Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Paryż. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Paryż. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 maja 2015

Sport sto lat temu: o człowieku, który umiał wszystko

Viggo Jensen. Z pochodzenia Duńczyk. W całej historii światowego sportu i igrzysk olimpijskich trudno doszukać się tak wszechstronnego sportowca. Był jedną z najjaśniejszych gwiazd ateńskiej imprezy z 1896 roku. Nie dlatego, że prezentował niezwykłą jak na swoje czasy formę i deklasował konkurencję - bo tak po prostu nie było. Nawet nie dlatego, że zgarnął cały worek medali. Bądź co bądź, podczas pierwszych igrzysk roiło się od multimedalistów (więcej na ten temat tutaj). Chodzi o to, że Jensen swoje medale zdobywał na różnych arenach...
Viggo Jensen
Viggo Jensen.
Przyjrzymy się występowi Jensena chronologicznie. Zaczęło się 6 kwietnia. Przy czym należy nadmienić, iż zaczęło się niezbyt udanie. Nie znamy dokładnego wyniku Duńczyka w konkursie rzutu dyskiem, nie wiemy nawet które miejsce zajął i czy zawody te ukończył. Jedno jest jednak pewne - uplasował się poza pierwszą czwórką, z dużą stratą nie tylko do lidera, ale i do podium.

Nieco lepiej było dnia następnego. Jensen pchnął co prawda kulę na odległość bliższą od Amerykanina Boba Garretta i dwóch gospodarzy, ale zajął czwarte miejsce, choć również i w tym przypadku jego wynik się nie zachował.

Co ciekawe, jeszcze tego samego dnia Duńczyk pojawił się na podeście sztangistów. I to w dwóch konkurencjach! Najpierw stanął do zażartego boju z Brytyjczykiem Launcestonem Elliotem w konkurencji podnoszenia ciężarów oburącz. Po wyczerpaniu wszystkich prób okazało się, że uzyskał dokładnie taki sam wynik, co rywal - 111,5 kg. Grecki król Jerzy I stwierdził, że występ Jensena podobał mu się bardziej, więc okrzyknął go zwycięzcą. Po proteście wyspiarzy zdecydowano się jednak przeprowadzić feralną dogrywkę, która i tak nie przyniosła rezultatu, a zwycięzcą i tak okrzyknięto Duńczyka. Sęk w tym, że Jensen nabawił się podczas owej dogrywki kontuzji. I to ta kontuzja sprawiła, że w kategorii podnoszenia ciężarów jedną ręką poniósł już sromotną porażkę z brytyjskim sztangistą. Nagrodą pocieszenia było drugie miejsce przed dwoma Grekami.

Kolejny dzień, kolejna arena. 8 kwietnia Jensenowi zamarzył się bowiem start w strzeleckim konkursie z karabinka wojskowego, z odległości 200 metrów. Start w miarę udany, bo zajął szóste miejsce, a przed nim byli tylko bezkonkurencyjni Grecy.

10 kwietnia Jensen wcielił się w rolę gimnastyka. A mianowicie, podjął próbę zdobycia medalu we wspinaczce po linie. I znów zabrakło trochę szczęścia. Duńczyk ponownie uplasował się na czwartej pozycji, za dwoma Grekami i Niemcem.

Na koniec Jensen ugrał jeszcze jeden medal - w zawodach strzeleckich o skomplikowanej nazwie "karabin dowolny, trzy pozycje, 300 metrów". Reprezentant Danii uzyskał 1 305 punktów i zajął trzecie miejsce. Wyprzedzili go... tylko Grecy. Co ciekawe, za nim - nie licząc jednego Brytyjczyka - też byli sami Grecy! Bardzo zróżnicowane towarzystwo, czyż nie?

Viggo Jensen po igrzyskach w Atenach postawił na strzelectwo. Niestety, nigdy później nie szło mu już tak dobrze, jak w 1896 roku. Podczas olimpiady paryskiej z 1900 r. startował w pięciu konkurencjach, ale tylko raz zbliżył się do podium - i to w konkursie drużynowym!

sobota, 18 kwietnia 2015

Sport sto lat temu: kłopoty z maratonem

Sport sto lat temu miał zupełnie inne, nieznane oblicze. Wszystko to, co mamy okazję oglądać dziś, wtedy dopiero się kształtowało. Zapraszam w wędrówkę do początków ubiegłego wieku, podczas której przedstawię najciekawsze i najbardziej niezwykłe elementy ówczesnego sportu. W pierwszym wpisie na ten temat przyjrzymy się biegom maratońskim, jednej z najstarszych konkurencji, która w niemalże niezmienionym kształcie przetrwała do dzisiaj. Jej początki bywały jednak trudne, a biegi na tak dużym dystansie przysparzały organizatorom igrzysk mnóstwa problemów.

Pierwszy bieg maratoński odbył się podczas igrzysk olimpijskich w Atenach. Jego trasa mogła być tylko jedna - wiodła z Maratonu do Aten. Trasa jednak była w dużej mierze niezabezpieczona, a organizatorzy pokładali nadzieję w dobrym zachowaniu kibiców. Nadzieje te okazały się płonne, czego dowodem jest próba pobicia jednego z faworytów - Albina Lermusiaux - przez popa-fanatyka. Bieg wygrał z czasem prawie trzech godzin Spiros Luis. Na ostatniej prostej towarzyszył mu grecki następca tronu Konstanty.

Louis entering Kallimarmaron at the 1896 Athens Olympics
Spiros Luis wbiega na stadion w Atenach
W Paryżu, w 1900 roku, podczas igrzysk olimpijskich, które przeszły do historii ze względu na naganną organizację, zawodnicy zmagali się nie tylko ze zmęczeniem i sięgającą 38 stopni Celsjusza temperaturą, ale też z ulicami stolicy Francji. Trasa była bowiem niemalże nieoznakowana. Do mety dobiegło siedmiu zawodników, z czego dwaj pierwsi - Michel Theato i Emile Champion - byli Francuzami i potrafili się odnaleźć w labiryncie paryskich ulic. Trzeci - Szwed Ernst Fast - pytał o drogę przechodniów, a i tak udało mu się zabłądzić. Z kolei faworyt - Amerykanin Arthur Newton - przez cały bieg był pewny, że wygra. Już na początku wysforował się naprzód i nikt go później nie wyprzedzał. Zapewne pobiegł jednak złą trasą, bo gdy przybył na metę spotkał tam większość spośród swoich rywali.

Jeszcze ciekawsze rozstrzygnięcia przyniósł maraton na igrzyskach w St. Louis z 1904 roku. Po przeszło trzech godzinach oczekiwania na zwycięzcę na stadion wbiegł bowiem Fred Lorz. Gdy już przygotowywał się do odebrania honorów, pojawił się drugi z zawodników - Amerykanin Thomas Hicks. Niespodziewanie to on został ogłoszony zwycięzcą. Stało się tak, gdyż Lorz zszedł z trasy na dziesiątym kilometrze z powodu skurczu nóg. Dalej jechał samochodem, a gdy skurcze minęły na 5 km przed metą, wyruszył w dalszą podróż.
Marathon race during 1904 Summer Olympics
Zawodnicy na trasie maratonu 1904 r.



Podczas maratonu w Londynie, w 1908 r. na czele biegł natomiast Włoch Dorando Pietri, który dzięki bardzo szybkiemu biegowi na ostatnich kilometrach, wyprzedził reprezentanta Południowej Afryki, Charlesa Hefferona. Włoski maratończyk szybko odczuł jednak skutki swojej szarży i na stadion wbiegał już słaniając się na nogach. Gdy zataczał się na ostatnich 50 metrach otrzymał wsparcie ze strony sędziów i udał mu się przekroczyć linię mety. Później jednak go zdyskwalifikowano, a złoto przypadło Johnowi Hayesowi.

Na tym etapie żegnamy się z maratonem, który przez kolejne stulecie stał się jednym z najbardziej emocjonujących wydarzeń na igrzyskach olimpijskich i zdobył uznanie na całym świecie.