poniedziałek, 28 grudnia 2015

11 najlepszych albumów muzycznych 2015 roku

Nieuchronnie zbliżamy się do końca roku 2015. To dobry czas na wielkie podsumowania. Dziś chciałbym Wam zaproponować krótką ucieczkę od przyświecającego zazwyczaj moim artykułom obiektywizmu. O gustach podobno się nie rozmawia, lecz nie znaczy to, że nie można sobie ich nawzajem przedstawiać. Z takiego rozumowania wynika widoczny poniżej ranking, który nie tylko prezentuje moje upodobania, ale też może stanowić okazję do poznania nieco innych stylów, artystów, czy utworów, o których niekoniecznie musieliśmy wcześniej słyszeć. Tak więc zaczynajmy! :)

11. Passenger - Whispers II
Passenger zyskał sławę kilka lat temu dzięki utworowi "Let Her Go". Jak to często bywa, niedługo później brytyjski artysta stracił popularność, jaka spadła na niego w 2013 roku. Niemniej od tego czasu wydał już dwie płyty, które naprawdę mogą się podobać. Jego piosenki nie są już wprawdzie wielkimi hitami, co jednak czyni je jeszcze bardziej wartościowymi. Wydany w tym roku album Whispers II cechuje się niezwykłą prostotą i melodyjnością. Główną rolę odgrywają na nim wokal artysty oraz jego gitara, którym towarzyszą raz po raz chórek i inne, zgrabnie wplecione, instrumenty. Na szczególną uwagę zasługują moim zdaniem dwie piosenki - melancholijna Fear of Fear oraz wpadająca w ucho A Thousand Matches.

10. Awolnation - Run
Amerykański zespół rockowy został poznany cztery lata temu dzięki swojemu debiutanckiemu albumowi, na którym błyszczał przede wszystkim utwór Sail. W tym roku członkowie Awolnation zaprezentowali swój drugi krążek. Jest on utrzymany na przyzwoitym poziomie i charakteryzuje się stylem zbliżonym do tego z poprzedniej płyty. Wśród 14 nowych piosenek ukrywa się jednak prawdziwy fajerwerk. Mowa o I am, który choć nie tak rozpoznawalny, we wszystkim dorównuje Sail. Dodatkowego uroku dodaje mu świetnie nagrany, złożony i komponujący się z muzyką teledysk.

9. James Bay - Chaos and the Calm
James Bay jest autorem jednego z najgłośniejszych debiutów tego roku. Pierwsze laury zdobył już w roku poprzednim, wraz z opublikowaniem utworu Hold Back the River. Niebawem uhonorowano go nagrodą krytyków w ramach gali BRIT Awards. Nagroda ta przyznawana jest tylko początkującym artystom, lecz stanowi swego rodzaju przepowiednię przyszłego sukcesu - jej laureatami były u progu swoich karier takie gwiazdy, jak Adele, Florence and the Machine oraz Ellie Goulding. Podobnie jak jego poprzednicy, również i James Bay nie spoczął na laurach i już w marcu wydał swój pierwszy album, pełen spokojnych, stonowanych piosenek, w których dominującą rolę odgrywa głos wokalisty. Na szczególną uwagę zasługują jak dla mnie utwory Scars oraz Let It Go.

8. Mumford & Sons - Wilder Mind
Brytyjski zespół Mumford & Sons to żadna nowość na rynku muzycznym. Grupa wydała w tym roku swój trzeci, oczekiwany od trzech lat album. Wraz z nim nadeszła jednak gruntowna zmiana stylu. Zespół pożegnał się na jakiś czas z tak charakterystycznym dla niego folkowym brzmieniem, mówiąc przy okazji "do widzenia!" towarzyszącemu im jak do tej pory nieustannie banjo. Na nowym krążku fanom zaserwowane zostały rytmy bardziej rockowe, zbliżone nieco do szeroko pojętej alternatywy. Na zespół w związku z tą zaskakującą transformacją spadła rzecz jasna fala krytyki. Ja jednak stoję murem za Brytyjczykami. Ich decyzja ukazuje, że chcą grać taką muzykę, jaka sprawia im radość, a nie tylko uszczęśliwiać na siłę rzesze zwolenników. Ponadto, w nowych "produkcjach" dostrzegam nadal ich dawny styl, lecz zaadaptowany do nowych warunków. Efekt jest naprawdę bardzo dobry. Polecam przede wszystkim Just Smoke oraz Believe.

7. Imagine Dragons - Smoke + Mirrors
Teraz zaproponuję Wam wycieczkę za ocean. Amerykański zespół Imagine Dragons wydał w marcu swój drugi album o tytule Smoke + Mirrors. Słuchając go wydaje się, że muzycy postanowili tym razem nieco poeksperymentować. Na nowym krążku znajdziemy bardzo zróżnicowane utwory, nierzadko zaskakujące przyjętymi rozwiązaniami i dźwiękami. Niemniej z całości wyłania się bardzo przyjemny i barwny obraz. Trzeci singiel z albumu - Shots - szczególnie przykuł moją uwagę. Jest mi jednakże niezmiernie szkoda, że po jego opublikowaniu zespół porzucił jakoby zainteresowanie swoim dziełem i zaczął raz po raz raczyć słuchaczy już nie tak udanymi piosenkami spoza albumu. Tym bardziej, że na płycie pozostają nadal wartościowe utwory, takie jak I'm so sorry.

6. The Decemberists - What a Terrible World, What a Beautiful World
The Decemberists to jedni z najbardziej doświadczonych muzyków na mojej liście. W styczniu tego roku wydali już siódmą płytę, która niebawem zebrała wyjątkowo dobre recenzje. I rzeczywiście - album jest doskonale wykonany. Amerykańscy artyści zaprezentowali w nowych piosenkach niezwykłe bogactwo. Gdy się ich słucha, wydaje się jakby grała cała orkiestra, podczas gdy zespół nie wychodzi w praktyce poza stonowane brzmienie z pogranicza rocka i folku. Wszystkie piosenki emanują wprost spokojem - niezależnie od zawartej w nich treści - co wprowadza słuchacza w wyjątkowy nastrój. I - podobnie jak w przypadku Awolnation - mamy tu do czynienia z jednym prawdziwym cudeńkiem w postaci utworu Lake Song.

5. Florence and the Machine - How Big, How Blue, How Beautiful
Analogie pomiędzy Florence and the Machine a Mumford & Sons dosłownie same się narzucają. Oba brytyjskie zespoły wydały swoją trzecią płytę w maju 2015 roku. Oba dopuściły się drastycznej zmiany stylu, oba zostały za to skrytykowane, oba - moim zdaniem - niezasłużenie. Florence Welsh wraz ze swą grupą, zaprezentowała tym razem swoje bardziej rockowe oblicze przy jednoczesnym zaangażowaniu maksymalnej wprost ilości instrumentów. O ile w przypadku The Decemberists wydaje się, że w nagraniu uczestniczyła cała orkiestra, o tyle u Florence tak było naprawdę. W niektórych utworach wokalistce, gitarom i perkusji towarzyszy cała paleta instrumentów dętych, w innych z kolei usłyszeć można rozmaite smyczki. Efekt jest oszałamiający. Paradoksalnie, najbardziej podoba mi się jednak utwór, którego formalnie na płycie nie ma. A właściwie to jest, lecz w nieco odmienionej formie. Mowa o How Big, How Blue, How Beautiful, który na płycie widnieje w 5-minutowej wersji. Na trzy miesiące przed premierą wypuszczono go jednak w skróconej i nieco zmodyfikowanej wersji, w ramach swego rodzaju "reklamówki". I tą skróconą wersję Wam prezentuję :).

4. Zakopower - Drugie pół
Na czwartym miejscu pojawił się polski rodzynek w moim zestawieniu. Album Drugie pół zespołu Zakopower ukazał się we wrześniu. Po przeszło czterech latach oczekiwania od ostatniego krążka grupy, który zawierał wielki przebój - Boso, moje oczekiwania względem nowej płyty były bardzo duże. Zostały jednak zaspokojone, i to z całkiem sporą nadwyżką. Nowe piosenki - jak to już niegdyś bywało w przypadku muzyków z Podhala - łączą w doskonały sposób muzykę tradycyjną z nieco bardziej nowoczesnymi rytmami, dając idealne wprost połączenie. Dodatkowym atutem są wspaniałe, głębokie, ale jednocześnie zrozumiałe teksty, skłaniające z jednej strony do przemyślań, a z drugiej kontrastujące z tym wszystkim, czym zasypuje nas obecnie polski rynek muzyczny.

3. Adele - 25
To, że nowa płyta Adele będzie jednym z największych hitów (o ile nie największym) w XXI wieku, było łatwe do przewidzenia od momentu, gdy pojawiły się pierwsze plotki o tym, że brytyjska wokalistka powróciła do studia. Pozostawało jednak zasadnicze pytanie. Czy 25 będzie na to zasługiwało? Odpowiedź przyszła wraz z opublikowaniem albumu. Tak, jak najbardziej tak! To prawda, że trzeci krążek Adele nie jest tak udany, jak jego poprzednik, a także zawiera kilka słabszych kawałków. Ale When We Were Young i I Miss You to jedne z najlepszych utworów, jakie w tym roku opublikowano, a Send My Love oraz Sweetest Devotion swoją oryginalnością pokazują, że Adele nie popada w rutynę i poszukuje nowych rozwiązań. Efektem jest płyta, którą w analogicznym zestawieniu z tamtego roku uplasowałbym na solidnym 1. miejscu. Ten rok pod względem muzycznym jest jednak zaskakujący do potęgi n-tej.

2. Of Monsters and Men - Beneath the Skin
Teraz przenosimy się w bodajże najbardziej egzotyczne miejsce w moim zestawieniu. Choć "egzotyczne" to może nieco zbyt mylące stwierdzenie. Mowa bowiem o dalekiej Islandii, z której pochodzą członkowie zespołu Of Monsters and Men. Znacie ich zapewne z piosenki Little Talks, opublikowanej w 2012 roku. Po trzech latach Islandczycy powrócili, by zaprezentować światu Beneath the Skin, album który spotkał się z mieszanymi odczuciami krytyków, lecz mnie wprost zachwycił. Nie ma na nim w praktyce słabego punktu. Wszystko zaczyna się od utworu Crystals, w którym główną rolę (przynajmniej dla mnie) odgrywają fenomenalne instrumenty perkusyjne. Później mamy do czynienia z szeregiem luźniejszych kawałków o optymistycznym brzmieniu, a pod koniec czeka na nas mroczny Thousand Eyes.

1. Enya - Dark Sky Island
20 listopada to dla tego roku data niezwykła w kontekście muzycznym. Swoją płytę opublikowała wówczas nie tylko Adele, ale również tryumfatorka mojego zestawienia - Enya. Irlandka powróciła w ten sposób po siedmiu latach przerwy. I powróciła w wielkim stylu! Takie utwory, jak The Humming..., Even in the Shadows, czy Echoes In Rain przypominają o najlepszych latach wielkiej artystki, zachwycają bogactwem instrumentalnym i nastrojowością. Więcej komentować nie trzeba...


W ten sposób doszliśmy do samego szczytu mojego zestawienia. Co sądzicie o moich - przyznajcie, dość dziwnych - wyborach? Czy udało mi się zaprezentować Wam coś nowego, o czym jeszcze nie słyszeliście? Jakich artystów i jakie albumy to Wy umieścilibyście na takiej liście? :)

2 komentarze:

  1. Ciekawe zestawienie. Sądziłam, że Enya już nie nagrywa a tu miła niespodzianka. Nie znałam 6, 7 i 10. Nr 6 - The Decemberists, super, dopisuje do swojej listy muzycznej:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano też się zaskoczyłem, kiedy wypuściła nową płytę. :)

      Usuń