Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kopalnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kopalnie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 marca 2016

Krzemionki Opatowskie. Niczym w wehikule czasu

Podziemne trasy turystyczne to jak na polskie realia atrakcja dość powszechna. A na pewno, jeśli się mieszka w szeroko pojętej Polsce południowej. Sudety, Tatry i Jura Krakowsko-Częstochowska oferują dostęp do wielu jaskiń, na Śląsku i pod Krakowem można odwiedzić liczne kopalnie, w okolicach Wałbrzycha - pohitlerowskie sztolnie, zaś w niektórych miastach, takich jak Kłodzko, Sandomierz, czy Chełm - stare piwnice o wielu zakamarkach. Wydawałoby się, że w tej kwestii nic nie jest w stanie nas zaskoczyć. Na Kielecczyźnie kryje się jednak pewne miejsce, które nie dość że jest pod ziemią, to jeszcze jest oryginalne. Mowa oczywiście o Krzemionkach Opatowskich.
Korytarze w Krzemionkach Opatowskich.
Przed wieloma tysiącami lat, gdy obszar dzisiejszej Polski zamieszkiwany był przez wiele różnego rodzaju plemion, grupujących się w rozmaite kultury, okolice obecnych wsi Sudół i Magonie były już wykorzystywane górniczo. W miejscu tym wydobywano niezwykle rzadki krzemień pasiasty. Na przestrzeni wielu stuleci utworzono tam całe mnóstwo niewielkich kopalni. Później kopalnie te podupadły, zostały zdeformowane, zasypane, zarośnięte roślinnością i zapomniane przez potomków dawnych górników. Na nowo odkryto je dopiero w 1922 roku. Prowadzone od tego czasu badania wykazały obecność w tym miejscu niemalże 3000 szybów górniczych. Kwestią czasu pozostawało zbudowanie na tej bazie interesującej atrakcji turystycznej.

I rzeczywiście taka powstała. Co prawda nie jest ona jeszcze jakoś strasznie popularna, ale ściągnięcie do Krzemionek Opatowskich większej liczby turystów jest tylko kwestią czasu. Tym bardziej, że istnieje dosyć spore prawdopodobieństwo, iż zostaną one w ciągu najbliższych lat wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. A jeżeli już zostaną wpisane, to będę niezmiernie szczęśliwy, że udało mi się je zobaczyć nim najadą je hordy turystów z całego świata. ;)
Krzemionki 20150519 6496
Krzemionki Opatowskie.
Zaraz po podjechaniu na parking w Krzemionkach rzuca nam się w oczy całkiem spory, niedawno wzniesiony budynek. Oprócz biur mieści się w nim także muzeum, a w nim liczne - nierzadko interaktywne - ekspozycje, przedstawiające historię regionu. Wystrój wnętrz we wspaniały sposób łączy historię z teraźniejszością, a czytając wyświetlane na licznych ekranach dotykowych ciekawostki można naprawdę zapomnieć o upływającym czasie.
Budynki biurowo-muzealne w Krzemionkach Opatowskich.
Wnętrze muzeum.
Jeśli podczas przeglądania muzealnych ekspozycji nie zapomnimy o czasie na tyle, by nie zamienić się w skamielinę, możemy ruszać dalej, tym razem już z przewodnikiem. Początkowo mamy do przejścia kilkaset metrów typowo leśnej ścieżki, na której raczej nie spotkamy żadnych jaskiniowców. Ale już niebawem sytuacja ta ulegnie zmianie. A to dlatego, że wejdziemy na obszar pokryty licznymi zagłębieniami w ziemi, przypominającymi nieco lejki. A zagłębienia te to nic innego, jak pozostałości po dawnych, prymitywnych kopalniach.

Pierwsza część trasy turystycznej wiedzie po powierzchni ziemi. A właściwie to nad powierzchnią ziemi, bo miast łazić po piaszczystym gruncie mamy okazję przejść się specjalnym pomostem. Na obu jego końcach zlokalizowano niewielkie, drewniany chatki, w których zaprezentowano na przykładzie makiet i modeli pracę górnika sprzed kilku tysięcy lat.
Makiety górników sprzed tysięcy lat w jednej z chatek.
Gdy już przywitamy się z kilkoma przedstawicielami Polski prehistorycznej czeka nas wyprawa pod ziemię. Po wąziutkich schodkach schodzimy na poziom 5-6 metrów pod powierzchnię ziemi. Tak, to naprawdę nie jest głęboko. Ale tak na chłopski rozum, przed trzema tysiącami lat ludzie nie mieli czasu, chęci ani możliwości kopania do poziomu kilkuset metrów, nieprawdaż?

Początkowo ścieżka wije się wąziutkimi, krętymi, klaustrofobicznymi korytarzykami, ale już po kilkudziesięciu metrach wchodzimy do strefy niewielkich wprawdzie, lecz całkiem estetycznych komór. Idziemy ścieżką wykutą w skale, a komory owe rozpoczynają się gdzieś na poziomie naszego pasa. Musimy w tym miejscu uważać, by gdzieś nieopatrznie nie zboczyć z trasy, by nie trafić na jakiś ślepy zaułek. Jednocześnie spoglądając w prawo lub w lewo natrafimy na figurki kopiących górników. Podziemna trasa liczy ok. 500 metrów długości, a po jej przebyciu wychodzimy ponownie na powierzchnię, po czym rozpocząć możemy spokojny marsz w kierunku punktu wyjścia, czyli budynku muzealnego.
Początek ścieżki podziemnej.
Ścieżka podziemna nieco dalej.
I jeszcze nieco dalej... ;)
Makieta przedstawiająca górnika sprzed wieków.
Krzemionki Opatowskie to z całą pewnością jedna z moich ulubionych atrakcji turystycznych na Kielecczyźnie. Może dlatego, że jest tam tak cicho i spokojnie? Że nie ma zbyt wielu turystów? Może. A czy Wy słyszeliście już o Krzemionkach? A może kiedyś odwiedziliście to piękne miejsce? :)

Zobacz też:
1.  Moszna. Podopolski Disneyland
2. Co nowego w Opolu?
3. Salto Angel: Wodospad do Nieba

sobota, 4 lipca 2015

Na upał kilka sposobów... inaczej

Temperatury kilka dni temu przekroczyły już 30 stopni Celsjusza i trwają w tym stanie jak zaklęte. A perspektywy na kolejne dni wcale nie napawają optymizmem. W tej sytuacji mnóstwo gazet i portali internetowych publikuje całe tony artykułów o tym, jak chronić się przed wysoką temperaturą i co zrobić, żeby było nam zimniej. Ja przyłączam się do tego trendu, z tym że moje pomysły są nieco bardziej oryginalne.

Propozycja numer Jeden: ucieczka
Jeśli jest nam za gorąco i - co najważniejsze - mamy na zbyciu kilka tysięcy niepotrzebnych złotych, możemy po prostu od upałów uciec. Tylko gdzie? Bądź co bądź, jeśli pojedziemy do Niemiec albo Francji, to wcale nie będzie lepiej - wręcz przeciwnie. Nie pomogą Estonia, Ukraina, Dania, a tym bardziej Włochy, czy Grecja. No więc, gdzie jechać? Cóż, opcji jest kilka. Konstruktywna może okazać się wycieczka na Wyspy Brytyjskie. Tam - ze względu na położenie geograficzne - temperatura zazwyczaj jest o kilka stopni niższa, niż w kontynentalnej części Europy. Ale jest drobny haczyk. Na Wyspach Brytyjskich przez najbliższych kilka dni możemy się spodziewać solidnych deszczy. Coś za coś.
Wet Day at Henlys Corner - geograph.org.uk - 874843
Deszcze w Londynie.
Inną opcją jest daleka północ. Aż trudno uwierzyć, ale na północy Norwegii temperatura sięga teraz porażających 11 stopni Celsjusza. Dla tych, którzy twierdzą, że to za zimno, polecam z kolei Pojezierze Fińskie - tam doświadczymy temperatur o kilka stopni wyższych. Paradoksalnie możemy też uciekać na... Wyspy Kanaryjskie! Układ wyżów i niżów sprawił, że obecnie temperatury są tam nie letnie, a wiosenne. Jedynym, co nam pozostaje do zrobienia jest więc spakowanie walizek i wylot na Teneryfę!
Agaete y Puerto de Las Nieves - panoramio
Wyspy Kanaryjskie z lotu ptaka.
Propozycja numer Dwa: wakacje pod ziemią
Zawsze można też zorganizować sobie wakacje w kraju, tylko pod ziemią. Mamy u nas przecież mnóstwo sztolni, kopalni, jaskiń, tras podziemnych... Nie ma oczywiście sensu jeździć do Jaskini Raj albo Sandomierza (Podziemna Trasa Turystyczna), bo gdy wyjdziemy z podziemi po godzinnej wędrówce napotkamy na pytanie. I co dalej? Kolejne podziemia udostępnione dla turystów są 150 kilometrów dalej. Dlatego warto się wybrać w okolice Kłodzka. Tam pod ziemią można spędzić kilka dni. Podziemna Trasa Turystyczna w Kłodzku, kopalnia złota w Złotym Stoku, Podziemne Miasto Osówka, Sztolnie Walimskie, kopalnia węgla w Nowej Rudzie, Jaskinia Niedźwiedzia, kopalnia uranu w Kletnie... A jeśli pojedziemy tylko odrobinkę dalej natrafimy na Starą Kopalnię w Wałbrzychu, sztolnię w Kamiennej Górze, kopalnię uranu w Kowarach... I wakacje załatwione.

Jeszcze lepiej będą mieli odwiedzający Bochnię i Wieliczkę, oczywiście jeśli okażą się na tyle dokładni, by zwiedzać dosłownie wszystko. W Wieliczce bowiem oprócz trasy turystycznej czeka na nas również Muzeum Żup Krakowskich, trasa górnicza, szlak pielgrzymkowy, a także ekstremalna trasa "Tajemnice wielickiej kopalni" - w sumie jakieś 16 godzin. A w Bochni poza trasą turystyczną mamy do przebycia spływ łodziami i trasę historyczną, a na dole, w specjalnie przygotowanych do tego komorach, możemy spędzić nawet całą noc. I żegnajcie upały!
Wieliczka
Kaplica św. Kingi w Wieliczce.
Propozycja numer Trzy: perswazja
Siła perswazji może być niezwykle przydatna. Zawsze przecież mogło być gorzej! Termiczny rekord Polski, który odnotowano 29 lipca 1921 r. w podopolskim Prószkowie, wyniósł 40,2 stopnie Celsjusza! Ostatni raz naprawdę gorąco było w 2013 r. pod Łodzią - temperatury w cieniu sięgnęły tam 39 stopni. A przecież klimat polski przy afrykańskim, czy też północnoamerykańskim to pikuś! W Dolinie Śmierci, w Stanach Zjednoczonych, takie temperatury, jak dzisiejsza, to normalka. A kiedy jest gorąco? No cóż, 10 lipca 1913 r. temperatura w tych okolicach sięgnęła 57 stopni Celsjusza. I okazuje się, że u nas wcale nie jest jeszcze tak gorąco...
No i jeszcze drobna pociecha. Mogło być gorzej, ale będzie lepiej! To akurat jest niewątpliwe. Takie fale upałów, jak ta z tego tygodnia zdarzają się nieczęsto - zazwyczaj raz do roku i zazwyczaj na początku lipca. Wychodzi więc na to, że wszystko jest pod kontrolą i przebiega zgodnie z ustaloną normą...
Death valley
Dolina Śmierci przy "pięknej" pogodzie.
Propozycja numer Cztery: operacja plastyczna
Abyśmy rzeczywiście lepiej odczuwali rosnące temperatury, musielibyśmy się jednak przerobić dosyć gruntownie. Najlepiej byłoby, gdybyśmy zmienili rasę na czarną, inaczej negroidalną. Jej przedstawiciele są bowiem znacznie bardziej przystosowani do rosnących temperatur, niż my. Po pierwsze, mają ciemną skórę - to chyba dosyć łatwo zauważyć, prawda? Oznacza to, że ich skóra zawiera więcej melaniny. A ta chroni przed działaniem promieni słonecznych, szczególnie tych ultrafioletowych. Pomocne są także gęste, kręcone włosy oraz fakt, iż czarnoskórzy zazwyczaj mają krótkie tułowia, a długie kończyny. Zwiększa to powierzchnię ciała, za pomocą której oddają ciepło do otoczenia, przez co ich ciała się tak nie nagrzewają, jak nasze.

To były moje propozycje na to, jak poradzić sobie z upałami. A Wy jakie macie na to sposoby? :)

sobota, 16 maja 2015

Bochnia czy Wieliczka?

Dzieli je od siebie 25 kilometrów. Obie powstały w XIII wieku, a dopiero w ubiegłym stuleciu zakończono w nich eksploatację. Obie wpisano na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dziś obie przyciągają mnóstwo turystów, chcących przespacerować się starymi na kilkaset lat korytarzami. Mimo wszystkich tych podobieństw każda z nich posiada jednak swój indywidualny styl, coś co sprawia, że jest wyjątkowa. Rodzi się więc pytanie. Która z nich jest bardziej wartościowa? Albo inaczej - wizyta w której nasuwa przyjemniejsze skojarzenia? No właśnie. Kopalnia soli w Bochni, czy kopalnia soli w Wieliczce?

1. Wartość wizualna.
W tej kategorii niezaprzeczalnym zwycięzcą jest kopalnia w Wieliczce. Można mówić dużo na temat piękna bocheńskiej żupy - zaczynając od długich, wiodących na różnych wysokościach, podświetlonych korytarzy, a kończąc na zjawiskowej Kaplicy św. Kingi z bogato zdobionym ołtarzem, kamienną amboną i szopką betlejemską. Wszystko to nie może się jednak równać temu, co prezentuje nam kopalnia wielicka. Ogromne komory zdobione kamiennymi figurami, podziemne jeziora, imponująca Kaplica św. Kingi (znacznie większa od tej bocheńskiej). Nawet drewniane konstrukcje podtrzymujące strop idealnie komponują się z całą resztą, tworząc niezapomniany efekt.
Bochnia 0:1 Wieliczka
Komora Michałowice w kopalnie wielickiej.
2. Wartość poznawcza.
Kopalnia w Wieliczce, jak każdy szanujący się obiekt tego typu, prezentuje swoim zwiedzającym realia życia górnika sprzed kilkuset lat, trudności z jakimi się oni borykali, a także metody eksploatacji sprzed epoki węgla i stali. Na trasie umieszczono stare narzędzia, takie jak kieraty. Należy jednak nadmienić, że duża część z eksponatów, jak również materiałów wzbogacających naszą wiedzę o kopalni, znajduje się w podziemnym Muzeum Żup Krakowskich. Obiekt ten zwiedza się co prawda z przewodnikiem, i to w cenie biletu, lecz fakultatywnie. A w takiej sytuacji z kilkuset osób przybywających co godzinę do komory Wisła, do muzeum wyrusza kilku. W Bochni natomiast zwiedzający mają na trasie okazję nie tylko poznać obraz kopalni sprzed kilkuset lat, ale też dowiedzieć się co nieco na temat historii górnictwa soli w Polsce. I to w ciekawy sposób (o czym za chwilę)!
Bochnia 1:1 Wieliczka
 
Muzeum Żup Krakowskich w kopalni wielickiej.
3. Organizacja trasy turystycznej.
Trasa turystyczna w Wieliczce zorganizowana jest w bardzo dobry sposób. Najpierw schodzimy na dół schodami, później po kolei przechodzimy przez następne komory, otrzymujemy czas wolny w specjalnie przeznaczonych do tego komorach, opcjonalnie wędrujemy do muzeum, a następnie wyjeżdżamy na górę Szybem Daniłowicza. Ani razu nasza wycieczka nie jest zakłócana przez grupy wędrujące w drugą stronę, oczekiwanie na wyjazd na powierzchnię trwa kilka minut. W Bochni tymczasem jesteśmy narażeni na liczne zakłócenia. Wynikają one głównie z faktu, że trasa turystyczna rozpoczyna się pod Szybem Sutoris, podczas gdy zjeżdżamy na dół przeciwległym Szybem Campi. Innymi słowy, aby dostać się do początku trasy przechodzimy (a także przejeżdżamy podziemną kolejką) całą część kopalni udostępnioną do zwiedzania, a następnie wracamy, wielokrotnie odbijając w liczne odnogi. Jak łatwo się domyślić, nastręcza to wielu problemów.
Bochnia 1:2 Wieliczka
 
Szyb Campi, którym zjeżdża się do kopalni w Bochni.
4. Dzieci.
No właśnie. Do obu kopalni przybywa mnóstwo dzieci. W interesie każdej z nich leży zainteresowanie tych najmłodszych, lecz każda podeszła do tego zadania od innej strony. W Wieliczce mamy interaktywne pokazy, a także kino 5D i komorę zabawy u końca wyprawy. Znacznie lepiej pod tym względem wypada jednak moim zdaniem Bochnia. Przejazd podziemną kolejką, zjazd po podziemnej zjeżdżalni długiej na kilkadziesiąt metrów, czy wreszcie kilkadziesiąt minut dowolnej zabawy na podziemnym boisku - wszystko to wydaje się być znacznie bardziej wartościowym dla kilkulatków. A dodatkowo na trasie umieszczono liczne atrakcje w postaci "mówiących obrazów" władców Polski, czy symulacji pracy średniowiecznej kopalni.
Bochnia 2:2 Wieliczka

Bochnia kopalnia lipiec 2012 12
Kierat w kopalni soli w Bochni.
5. Atmosfera.
Wybór w tej kategorii mógł być tylko jeden - Bochnia. Kopalnia ta nie została jeszcze najechana przez miliony turystów z całego świata i - to komplement - być może nigdy najechana nie zostanie. Nigdy nie zdobędzie renomy Wieliczki i nigdy nie przybliży się do Krakowa o te dwadzieścia kilka kilometrów. I chwała jej za to! Podczas gdy wędrówka przez kopalnię Wieliczki polega na bezustannym nachodzeniu na siebie kolejnych grup (które startują plus minus co dwie minuty) i oglądaniu, gdzie by się nie spojrzało, tabunów turystów, w Bochni wciąż jeszcze spacerujemy w niewielkich grupkach, między którymi odstępy wynoszą nawet pół godziny. Poza tym, wielicka kopalnia jest znacznie mniej naturalna od bocheńskiej. Większość sal została przekształcona w ciągu ostatnich lat. Pojawiły się sklepiki z napojami, punkty informacyjne, windy, szklane szyby. Wszystko to sprawia, że w Wieliczce nie czuje się takiej atmosfery, jak w Bochni.
Bochnia 3:2 Wieliczka
Kaplica św. Kingi w Wieliczce.
Zaskoczeni wynikiem? A wy co sądzicie na ten temat?