Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieże widokowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wieże widokowe. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 czerwca 2016

Moszna. Podopolski Disneyland

Opolszczyzna nie obfituje w wielkie, renomowane atrakcje turystyczne. Jest jednak pewne miejsce dzięki któremu jest o nas głośno w całej Polsce, a nawet trochę dalej. Mowa oczywiście o pałacu w Mosznej, który kilka tygodni temu znalazł się na 5. miejscu wśród zamków i pałaców w plebiscycie Top Atrakcje rozpisanym przez portal Polskie Szlaki (pełne wyniki możecie poznać tutaj). Pałac kojarzony jest przede wszystkim ze względu na swoją unikalną formę, monumentalność i ciekawe rozwiązania konstrukcyjne. No i, oczywiście, ze względu na sporych rozmiarów park pełen rododendronów.
Pałac w Mosznej od frontu.
Pałac od... nie od frontu ;).
Moszna to niewielka wioska gdzieś pomiędzy Krapkowicami a Prudnikiem, położona około 30 kilometrów na południe od Opola. Wizytę w miejscowości zaczynamy od znalezienia parkingu, co wbrew pozorom może przysporzyć wielu problemów, szczególnie jeśli ryzykujemy odbycie naszej podróży podczas trwania weekendu. We wsi znajdziemy oczywiście całe mnóstwo prywatnych parkingów, reklamowanych przez "zawodowców" na rowerach, ale i one zdają się nie zaspokajać potrzeb napływających zewsząd turystów.

Gdy już znajdziemy dogodne miejsce dla naszego samochodu, możemy podjąć krótki spacerek asfaltową drogą w kierunku zamku. Niebawem jego wieżyczki zaczną wyłaniać się spośród drzew, a w ostatecznym rozrachunku ujrzymy cały pałac w pełnej krasie. Jego najstarsze fragmenty pochodzą już z XVII wieku, lecz swoją świetność osiągnął dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Władający wówczas nad tym obszarem ród Tiele-Wincklerów celowo uposażył go w 99 wież i wieżyczek. Liczba ta jest nieprzypadkowa, bo właśnie tyloma miejscowościami ci posiadacze ziemscy dysponowali. Co więcej, nigdy nie zabiegali o setną posiadłość, gdyż jej zdobycie oznaczałoby uregulowaną prawnie konieczność wystawienia armii. Ale to chyba dobrze. Jeszcze musieliby dobudowywać kolejną wieżę! ;)
Pałac od strony drogi do niego wiodącej.
Rododendrony i pałac w tle.
Pałac od strony ogrodów.
Gdy już nacieszymy oczy wspaniałym widokiem, pora wejść do środka. Będę szczery - ono zachwyca nieco mniej, ale i tak prezentuje się wyśmienicie. Podróż z przewodnikiem po zamkowych komnatach jest wprawdzie krótka, bo składa się na nią ledwie siedem pomieszczeń, lecz każde z nich pełne jest zaskakujących elementów. Szczególnie polecam Wam przyjrzenie się zbiorom przechowywanym w bibliotece, wśród których znaleźć możecie prawdziwe perełki literatury. Dla miłośników łamigłówek na spostrzegawczość dodam jeszcze, że wśród tysięcy starych ksiąg i woluminów kryje się... seria "Millenium" Stiega Larssona. ;)

Jeśli zakończycie już trasę zwiedzania i dalej nie będzie Wam dość wrażeń, zawsze możecie wspiąć się jeszcze na dwie zamkowe wieże. Grupki liczące po kilkanaście osób wychodzą w ich kierunku co kilkanaście minut. Podczas tej krótkiej podróży można się przyjrzeć całemu zamkowi z dość nietypowej perspektywy, rzucić okiem na krajobraz południowej Opolszczyzny, a także... poznać sekret słynnego kościotrupa łypiącego okiem na turystów z jednego z okien najwyższej spośród wszystkich pałacowych wież.
Nasz przyjaciel - kościotrupek.
Widok na pałac z najwyższej wieży.
Pałacowe ogrody z wieży.
Odwiedzając Moszną nie można też zapomnieć o wielkich ogrodach, które przywitają Was wszechogarniającą zielenią. No, chyba że przyjedziecie w maju. Wówczas z całą pewnością będziecie mieli okazję nacieszyć oczy przepięknie kwitnącymi rododendronami i azaliami. Dla chwili prywatności warto zboczyć na chwilkę z szerokiej, wiecznie zatłoczonej głównej alei i skierować się w stronę wąskich, ale nie mniej urokliwych ścieżynek z licznymi mostkami. Jeden ze wspomnianych mostków zaprowadzi Was na piękną wysepkę, otoczoną ze wszystkich stron przyzamkowymi kanałami. Można na niej usiąść na ukrytej wśród zieleni ławeczce i pokontemplować otaczającą przyrodę. ;)

Na samym końcu alei głównej, rozpoczynającej się w pobliżu zamkowej fontanny, znajdziemy zaś dość interesujący zabytek. Na pierwszy rzut oka wygląda jak monument poświęcony nieznanemu żołnierzowi. Ale tak naprawdę jest tylko postumentem, na którym niegdyś umieszczony był pomnik twórcy świetności Mosznej - Huberta von Tiele-Wiencklera. Jak przeczytamy z napisu na nim umieszczonego, pomnik ten został zdewastowany w latach 50. XX wieku. Nietrudno się domyślić przez kogo...
Rododendrony w pałacowym ogródku.
Kanał w parku.
Postument po dawnym pomniku solo...
... i wraz z alejką.
I na koniec ładny rododendron z bliska. ;)
Wyprawa do Mosznej zawsze będzie udana, bez względu na warunki jej towarzyszące. Czy odwiedziliście już kiedyś to interesujące miejsce? A może w Waszej okolicy znaleźć można równie piękny pałacyk? Czekam na Wasze komentarze :).

Zobacz też:
1. Co nowego w Opolu?
2. Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu
3. Drżyjcie kierowcy, czyli remont na A4

wtorek, 19 kwietnia 2016

Co nowego w Opolu?

Porobiło się ostatnio tych pięknych, multimedialnych, interaktywnych muzeów, które przyciągają rzesze turystów, oddziałując na wszystkie zmysły, zaskakując subtelnością i finezyjnym wykorzystaniem nowych możliwości, jakie daje nam rozwój technologii. Pisałem już między innymi o Muzeum Śląskim w Katowicach. Na ponowne odwiedziny (tym razem z aparatem fotograficznym, a nie komórką) i opisanie na blogu oczekują Fabryka Schindlera w Krakowie i Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. A w międzyczasie jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne, takie jak Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które otworzy swe podwoje jeszcze w tym roku. Proces ten nie ominął oczywiście i Opola, ale nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że na znacznie mniejszą skalę. Niestety dłuży się budowa z dawna oczekiwanego Muzeum Polskiej Piosenki, ale modernizacji doczekały się inne opolskie atrakcje. I o tych modernizacjach dzisiaj.
Widok z Górki na starówkę. Na pierwszym planie, po prawej Muzeum Śląska Opolskiego.
Dalej ratusz, w tle Wieża Piastowska.

Muzeum Śląska Opolskiego
Najważniejsze i najbardziej medialne z opolskich muzeów przeszło modernizację już jakiś czas temu, bo w 2008 roku. Do starej, zabytkowej kamienicy dobudowano wówczas zupełnie nowy segment, zaskakujący nieco swą architekturą. Jednocześnie przeprowadzono gruntowną reorganizację wszystkiego, co było wewnątrz tej starszej siedziby. Dawniej muzeum wprost pachniało PRL-em, z białymi, nagimi ścianami i tymi charakterystycznymi gablotami z drewna i szkła. Teraz jest w nim znacznie bardziej przytulnie i klimatycznie.
Nowe skrzydło muzeum.
Zwiedzanie - zgodnie ze słowami wiecznie uśmiechniętej pani stojącej na swym posterunku przy drzwiach głównych - rozpocząć należy od piwnicy. Sufit piwnicy jest częściowo przeszklony, więc dostaje się tam sporo światła słonecznego, a my mamy okazję dokładnie przyjrzeć się zgromadzonym tam eksponatom z dziedziny archeologii. Znajdziemy tu wszystko, co mądrale z Uniwersytetu Opolskiego (i nie tylko) wykopały z ziemi w ciągu ostatniego półwiecza, w tym starą biżuterię, ceramikę i broń. A obok każdej przeszklonej gabloty czekać będzie mały ekranik dotykowy, z którego będziemy mogli wyczytać co nieco o dawnych czasach. Wszystkie maluchy, które na słowa "kultura pucharów lejkowatych" reagują bez entuzjazmu stwierdzeniem "Aaaa... Fajnie.", mogą sobie w tym czasie poukładać na wspomnianych ekranikach puzzle lub pograć w całkiem ciekawe gierki.
Wystawa archeologiczna.
Interaktywne elementy wystawy archeologicznej.
Gdy już nasycimy nasze oczy widokiem starych pucharków, możemy się przenieść nieco wyżej, gdzie czekać na nas będą stylowo urządzona galeria malarstwa polskiego, wystawa prezentująca tajniki słynnej porcelany tułowickiej, a także mały pokoik o nazwie "Stara Apteka", w którym poznamy obowiązkowe wyposażenie XIX-wiecznej apteki.
Wystawa poświęcona porcelanie tułowickiej.
Na pierwszym piętrze - poza wystawami czasowymi - mieści się natomiast wystawa główna, przedstawiająca historię miasta Opola - począwszy od założenia miasta, aż do dnia dzisiejszego. W przyciemnionych salach, oświetlonych specjalnymi żarówkami nadającymi lekką poświatę, znajdziemy mnóstwo interesujących eksponatów i będziemy mieli okazję przyjrzeć się z bliska dziejom nie tylko Opola, ale także przeciętnego średniowiecznego miasta. Najważniejszym punktem wystawy jest natomiast ogromna makieta Opola sprzed kilkuset lat, umieszczona w najdalej na zachód wysuniętym pokoju. Gdy tylko znajdziemy się w jej pobliżu, z głośników wydobywa się aksamitny głos lektora, a ruchoma lampka u góry zaczyna wyprawiać prawdziwe cuda, wskazując w odpowiednim momencie te części miasta, o których lektor opowiada.
Część wystawy historycznej.
Makieta przedstawiająca średniowieczne Opole.
Na sam koniec odwiedzin przejść należy na piętro drugie, gdzie znajdziemy wystawę poświęconą etnografii regionu opolskiego, zwracającej szczególną uwagę na dwoistość kultur w rejonie Opola - tej rodzimej, śląskiej, i tej przybyłej ze wschodu wraz z przesiedleńcami po II wojnie światowej. Przy okazji możemy tu też zagrać w kilka nieco bardziej już wymagających gier, wyświetlających się na kolejnych dotykowych ekranach.
Wystawa etnograficzna. I znów dotykowe ekraniki.
Wieża Piastowska
Jeżeli oglądaliście Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki dwa lub trzy lata temu, to pewnie zwróciliście uwagę na to, że górująca zazwyczaj nad amfiteatrem Wieża Piastowska była tym razem przesłonięta przez rusztowania. Było to oczywiście wynikiem remontu, po którym ponownie udostępniono wieżę dla turystów, lecz tym razem już w zupełnie innej formie. Na sam szczyt wchodzi się teraz aż pół godziny i nie jest to wynikiem dużej liczby stopni do pokonania, a... obecnością przewodnika i licznych atrakcji multimedialnych. Podczas wędrówki poznamy więc na przykład dawnych władców Opola, będziemy uczestniczyć w wielkiej bitwie, by wreszcie zobaczyć panoramę, jaka rozciągała się z wieży przed stu laty.
Schody wiodące na Wieżę Piastowską.
Muszę Was jednak przestrzec, byście nie spodziewali się przed wspinaczką zobaczenia znacznej ilości ciekawych eksponatów. Nie spodziewajcie się zobaczyć nawet dwóch. Ale jeden - już tak. Na jednym z półpięter postawiono bowiem interesującą skrzynię z czterema wystającymi z niej metalowymi kijami. Jak informuje przewodnik, waga każdego z kijów jest równa wadze jednego z typów broni używanej w średniowieczu. Gdy więc pociągniemy za odpowiedni kij, dowiemy się jak poradzilibyśmy sobie w starciu z mieczem, włócznią albo łukiem.
Przesławna skrzynia.
No i nie można zapomnieć o wspaniałym widoku, rozciągającym się ze szczytu. Zobaczymy stąd całe centrum i obrzeża Opola, a przy sprzyjających warunkach dużo, dużo więcej. Jeśli widoczność będzie dobra, to spoglądając na południe powinniśmy bez problemu ujrzeć Kopę Biskupią i Pradziada. Wieżę Piastowską najlepiej odwiedzić podczas trwania festiwalu. Chętnych do wejścia na górę wbrew pozorom nie ma wówczas zbyt wielu, a jeśli dobrze pójdzie, to będziemy mogli posłuchać sobie prób do wieczornych koncertów. ;)
Panorama z Wieży Piastowskiej.
Amfiteatr podczas festiwalu z Wieży Piastowskiej.
Taras na szczycie wieży.
Muzeum Uniwersytetu Opolskiego
Uniwersytet Opolski dorobił się w zeszłym roku prawdziwego muzeum! Znajduje się ono w głównym budynku uczelni na Placu Kopernika. To tam, gdzie znajdują się pomniczki polskich muzyków, o których pisałem w poście Opole Festiwalowe. Pamiętacie je? Muzeum nie jest jakieś bardzo wielkie. Składa się ledwie z pięciu pokoi, ale przeciętnego turystę może zainteresować kilkoma elementami. Na jednej ze ścian wywieszono na przykład zdjęcia osób z tytułem honoris causa uniwersytetu. A w jednej z gablot czekają na nas prawdziwe skamieniałości znalezione przez studentów w Krasiejowie!
Na pierwszym piętrze tego skrzydła mieści się muzeum. Jedną z jego części jest biała kaplica, widoczna
po lewej.
Muzeum Uniwersytetu Opolskiego od środka.
Nowe muzea, nowe budynki
To dobra okazja, by wspomnieć o pewnej modzie, która zapanowała w Opolu kilka lat temu. Otóż opolskie instytucje coraz częściej fundują sobie nowe siedziby, które zachwycają konceptem architektonicznym. Należy do nich Miejska Biblioteka Publiczna, której nowy budynek ma częściowo przeszkloną elewację ozdobioną tekstami wierszy w różnych językach. Opolska Filharmonia dorobiła się natomiast pięknej fasady, która przypomina kształtem fortepian. Mam nadzieję, że nie jest to tylko mój wymysł, a przemyślany pomysł architektów. No i ostatni opolski nabytek, przebudowany Teatr Lalki i Aktora, na którego fasadę składa się teraz mnóstwo małych trójkącików.
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu
Nowe siedziby: Miejskiej Biblioteki Publicznej...
Oppeln-Philharmonie
... Filharmonii Opolskiej...
Opole Oppeln Teatr Lalki Puppet Theatre
... i Teatru Lalki i Aktora.
I jak, podoba się Wam to nowe Opole? Czy w Waszych miejscowościach również przebudowuje się w ten sposób placówki naukowe i kulturowe? :)

Zobacz też:
1.  Salto Angel: Wodospad do nieba
2. Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu
3. Na skałę Rudolfa

poniedziałek, 13 lipca 2015

Książ

Książ jest traktowany jako jedna z największych atrakcji Dolnego Śląska. Wszędzie, gdzie się da podkreślana jest jego wartość historyczna, artystyczna, krajoznawcza... Trudno wyobrazić więc sobie - zgodnie z tymi powszechnymi opiniami - miejsce równie bogate i równie zjawiskowe. A ja jestem zmuszony przyznać, że w tych wypowiedziach jest naprawdę sporo prawdy.
Dziedziniec Zamku Książ.
Zacznijmy jednak od początku. Pierwsze spostrzeżenie - administracja zamku Książ dba o naszą kondycję fizyczną. W pobliżu zabytkowego kompleksu wyznaczono bowiem dwa parkingi, ni mniej, ni więcej. Jeden jest położony plus minus kilometr od zamkowej bramy - na nim za zaparkowanie pojazdu zapłacimy jednorazowo 10 złotych. Dla tych, którzy nie lubią spacerować (nawet na tak krótkich dystansach) czeka oczywiście drugi parking, bezpośrednio przed zamkiem. Jest tylko jeden drobny haczyk. Postój w tym miejscu kosztuje 15 złotych... za godzinę.

Niewątpliwie wybieramy więc niezbyt długi spacerek przyjemną, szeroką, asfaltową drogą. Tu i ówdzie pojawiają się rabatki kwiatowe, kwitnące krzewy i różnego rodzaju pomniczki, a zza drzew powoli wyłania się główna atrakcja rejonu - monumentalny, ogromny, przepiękny zamek Książ. Natychmiast rzuca się w oczy różnorodność stylów, jaką budowla prezentuje. Wszakże powstawała na przestrzeni całego ubiegłego tysiąclecia, więc składać się musi z fragmentów przynależnych poszczególnym epokom. I tak, elewacja południowa wraz z wieżą jest wytworem średniowiecznym, część północna reprezentuje wiek XVII, a więc coś pomiędzy renesansem i barokiem. Od wschodu, czyli w różowym segmencie, uwidacznia się już barok w pełnej krasie. Część zachodnia powstała natomiast dopiero sto lat temu.
Zamek Książ od strony podzamcza.
Do zamku wchodzi się przez budynek bramny, równie uroczy, co pozostałe obiekty kompleksu. Od południa porasta go gruba warstwa bluszczu, dodająca mu jeszcze więcej piękna. Za bramą znajdują się dawne budynki gospodarcze, w których zorganizowano prawdziwe zaplecze turystyczne. Czegóż tu nie znajdziemy! Kawiarnie, restauracje, hotele (w liczbie mnogiej), pensjonaty... i sto tysięcy budek z lodami... Wydaje się, że miejsce to jest na tyle samowystarczalne, iż wytrwały turysta nie musiałby stąd wychodzić przez dwa tygodnie!
Budynek bramny wraz z zabudową turystyczną.
Widok na budynek bramny od strony wejścia do zamku.
Gdy już przedrzemy się przez zwarty kordon knajpek, barów etc., znajdziemy się na głównym dziedzińcu. Dziś stanowi go sporej wielkości trawnik, otoczony przez niziutkie, starannie przystrzyżone żywopłoty. Wokół ustawiono bogate, dynamiczne pomniki, przedstawiające zwierzęta, postaci ludzkie (być może również mitologiczne), uzupełnione o motywy roślinne. Najważniejsze jest jednak to, co za tymi pomnikami. Dziedziniec, podobnie jak i cały zamek, położony jest bowiem na wzniesieniu, a właściwie w miarę płaskim obszarze otoczonym z trzech stron przez głęboki wąwóz. Sprawia to, iż rozciągają się stąd wspaniałe widoki na okoliczne tereny.
Widok z zamkowego dziedzińca.
Pomniki na zamkowym dziedzińcu na tle zamku.
Gdy już napatrzymy się temu wszystkiemu, możemy bezkarnie przystąpić do zwiedzania zamku. W środku umieszczono wiele interesujących wystaw. Szczególną uwagę przyciągają Metamorfozy zamku Książ, w ramach których w kilku mniejszych bądź większych pomieszczeniach urządzono staromodne salony. W największej z nich, Sali Maksymiliana, podziwiać można piękny widok na okolicę zamku. Jeśli dobrze trafimy, być może uda nam się nawet posłuchać prób zamkowej orkiestry, przygotowującej się do wieczornych koncertów.
Salon biały.
Szafa zakupiona przez administrację zamku w 2012 r.
Sufit w jednym z pomieszczeniem zamku.
Inne ekspozycje umieszczono już w średniowiecznej części zamku. Wśród nich wymienić warto ekspozycję gościnną, przygotowaną przez Muzeum Gross Rosen, na temat nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Rogoźnicy, a także wystawę przybliżającą przedstawicieli największych rodów powiązanych w jakichś sposób z zamkiem Książ. A wśród nich znaleźć można postaci o światowej sławie - od Piastów, przez Habsburgów, po Hohenzollernów. Prawdziwe osobistości!
Wystawa dotycząca dynastii powiązanych z zamkiem Książ.
Wieża z małego dziedzińca.
Nie obędzie się jednak tym razem bez odrobinki dziegciu. Wnętrza zamku sprawiają bowiem bardzo oryginalne, skomercjalizowane wrażenie. Podczas spaceru zamkowymi korytarzami nie raz napotkamy na tabliczki typu "Sprzedaż antyków", czy "Średniowieczny sklepik", co niezbyt wpisuje się w klimat, jaki powinien się w takim miejscu roztaczać. Mistrzostwem świata są z kolei... banery sponsorów, rozmieszczone w co bardziej widocznych, reprezentacyjnych fragmentach muzeum. Z wizyty w Książu dowiemy się więc nie tylko, że zamek zbudowali Piastowie, ale też, że jakaś lokalna firma wyprodukowała cukierki o smaku chałwy...
Sprzedaż antyków, czyli gdzieś pomiędzy wystawą Metamorfozy zamku Książ a tą, dotyczącą dynastii.
Wróćmy jednak do zwiedzania. Żadnemu turyście, który się na zamku Książ pojawił, nie umknęło zapewne, iż poza zwiedzaniem standardowym, może wybrać trasę turystyczną z przewodnikiem. Plusem takiego rozwiązania jest to, iż zobaczyć możemy w ten sposób kilka bonusowych atrakcji. Pierwszą jest piętro trzecie zabytkowej budowli. Piętro owe nie prezentuje jednak sobą niczego specjalnego. W praktyce zobaczyć tam możemy kilkanaście całkowicie pustych sal, przeznaczanych standardowo na cele konferencyjno-szkoleniowe...
Piętro trzecie zamku Książ.
Dlaczego więc warto wyruszyć do zamkowych wnętrz z przewodnikiem? Ze względu na bonus numer dwa. A bonusem tym jest przejście zlokalizowanym pod zamkiem tunelem. Do tunelu tego, zbudowanego za czasów II wojny światowej, wchodzi się z poziomu zamkowych tarasów. Nie jest on długi - ma jakieś 100-200 metrów długości, lecz jest naprawdę interesującym punktem na planie zamkowego kompleksu.
U wejścia do tunelu...
Tunel pod zamkiem Książ. Wybaczcie za jakość, wywołaną słabym oświetleniem.
I jeszcze jedno. Zachęcam wszystkich chętnych, posiadających dobrą kondycję, do wybrania się na zamkową wieżę. Wiedzie na nią przeszło 300 stopni - licząc od pułapu podziemnego tunelu - lub około 200 stopni - licząc od poziomu parteru budowli. Tak czy siak, z całą pewnością się zmęczymy. Na górze nie ma zbyt dużo miejsca. Widoki są jednak wspaniałe. Przy dobrej widoczności zobaczyć można nawet przedmieścia Wrocławia! A od pewnego czasu również i przy gorszej aurze, znad horyzontu sterczy wysoki Sky Tower.
Widok z wieży na wschód. Gdybyśmy patrzeli na to okiem ludzkim, a nie okiem aparatu, zobaczylibyśmy
Sky Tower mniej więcej w centrum fotografii.
Widok z wieży na zachód.
Odwiedziny na zamku Książ można więc zaliczyć na plus. Oczywiście nie jest to jeszcze koniec zwiedzania. Do zobaczenia pozostają tarasy zamkowe, punkt widokowy, stajnie i palmiarnia. Ale o tym następnym razem... :)

Zobacz też:
1. Co nowego w Opolu?

sobota, 27 czerwca 2015

Na Skałę Rudolfa

Tym razem udamy się do regionu zwanego Czeską Szwajcarią. Podobieństwo do tytułu Saska Szwajcaria jest nieprzypadkowe. Obie krainy leżą bowiem w bezpośrednim pobliżu, przy czym pierwsza znajduje się w obrębie Czech, a druga - Niemiec. Jedną z największych perełek tego właśnie obszaru jest - moim zdaniem - ciąg trzech punktów widokowych, usytuowanych przy czerwonym szlaku z Jetrichovic do Vysokiej Lipy. Są to - kolejno - Marina Skala, Vileminina Stena oraz Rudolfuv Kamen.

Trasa rozpoczyna się - jak już wcześniej wspomniałem - w miejscowości Jetrichovice, około 15 kilometrów na wschód od Hrenska, największego miasta regionu. Początkowo wędrujemy bardzo przyjemną, szeroką, polną ścieżką. Jak na razie nie musimy się przemęczać - nachylenie szlaku z całą pewnością nie przekracza jeszcze 1%. Przed nami zobaczyć już można piękne, lecz zarazem męczące perspektywy. Kierujemy się bowiem w kierunku strzelistej góry. A z drzew na jej szczycie wyłania się wysoka skała z drewnianą konstrukcją na szczycie, czyli Marina Skala. Nieco po lewej widać też inne skały należące do tego zbiorowiska. Te są jednak znacznie mniej reprezentatywne.
Po prawej Marina Skala, po lewej Vileminina Vyhlidka. Widok z Jetrichovic.
Niebawem rozpoczynamy ciężką wspinaczkę pod górę. Wspinaczka ta odbywa się na obszarze jednego przejrzystego, słabo zalesionego zbocza. Oznacza to więc, iż jeszcze zanim rozpoczniemy podejście, widzimy już pierwszy cel naszej wędrówki. Z drugiej jednak strony, gdy znajdziemy się na samej górze będziemy mogli zobaczyć wszystko to, co przeszliśmy dotychczas. Nie polecam w takim razie tego szlaku dla turystów z lękiem wysokości.
Podejście na Mariną Skalę.
Po dojściu na szczyt można zboczyć na chwilkę ze szlaku, by wspiąć się na Mariną Skalę. Wiodą do niej schodki i drabinki - po części wstawione, a po części wykute w skale. Po pokonaniu ostatniego stopnia ujrzymy czekającą już na nas drewnianą altanę. Trzeba się trochę zastanowić zanim uzyska się odpowiedź na drobne pytanie. Jak na tym maleńkim czubku udało się w ogóle cokolwiek postawić? Dokonał tego książę Ferdynand Bonawentura Kinsky w 1856 roku. A właściwie dokonali tego ci wszyscy, którym arystokrata to zlecił. Altana nie uchroniła się przed pożarami. Po raz ostatni spłonęła w 2005 r. Czesi rzecz jasna natychmiast ją odbudowali.
Schody na Mariną Skalę.
Z Marinej Skaly rozciąga się wspaniały widok na Czeską Szwajcarię i fragmenty Szwajcarii Saskiej. Jeśli rzucimy okiem na północ, zobaczymy dwa kolejne cele naszej wędrówki. A jeśli rzucimy okiem na południowy zachód, nasze oczy natrafią na tej wędrówki początek, czyli Jetrichovice. Jedyne, czego nie zobaczymy, to szlak, którym tu dotarliśmy...
Widok z Marinej Skaly. Na pierwszym planie Vyleminina Stena. W tle Rudolfov Kamen.
Teraz wędrujemy dalej szlakiem czerwonym. Tym razem będzie on już w miarę płaski, niekiedy opadając ostro w dół, a niekiedy wzbijając się ostro w górę. Najciekawszym elementem na tym etapie będą coraz częściej pojawiające się monumentalne skały, a także głębokie przepaście. Musimy szczególnie uważać, gdyż szlak robi się momentami bardzo wąski, a zabezpieczenia w tej okolicy są niestety liche. Bardzo liche.
Rozwidlenie w kierunku Vilemininej Steny.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do kolejnego rozwidlenia. Jeśli skręcimy nieco w lewo będziemy mieli okazję podziwiać ten sam krajobraz, co na Marinej Skale, choć z nieco innej perspektywy. Znajdziemy się bowiem na Vilemininej Stenie. Ten punkt widokowy różni się znacząco od poprzedniego. Nie musimy się na niego wspinać. W zasadzie schodzimy nawet nieco w dół. W pewnym momencie wyłaniamy się po prostu z lasu i odnajdujemy się na otwartej przestrzeni. Całkiem sporej. Ogrodzonej nawet barierkami! Plus dla Czechów...
Widok z Vilemininej Steny.
Wracamy teraz do rozwidlenia, a następnie kontynuujemy naszą wędrówkę na północ. Szlak wydaje się teraz wariować. Nie dość, że jest jeszcze węższy, niż poprzednio, to wiedzie niemalże bez przerwy to w górę, to w dół. Po kilkudziesięciu minutach takich wzlotów i upadków sytuacja wreszcie się stabilizuje. Wiąże się to jednak ze stopniowym zanikiem pięknych skał i dominacją lasu w krajobrazie. Czeka nas więcej całkiem długa, monotonna wędrówka po leśnych ścieżkach. W międzyczasie będziemy mieli okazję skręcić na szlak żółty, który jednak w krótszej perspektywie nie zaprowadzi nas nigdzie indziej, tylko do jeszcze gęstszego lasu.
Szlak niebawem po opuszczeniu Vilemininej Steny.
Widoki rozciągające się ze szlaku.
Krajobraz leśny na etapie późniejszym.
Wreszcie jednak ta monotonia zostanie nam wynagrodzona. Docieramy bowiem do ostatniego z trzech punktów widokowych - Rudolfovego Kamena. Widać go już z daleka - i rzeczywiście wygląda jak powiększony sto razy kamień! Oczywiście można wejść na sam jego szczyt. Pomogą nam w tym łańcuchy, prymitywne drabinki i haki. Na szlaku, jak i na wierzchołku skały brakuje jednak zabezpieczeń. Przybywa tam całe mnóstwo rodzin z małymi dziećmi, a na górze nie ma ani jednej barierki. Nie jest więc nazbyt bezpiecznie. Widoki jednak są piękne. Oczywiście dostrzeżemy stąd Mariną Skalę, wyraźnie wyróżniającą się na tle krajobrazu.
Rudolfov Kamen.
Widok z Rudolfovego Kamena.
Droga powrotna wiedzie najpierw czerwonym szlakiem w kierunku Vysokiej Lipy, a następnie zielonym do Jetrichovic. Szlak staje się szeroki i łagodnie opada w kierunku górskiej doliny. Towarzyszyć nam dalej będzie Marina Skala, a przy dobrej porze roku i pogodzie może uda nam się nazbierać trochę jagód.
Skały pojawiające się na szlaku do Jetrichovic.
I jeszcze raz Marina Skala od dołu.