Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wędrówki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wędrówki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 sierpnia 2015

Dolina Kobylańska pod Krakowem

Wielkie atrakcje Krakowa są u nas dość rozpoznawalne. Któż nie słyszałby bowiem o Wawelu, Kościele Mariackim, Sukiennicach, Kopcu Kościuszki, kopalni soli w Wieliczce, czy wreszcie Jaskini Łokietka i Ojcowskim Parku Narodowym? Zdziwienie budzi jednak fakt, że w pobliżu tych słynnych miejsc znajduje się jeszcze jedno, równie urocze i równie wartościowe, co pozostałe, niezbyt znane jednak nawet na arenie polskiej. Mowa o Parku Krajobrazowym Dolinki Krakowskie, który przyciąga co roku pokaźne liczby miłośników górskich wspinaczek i łaknących odpoczynku od zgiełku miasta mieszkańców Krakowa. Poza tym jednak nie zjawia się tu zbyt wielu turystów. Na szczęście.
Dolina Kobylańska.
By dostać się w najprostszy możliwy sposób do Doliny Kobylańskiej należy udać się (niespodzianka!) do miejscowości Kobylany. Warto przy tym zabezpieczyć się w mapę lub dobrą nawigację, gdyż po zjechaniu z drogi krajowej numer 94 czeka nas jeszcze kilkunastokilometrowy, kręty szlak z licznymi zakrętami, a znaki informacyjne tym razem niezbyt nam pomogą. Warto również zaznaczyć, że w samej miejscowości nie wystarano się jeszcze o przyzwoity parking, co również utrudnia życie turystom.

W tym miejscu nie można się jednak zrażać brakami w infrastrukturze turystycznej i z optymizmem wyruszyć na północ, gdzie po kilkunastu minutach spacerku od centrum Kobylan ukażą nam się pierwsze skałki. Na początkowym etapie są one o tyle interesujące, że komponują się w dość ciekawy sposób z lokalną zabudową, nierzadko stanowiąc ogrodzenia niektórych gospodarstw.
Skały u wejścia do Doliny.
Już niebawem po przeprawieniu się przez niewielki strumyk znajdziemy się w zasadniczej części doliny. Z obu stron wyrastają tutaj wysokie skały, na które z całą pewnością wspinać się będą akurat jacyś wspinacze. Warto przespacerować się żółtym szlakiem wiodącym w kierunku Będkowic aż do momentu, gdy ostatnie skały znikną nam z oczu, a nawet dalej, gdyż prędzej czy później i tak pojawią się kolejne.
Jeden z odleglejszych fragmentów doliny.
Jedna z najwyższych skał otaczających dolinę.
Dolina Kobylańska z wyższego pułapu.
Na jednym z wyższych okazów zlokalizowany jest jeszcze jeden punkt, który z całą pewnością należałoby zobaczyć. W skale wykuta jest tam niewielka kapliczka poświęcona Matce Boskiej, ufundowana w 1914 roku. Jako że znajduje się ona na wysokości kilkudziesięciu metrów powyżej dna doliny, prowadzą do niej wysokie, dość strome schody. Z góry roztacza się wspaniały widok na całą dolinę, który - jeśli tylko trafimy na odpowiedni moment - zostanie urozmaicony przez kwitnące bzy.
Schody prowadzące do kaplicy od dołu...
... i od góry.
Dolina Kobylańska z okolic kaplicy.
Dolina Kobylańska - podobnie jak inne dolinki w okolicy - jest także doskonałym miejscem do obserwacji przyrody. Nietrudno wypatrzyć tu różnego rodzaju motyle i inne owady, a jeśli będziemy mieć odrobinę szczęścia, cierpliwości i uporu z całą pewnością uda nam się zrobić zdjęcie jakiejś żabie lub ptakowi.
Motyl w Dolinie Kobylańskiej.
I jeszcze jeden przedstawiciel miejscowej fauny.
Wizyta w Dolinie Kobylańskiej jest z całą pewnością dobrze spędzonym czasem. W przeciwieństwie do dawno już "zdeptanej" przez turystów Dolinie Prądnika w Ojcowie, tutaj rzeczywiście można poczuć inny klimat, odległy od tak - bądź co bądź - bliskiej aglomeracji Krakowa.

piątek, 3 lipca 2015

Park w Pokoju: gdzie mieszają się epoki

Stobrawski Park Krajobrazowy jest jednym z najpiękniejszych, jakie miałem okazję zobaczyć. Być może w tym osądzie jest sporo lokalnego patriotyzmu, lecz obszar pomiędzy Opolem a Namysłowem doprawdy serwuje nam wiele wspaniałych pejzaży. A prawdziwą perełką regionu jest zabytkowy park w Pokoju, miejsce gdzie wprost mieszają się różne epoki, począwszy od zamierzchłej, geologicznej przeszłości, aż po czasy obecne.

Spacer trwający jakąś godzinkę rozpocząć warto w centrum miejscowości Pokój, położonej mniej więcej 30 minut drogi od Opola. Centrum owo stanowi sporej wielkości rondo wraz z rozchodzącymi się od niego promieniście ulicami. Niestety, nie znajdziemy tutaj parkingu, który by na parking wyglądał - w praktyce trzeba będzie zatrzymać się na poboczu. I dodatkowo - nie znajdziemy też bardziej reprezentatywnego wejścia do parku, które by na wejście do parku wyglądało. Stanowi je bowiem wyłącznie zasypany ziemią fragment rowu i wyrwa w parkowym murze. Jest to efekt zaniedbania parku na przełomie ostatnich dziesięcioleci. Urząd Gminy Pokój już wiele lat zbiera środki na przeprowadzenie renowacji, lecz niezbyt mu to wychodzi.

Historia obszaru rozpoczyna się po prawdzie w XVIII wieku. Od tego czasu okolice te należały do kolejnych niemieckich arystokratów, którzy stopniowo tworzyli tu swoje zacisze na trudne i łatwe czasy. Na początek drewniany zameczek, później pałac (który do dziś się jednak nie zachował), park francuski, park angielski, altanki, pomniczki, monumenty, aleje, sztuczne jeziora, wyspy na sztucznych jeziorach, obeliski, podziemne korytarze... Kompleks był naprawdę ogromny, a park w Pokoju to tylko jego najbardziej wewnętrzna część.

Zaraz po przekroczeniu wspomnianej wyżej wyrwy w murze zobaczymy pierwszy ślad bytności niemieckich posiadaczy ziemskich na tym terenie. Po lewej stronie stoi bowiem głaz narzutowy. Głaz przytargany tutaj w 1915 roku z miejscowości położonej kilkanaście kilometrów dalej, z okazji 100. rocznicy urodzin księżnej Aleksandry Matyldy, będącej niegdyś jedną z posiadaczek okolicznych dóbr. Na głazie narzutowym wykuta jest dedykacja, a wokół niej zobaczymy niestety przesłanie dzisiejszej młodzieży dla przyszłych pokoleń...

Idziemy dalej na południe. Nie ujdziemy daleko, a już zobaczymy piękną budowlę na wyspie. Jest to Salon Wodny, zwany błędnie Herbaciarnią. Powstał w XVIII wieku, lecz szybko się zawalił z powodu błędów konstrukcyjnych, po czym wyburzono prowadzące do niego mosty. Dziś zarasta już powoli roślinnością. Nie jest to jednak ujma dla niego. Wręcz przeciwnie, stary zabytek wspaniale komponuje się z otaczającą go roślinnością.


Nieco dalej zobaczyć można stary pomnik śpiącego lwa. Jest to symbol pokoju, jaki nastał po pokonaniu Napoleona w roku 1815. Pomnik lwa wygląda najlepiej wiosną, kiedy kwitną otaczające go rododendrony. Trudno wówczas znaleźć lepsze miejsce do pobawienia się aparatem fotograficznym. Póki co nie mam jeszcze możliwości opublikowania zdjęć wiosennych, lecz zrobię to w najbliższej przyszłości :).


Na obszarze całego parku możemy zabawić się też w tropicieli. Wśród drzew ukrytych jest bowiem kilka pomników - jedne ustawiono na widoku, za innymi trzeba się rozejrzeć. Na liście znajdziemy Wenus, Germanię, Apollina, Dianę oraz Minerwę.


W miejscu, gdzie park wydaje się już kończyć, przechodzić w prawdziwy las, znaleźć możemy jeszcze najbardziej okazały "zabytek" parku z sekcji roślin. Rośnie tam bowiem licząca sobie przeszło 200 lat, najstarsza w Polsce sosna wejmutka. Drzewo ma 20 metrów wysokości i ponad 5 metrów w obwodzie.

Park w Pokoju to jeden z najładniejszych, ale nie jedyny obiekt warty zobaczenia w Stobrawskim Parku Krajobrazowym. O tych innych spróbuję napisać już niebawem :).

Zobacz też:
1. Chrząszcz imieniem Chewbacca

sobota, 27 czerwca 2015

Na Skałę Rudolfa

Tym razem udamy się do regionu zwanego Czeską Szwajcarią. Podobieństwo do tytułu Saska Szwajcaria jest nieprzypadkowe. Obie krainy leżą bowiem w bezpośrednim pobliżu, przy czym pierwsza znajduje się w obrębie Czech, a druga - Niemiec. Jedną z największych perełek tego właśnie obszaru jest - moim zdaniem - ciąg trzech punktów widokowych, usytuowanych przy czerwonym szlaku z Jetrichovic do Vysokiej Lipy. Są to - kolejno - Marina Skala, Vileminina Stena oraz Rudolfuv Kamen.

Trasa rozpoczyna się - jak już wcześniej wspomniałem - w miejscowości Jetrichovice, około 15 kilometrów na wschód od Hrenska, największego miasta regionu. Początkowo wędrujemy bardzo przyjemną, szeroką, polną ścieżką. Jak na razie nie musimy się przemęczać - nachylenie szlaku z całą pewnością nie przekracza jeszcze 1%. Przed nami zobaczyć już można piękne, lecz zarazem męczące perspektywy. Kierujemy się bowiem w kierunku strzelistej góry. A z drzew na jej szczycie wyłania się wysoka skała z drewnianą konstrukcją na szczycie, czyli Marina Skala. Nieco po lewej widać też inne skały należące do tego zbiorowiska. Te są jednak znacznie mniej reprezentatywne.
Po prawej Marina Skala, po lewej Vileminina Vyhlidka. Widok z Jetrichovic.
Niebawem rozpoczynamy ciężką wspinaczkę pod górę. Wspinaczka ta odbywa się na obszarze jednego przejrzystego, słabo zalesionego zbocza. Oznacza to więc, iż jeszcze zanim rozpoczniemy podejście, widzimy już pierwszy cel naszej wędrówki. Z drugiej jednak strony, gdy znajdziemy się na samej górze będziemy mogli zobaczyć wszystko to, co przeszliśmy dotychczas. Nie polecam w takim razie tego szlaku dla turystów z lękiem wysokości.
Podejście na Mariną Skalę.
Po dojściu na szczyt można zboczyć na chwilkę ze szlaku, by wspiąć się na Mariną Skalę. Wiodą do niej schodki i drabinki - po części wstawione, a po części wykute w skale. Po pokonaniu ostatniego stopnia ujrzymy czekającą już na nas drewnianą altanę. Trzeba się trochę zastanowić zanim uzyska się odpowiedź na drobne pytanie. Jak na tym maleńkim czubku udało się w ogóle cokolwiek postawić? Dokonał tego książę Ferdynand Bonawentura Kinsky w 1856 roku. A właściwie dokonali tego ci wszyscy, którym arystokrata to zlecił. Altana nie uchroniła się przed pożarami. Po raz ostatni spłonęła w 2005 r. Czesi rzecz jasna natychmiast ją odbudowali.
Schody na Mariną Skalę.
Z Marinej Skaly rozciąga się wspaniały widok na Czeską Szwajcarię i fragmenty Szwajcarii Saskiej. Jeśli rzucimy okiem na północ, zobaczymy dwa kolejne cele naszej wędrówki. A jeśli rzucimy okiem na południowy zachód, nasze oczy natrafią na tej wędrówki początek, czyli Jetrichovice. Jedyne, czego nie zobaczymy, to szlak, którym tu dotarliśmy...
Widok z Marinej Skaly. Na pierwszym planie Vyleminina Stena. W tle Rudolfov Kamen.
Teraz wędrujemy dalej szlakiem czerwonym. Tym razem będzie on już w miarę płaski, niekiedy opadając ostro w dół, a niekiedy wzbijając się ostro w górę. Najciekawszym elementem na tym etapie będą coraz częściej pojawiające się monumentalne skały, a także głębokie przepaście. Musimy szczególnie uważać, gdyż szlak robi się momentami bardzo wąski, a zabezpieczenia w tej okolicy są niestety liche. Bardzo liche.
Rozwidlenie w kierunku Vilemininej Steny.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do kolejnego rozwidlenia. Jeśli skręcimy nieco w lewo będziemy mieli okazję podziwiać ten sam krajobraz, co na Marinej Skale, choć z nieco innej perspektywy. Znajdziemy się bowiem na Vilemininej Stenie. Ten punkt widokowy różni się znacząco od poprzedniego. Nie musimy się na niego wspinać. W zasadzie schodzimy nawet nieco w dół. W pewnym momencie wyłaniamy się po prostu z lasu i odnajdujemy się na otwartej przestrzeni. Całkiem sporej. Ogrodzonej nawet barierkami! Plus dla Czechów...
Widok z Vilemininej Steny.
Wracamy teraz do rozwidlenia, a następnie kontynuujemy naszą wędrówkę na północ. Szlak wydaje się teraz wariować. Nie dość, że jest jeszcze węższy, niż poprzednio, to wiedzie niemalże bez przerwy to w górę, to w dół. Po kilkudziesięciu minutach takich wzlotów i upadków sytuacja wreszcie się stabilizuje. Wiąże się to jednak ze stopniowym zanikiem pięknych skał i dominacją lasu w krajobrazie. Czeka nas więcej całkiem długa, monotonna wędrówka po leśnych ścieżkach. W międzyczasie będziemy mieli okazję skręcić na szlak żółty, który jednak w krótszej perspektywie nie zaprowadzi nas nigdzie indziej, tylko do jeszcze gęstszego lasu.
Szlak niebawem po opuszczeniu Vilemininej Steny.
Widoki rozciągające się ze szlaku.
Krajobraz leśny na etapie późniejszym.
Wreszcie jednak ta monotonia zostanie nam wynagrodzona. Docieramy bowiem do ostatniego z trzech punktów widokowych - Rudolfovego Kamena. Widać go już z daleka - i rzeczywiście wygląda jak powiększony sto razy kamień! Oczywiście można wejść na sam jego szczyt. Pomogą nam w tym łańcuchy, prymitywne drabinki i haki. Na szlaku, jak i na wierzchołku skały brakuje jednak zabezpieczeń. Przybywa tam całe mnóstwo rodzin z małymi dziećmi, a na górze nie ma ani jednej barierki. Nie jest więc nazbyt bezpiecznie. Widoki jednak są piękne. Oczywiście dostrzeżemy stąd Mariną Skalę, wyraźnie wyróżniającą się na tle krajobrazu.
Rudolfov Kamen.
Widok z Rudolfovego Kamena.
Droga powrotna wiedzie najpierw czerwonym szlakiem w kierunku Vysokiej Lipy, a następnie zielonym do Jetrichovic. Szlak staje się szeroki i łagodnie opada w kierunku górskiej doliny. Towarzyszyć nam dalej będzie Marina Skala, a przy dobrej porze roku i pogodzie może uda nam się nazbierać trochę jagód.
Skały pojawiające się na szlaku do Jetrichovic.
I jeszcze raz Marina Skala od dołu.

czwartek, 25 czerwca 2015

Dach Opolszczyzny, czyli na Biskupią Kopę

Wyobraźcie sobie następującą sytuację. Mieszkacie w Opolu. Pewnego pięknego poranka wpada Wam do głowy pomysł, by wyruszyć gdzieś w góry. Nie chcecie jechać zbyt daleko, żeby mieć więcej czasu na wędrówkę, a mniej na siedzenie w samochodzie. I tu pojawia się problem. Możliwości bowiem macie aż... dwie. Pierwsza opcja to Ślęża - 90 minut drogi i spacer wśród tłumów Wrocławian. Opcja druga to położona w Górach Opawskich Biskupia Kopa, największy szczyt Opolszczyzny i piąty co do wysokości spośród wzniesień wspomnianego wyżej pasma. Miejsce to jest świetnym celem z uwagi na pewien fakt - nie da się tam popaść w rutynę!

Na Kopę Biskupią wspiąć się można bowiem od wielu stron, zarówno z Polski, jak i Czech. Jest mi niezmiernie przykro, że nie mogę opisać trasy wiodącej ze Zlatych Hor, którą przespacerować się okazji jeszcze nie miałem. Niemniej z chęcią zaprezentuję Wam te szlaki, które rozpoczynają się w Jarnołtówku, czy Pokrzywnej. A trochę ich jest.

Najpopularniejszy, bo i najłatwiejszy szlak wiedzie spod ośrodka "Ziemowit". Znajdujący się tam parking jest położony kilkadziesiąt metrów powyżej Jarnołtówka, więc część trasy mamy już na samym wstępie z głowy. Droga jest szeroka i wiedzie północno-wschodnim zboczem Biskupiej Kopy. Po plus minus godzinie wędrówki szlak staje się znacznie bardziej stromy i prowadzi po kamieniach aż do schroniska, zlokalizowanego na wysokości ok. 775 metrów, a więc przeszło 100 metrów poniżej szczytu. Drogę tą można łatwo obejść, skręcając przed stromizną w lewo. Okaże się to dobrym wyborem, ale nie ze względu na fakt, iż trasa ta jest znacznie mniej wymagająca. Otóż mniej więcej w połowie trasy napotkamy na całkiem spory obszar, na którym drzew brakuje. I stamtąd rozciąga się całkiem piękny - jak na te okolice - widok na południową Opolszczyznę.
Szlak wiodący na Biskupią Kopę od Jarnołtówka.
Szlak na Biskupią Kopę - obejście stromego szlaku, wiodącego do schroniska.

Jak wyżej.
Tym, którzy nie lubią zbytnio leniuchować, zalecam natomiast szlak czerwony, wiodący z centrum Jarnołtówka. Początkowo biegnie on asfaltową drogą w kierunku parkingu znanego nam z opcji numer 1. Później jednak skręca w las. Na trasie tej nie możemy spodziewać się pięknych pejzaży. Z całą pewnością natrafimy jednak na strome, wymagające podejścia. Ścieżka jest tutaj wąska i staje się bardziej pozioma niż pionowa dopiero na krótko przed schroniskiem.
Schronisko pod Biskupią Kopą.
Drewniany wojownik, którego napotkać możemy w pobliżu schroniska.
Na Biskupią Kopę można też wleźć od strony Pokrzywnej, miejscowości położonej na wschód od Jarnołtówka. Szlak jest w tym przypadku długi i bardzo zróżnicowany. Czasem wiedzie ostro w górę, innym razem prowadzi nawet w dół. Po drodze wielokrotnie jesteśmy zmuszani do zmiany kierunku wędrówki. Z tego szlaku mamy możliwość dojścia do schroniska, lecz najszybciej będzie dostać się na Biskupią Kopę wąską i bardzo stromą ścieżką na jej południowym zboczu.

Wiemy już jak dostać się na szczyt Biskupiej Kopy. Teraz więc dowiedzmy się, co ciekawego możemy na nim zobaczyć. Znajduje się tam wieża widokowa. Budowla ma interesujący, niestandardowy wygląd. Oczywiście, możemy na nią wejść. Z jej szczytu rozciąga się wspaniały widok na Opolszczyznę i Jeseniki. Przy dobrej pogodzie mamy okazję zobaczyć najwyższą górę regionu - Pradziad, z charakterystyczną szpicą na szczycie. Warto także zwrócić uwagę na charakterystyczną rzeźbę terenu Gór Opawskich. Pomiędzy równiną a wysokimi na prawie tysiąc metrów szczytami nie ma żadnego stanu pośredniego, jakichś deformacji występujących na przedpolu gór. W rezultacie góry te wyrastają jakoby z niczego. Interesujące...
Wieża widokowa na Biskupiej Kopie.
Schody wiodące na szczyt wieży.
Widok z wieży - Zlate Hory i pasmo Jesioniki.
Kopa Biskupia to dla mieszkańców Opolszczyzny doskonałe miejsce na krótki, jednodniowy wypad. A turystów z innych regionów Polski serdecznie zachęcam do zatrzymania się na jeden dzień w Jarnołtówku. :)

Zobacz też:
1. Moszna. Podopolski Disneyland

czwartek, 11 czerwca 2015

Dzień w Jeseniku

Jesenik to jedna z czeskich perełek, miasto o dużej wartości turystycznej, uzdrowiskowej i artystycznej. Miasto, do którego zawsze warto się wybrać, bez względu na pogodę i porę roku. Miasto, w którym na pewno nie będziemy się nudzić.
Uzdrowisko od północnego-zachodu.
Największą - ale czy najpiękniejszą? - atrakcją Jesenika są Lázně, czyli umieszczone na zboczu jednej z gór otaczających miasto, uzdrowisko. Wiedzie do niego kręta, stroma droga, usiana ze wszystkich stron... parkingami. To my wybieramy, gdzie się zatrzymamy. Ja preferuję spacer z w miarę niskiego punktu, by móc podziwiać piękne widoki, jakie rozciągają się po drodze do uzdrowiska. Jeśli trafimy na dobrą pogodę, dostrzeżemy stąd odległe Czerwonogórskie Sedlo (Červenohorské sedlo), bazę turystyczną dla dłuższych wycieczek górskich.

Historia uzdrowiska sięga lat 20. XIX wieku i postaci Vincenza Priessnitza. Ten pochodzący ze Śląska medyk opracował metodę hydroterapii, czyli wodolecznictwa. Dzięki dobrym rezultatom w leczeniu chorych udało mu się założyć w Jeseniku dom kuracyjny, który w kolejnych latach stopniowo powiększał. Sanatorium nie przestało się rozbudowywać nawet po jego śmierci i dziś jest prawdziwym kompleksem różnego rodzaju parków i budynków. A jego centralną częścią jest Hotel Priessnitz, wielki, pięciokondygnacyjny, długi na kilkaset metrów kolos, którego w sprzyjających warunków zobaczymy jak na dłoni z niemalże każdego punktu w Jeseniku.

Najciekawsze - jak dla mnie - są jednak parki uzdrowiska. Są one wprost usiane wszelkiego rodzaju pomniczkami, źródełkami, skałkami. W miejscach najbardziej reprezentatywnych ustawiono dodatkowo piękne skalne monumenty, wśród których wytyczono ścieżki. I jeszcze jedno - widoki! Gdzie byśmy nie stanęli, zobaczymy przepiękną panoramę Jesenika i otaczających go gór. Wrażenia artystyczne doprawdy sięgają zenitu!
Jesenik z południowego skraju uzdrowiska.
Skalny monument w uzdrowisku.
Nie jest to rzecz jasna wszystko, co ma nam do zaoferowania Jesenik. W okolicy miasteczka zlokalizowane są dwie jaskinie. Takie jaskinie, których cale mnóstwo jest w Czechach, a których w Polsce niestety brakuje. Jaskinie pokroju Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie i Jaskini Raj w Chęcinach.

Pierwsza z nich, na północnym krańcu miasta, nosi nazwę Jaskini na Špičáku (czyt. Szpiczaku). Jest bardzo krótka, lecz jednocześnie niezwykle piękna. Wspaniałe nacieki, stalagmity, stalaktyty, stalagnaty wydają się wystawać ze wszystkich stron, zachwycając swoją urodą. Jaskinia ta była użytkowana już wiele wieków temu, między innymi jako schronienie podczas najazdów nieprzyjaciół. Ciekawostką jest fakt, iż ludzie musieli się wówczas przedzierać wąziutkimi, niziutkimi korytarzami, które w ciągu ostatnich lat zostały znacznie poszerzone, przez co wszelkie malunki, napisy etc., które nasi przodkowie nam zostawili, umieszczone są wysoko nad naszymi głowami. Warto jeszcze wspomnieć, że sprzed jaskini rozciąga się wspaniały widok na Jesenik i jego okolice, równie piękny - o ile nie piękniejszy - od tego, który oglądać mieliśmy okazję spod Priessnitza.
Jaskinia na Szpiczaku, jedna z odnóg korytarzy.
Korytarze w Jaskini na Szpiczaku.
Widok sprzed Jaskini na Szpiczaku.
Druga z jaskiń nie jest już tak wyeksponowana na świat. Ukrywa się na zalesionej przełęczy na południowym-zachodzie Jesenika i nosi nazwę Jaskini na Pomezi. Jest znacznie dłuższa od swojej siostry, a także znacznie bardziej urozmaicona. O ile na Špičáku spacerowaliśmy wyłącznie w poziomie, to tutaj będziemy musieli się nieźle powspinać po schodach. Nasz wysiłek jest jednak wynagrodzony przez wspaniałe formy naciekowe, których w jaskini jest po prostu zatrzęsienie.
Formacje naciekowe w Jaskini na Pomezi.

U wejścia do jaskini.
Atrakcja dodatkowa - nietoperz.
Wycieczka do Jesenika to naprawdę dobrze spędzone godziny, cokolwiek byśmy tam nie robili. Pamiętajcie, że jaskinie to nie wszytko, co czeskie miasto ma nam do zaoferowania. Są też tam rozmaite szlaki turystyczne o różnych profilach, wieże widokowe, wodospady, schroniska, formacje skalne, o których być może w przyszłości jeszcze napiszę :). Jak Wam się podoba Jesenik? Znacie jakieś inne czeskie miasta o podobnym charakterze?
     

sobota, 30 maja 2015

Dwa oblicza Kazimierza Dolnego

Kazimierz Dolny nad Wisłą jest uważany za jedną z najchętniej odwiedzanych przez turystów atrakcji w Polsce. Wielu podkreśla jego piękno, niezwykłe usytuowanie oraz bliskość natury. Rzeczywiście, to lubelskie miasto ma w sobie pewien urok. Urok ten nie ujawnia się jednak - przynajmniej według mnie - przez cały pobyt w nadwiślańskim miasteczku.

Głównym plusem Kazimierza są wzgórza go otaczające. Można ich wymienić kilka, a z każdego rozciąga się niezapomniany widok na rynek, kamienice, Wisłę i wszystko to, co ją otacza. Zacznijmy od Wzgórza Trzech Krzyży, jako tego najbardziej rozpoznawalnego. Jak sama nazwa wskazuje, na jego szczycie znajdziemy trzy krzyże, postawione tam na początku XVIII wieku w celu upamiętnienia ofiar zarazy. Na wzgórze wiedzie stromy, lecz naprawdę krótki szlak, rozpoczynający się w okolicach rynku.
Kazimierz Dolny ze Wzgórza Trzech Krzyży.
Wzgórze Trzech Krzyży.
Drugie ze wzgórz, położone nieco na północ od trzech krzyży, jest w znacznej mierze zagospodarowane. Pod nazwą "zagospodarowane" mam jednak na myśli tą bardzo przyjemną dla turystów formę zagospodarowania, a mianowicie - ruiny zamku z wysuniętą nieco dalej basztą. Ruiny, które doskonale komponują się z otoczeniem, płynącą poniżej Wisłą i widocznymi po jej drugiej stronie łąkami oraz lasami.
Ruiny zamku w Kazimierzu.
I wreszcie trzecie ze wzgórz, znajdujące się po drugiej stronie rynku, z klasztorem oo. Reformatów i Kościołem Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie na szczycie. Do celu wiodą tym razem piękne, obudowane schody z XVIII wieku. I tym razem mamy okazję przyjrzeć się rynkowi Kazimierza oraz Wiśle, choć już z innej perspektywy.
Kazimierz Dolny od strony wzgórza klasztoru Reformatorów.
Będąc w Kazimierzu warto również zwiedzić bogato wyposażony kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Świątynia ta została wzniesiona w XVI wieku w stylu renesansowym i od wewnątrz prezentuje się równie pięknie, co z zewnątrz.
Kościół św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja od strony rynku.
Nie powala mnie natomiast rynek Kazimierza. Owszem, ma niespotykany nigdzie indziej, unikalny charakter. Z tym że jego styl nie jest zbyt jednoznaczny. Ze starymi, sfatygowanymi kamienicami przeplatają się zupełnie nowe budynki, restauracje, kawiarnie itd. Nie jest to oczywiście afront w stosunku do przejawów przedsiębiorczości mieszkańców miasteczka - powstanie punktów gastronomicznych w takim miejscu, jak rynek Kazimierza Dolnego, to naturalna kolej rzeczy. Niemniej, po tak wielu zasłyszanych opiniach o wspaniałości owego rynku, poczułem pewien niedosyt.
Rynek w Kazimierzu - strona wschodnia.
Rynek w Kazimierzu.
Aby nie kończyć w tak nieprzyjemny sposób, wspomnę jeszcze o Muzeum Przyrodniczym w Kazimierzu. Muzeum, które okazało się obiektem interesującym i potrafiącym wzbudzić uznanie. W kilku salach prezentowane są tu niestandardowe wystawy, poruszające takie tematy jak gatunki drzew czy życie w wodach Wisły. A wszystko to w pasującej do ekspozycji scenografii.
Kazimierz Dolny Muzeum Przyrodnicze P815 2009-09-04
Muzeum Przyrodnicze.