środa, 8 lipca 2015

Wielkie zmiany na szczytach władzy, czyli kto kogo zastępuje?

Głową Rzeczpospolitej Polskiej jest prezydent - o tym z całą pewnością wszyscy wiedzą. Ciekawie zaczyna się robić, gdy zadamy sobie oryginalne, aczkolwiek całkiem konstruktywne pytanie. Co się dzieje, gdy prezydenta nie ma?

20070907 sejm rp 100B6091
Zacznijmy od tego, co może skłonić prezydenta, by pożegnał się ze stanowiskiem. Po pierwsze, śmierć. Rzecz bardzo nieprzyjemna, lecz zdarzająca się. W III RP mieliśmy z nią do czynienia tylko raz - w przypadku katastrofy smoleńskiej, w wyniku której zginął Lech Kaczyński. Wcześniej, w dwudziestoleciu międzywojennym zamordowano pełniącego od kilku dni obowiązki prezydenta Gabriela Narutowicza, a w okresie prezydentów na uchodźstwie, w czasie swojej prezydentury zmarli Raczkiewicz, Zaleski i Sabbat.

Drugą możliwą przyczyną jest zrzeczenie się urzędu. Trzecią - stwierdzenie nieważności wyborów przez Sąd Najwyższy. Co ciekawe, sąd ma na stwierdzenie ważności lub nieważności aż 3 miesiące, a wszystkie akty, które nieważny prezydent wyda w tym okresie, są już ważne... Czwarta opcja to uznanie przez Zgromadzenie Narodowe (sejm + senat) niezdolności prezydenta do wykonywania obowiązków z powodu choroby. I wreszcie piąta możliwość - postawienie prezydenta przed Trybunałem Stanu. Sporo tego, prawda?
No więc co się dzieje, gdy nasz prezydent zostanie w jakikolwiek sposób pozbawiony urzędu? Jego obowiązki do czasu, gdy odbędą się kolejne wybory, przejmuje marszałek sejmu. I do tych obowiązków zalicza się ogłoszenie terminu nowych wyborów. Ciągłość władzy w tym względzie jest więc bardzo ważna, czyż nie? A co jeśli i marszałek sejmu zaniemoże? Co wtedy? Jest jeszcze marszałek senatu, trzecia osoba w państwie. I jeśli zaistnieje taka konieczność, to on zostanie "prezydentem", a właściwie "pełniącym obowiązki prezydenta".

Bronisław Komorowski official cropped
Do najbardziej interesującej sytuacji pod tym względem doszło w 2010 roku. Po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego jego obowiązki przejął marszałek sejmu - Bronisław Komorowski. Jak dobrze wiemy, kandydował on jednak w wyborach prezydenckich i te wybory wygrał. W rezultacie musiał się więc zrzec stanowiska marszałka sejmu. Gdy to zrobił - 8 lipca 2010 r., a więc kilka tygodni przed zaprzysiężeniem - prezydentem tymczasowo został marszałek senatu Bogdan Borusewicz. Długo się tym urzędem jednak nie nacieszył, gdyż jeszcze tego samego dnia Sejm wybrał nowego marszałka - Grzegorza Schetynę, który natychmiast przejął obowiązki głowy państwa. Oznacza to, że Borusewicz porządził sobie... kilka godzin. Miesiąc później zaprzysiężono Komorowskiego, co sprawiło, że z kolei Schetyna został zdegradowany do rangi tylko marszałka sejmu. Skomplikowane, prawda?

Na koniec warto wspomnieć o pewnym niuansie. Nasza Konstytucja jest nieco krótkowzroczna. Wyznacza zastępcę prezydenta i zastępcę jego zastępcy. Ale co będzie, gdy wszyscy trzej - prezydent, marszałek sejmu i marszałek senatu - nie byliby w stanie sprawować swoich obowiązków? Cóż, nie wiadomo...

3 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że jednak nie będziemy tworzyć precedensów i nigdy nie zdarzy się sytuacja, w której zabraknie trzech najważniejszych osób w państwie. Swoją drogą, to ciekawy problem - wiesz może, czy konstytucje w innych krajach to regulują?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na chwilę obecną niestety nie wiem. W wyniku oryginalnego zbiegu okoliczności mogę jedynie stwierdzić, że konstytucja Hondurasu tego nie zakłada :). Spróbuję przy najbliższej okazji zbadać zagadnienie :).

      Usuń
  2. Ja mam nadzieję że już nigdy nie zabraknie nam choćby prezydenta :)

    OdpowiedzUsuń