykule Kryzys Mieszka czy Bolesława?).
La familia de Felipe V (Van Loo)
Hiszpański król Filip V (1683-1746) wraz z rodzina, obraz Louis-Michela van Loo.
Wojciech Gerson-Kazimierz Odnowiciel
Powrót Kazimierza Odnowiciela do Polski po kryzysie z lat panowania Mieszka II. Na obrazie
Wojciecha Gerosna przedstawiono dwa charakterystyczne elementy tego okresu: upadek Kościoła
i upadek struktury społecznej na ziemiach polskich.
Królowie uczyli się jednak na błędach. Aby zapobiec wojnie domowej, wypracowali nowe, pomysłowe rozwiązanie. Skoro całe państwo należało do nich, to czemu by go tak nie podzielić? No więc dzielili. Bolesław Krzywousty podzielił Polskę na pięć części, podobnie uczynił na Rusi Jarosław Mądry. Sęk w tym, że ich synowie poszli ich śladem i również zaczęli dzielić swoje okrojone już władztwa. Prowadziło to do sformowania mikroskopijnych wręcz państewek, charakteryzujących się osłabieniem zarówno politycznym, jak i gospodarczym. Największą skalę zjawisko to przybrało w Niemczech, gdzie rozbicie dzielnicowe trwało od XIII wieku do 1871 roku.
The death of Leszek the White
Śmierć Leszka Białego podczas Zjazdu w Gąsawie w 1227 roku na obrazie Jana Matejki. Zorganizowany
w okresie polskiego rozbicia dzielnicowego zjazd polskich książąt miał zażegnać spory pomiędzy nimi. Plany
te przekreśliła działania księcia pomorskiego Świętopełka.
Gdy dynastia się skończy...
Jeszcze większym problemem stała się jednak sytuacja, w której monarcha nie zostawia po sobie żadnego legalnego, męskiego potomka. Nie oznaczało to rzecz jasna, że następcy nie będzie wcale. Z całą pewnością znalazłby się jakiś krewny lub powinowaty, który z chęcią objąłby władanie w pozbawionym władcy kraju. Problem w tym, że zazwyczaj takich ktosiów znajdowało się więcej. Doskonałym przykładem takiej właśnie sytuacji stała się wojna stuletnia, tocząca się na przełomie XIV i XV wieku pomiędzy Francją i Anglią. U jej przyczyn leżała śmierć francuskiego króla, Karola IV Pięknego w 1328 roku. Władca ten miał wprawdzie aż sześcioro dzieci, w tym dwóch synów - Ludwika i Filipa, lecz przeżyły go tylko dwie córki. A to oznaczało, że nowego władcę trzeba było poszukać wśród innych spokrewnionych z władcą postaci.

Wybór francuskich możnych szybko padł na Filipa VI Walezjusza, który był kuzynem Karola IV. Jednocześnie jednak pretensje do korony francuskiej zgłosił Edward III, siostrzeniec zmarłego władcy i zarazem ówczesny król angielski. Obaj panowie okazali się na tyle zacięci, że wybuchł długoletni konflikt, zakończony przez ich następców. Dodajmy tylko, że w 1453 roku, kiedy konflikt się zakończył, władzę we Francji sprawował... praprawnuk Filipa VI, Karol VII.
John Gilbert - The Morning at Agincourt
Bitwa pod Azincourt (1415), jedno z największych starć wojny stuletniej. Rysunek Johna Gilberta.
Córki i rejestry
Po wiekach trudów udało się wreszcie wypracować rozwiązania o wiele skuteczniejsze niż podział państwa, czy wojna domowa. Jednym z nich było przekazywanie tronu kobietom. Było to o tyle pożyteczne, że gdyby je zastosowano, można by uniknąć na przykład wojny stuletniej. Możliwości osadzenia na tronie kobiety były w zasadzie dwie. Pierwszą z nich zastosowano w XIV-wiecznej Polsce. Ludwik Węgierski w chwili śmierci w 1382 roku miał tylko dwie córki - Marię i Jadwigę. Już wcześniej poprzez wydanie przywileju koszyckiego zapewnił jednak sobie poparcie dla planów wyniesienia jednej z nich na polski tron. I rzeczywiście - gdy pożegnał się z tym światem to Jadwiga została nowym królem Polski. KRÓLEM, nie królową. Niebawem nową władczynię wydano za Władysława Jagiełło, którego później również koronowano i odtąd aż do śmierci Jadwigi w 1399 r. małżonkowie władali wspólnie. W ten sposób dokonano dość sprawnej podmianki dynastii, przejścia jednego rodu rządzącego w inny.
005Planty
Pomnik Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły w Krakowie.
Inaczej sprawę tą rozwiązano w Wielkiej Brytanii. Gdy utworzono ten organizm państwowy w 1707 roku (z połączenia Anglii i Szkocji), ustalono, że koronę dziedziczyć mogą także kobiety, a ich mężowie nie otrzymują w ten sposób tytułu głowy państwa. Po ich śmierci lub abdykacji korona przechodzi bezpośrednio na ich dzieci. Od tego czasu Wielka Brytania miała trzy królowe - Annę, Wiktorię i Elżbietę II. Warto jednak zaznaczyć, że do niedawna synowie mieli pierwszeństwo przed córkami, bez względu na to, czy byli od nich starsi, czy młodsi. Dopiero w 2013 roku zasadę tą zmieniono i obecnie obie płci są w tym kontekście równe.
VictoriaAlbertMarriageEngraving
Ślub królowej Wiktorii i księcia Alberta w 1840 roku na rysunku XIX-wiecznym.
Jednocześnie podejmuje się w różnych państwach ustalanie kwestii następstwa po zmarłym władcy na długo przed jego śmiercią, a nawet przed jego wstąpieniem na tron, przy czym zasady te są maksymalnie uproszczone. W Wielkiej Brytanii na przykład funkcjonuje licząca kilka tysięcy osób linia sukcesji do tronu. Na pierwszym miejscu znajduje się na niej syn królowej Elżbiety II, książę Karol, następnie jego najstarszy syn - książę William, jego dzieci, dalej drugi syn Karola - książę Harry, dalej rodzeństwo Karola, kolejno potomkowie tego rodzeństwa, dalej potomkowie siostry Elżbiety II, i tak dalej, i tak dalej...

A gdyby tak wybrać władcę?
To zaskakujące, ale pomysł na monarchię elekcyjną jest również niezwykle stary. System taki funkcjonował na przykład w Rzymie u początków rozwoju wielkiego imperium. Bardziej poznany jest nam dzięki rozwiązaniu rodem z Rzeczpospolitej Obojga Narodów, kiedy to o koronę polską walczyli władcy z całej Europy, a szlachta łaskawie wybierała jednego z nich lub z dumą powoływała któregoś z siebie. Model ten stał się jednym z symbolów kryzysu polskiej państwowości z XVIII wieku. Nie ma też wątpliwości, że wolna elekcja miała duży wpływ na ostateczny upadek kraju w 1795 roku. Nie możemy jednak zapominać, iż monarchów wybierano również w innych krajach, tyle że w znacznie bezpieczniejszy sposób. Rozwiązanie to przyjęto między innymi na Węgrzech, w Czechach, Danii, czy Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. Zazwyczaj monarchę wybierano jednak z przedstawicieli jednej dynastii bądź też znacznie ograniczonej liczby kandydatów, co przeciwdziałało w pewien sposób znacznej destabilizacji sytuacji w tych państwach.
Altomonte Election Diet in 1697
Sejm elekcyjny w Warszawie z 1697 roku. Podczas tej elekcji wybrano na króla Augusta II Mocnego.
Obraz Marcina Altomonte.
Szczególnie interesujący był przypadek Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jak już wcześniej wspominałem, było ono tak naprawdę zlepkiem setek mniejszych państewek powstałych w wyniku niemieckiego rozbicia dzielnicowego. Państewka te cieszyły się znaczną niezależnością, a władza cesarska dawała korzyści niemalże wyłącznie prestiżowe. Od 1452 roku tytuł cesarski otrzymywali niezmiennie Habsburgowie. Niemniej procedura ich wyboru była dość skomplikowana. Głosami dysponowało siedmiu elektorów, będących jednocześnie władcami najpotężniejszych państewek wchodzących w skład Cesarstwa. Początkowo byli to arcybiskupi Moguncji, Kolonii i Trewiru, król Czech oraz władcy Saksonii, Palatynatu Reńskiego i Brandenburgii. Później godności elektorskiej dorobili się także władający Hanowerem i Bawarią. Cesarzem zostawał ten kandydat, którego poparła większa liczba elektorów.
Balduineum Wahl Heinrich VII
Siedmiu elektorów Rzeszy wybiera na cesarza Henryka VII (pocz. XIV wieku).
Monarchia elekcyjna dzisiaj
Również i dziś można wymienić kilka istniejących obecnie monarchii elekcyjnych. Najciekawszym i chyba najbliższym polskiemu obserwatorowi przykładem jest Watykan. Wbrew pozorom, najmniejsze państwo świata jest monarchią nie tylko elekcyjną, ale też... absolutną! (dodajmy, że jedyną w Europie) Można więc powiedzieć, iż tamtejszy system łączy ze sobą dwa na pierwszy rzut oka przeciwstawne rozwiązania. Głowę Stolicy Apostolskiej wybiera konklawe. W Kambodży natomiast król wybierany jest przez Radę Tronową, która jednak jak dotąd skłaniała się ku powoływaniu nowych władców na zasadzie dziedziczności. Specyficzne są także rozwiązania zastosowane w Malezji i Andorze, gdzie monarchowie wybierani są na okres pięciu lat. W drugim z tych przypadków wynika to jednak z faktu, iż współksięciem Andory jest prezydent Francji. Wraz ze zmianą na tym stanowisku, zmienia się również i piastujący rolę andorańskiego monarchy (więcej na ten temat w artykule Kilka rzeczy, których nie wiedziałeś o Andorze).

Prześledziliśmy w ten sposób kilka sposobów na znalezienie króla, form urzeczywistniania ich władzy, jak również problemów z nich wynikających. Które rozwiązania podobają się Wam najbardziej? Jak sądzicie, jak wyglądałaby polska rzeczywistość, gdybyśmy mieli króla? :)

wtorek, 17 listopada 2015

Kilka rzeczy, których nie wiedziałeś o Andorze

Andora jest jednym z najmniejszych krajów Europy. Ta miniaturka wciśnięta pomiędzy Francję i Hiszpanię może się wydawać miejscem niezbyt ciekawym i mało urozmaiconym. No bo co można powiedzieć o kraju, który w ciągu jednego dnia można przemierzyć wzdłuż i wszerz? Andora pozostaje miejscem skrajnie niepoznanym dla standardowego obserwatora, którego oczy uciekają przeważnie nieco na południe, ku Barcelonie, czy też nieco na północ, ku Paryżowi. A szkoda, bo jest to kraik o niezwykle interesującej polityce, geografii, społeczeństwie, prawie, czy też historii. Przyjrzyjmy się więc kilku najciekawszym zagadnieniom z Andorą związanym!
Andorra la Vella and Escaldes-Engordany 2
Andorra la Vella, stolica Andory licząca 20 tysięcy mieszkańców.
1. Nie taka mała
Myśląc o Andorze zazwyczaj stosujemy pewnego rodzaju uogólnienie. A mianowicie, pakujemy ją do jednego koszyka z innymi europejskimi mikropaństwami - Watykanem, Monako, Liechtensteinem i San Marino. Praktyki te są jednak co najmniej niepoprawne. Andora ma bowiem "aż" 450 kilometrów kwadratowych, co oznacza, że jest prawie 3 razy większa od Liechtensteinu, 7 razy większa od San Marino, 200 razy większa od Monako i jakieś 1000 razy większa od Watykanu! Co ciekawe, mniejsza od Andory, choć nieznacznie, jest także Malta. Również i poza Europą znajdziemy kilka krajów, które Andora swoją wielkością wprost deklasuje, w tym Seszele, Barbados, Malediwy i Nauru. Aby nie popadać w skrajności zaznaczmy jednakże, że Andora mimo wszystko pozostaje mniejsza od... Warszawy.
Andorra topographic map-en
Mapa Andory.
2. Głowa państwa z innego państwa
Andora ma zgodnie z najnowszymi danymi nieco ponad 76 tysięcy mieszkańców. Głową państwa nie jest jednak żaden z nich. Co więcej, funkcję tą pełnią aż dwie osoby o randze współksiążąt. Pierwszą z nich jest biskup hiszpańskiego La Seu d'Urgell, a więc aktualnie Joan Enric Vives Sicilia. Drugim natomiast jest nie kto inny, jak prezydent Francji, czyli w chwili obecnej Francois Hollande. Skąd takie kuriozalne rozwiązanie? Pomysł na tego typu rządy zrodził się już w XIII wieku, kiedy to dogadali się w tej kwestii biskup Urgell oraz francuski hrabia Foix. Obecnie - rzecz jasna - władanie hiszpańskiego duchownego i francuskiego prezydenta nie oznacza utraty suwerenności. Wszakże postaci te nie mają zbytnich prerogatyw, a ich wpływ na politykę państewka jest jedynie symboliczny.
Andorran parliament interior 2015-10
Sala obrad parlamentu Andory, Rady Generalnej.
3. Z walutą ciężka sprawa...
Andora jako mikropaństwo nigdy nie mogła pozwolić sobie na posiadanie własnej waluty. W kraju tym nie funkcjonuje obecnie nawet mennica. Dlatego też Andora od dawien dawna korzysta z obcej waluty. Dawniej był nią frank francuski. Gdy ten zniknął jednak ze światowej areny gospodarczej wraz z przyjęciem przez Francję waluty euro w 2002 roku, Andora zdecydowała się na zawarcie z Unią Europejską porozumienia, dzięki któremu na swoim terytorium może używać banknotów i monet wspólnotowych. Podobne porozumienie istnieje zresztą w ramach polityki celnej. Wbrew powszechnym skojarzeniom, Andora nie należy jednak do strefy Schengen. A to oznacza, że podczas wjazdu do pirenejskiego państwa, musimy być przygotowani na kontrolę graniczną.
Andorra la Vella, center
Centrum finansowe w Andorze.
4. Zagadka ropy naftowej
Interesujące wnioski nasuwają się podczas przeglądania bilansu handlu zagranicznego Andory. Powszechnie dostępne są aktualnie dane z 2013 roku. Zgodnie z nimi aż 75% wartości wszystkich produktów, jakie opuszczają terytorium Andory,  stanowi eksport rafinowanej (czyli oczyszczonej) ropy naftowej. Aby móc takową ropę naftową produkować, potrzebny jest oczywiście surowiec pod postacią zwykłej ropy naftowej. Tymczasem Andora ani nie sprowadza go zza granicy, ani też nie ma możliwości prowadzenia wydobycia owego surowca. Skąd więc bierze się eksport paliwa na tak wysokim poziomie? Otóż Andora jest w tym przypadku jedynie pośrednikiem. Kupuje od innych państw, przede wszystkim Francji i Hiszpanii, duże ilości już przerobionej ropy naftowej, po czym zyskownie sprzedaje ją innym partnerom. A partnerzy ci są nadzwyczaj egzotyczni. Zdecydowaną większość ropy naftowej przejmuje Tanzania, natomiast całą resztę - Mozambik. Warto również dodać, że nie jest to koniec podróży surowca. Tanzania wzorem Andory eksportuje bowiem dużą część uzyskanej w ten sposób ropy do innych państw afrykańskich, w tym do RPA, Demokratycznej Republiki Konga, Ugandy i Kenii.
Tabaksveld in Sispony
Mimo niekorzystnego ukształtowania w Andorze kwitnie też rolnictwo. Na zdjęciu pole tytoniu.
5. Skąd wziąć wojsko?
Andora liczy niecałe 80 tysięcy mieszkańców. Dla porównania, armia polska składa się ze 100 tysięcy aktywnych żołnierzy. Gdyby więc pod broń powołano wszystkich mieszkańców Andory, łącznie z dziećmi, kobietami i emerytami, siły wojskowe tego mikropaństwa i tak zajęłyby dopiero 52. miejsce na świecie. Skąd więc wziąć siły potrzebne do obrony państwa? Rozwiązanie okazuje się niezwykle proste. W latach 90. Andora podpisała z Francją i Hiszpanią układ, który zobowiązuje oba całkiem spore państwa do obrony suwerenności ich malutkiego wspólnika. Sprawiło to, że armia Andorze przestała być w ogóle potrzebna i dziś stanowi ją tylko garstka ochotników pełniących funkcje czysto reprezentacyjne. Na wypadek palącej potrzeby władze Andory mają jednak prawo powołać pod broń każdego dorosłego mieszkańca kraju. Jest to przepis bardzo mało znaczący zważywszy na to, że ostatnio Andorczycy sprawdzali się na polu bitwy... 700 lat temu!

6. Raj kolarski
Andora - jak to już wcześniej kilkukrotnie wspominałem - leży w całości na terytorium Pirenejów. Fakt ten wymusił na jej mieszkańcach budowę niezwykle krętych dróg o dużych nachyleniach. Na potwierdzenie tych słów wspomnieć należy, że spośród czterech głównych dróg wjazdowych do państwa, aż trzy prowadzą przez wysokogórskie przełęcze, a większość tras wewnętrznych o mniejszym znaczeniu wznosi się na jeszcze wyższe wysokości. Ten stan rzeczy wykorzystują przede wszystkim kolarze, zarówno amatorzy, jak i zawodowcy. Andorę szczególnie często odwiedzają organizatorzy i uczestnicy wielkich imprez kolarskich. W tym roku odbył się tam w całości jeden z etapów prestiżowej Vuelta a Espana, szybko okrzyknięty jednym z najtrudniejszych w historii cyklu. Już w przyszłym roku natomiast, w Andorze trzy dni spędzą kolarze startujący w jeszcze bardziej prestiżowym Tour de France.
Pas de la case
Pas de la Casa, przełęcz na granicy z Francją.
Andora okazuje się więc być całkiem interesującym skrawkiem ziemi... No dobra, skraweczkiem. Czy udało mi się Was zaciekawić niektórymi elementami z nią związanymi? Czy coś Was zaskoczyło? A może o czymś wiedzieliście już od dawna? ;)

środa, 8 lipca 2015

Wielkie zmiany na szczytach władzy, czyli kto kogo zastępuje?

Głową Rzeczpospolitej Polskiej jest prezydent - o tym z całą pewnością wszyscy wiedzą. Ciekawie zaczyna się robić, gdy zadamy sobie oryginalne, aczkolwiek całkiem konstruktywne pytanie. Co się dzieje, gdy prezydenta nie ma?

20070907 sejm rp 100B6091
Zacznijmy od tego, co może skłonić prezydenta, by pożegnał się ze stanowiskiem. Po pierwsze, śmierć. Rzecz bardzo nieprzyjemna, lecz zdarzająca się. W III RP mieliśmy z nią do czynienia tylko raz - w przypadku katastrofy smoleńskiej, w wyniku której zginął Lech Kaczyński. Wcześniej, w dwudziestoleciu międzywojennym zamordowano pełniącego od kilku dni obowiązki prezydenta Gabriela Narutowicza, a w okresie prezydentów na uchodźstwie, w czasie swojej prezydentury zmarli Raczkiewicz, Zaleski i Sabbat.

Drugą możliwą przyczyną jest zrzeczenie się urzędu. Trzecią - stwierdzenie nieważności wyborów przez Sąd Najwyższy. Co ciekawe, sąd ma na stwierdzenie ważności lub nieważności aż 3 miesiące, a wszystkie akty, które nieważny prezydent wyda w tym okresie, są już ważne... Czwarta opcja to uznanie przez Zgromadzenie Narodowe (sejm + senat) niezdolności prezydenta do wykonywania obowiązków z powodu choroby. I wreszcie piąta możliwość - postawienie prezydenta przed Trybunałem Stanu. Sporo tego, prawda?
No więc co się dzieje, gdy nasz prezydent zostanie w jakikolwiek sposób pozbawiony urzędu? Jego obowiązki do czasu, gdy odbędą się kolejne wybory, przejmuje marszałek sejmu. I do tych obowiązków zalicza się ogłoszenie terminu nowych wyborów. Ciągłość władzy w tym względzie jest więc bardzo ważna, czyż nie? A co jeśli i marszałek sejmu zaniemoże? Co wtedy? Jest jeszcze marszałek senatu, trzecia osoba w państwie. I jeśli zaistnieje taka konieczność, to on zostanie "prezydentem", a właściwie "pełniącym obowiązki prezydenta".

Bronisław Komorowski official cropped
Do najbardziej interesującej sytuacji pod tym względem doszło w 2010 roku. Po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego jego obowiązki przejął marszałek sejmu - Bronisław Komorowski. Jak dobrze wiemy, kandydował on jednak w wyborach prezydenckich i te wybory wygrał. W rezultacie musiał się więc zrzec stanowiska marszałka sejmu. Gdy to zrobił - 8 lipca 2010 r., a więc kilka tygodni przed zaprzysiężeniem - prezydentem tymczasowo został marszałek senatu Bogdan Borusewicz. Długo się tym urzędem jednak nie nacieszył, gdyż jeszcze tego samego dnia Sejm wybrał nowego marszałka - Grzegorza Schetynę, który natychmiast przejął obowiązki głowy państwa. Oznacza to, że Borusewicz porządził sobie... kilka godzin. Miesiąc później zaprzysiężono Komorowskiego, co sprawiło, że z kolei Schetyna został zdegradowany do rangi tylko marszałka sejmu. Skomplikowane, prawda?

Na koniec warto wspomnieć o pewnym niuansie. Nasza Konstytucja jest nieco krótkowzroczna. Wyznacza zastępcę prezydenta i zastępcę jego zastępcy. Ale co będzie, gdy wszyscy trzej - prezydent, marszałek sejmu i marszałek senatu - nie byliby w stanie sprawować swoich obowiązków? Cóż, nie wiadomo...

środa, 24 czerwca 2015

Im więcej, tym lepiej (?), czyli o trójizbowych parlamentach

Parlament ma dwie izby. To stwierdzenie jest prawidłowe w odniesieniu do większości systemów, w tym również i polskiego. W Warszawie zbiera się Sejm i Senat, w Berlinie Bundestag i Bundesrat, w Waszyngtonie Senat i Izba Reprezentantów, w Londynie Izba Lordów i Izba Gmin. Oczywiście, na politycznej mapie świata dostrzec można też całkiem sporo jednoizbowych parlamentów. Wymieńmy na przykład Łotwę, Danię, Finlandię, Turcję, czy Nową Zelandię. Nigdzie nie znajdziemy natomiast systemu, w którym mielibyśmy do czynienia z trzema izbami. W przeszłości takie sytuacje miały jednak miejsce nadzwyczaj często...

A na pierwszy przykład takiego systemu, zwanego trikameralnym, natrafimy niezwykle łatwo. W zasadzie wystarczy sięgnąć do standardowego podręcznika historii. Zazwyczaj nie dostrzegamy nawet istnienia trzech izb kiedykolwiek w historii Polski, lecz kilkaset lat temu, za I Rzeczpospolitej, taka sytuacja naprawdę miała nad Wisłą miejsce. Mowa oczywiście o sejmie walnym, głównym organie ustawodawczym Polski i Litwy na przestrzeni XVI, XVII i XVIII wieku. Pierwszą częścią składową owego sejmu była izba poselska, w której zasiadali przedstawiciele szlachty z całego kraju. Druga nosiła miano senatu i była przeznaczona dla arcybiskupów, biskupów katolickich, wojewodów, kasztelanów oraz najważniejszych urzędników państwowych. W praktyce zasiadali w niej więc przedstawiciele najznamienitszych rodów Rzeczpospolitej. 

No i wreszcie trzecia izba. Któż mógł w niej zasiąść? Szlachta i magnaci nie, bo swoje zgromadzenia już mieli. Mieszczanie i chłopstwo też nie, gdyż do sejmowania w szlacheckiej Polsce z całą pewnością by ich nie dopuszczono. A duchowni mieli swoją reprezentację w senacie. No więc? Otóż trzecią izbą, trzecim stanem sejmującym był monarcha. Oczywiście król nie miał w sejmie zbyt dużych uprawnień - do jego obowiązków należały formalności związane z redagowaniem i publikacją ustaw. Niemniej tworzył swoją własną izbę sejmową.

Polish Sejm under the reign of Sigismund III Vasa
Wspólne obrady trzech izb sejmu walnego. W centrum, na podwyższeniu król, po jego obu stronach siedzący senatorowie, u dołu i w tle stojący posłowie.
Teraz przenieśmy się do Francji, mniej więcej w tym samym okresie. Tam funkcjonowały Stany Generalne. W przeciwieństwie do systemu polskiego, ich uprawnienia w stosunku do władcy były liche. Zdarzały się okresy po kilkadziesiąt lat, w których w ogóle ich nie zwoływano, a po 1614 r. ich działalność została całkowicie wymazana z polityki (powróciły dopiero przy okazji Rewolucji Francuskiej). Formalnie Stany Generalne składały się z trzech części - izby duchownych, izby szlachty i izby stanu trzeciego, czyli całej reszty. Ich trójizbowość jest jednak często podważana, choćby ze względu na fakt, iż często obradowały razem, a nie oddzielnie.

Estatesgeneral
Obrady Stanów Generalnych w 1789 r.
Z trikameralizmem mieliśmy we Francji do czynienia także w okresie Wielkiej Rewolucji. A konkretnie za Konsulatu (lata 1799-1804). Nie chodzi o fakt, iż wówczas na czele państwa stało trzech konsulów, a o to, że ciało ustawodawcze składało się z trzech izb. Pierwsza i najwyższa - Sénat conservateur - stała na straży konstytucji, druga - Corps législatif - głosowała nad projektami ustaw, a trzecia - Tribunat - stanowiła ciało doradcze wobec izby drugiej. Podobny system funkcjonował we Francji jeszcze po upadku konsulatu, a więc w początkach I Cesarstwa. Wówczas izby posiadały już jednak marginalne znaczenie. Bądź co bądź, wielkim panem i władcą był wtedy Napoleon Bonaparte.

Berthon - Napoléon Ier reçoit au Palais Royal de Berlin, les députés du Sénat français, le 19 novembre 1806
Napoleon Bonaparte w towarzystwie członków Sénat conservateur w 1806 roku.
Interesujący przykład trikameralizmu obserwować było można kilkadziesiąt lat temu w Republice Południowej Afryki. W II połowie XX wieku trwał tam okres Apartheidu, czyli szeroko pojętej segregacji rasowej. Segregacja ta odbiła się również na systemie politycznym kraju. W 1983 r. wprowadzono bowiem na drodze referendum trzyizbowy parlament. Pierwsza izba, zarezerwowana dla białych, składała się z 178 reprezentantów. W drugiej zasiadało 85 czarnych i kolorowych. Trzecia była przeznaczona dla 45 osób pochodzenia hinduskiego. Nie trudno zgadnąć, że pierwsza z izb była najbardziej wpływowa, a pozostałe dwie miały znaczenie marginalne. Paradoksalnie system ten zdobył sobie wielu przeciwników również w gronach zwolenników Apartheidu. Uważali oni bowiem, że czarnym nie powinno przysługiwać prawo do uczestniczenia we władzy.

Trikameralizm funkcjonował w przeszłości również w innych państwach, między innymi w Boliwii. Nie okazał się jednak systemem na tyle skutecznym, by zagościć na arenie politycznej na dłużej.

niedziela, 14 czerwca 2015

Państwo w państwie, czyli o enklawach

Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie, czym tak naprawdę jest enklawa? Jedna odpowiedź nasuwa się od razu. Państwo, które graniczy tylko i wyłącznie z jednym innym państwem i nie ma dostępu do morza. To jednak definicja niepełna. Enklawą jest bowiem także obszar należący do państwa A, który jest otoczony w całości przez terytorium państwa B. Enklawą nie jest - w takim razie - na przykład Obwód Kaliningradzki, bo graniczy z Polską i Litwą. Samo istnienie enklaw, takich państw w państwie wydaje nam się egzotyczne, lecz nawet w Europie naliczymy ich całe mnóstwo.

Wielkie muzea, tor wyścigowy i afrykańskie plemię
Enklawy, które stanowią odrębne państwa, naliczymy tylko trzy. Pierwszą jest Watykan. Ma on powierzchnię oszałamiających 44 hektarów. Nie jest to jednak wyłącznie Bazylika i Plac Świętego Piotra. Mamy tu także ogromne Muzea Watykańskie, uznawane za jedne z największych na świecie. Powstało wiele szacunków dotyczących tego kolosa, a najbardziej interesujące z nich mówią, że jeśli każdemu eksponatowi poświęcimy kilka sekund, będziemy siedzieć w Watykanie przez... 8 lat! Na zachód od muzeów wielkie ogrody watykańskie, złożone z kilku części - ogrodów włoskich, francuskich, angielskich, nawet amerykańskich. Aha, byłbym zapomniał. Jak w każdym szanującym się państwie, w Watykanie mieści się redakcja, centrum prasowe, supermarket, urząd pocztowy, dworzec kolejowy, stacja telewizyjna itd. itp. To dużo jak na 44 hektary, prawda?

Vatican Museums 2011 7
Druga z naszych enklaw to San Marino, kolejne państwo-miniaturka. I znów otoczone przez Włochy. Tym razem mamy jednak do czynienia z kraikiem znacznie większym od Watykanu. Ma on bowiem aż (!) 61 kilometrów kwadratowych, czyli 6 100 hektarów. Na myśl przychodzi w tym momencie satyryczna mapa toru wyścigowego Imola (we Włoszech), gdzie rozgrywa się co roku Grand Prix San Marino Formuły 1, na tle konturu San Marino. Ze zdjęcia tego wynika, że ów tor zająłby większą część kraiku. Oczywiście nie jest to prawdą. Internetowi komicy przesadzili... pięciokrotnie.

A jak to się stało, że San Marino jest enklawą? Przecież mieszkańcy tego państewka są tak podobni do standardowych Włochów. Język - włoski, religia - katolicyzm. No więc? Wytłumaczenie tego zjawiska byłoby dosyć trudne i - co najważniejsze - obszerne. Na potrzeby tego artykuły nadmienimy więc tylko, że San Marino po prostu "przespało" zjednoczenie Włoch w 1860/61 roku. A Włosi nie przejęli się zbytnio z tego powodu. Ostatecznie w 1862 r. oba państwa podpisały między sobą układ o przyjaźni i na tym się skończyło. Oczywiście nie licząc kolejnych układów o przyjaźni...

Fortress of Guaita 2013-09-19
No i trzecia z naszych enklaw. Ta wymaga od nas dalszej podróży, bo aż na południe Afryki. Tam znajdziemy Lesotho, państwo w całości zanurzone w Republice Południowej Afryki. Ma powierzchnię 30 tys. km², a więc jak na enklawę nie jest takie małe - można je porównać do województwa mazowieckiego. Zdecydowaną przewagę w strukturze etnicznej ma plemię Sotho, należące do grupy Bantu. Z tym, że plemię owo jest rozproszone również na terenie RPA i Botswany. W rezultacie w Lesotho żyje niecała 1/3 jego przedstawicieli.

DCP 2498 gone fishin (21)
Jedno miasto czy dwa miasta?
Jak już wcześniej zauważyliśmy, zdarzają się również enklawy niebędące samodzielnymi państwami. Takie sytuacje są naprawdę częste, również w Europie. Niektóre z nich zakrawają na miano kuriozów. Bardzo ciekawy jest na przykład przypadek Baarle w Holandii... a właściwie to w Belgii. A tak naprawdę, to i w Belgii, i w Holandii. Tak naprawdę są to aż dwa miasta! A mianowicie, belgijskie Baarle-Hertog i holenderskie Baarle-Nassau. Zasadniczo pierwsze z nich jest otoczone w całości przez terytorium Holandii. Nie składa się jednak z jednej jednolitej części, a z... 16 rozdrobnionych fragmentów, nierzadko o wielkości kilku budynków. I co jeszcze ciekawsze, na terytorium Baarle-Hertog mamy do czynienia z siedmioma enklawami holenderskimi.

Konkluzja jest następująca. Baarle to z praktycznego punktu widzenia jedno miasto, podzielone jednak pomiędzy terytoria dwóch państw na kilkadziesiąt sektorów. Przejeżdżając z jednego końca miejscowości na drugi możemy kilkanaście razy przekraczać granicę! No właśnie, co z granicą? Ano, granica sobie przechodzi przez ulice, domy, budynki. Niektórzy mieszkańcy Baarle śpią albo jedzą śniadanie na granicy dwóch państw. A od czego zależy czyimi obywatelami są? Od tego, gdzie znajdują się główne drzwi ich domostw. Fakt ten rodzi jeszcze jeden problem. Jeden, jedyny budynek w całym mieście ma bowiem drzwi idealnie na granicy! I co teraz?

Baarle-Nassau frontière café
Miasto w dwóch rzeczywistościach
Interesujący jest także przypadek Campione d'Italia, włoskiej enklawy na terytorium Szwajcarii. Do sytuacji takiej doszło już pod koniec XVIII wieku. Region Ticino decydował wówczas za pomocą referendum, czy przystąpi jako pełnoprawny kanton do Szwajcarii. Postulat ten został przyjęty, jednak nie wszędzie. Niewielkie Campione stwierdziło, że chce jednak do Lombardii, która później stała się częścią Włoch.

Status Campione d'Italia jest niezwykle ciekawy z kilku względów. Po pierwsze, jego mieszkańcy posługują się jako walutą nie euro, a szwajcarskim frankiem. Są podatnikami szwajcarskimi, należą do tamtego systemu świadczeń, rejestrują swoje pojazdy w Szwajcarii, a nawet należą do szwajcarskiego systemu telekomunikacyjnego! I mimo to pozostają obywatelami Włoch. Interesujące, prawda? Dużą rolę w ukształtowaniu się i przetrwaniu takiego właśnie systemu mogło odegrać powstanie w tym miejscu kasyna w 1917 roku. Dziś jest ono największym obiektem tego typu w Europie i największym pracodawcą w Campione d'Italia.

Campione d'Italia 01
Historyczne rozwiązanie
Rekordowa pod względem ilości enklaw jest natomiast granica indyjsko-banglijska. A przynajmniej do niedawna była... Od wielu dziesięcioleci region był usiany niewielkimi, liczącymi po kilka-kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych enklawami, zarówno na terenie Indii, jak i Bangladeszu. Zdarzało się, że to zjawisko przybierało prawdziwie komiczne efekty. Tak na przykład na terytorium Bangladeszu znajdowała się indyjska enklawa Balapara Khagrabari. Wewnątrz tej właśnie enklawy wydzielono enklawę banglijską o nazwie Upanchowki Bhajni. A w centrum tej enklawy mieściła się indyjska Dahala Khagrabari.

Wydaje się to śmieszne, lecz wcale takie nie było. Południowa Azja to nie Europa. Mieszkańcy enklaw nie mieli tam tak łatwo, jak u nas. W praktyce nie wiedzieli tak do końca, gdzie mieszkają. Dlatego sytuacja ta musiała być rozwiązana. Musiała być, ale nie była. Rządy Indii i Bangladeszu nie mogły się w tej sprawie porozumieć od kilku dekad. Aż do zeszłej soboty. Na mocy ugody pomiędzy oboma państwami doszło do wymiany większości spośród niemalże 200 enklaw. Perspektywy na przyszłość dla granicy indyjsko-banglijskiej są więc pomyślne.

Coochbehar
Polska enklawa
To zaskakujące, ale czegoś na kształt enklaw możemy się doszukiwać również w Polsce. Mowa o gminie Sławków. Przed reformą administracyjną z 1998 roku znajdowała się ona w województwie katowickim, lecz od tego roku została przydzielona do powiatu olkuskiego w województwie małopolskim. Reakcja mieszkańców była niespodziewana - natychmiast zdecydowali się złożyć referendum o przyłączenie do województwa śląskiego. Głosowanie odbyło się jeszcze przed wejściem w życie postanowień reformy administracyjnej. Frekwencja wyniosła niemalże 80%, a "za" zakreśliło ponad 99% uczestniczących. W rezultacie Sławków został przyłączony do województwa śląskiego. Z tym, że nie do najbliższego powiatu - Dąbrowy Górniczej, a do Będzina, który ze Sławkowem granicy nie posiada.

Sławków Ratusz
Enklaw więc jest na świecie sporo, zarówno w Europie, jak i poza nią, a nawet (przy drobnym naciągnięciu) w Polsce. A ich sytuacja jest naprawdę interesująca i warta poznania.

Zobacz też:
1. Życie na Grenlandii 
2. Poznajcie nowe dyscypliny olimpijskie