Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przyroda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przyroda. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 czerwca 2016

Moszna. Podopolski Disneyland

Opolszczyzna nie obfituje w wielkie, renomowane atrakcje turystyczne. Jest jednak pewne miejsce dzięki któremu jest o nas głośno w całej Polsce, a nawet trochę dalej. Mowa oczywiście o pałacu w Mosznej, który kilka tygodni temu znalazł się na 5. miejscu wśród zamków i pałaców w plebiscycie Top Atrakcje rozpisanym przez portal Polskie Szlaki (pełne wyniki możecie poznać tutaj). Pałac kojarzony jest przede wszystkim ze względu na swoją unikalną formę, monumentalność i ciekawe rozwiązania konstrukcyjne. No i, oczywiście, ze względu na sporych rozmiarów park pełen rododendronów.
Pałac w Mosznej od frontu.
Pałac od... nie od frontu ;).
Moszna to niewielka wioska gdzieś pomiędzy Krapkowicami a Prudnikiem, położona około 30 kilometrów na południe od Opola. Wizytę w miejscowości zaczynamy od znalezienia parkingu, co wbrew pozorom może przysporzyć wielu problemów, szczególnie jeśli ryzykujemy odbycie naszej podróży podczas trwania weekendu. We wsi znajdziemy oczywiście całe mnóstwo prywatnych parkingów, reklamowanych przez "zawodowców" na rowerach, ale i one zdają się nie zaspokajać potrzeb napływających zewsząd turystów.

Gdy już znajdziemy dogodne miejsce dla naszego samochodu, możemy podjąć krótki spacerek asfaltową drogą w kierunku zamku. Niebawem jego wieżyczki zaczną wyłaniać się spośród drzew, a w ostatecznym rozrachunku ujrzymy cały pałac w pełnej krasie. Jego najstarsze fragmenty pochodzą już z XVII wieku, lecz swoją świetność osiągnął dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Władający wówczas nad tym obszarem ród Tiele-Wincklerów celowo uposażył go w 99 wież i wieżyczek. Liczba ta jest nieprzypadkowa, bo właśnie tyloma miejscowościami ci posiadacze ziemscy dysponowali. Co więcej, nigdy nie zabiegali o setną posiadłość, gdyż jej zdobycie oznaczałoby uregulowaną prawnie konieczność wystawienia armii. Ale to chyba dobrze. Jeszcze musieliby dobudowywać kolejną wieżę! ;)
Pałac od strony drogi do niego wiodącej.
Rododendrony i pałac w tle.
Pałac od strony ogrodów.
Gdy już nacieszymy oczy wspaniałym widokiem, pora wejść do środka. Będę szczery - ono zachwyca nieco mniej, ale i tak prezentuje się wyśmienicie. Podróż z przewodnikiem po zamkowych komnatach jest wprawdzie krótka, bo składa się na nią ledwie siedem pomieszczeń, lecz każde z nich pełne jest zaskakujących elementów. Szczególnie polecam Wam przyjrzenie się zbiorom przechowywanym w bibliotece, wśród których znaleźć możecie prawdziwe perełki literatury. Dla miłośników łamigłówek na spostrzegawczość dodam jeszcze, że wśród tysięcy starych ksiąg i woluminów kryje się... seria "Millenium" Stiega Larssona. ;)

Jeśli zakończycie już trasę zwiedzania i dalej nie będzie Wam dość wrażeń, zawsze możecie wspiąć się jeszcze na dwie zamkowe wieże. Grupki liczące po kilkanaście osób wychodzą w ich kierunku co kilkanaście minut. Podczas tej krótkiej podróży można się przyjrzeć całemu zamkowi z dość nietypowej perspektywy, rzucić okiem na krajobraz południowej Opolszczyzny, a także... poznać sekret słynnego kościotrupa łypiącego okiem na turystów z jednego z okien najwyższej spośród wszystkich pałacowych wież.
Nasz przyjaciel - kościotrupek.
Widok na pałac z najwyższej wieży.
Pałacowe ogrody z wieży.
Odwiedzając Moszną nie można też zapomnieć o wielkich ogrodach, które przywitają Was wszechogarniającą zielenią. No, chyba że przyjedziecie w maju. Wówczas z całą pewnością będziecie mieli okazję nacieszyć oczy przepięknie kwitnącymi rododendronami i azaliami. Dla chwili prywatności warto zboczyć na chwilkę z szerokiej, wiecznie zatłoczonej głównej alei i skierować się w stronę wąskich, ale nie mniej urokliwych ścieżynek z licznymi mostkami. Jeden ze wspomnianych mostków zaprowadzi Was na piękną wysepkę, otoczoną ze wszystkich stron przyzamkowymi kanałami. Można na niej usiąść na ukrytej wśród zieleni ławeczce i pokontemplować otaczającą przyrodę. ;)

Na samym końcu alei głównej, rozpoczynającej się w pobliżu zamkowej fontanny, znajdziemy zaś dość interesujący zabytek. Na pierwszy rzut oka wygląda jak monument poświęcony nieznanemu żołnierzowi. Ale tak naprawdę jest tylko postumentem, na którym niegdyś umieszczony był pomnik twórcy świetności Mosznej - Huberta von Tiele-Wiencklera. Jak przeczytamy z napisu na nim umieszczonego, pomnik ten został zdewastowany w latach 50. XX wieku. Nietrudno się domyślić przez kogo...
Rododendrony w pałacowym ogródku.
Kanał w parku.
Postument po dawnym pomniku solo...
... i wraz z alejką.
I na koniec ładny rododendron z bliska. ;)
Wyprawa do Mosznej zawsze będzie udana, bez względu na warunki jej towarzyszące. Czy odwiedziliście już kiedyś to interesujące miejsce? A może w Waszej okolicy znaleźć można równie piękny pałacyk? Czekam na Wasze komentarze :).

Zobacz też:
1. Co nowego w Opolu?
2. Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu
3. Drżyjcie kierowcy, czyli remont na A4

czwartek, 4 lutego 2016

Salto Angel: wodospad do nieba

Mam dla Was dzisiaj bojowe zadanie. Znajdźcie samotne drzewo, słup albo inny punkt orientacyjny położony na otwartej przestrzeni. Później odejdźcie od niego na odległość kilometra w linii prostej. Gdy już tego dokonacie, odwróćcie się i odszukajcie wzrokiem miejsce, z którego wyruszaliście. I patrząc na ten wasz punkt orientacyjny wyobraźcie sobie, że spoglądacie nie przed siebie, a prosto do góry. Dziwne byłoby to uczucie, prawda? Śmiem twierdzić, że niewielu z Was spoglądało kiedyś od dołu na przepaść wysoką na kilometr. A zapewne jeszcze mniej było takich, którzy przypatrywali się, jak z takowej przepaści bezwładnie spływa woda. A jeśli już mieliście okazję doświadczyć czegoś takiego, to z całą pewnością odwiedziliście wenezuelski Park Narodowy Canaima. I patrzyliście na wodospad Salto Angel.
Canaima 110514-6
Salto Angel wśród chmur.
16 listopada 1933 amerykański lotnik Jimmie Angel sunął wraz ze swym samolotem nad ogromnymi połaciami wenezuelskich lasów deszczowych. Nagle jego oczom ukazał się widok wprost niezwykły. Z niezwykle wysokiego urwiska, którego zbocza w dużej mierze pokryte były wdzierającą się wszędzie roślinnością, spływała potężna struga wody. Nie wiemy, w jaki sposób Angel zareagował na to dziwo. Odkryty wodospad musiał go jednak zaciekawić, gdyż w kilka lat później powrócił w to miejsce wraz ze swoją żoną. Niebawem podał również swoje odkrycie do wiadomości publicznej, zapisując się tym samym złotymi literami na kartach historii. Nie miało znaczenia, że wodospad był już prawdopodobnie kilka razy odkrywany, w tym raz na przełomie XVI i XVII stulecia. To nazwisko Jimmiego Angela utrwaliło się jako nazwa wenezuelskiego cudu.
Jimmy Angel´s plane
Samolot, którym Jimmie Angel przyleciał w rejon wodospadu po raz drugi, dziś stoi u wejścia na
lotnisko w wenezuelskim Ciudad Bolivar.
Salto Angel ma wysokość ok. 979 metrów i jest najwyższym wodospadem świata. Coś takiego nie mogło się jednak wytworzyć ot tak sobie. Jak to możliwe, że wodospad o wysokości niemalże kilometra w ogóle istnieje?! Sekret tkwi w specyficznym ukształtowaniu powierzchni Wenezueli. Całą południowo-wschodnią część kraju pokrywają bowiem niezwykle wysokie formy zbliżone kształtem do gór stołowych. Naukowcy wciąż nie wiedzą, dlaczego powstały. Według jednej z najpopularniejszych teorii, miało do tego dojść w wyniku oddzielenia się Ameryki Południowej od Afryki wiele milionów lat temu. Dziś formacje te noszą nazwę Tepui. Większość z nich dzięki wręcz idealnie płaskim szczytom, jest gęsto porośnięta roślinnością. Co więcej, roślinność ta ze względu na wysokie i strome zbocza tkwi w swego rodzaju izolacji od całej reszty świata, co skutkuje występowaniem na tym terenie wyjątkowych, niespotykanych nigdzie indziej gatunków roślin i zwierząt.
Tepuis en Canaima-Venezuela13
Krajobraz w Parku Narodowym Canaima.
Tepui mają różne rozmiary. Niektóre są naprawdę niewielkie, lecz to, które jest głównym bohaterem dzisiejszego artykułu, jest prawdziwym gigantem. Auyantepui, bo o nim mowa, jest największą tego typu formą i ma powierzchnię około 700 kilometrów kwadratowych. Bez trudu zmieściłaby się więc na nim cała Warszawa. Na tak wielkim obszarze pojawić się musiało kilka źródeł, z których wypływa całkiem sporo wody, mknącej później ku krawędziom wielkiej płyty. A gdy już do nich dotrze, spływa w dół licznymi wodospadami. Wysokość tych wodospadów zależy rzecz jasna od tego, jak wysokie są zbocza w danym miejscu. Większość z nich waha się w okolicach 400 metrów. Z Salto Angel jest jednak inaczej.
Audan Tüpü (Auyantepuy)
Auyantepui...
Desfiladero Auyantepui
... i Auyantepui z lotu ptaka.
Rzeka, na której odcinku znajduje się wodospad, nosi nazwę Rio Kerepacupai albo po prostu Gauja. Którą nazwę wolicie? ;) Rzeka nie jest tworem nazbyt dużym. Już w kilka kilometrów po spłynięciu z tepui jej wody wpadają do Rio Churun, który z kolei jest dopływem trzeciego stopnia rzeki Orinoko, jednej z głównych wenezuelskich rzek.

Jeśli już mówimy o wodospadzie, to zwrócić musimy uwagę na jeszcze jedną jego dość istotną cechę. A mianowicie, wodospad nie składa się wyłącznie z jednej części, z którą zazwyczaj go utożsamiamy. Ten zasadniczy jego fragment, w którym woda bezwładnie spływa z pionowej półki skalnej, ma wysokość "zaledwie" 807 metrów. Resztę stanowi natomiast nieco bardziej łagodny spływ w niższych partiach zbocza, z licznymi kaskadami.
Salto Angel desde la Poza
Salto Angel z dołu...
Angel Falls in Venezuela
... i z góry.
Salto Angel to bez wątpienia prawdziwy cud natury. Zobaczenie go musi być niezapomnianym przeżyciem, które dla wielu - również i dla mnie - pozostaje wyłącznie marzeniem. Ale wzorem pewnego bohatera pixarowskiej bajki - marzenia trzeba spełniać :D.
Zobacz też:

sobota, 21 listopada 2015

Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu

Puławy to miasteczko nie takie małe, bo liczące prawie 50 tysięcy mieszkańców. Gdy słyszymy tą nazwę na myśl przychodzą nam jednak przede wszystkim Zakłady Azotowe Puławy. Szczególnie, jeśli mieszkamy na drugim końcu Polski. W zasadzie trudno się temu dziwić. Wszakże Puławy istnieją w dużej mierze dzięki przemysłowi. Z drugiej strony, jest to miejsce o znacznie bogatszej historii i kulturze. Zarówno w miejscowości, jak i w pobliżu zlokalizowanych jest wiele interesujących atrakcji turystycznych.
Pulawy-poland-john-paul-2-monument
Puławy. Pomnik Jana Pawła II.
Zanim przejdziemy do dzisiejszego obrazu Puław, zaproponuję Wam pewną ciekawostkę. Czy zastanawialiście się kiedyś skąd taka oryginalna nazwa, jak Puławy? Na przestrzeni wieków powstało - rzecz jasna - wiele koncepcji, które odpowiedzieć miały na to pytanie. Specjaliści szybciutko powiązali słowo "Puławy" z całym mnóstwem wyrażeń funkcjonujących w starej polszczyźnie. Na przykład "pulwy" to lasy rosnące nad Wisłą (bardziej fachowa nazwa to łęgi), "pławy" to przeprawa przez rzekę, "pława" to mielizna, a "pławia" - prąd rzeczny. Trudno się w tym połapać, prawda? Z ratunkiem przychodzi nam jednak fenomenalna kultura ludowa, która daje znacznie bardziej przystępne i prostsze wyjaśnienie nazwy. Otóż zgodnie z pewną legendą, w okolice, w których dziś znajdują się Puławy, przybyć miał nie kto inny, jak Zawisza Czarny. Postanowił się tam zatrzymać na odpoczynek, wszedł do karczmy, usiadł na ławie... a ta się pod nim urwała! Zaskoczony wykrzyknął więc: "A niech to będzie pół ławy!". I mamy Puławy. ;)

Nie sposób przy okazji nie wspomnieć również o tych okrytych wielką sławą Zakładach Azotowych Puławy. Ten wielki ośrodek przemysłowy powstał w latach 60. Wtedy też rozpoczęto gruntowną rozbudowę mikroskopijnego wręcz miasteczka, która powiązana była z wyburzaniem starych budynków i wznoszeniem na ich miejscu nowych, PRL-owskich bloków. W zakładach produkuje się nawozy azotowe. Jeśli przyjrzymy się mapie Polski, to fabryk o podobnym profilu znajdziemy jeszcze kilka, z których największe zlokalizowane są w Policach koło Szczecina i Kędzierzynie-Koźlu. Miasta te mają zaskakująco zbliżony do Puław charakter. Czemuż się jednak dziwić, skoro wszystkie są dziełem Polski Ludowej?
Zakłady Azotowe "PUŁAWY" S.A.
Zakłady Azotowe Puławy.
Pora już nam przejść to rzeczy znacznie bardziej interesujących dla potencjalnych turystów. Aby to uczynić, przenieść się musimy do ścisłego centrum Puław. Znajduje się tam miejsce, które zupełnie nie pasuje do przemysłowego charakteru miasta, jedna z nielicznych pozostałości po czasach dawno minionych. A mianowicie, Pałac rodu Czartoryskich wraz z rozległym parkiem krajobrazowym. Okazałą budowlę wzniesiono w XVII wieku, a po kilku remontach przybrała ona dzisiejszy, klasycystyczny wygląd. Pałac ma kształt podkowy, a pomiędzy jego skrzydłami zorganizowano piękny placyk ze stawkiem i fontanną. Podczas spaceru wokół niego przyjrzeć się można dokładnie okazałej elewacji dawnej magnackiej rezydencji.
Pałac Czartoryskich.
Pałac Czartoryskich w trakcie burzy.
Tych, którzy spodziewają się długiego zwiedzania zamkowych komnat i wystawnych salonów, muszę jednak zawieść. Zamek nie jest w zasadzie udostępniony do zwiedzania, gdyż znaczną jego część zajmują takie specyficzne instytucje, jak... Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa. Turyści mogą odwiedzić zaledwie jedno pomieszczenie, w którym stworzono niewielką wprawdzie, ale całkiem interesującą wystawę. Dowiemy się na przykład przy okazji jej podziwiania co nieco na temat działalności artystycznej Izabeli Czartoryskiej. Księżna ta pod koniec XVIII wieku założyła w tym miejscu całkiem sprawnie funkcjonujący ośrodek sentymentalizmu, nurtu literackiego opozycyjnego względem klasycyzmu. Na dworze Czartoryskiej tworzyły wówczas takie znakomitości, jak Julian Ursyn Niemcewicz, Jan Piotr Norblin oraz Franciszek Dionizy Kniaźnin.

Z postacią księżnej Izabeli związane jest także powstanie parku krajobrazowego w pobliżu zamku. Dawniej był tam park w stylu francuskim, lecz Czartoryska przekształciła go w stylowy park angielski z dużą ilością rozmaitych budyneczków, pomników i innych monumentów. Do najbardziej znanych i najpiękniejszych należy Świątynia Sybilli uchodząca za pierwsze polskie muzeum narodowe. Budowla w kształcie rotundy wznosi się nad wysoką skarpą i jest otoczona przez kolumny mające postać zbliżoną do tych starogreckich. Zainteresowanie wzbudza również znajdujący się kilkanaście metrów dalej Dom Gotycki z czerwonej cegły. Zarówno do jednej, jak i drugiej budowli nie mamy wprawdzie wstępu, lecz i tak warto stanąć w ich cieniu i przyjrzeć się znakomitym detalom architektonicznym.
Dom Gotycki i Świątynia Sybilli (w tle).
Świątynia Sybilli od dołu skarpy.
Świątynia Sybilli podczas zmierzchu.
Wieża ciśnień w puławskim parku.
Nie jest to jednak wszystko. Warto przejść na przeciwległą stronę parku. W dół, w kierunku jeziora, schodzi tam interesująca konstrukcja zwana Pasażem Angielskim. Trudno tak do końca rozstrzygnąć, czym to jest, niemniej spacer pod ceglanymi łukami potrafi sprawić przyjemność. Wspomnieć jednak należy, iż obiekt traci sporo ze swego uroku ze względu na szczególne umiłowanie miłośników trunków mocniejszych do oddawania się swojej ulubionej rozrywce właśnie w tym miejscu, o czym świadczy wiele leżących na ziemi, rozbitych, szklanych butelek.
Schody Angielskie w Puławach
Pasaż Angielski.
Park stanowi również świetne miejsce na obserwację przyrody. Oczywiście pod warunkiem, że nie trafimy akurat na moment, w którym każdy, nawet najmniejszy postój, będzie się wiązał z przekazaniem odrobiny krwi setkom maleńkich komarów. Bliskość Wisły i szeroko pojętych terenów podmokłych robi niestety swoje... Gdy jednak komary nie przeszkadzają, z całą pewnością uda nam się przyjrzeć z bliska jakiemuś pięknemu reprezentantowi ptactwa. A gdy i to zakończy się niepowodzeniem, zawsze przejść się możemy w bezpośrednie pobliże zamku, gdzie czekać już na nas będą pawie, prawdziwa ozdoba puławskiego kompleksu.
Przyroda w dolnej części parku, u stóp Świątyni Sybilli.
Paw w pobliżu zamku.
Paw w pobliżu zamku.
Gdy już uznamy, że mamy dość sentymentalizmu, angielskich ogrodów i XVIII wieku, przejść się możemy nad Wisłę, gdzie zlokalizowano atrakcję znacznie bardziej funkcjonalną i o jakieś kilkaset lat młodszą od pałacu Czartoryskich. Mowa o stalowym moście im. Ignacego Mościckiego z 1934 roku. Składa się on z siedmiu przęseł, a przejażdżka nim dostarcza wrażeń zgoła wyjątkowych.
Most im. Ignacego Mościckiego.
Pora już pożegnać się z Puławami. Jest to miejsce może i niezbyt przez Polaków poznane, lecz warte odwiedzenia. Jeśli jeszcze tam nie byliście, serdecznie polecam Wam wycieczkę w tą okolicę. :)

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Ratujmy bizony w Kurozwękach!

Na turystycznej mapie Polski znajduje się wiele miejsc wyjątkowych, zdecydowanie wartych zobaczenia. Za jedno z nich uważam już od dosyć dawna hodowlę bizonów w Kurozwękach, w Świętokrzyskiem. Jak się okazuje, atrakcja ta już niebawem może przestać istnieć. Co zrobić, aby tak się nie stało?
Bizony
Bizony w Kurozwękach.
O problemie Kurozwęk usłyszałem dość przypadkiem, z ust znajomego. Jak się okazało informowały już o tym różnego rodzaju media, począwszy od telewizji, a skończywszy na portalach informacyjnych w sieci. Cieszy fakt, że o sprawie tej mówi się wiele, jednocześnie jednak dostrzegalny jest pewien niedosyt z powodu tego, iż informacja ta jak na razie nie dotarła do szerszego grona osób.

W czym rzecz? Otóż kilka lat temu bizon został uznany za podgatunek inwazyjny na terytorium Polski. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że może on zagrażać prawidłowemu rozwojowi środowiska na obszarze naszego kraju, a konkretnie - wymieszać się z żubrem ze względu na zdolność do rozmnażania się bizona z żubrem.

Obawa przed gatunkami inwazyjnymi jest - w określonych sytuacjach - całkiem konstruktywna. Weźmy chociażby taki barszcz Sosnowskiego, czy nawłoć, sprowadzone do Polski kilkadziesiąt lat temu, a dziś wypierające rodzime gatunki roślin. Dlatego właściciele hodowli bizonów w Kurozwękach zostali powiadomieni o konieczności pozbycia się żubrów do 2019 roku.

Decyzja ta wydaje się zupełnie nietrafiona, gdyż w tym przypadku nie ma jakiegokolwiek zagrożenia.W ciągu ostatnich 15 lat z hodowli nie uciekł bowiem żaden przedstawiciel gatunku, a nawet gdyby, to najbliższe żubry na wolności żyją... przeszło 200 kilometrów od Kurozwęk! Ponadto, usunięcie bizonów z niewielkiej miejscowości na Kielecczyźnie doprowadzi zapewne do stopniowego zaniku turystyki w tym miejscu, pozbawi wielu ludzi pracy,a nasz kraj naprawdę wartościowej atrakcji turystycznej.

Co możemy więc zrobić jako zwykli obywatele, by pomóc bizonom? Odpowiedź jest prosta. Należy wyrazić protest. Na tej stronie można podpisać ankietę online sprzeciwiającą się likwidacji hodowli w Kurozwękach. Aby uwiarygodnić swój podpis warto również pobrać, a następnie wydrukować petycję, którą po podpisaniu należy wysłać na zamieszczony adres. Serdecznie Was do tego zachęcam!
Palace in Kurozweki - 02
Pałac w Kurozwękach, w pobliżu hodowli bizonów.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Dolina Kobylańska pod Krakowem

Wielkie atrakcje Krakowa są u nas dość rozpoznawalne. Któż nie słyszałby bowiem o Wawelu, Kościele Mariackim, Sukiennicach, Kopcu Kościuszki, kopalni soli w Wieliczce, czy wreszcie Jaskini Łokietka i Ojcowskim Parku Narodowym? Zdziwienie budzi jednak fakt, że w pobliżu tych słynnych miejsc znajduje się jeszcze jedno, równie urocze i równie wartościowe, co pozostałe, niezbyt znane jednak nawet na arenie polskiej. Mowa o Parku Krajobrazowym Dolinki Krakowskie, który przyciąga co roku pokaźne liczby miłośników górskich wspinaczek i łaknących odpoczynku od zgiełku miasta mieszkańców Krakowa. Poza tym jednak nie zjawia się tu zbyt wielu turystów. Na szczęście.
Dolina Kobylańska.
By dostać się w najprostszy możliwy sposób do Doliny Kobylańskiej należy udać się (niespodzianka!) do miejscowości Kobylany. Warto przy tym zabezpieczyć się w mapę lub dobrą nawigację, gdyż po zjechaniu z drogi krajowej numer 94 czeka nas jeszcze kilkunastokilometrowy, kręty szlak z licznymi zakrętami, a znaki informacyjne tym razem niezbyt nam pomogą. Warto również zaznaczyć, że w samej miejscowości nie wystarano się jeszcze o przyzwoity parking, co również utrudnia życie turystom.

W tym miejscu nie można się jednak zrażać brakami w infrastrukturze turystycznej i z optymizmem wyruszyć na północ, gdzie po kilkunastu minutach spacerku od centrum Kobylan ukażą nam się pierwsze skałki. Na początkowym etapie są one o tyle interesujące, że komponują się w dość ciekawy sposób z lokalną zabudową, nierzadko stanowiąc ogrodzenia niektórych gospodarstw.
Skały u wejścia do Doliny.
Już niebawem po przeprawieniu się przez niewielki strumyk znajdziemy się w zasadniczej części doliny. Z obu stron wyrastają tutaj wysokie skały, na które z całą pewnością wspinać się będą akurat jacyś wspinacze. Warto przespacerować się żółtym szlakiem wiodącym w kierunku Będkowic aż do momentu, gdy ostatnie skały znikną nam z oczu, a nawet dalej, gdyż prędzej czy później i tak pojawią się kolejne.
Jeden z odleglejszych fragmentów doliny.
Jedna z najwyższych skał otaczających dolinę.
Dolina Kobylańska z wyższego pułapu.
Na jednym z wyższych okazów zlokalizowany jest jeszcze jeden punkt, który z całą pewnością należałoby zobaczyć. W skale wykuta jest tam niewielka kapliczka poświęcona Matce Boskiej, ufundowana w 1914 roku. Jako że znajduje się ona na wysokości kilkudziesięciu metrów powyżej dna doliny, prowadzą do niej wysokie, dość strome schody. Z góry roztacza się wspaniały widok na całą dolinę, który - jeśli tylko trafimy na odpowiedni moment - zostanie urozmaicony przez kwitnące bzy.
Schody prowadzące do kaplicy od dołu...
... i od góry.
Dolina Kobylańska z okolic kaplicy.
Dolina Kobylańska - podobnie jak inne dolinki w okolicy - jest także doskonałym miejscem do obserwacji przyrody. Nietrudno wypatrzyć tu różnego rodzaju motyle i inne owady, a jeśli będziemy mieć odrobinę szczęścia, cierpliwości i uporu z całą pewnością uda nam się zrobić zdjęcie jakiejś żabie lub ptakowi.
Motyl w Dolinie Kobylańskiej.
I jeszcze jeden przedstawiciel miejscowej fauny.
Wizyta w Dolinie Kobylańskiej jest z całą pewnością dobrze spędzonym czasem. W przeciwieństwie do dawno już "zdeptanej" przez turystów Dolinie Prądnika w Ojcowie, tutaj rzeczywiście można poczuć inny klimat, odległy od tak - bądź co bądź - bliskiej aglomeracji Krakowa.

środa, 12 sierpnia 2015

Czy będzie w Polsce więcej zabytków UNESCO?

Na liście światowego dziedzictwa UNESCO znajduje się już przeszło tysiąc miejsc na całym świece. Są to obiekty wyjątkowe pod wieloma względami, istotne historycznie, przyrodniczo, kulturowo, krajoznawczo, turystycznie... Innymi słowy, są to po prostu miejsca, które nie tylko powinniśmy, ale wręcz musimy chronić by przetrwały kolejne stulecia jako największe dzieła natury i człowieka. Gdy przyjrzymy się sprawie bardziej pragmatycznie, okaże się również, iż zaistnienie na owej liście może także znacząco wpłynąć na ruch turystyczny w danym regionie. Bądź co bądź, takie miejsca jak kopalnia soli w Wieliczce, krakowska starówka, czy zamek w Malborku to główne cele przybywających do Polski z zagranicy turystów. Dlatego warto zapytać: Czy polski wkład w listę UNESCO ma szanse w najbliższych latach się powiększyć?
UNESCO World Heritage flag
Flaga Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Dla odmiany odpowiedź na pytanie zadane we wstępie podam od razu. Oczywiście, że ma szanse. Tylko co trzeba zrobić, aby cel ten osiągnąć? Zacznijmy więc od początku. Na liście światowego dziedzictwa przebywa obecnie 14 polskich obiektów (a właściwie około 25, lecz część z nich figuruje nie samotnie, a w "grupach"). Oto i one:

1. Historyczne centrum Krakowa, wraz z Wawelem, Rynkiem, Sukiennicami, Kościołem Mariackim, Barbakanem, wpisane na listę najsampierw, czyli w 1978 r.
2. Królewskie kopalnie soli w Wieliczce i Bochni - pierwsza na liście od 1978 r., druga od 2013 r. (więcej o nich przeczytać możecie w artykule Bochnia czy Wieliczka?)
3. Puszcza Białowieska, którą dzielimy z Białorusią.
4. Obóz zagłady z okresu II wojny światowej - Auschwitz Birkenau (Oświęcim Brzezinka).
5. Historyczne Centrum Warszawy, w tym Barbakan, Zamek Królewski, Rynek, Kolumna Zygmunta etc.
6. Stare Miasto w Zamościu.
7. Miasto średniowieczne w Toruniu.
8. Zamek krzyżacki w Malborku.
9. Zespół pielgrzymkowy i architektoniczny w Kalwarii Zebrzydowskiej.
10. Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze.
11. Kościoły drewniane południowej Małopolski w Binarowej, Blizne, Dębnie, Sękowej, Haczowie oraz Lipnicy Murowanej.
12. Park Mużakowski, znajdujący się na granicy polsko-niemieckiej.
13. Hala Stulecia we Wrocławiu (o niej więcej w artykule Poznać Halę Stulecia)
14. Drewniane cerkwie w Polskim i Ukraińskim regionie Karpat - wśród zabytków na terenie Polski znajdziemy świątynie w Brunarach Wyżnych, Chotyńcu, Kwiatoniu, Owczarach, Powroźnikach, Radrużu, Smolniku i Turzańsku.

Warsaw - Royal Castle Square
Warszawa, Plac Zamkowy.
Co roku na listę wpisywanych jest od kilkunastu do kilkudziesięciu nowych pozycji. Odbywa się to podczas dorocznych sesji UNESCO, z których ostatnia miała miejsce w lipcu tego roku w Bonn, w Niemczech. Do listy dodano wówczas 23 nowe obiekty, a wśród nich Suzę w Iranie, Ogrody Botaniczne Singapuru, Efez w Turcji, most Forth Bridge w Wielkiej Brytanii oraz osadę braci morawskich w duńskim Christiansfeld. Wśród obiektów tych nie było wprawdzie żadnego polskiego, lecz po tak krótkim czasie od ostatnich polskich wpisów (które miały miejsce w 2013 r.) było to bardzo mało prawdopodobne.

Forth bridges 2005-06-17 04
Forth Bridge w Szkocji
Jak dotąd w XXI wieku polskie obiekty były wpisywane na listę UNESCO pięciokrotnie (w 2001, 2003, 2004, 2006 i 2013 r.). Co musimy zrobić, aby już za rok lub dwa cieszyć się szóstym takim przypadkiem w tym tysiącleciu? Okazuje się, że droga do tego jest niezwykle trudna i skomplikowana. Aby jakiś obiekt mógł być w ogóle brany pod uwagę podczas dorocznych sesji UNESCO, musi po pierwsze złożyć wniosek z dosyć szczegółową dokumentacją do krajowego organu do tego wyznaczonego (w Polsce jest to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego) i mieć nadzieję, że organ ten owy wniosek zaakceptuje.

Gdy już wniosek nasz zostanie przyjęty, proponowany przez nas zabytek zostaje wpisany na listę informacyjną UNESCO, a więc oficjalny spis obiektów, które w ciągu najbliższych 10 lat mogą zyskać miano kandydata do wpisu na listę światowego dziedzictwa. Później o wyborze decydują już oficjele z UNESCO, kierując się przy tym bardziej szczegółowymi wytycznymi.

W tej sytuacji pozostaje nam jeszcze tylko zapytać o to, co się na tej polskiej liście informacyjnej znajduje? Są to:

1. Kopalnia rud ołowiu i srebra w Tarnowskich Górach o kilkusetletniej historii, udostępniona obecnie dla turystów jako Zabytkowa Kopalnia Srebra i Sztolnia Czarnego Pstrąga.
2. Pienińska dolina Dunajca, a więc przełom Dunajca wraz z najbliższym otoczeniem.
3. Kanał Augustowski, jeden z najbardziej interesujących zabytków techniki na terenie Polski, o długości przeszło 100 kilometrów, zbudowany w I połowie XIX wieku.
4. Gdańsk - miasto wolności i pamięci, a więc kompleks obejmujący Westerplatte, Stocznię Gdańską oraz fragmenty zabudowy miasta.
5. Lasy Bukowe o charakterze pierwotnym w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Propozycja ta jest o tyle ciekawa, iż ma być ona rozszerzeniem już wpisanych na listę światowego dziedzictwa lasów tego typu ze Słowacji, Ukrainy i Niemiec. Wraz z Polską kandydaturę swoich lasów bukowych zgłosiło jeszcze całe multum innych państw, w tym Włochy, Austria, Belgia, Albania, czy Bułgaria.

Augustów, Kanał Augustowski 1
Kanał Augustowski
Jak myślicie, która z powyższych opcji ma największe szanse na wpis do listy UNESCO? ;)