Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wrocław. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wrocław. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 czerwca 2015

Na południe od Wrocławia, czyli auta, konie i ogrody

Co jest na południe od Wrocławia? Odpowiedź jest oczywista. Bielany Wrocławskie! Na okrągło rozbudowujące się centrum handlowe, hale produkcyjne LG, Toshiby, Wedla etc. Ale pośród tych wszystkich zakładów znajdziemy kilka perełek, miejsc, które warto zobaczyć. Nasze oczy odciągamy więc teraz od sklepów i fabryk, a kierujemy na dwie niewielkie miejscowości - Ślęzę i Galowice.

Zaczniemy od Ślęzy (nie mylić ze Ślężą :)). W sercu wsi znajdziemy piękny zespół zamkowo-parkowy, wyremontowany i zrewitalizowany kilka lat temu. Do miejsca tego przyciągnęła mnie wiadomość o tym, że znajdę tu Muzeum Motoryzacji. I rzeczywiście, w jednym z budynków, który niegdyś miał zapewne przeznaczenie gospodarcze, dziś możemy oglądać stare, zabytkowe samochody.

Muzeum Motoryzacji w Ślęzy, w tle po prawej zamek Topacz.
Wizyta w muzeum jest bardzo dobrym sposobem na zdobycie wiedzy o historii motoryzacji. Prezentowane są tu okazy wręcz kultowe, takie jak Ford Model T, coraz rzadziej u nas spotykany fiat 126p, czyli popularny maluch, Skoda Octavia z lat 60., czy ZSD Nysa. Ponadto, spotkamy tu modele unikatowe, których liczba egzemplarzy jest mniejsza niż palców u jednej ręki. Na ścianach zawieszono różne "ciekawostki" - znaki drogowe sprzed kilkudziesięciu lat, tablice rejestracyjne, odznaczenia etc.
Fiat 126p w Muzeum Motoryzacji.
Najstarsze eksponaty Muzeum Motoryzacji. W środku legendarny Ford Model T.

Muzeum Motoryzacji to jednak nie wszytko, co w Ślęzy zobaczymy. A jako że obiekt jest otoczony tą całą resztą, to szukać nie będziemy musieli długo. Od strony muzeum zobaczyć już możemy oddalony o kilkadziesiąt metrów zamek Topacz. Zamek, który jest teraz remontowany. To plus. A minus? Po remoncie będzie tu hotel i restauracja. W tym momencie warto rozejrzeć się dookoła. Kompleks składa się bowiem z kilkunastu budynków. Nie licząc tego, w którym umieszczono stare samochody, każdy z nich został przerobiony na obiekt noclegowy lub gastronomiczny. Szkoda, że to samo dzieje się teraz z perełką kompleksu. Bo zamek doprawdy prezentuje się świetnie, znakomicie komponuje się z otaczającą go roślinnością. Aż chciałoby się wejść do środka i zobaczyć jego bogato wystrojone wnętrza. Ale to niestety niemożliwe, chyba że mamy głęboką kieszeń...
Zamek Topacz.
Wróćmy jednak do realnego świata. Wraz z zamkiem, budynkami gospodarczymi i wszystkim, co miało w okolicy cztery ściany i dach, "wyremontowano" także park zamkowy. W jego centrum znajdziemy piękne jeziorko z przystanią i niewielką plażą, które możemy obejść dookoła ukrytą wśród roślinności ścieżką. Znad drzew otaczających zbiornik wodny dostrzec możemy wieżę zamku, która wyłaniając się z morza liści wygląda doprawdy wspaniale. W pobliżu jeziora znajdziemy też pole golfowe i korty tenisowe.
Jezioro w pobliżu zamku Topacz.
Rododendrony w zamkowym parku.
Teraz przenosimy się do oddalonych o jakieś dziesięć kilometrów Galowic. W tej niewielkiej wiosce znajdziemy muzeum wyjątkowe. A mianowicie, Muzeum Powozów. Wszystkie eksponaty pochodzą z prywatnej kolekcji pasjonata. Na trzech piętrach zobaczymy tutaj rozmaite rodzaje powozów, dyliżansów, karet, sań, bryczek. Natrafimy na różne elementy uprzęży, siodła, a także stare narzędzia.
Muzeum w Galowicach - piętro "wiejskie".
Muzeum zostało umieszczone w pięknym, starym, wyremontowanym spichlerzu. Jest on zbudowany z drewna, w stylu podobnym do tego znanego z Kościołów Pokoju w Świdnicy i Jaworze. Dzięki temu odznacza się w okolicy, a wewnątrz panuje przyjemna atmosfera. Drewniana konstrukcja doskonale komponuje się ze zgromadzonymi wewnątrz eksponatami.
Spichlerz w Galowicach, siedziba Muzeum Powozów.

Na koniec wspomnę jeszcze o jednym elemencie, nadającym piękna okolicznemu krajobrazowi. Otóż gdziekolwiek byśmy nie byli, czy to w parku zamkowym Topacz, czy obok Muzeum Powozów w Galowicach, czy na drodze pomiędzy oboma obiektami, niezmiennie towarzyszyć nam będzie Ślęża (tym razem nie mylić ze Ślęzą :)). Wielka, wyróżniająca się w okolicy góra, majestatycznie spoglądająca na całą okolicę. I tym miłym akcentem kończymy.

środa, 29 kwietnia 2015

Poznać Halę Stulecia

Hala Stulecia to jedna z największych atrakcji Wrocławia. Powstała w 1913 roku z okazji Wystawy Stulecia. W 1962 została wpisana do rejestru zabytków, w 2006 na listę UNESCO. W 2012 roku udostępniono ją do zwiedzania. W tym kalendarium brakuje jeszcze jednej daty: kiedy ludzie się o tym dowiedzą?
Żyrafy z wrocławskiego ZOO na tle Hali Stulecia
W kilku spośród sal przylegających do hali zorganizowano niewielkie muzeum, które otrzymało chlubną nazwę Centrum Poznawcze. Mimo że jego powierzchnia nie jest większa niż wybieg dla świń rzecznych w sąsiednim ogrodzie zoologicznym (o którym więcej tutaj), to potrafi zająć odwiedzającego na dobre kilkadziesiąt minut. Mamy tam okazję zobaczyć film dotyczący budowy Hali Stulecia, przyjrzeć się starym zdjęciom w wersji 3D, przejrzeć gazety sprzed stu lat, czy wreszcie przyjrzeć się zdigitalizowanym makietom i mapom Wrocławia z różnych okresów historycznych.

W jednym z kącików czekają na nas telefony, po których podniesieniu usłyszymy relacje osób związanych z Halą Stulecia lub rozmaite utwory muzyczne. Młodszym przybyszom spodoba się zapewne tworzenie trójwymiarowych modeli za pomocą kartki papieru i ekranu, a także nauka "Marsza Weselnego" Feliksa Mendelssohna. Po zwiedzeniu muzeum czeka nas natomiast wizyta na trybunach Hali Stulecia, co jest okazją do przyjrzenia się jej bez tłumu kibiców sportowych lub melomanów.

Centrum Poznawcze posiada jednak pewien poważny mankament - nie jest wypromowane. Na oficjalnej stronie miasta Wrocławia, w zakładce "atrakcje turystyczne" znajdziemy wyłącznie notkę o istnieniu hali (czego nie trudno się domyślić). Nieco przydługawy artykuł wyświetlający się po kliknięciu w tęże notkę zawiera co prawda informację na temat udostępnienia obiektu do zwiedzania, ale niezbyt rozbudowaną i umieszczoną dopiero na jego końcu, w miejscu, do którego nie dotrze 9 na 10 czytelników.

Podobnie sytuacja wygląda w świecie realnym - możemy przejechać cały Wrocław wzdłuż i wszerz, a jedyne co zobaczymy to znaki nakierowujące na "Halę Stulecia". Dopiero gdy zaparkujemy na parkingu obok obiektu, a następnie podejdziemy do zamkniętych (!) drzwi muzeum, naszym oczom ukaże się plakacik informujący o istnieniu ekspozycji.

Władzom Wrocławia należą się mimo to oklaski za udostępnienie zwiedzania tak interesującego budynku, jakim jest Hala Stulecia. Miejmy nadzieję, że takich pomysłów pojawi się znacznie więcej w innych częściach Polski, na przykład w niereformowalnych Katowicach...

Zobacz też:
1. Czasem warto zostać w kinie na napisach

sobota, 25 kwietnia 2015

Wrocławskie ZOO: pozytywne zaskoczenie i sporo goryczy

Wrocławski ogród zoologiczny jest jednym z najstarszych i najbardziej rozpoznawalnych w Polsce. Jego wiek jeszcze do niedawna rzucał się niestety w oczy. Kilka lat temu wydawało się bowiem, że podczas gdy wszystkie obiekty tego typu przechodzą stopniową modernizację i ulepszają warunki życia swoich mieszkańców, we Wrocławiu mamy do czynienia z czymś w rodzaju stagnacji. W ostatnich latach mieliśmy jednak okazję oglądać znaczny skok wizerunkowy wrocławskiego zoo, którego apogeum było otwarcie ogromnego afrykarium jesienią ubiegłego roku.
Basen fok kotików, w tle afrykarium od strony zachodniej.
Trzeba przyznać, że władze ogrodu odwaliły kawał dobrej roboty. Bryła afrykarium jest widoczna z daleka i robi wielkie wrażenie. We wnętrzu umieszczono kilka basenów o imponujących kształtach, podzielonych na strefy odpowiadające różnym częściom Afryki. Wędrując pośród nich spotkać można szereg niespotykanych w Polsce (zarówno na wolności, jak i w niewoli) zwierząt, takich jak pingwiny, manaty, czy rekiny. W budynku przebywają również ssaki zgoła lądowe, na przykład hipopotamy, i ptaki latające.
Ptaki w strefie Afryki Wschodniej.
Pozytywnie zmieniły się również inne fragmenty ogrodu zoologicznego. Godziwych warunków doczekały się między innymi lemury, niedźwiedzie, nosorożce, czy tygrysy, a do nowych wybiegów sprowadzono okazy nieco egzotyczne, takie jak okapi i świnie rzeczne. W pobliżu zabytkowego budynku terrarium powstał obiekt o nazwie odrarium, prezentujący faunę i florę poszczególnych części Odry.

Opowiadając o wrocławskim zoo trzeba jednak wspomnieć, że pod pewnymi względami wciąż pozostaje w tyle za innymi ogrodami zoologicznymi, a niektóre zmiany budzą mieszane odczucia. Pierwszym mankamentem jest fakt, że mimo stopniowej modernizacji, wiele gatunków wciąż żyje w niesprzyjających warunkach. Mowa tu między innymi o lwach, mieszkańcach terrarium, czy większości spośród naczelnych. Poza tym, decyzja o przeniesieniu części z nich do nowego afrykarium jest według mnie błędna. Bądź co bądź, hipopotamy, czy ibisy stale przebywają teraz w szczelnym zamknięciu, bez dostępu do naturalnego powietrza czy świeżej trawy. Trudno więc rozstrzygnąć, czy w wielkim budynku ich los uległ poprawie.
Hipopotamy przebywające w afrykrium.
Kolejną kwestią dyskusyjną są ceny obowiązujące w zoo. Nie chodzi tu wcale o koszt wstępu do ogrodu, wynoszący 40 złotych - utrzymanie tak dużej liczby zwierząt z pewnością kosztuje. Jednak już po odejściu od kasy, mamy okazję zapłacić kilka "opłat bonusowych". A mianowicie, zaraz po przejściu przez barierki wiodące do ogrodu, stajemy przed... automatem z mapkami zoo za trzy złote. Później natykamy się na 400-mililitrowe butelki z sokiem po 6 złotych za sztukę. Należy jeszcze wspomnieć o parkingu, za postój na którym zapłacimy średnio 4 zł od godziny. Sprawia to, że wizyta we wrocławskim zoo może spowodować u co liczniejszych rodzin poważny kryzys finansowy...
Podsumowując, wrocławski ogród zoologiczny przeszedł w ostatnich latach duże reformy. Nakład pracy włożonej w modernizację i budowę nowych obiektów okazał się jednak niewystarczający, aby móc mówić o obiekcie w samych pozytywach.