Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Francja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Francja. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 czerwca 2016

Kto wygra Euro 2016?

Fantastyczna wiadomość dla wszystkich wielkich fanów futbolu. Nadszedł wreszcie ten dzień. Rozpoczynają się mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nie muszę chyba nikomu przypominać, iż odbędą się one we Francji, a udział w nich weźmie rekordowa liczba 24 reprezentacji narodowych. I jak co cztery lata wszyscy zadają sobie bardzo istotne pytanie. Kto zostanie kolejnym mistrzem Starego Kontynentu? Oczywiście nawet największy znawca piłki nożnej nie jest w stanie tak od razu wskazać zwycięzcy. Ale kandydatów do zwycięstwa zawsze można kilku znaleźć. Przyjrzyjmy się im! :)

UEFA Euro 2016 logo
Logo mistrzostw.
Faworyt Buckmacherów
Niezwykłe wręcz przekonanie buckmacherów o nieuniknionym zwycięstwie Francji jest dla mnie co najmniej zaskakujące. I nie mówimy tu o jednym gościu, który stwierdził, że uznaje trójkolorowych za faworytów. Mówimy o 26 najbardziej renomowanych firmach buckmacherskich, które zgodnym głosem przyznają  puchar Francji. Podczas ostatnich dwóch imprez mistrzowskich (Euro 2012 i MŚ 2014) drużyna trenowana przez Didiera Deschampsa przegrała mecze ćwierćfinałowe, lecz podkreślić trzeba, iż w obu przypadkach z przyszłym tryumfatorem rozgrywek - odpowiednio: Hiszpanią i Niemcami.

Od 2014 roku Francuzi nie rozegrali żadnego meczu o stawkę, więc tak do końca nie wiemy czego się po nich spodziewać. Tym bardziej, że mecze towarzyskie grali w kratkę. Były wśród nich wspaniałe zwycięstwa nad Niemcami (2-0), Rosją (4-2), czy Hiszpanią (1-0), ale były też klęski z Anglią (0-2), Belgią (3-4), Holandią (2-3) i... Albanią (1-0). O tym, jaki obraz zaprezentują nam gospodarze tegorocznego turnieju, dowiemy się już dziś o 21:00. Trójkolorowi rozegrają wówczas mecz otwarcia z Rumunią. ;)
5 juin 2009, stade Gerland à Lyon. France - Turquie (1-0)
Mecz reprezentacji Francji w 2009 roku.
Świeży Tryumfator
Niemcy w ostatnich latach praktycznie nie schodzą z podium. Od 2002 roku na wszystkich imprezach mistrzowskich (a więc mistrzostwach świata i Europy) tylko raz odpadli przed półfinałem. I było to w 2004 roku. Do 2014 roku mimo licznych drugich i trzecich miejsc nie mogli się jednak dostać na sam szczyt. I wreszcie im się udało. I choć ostatnimi czasy reprezentacja Niemiec nie prezentowała najwyższej formy, status mistrza świata gwarantuje im pozostanie jednym z faworytów tegorocznych mistrzostw Europy. I nie ma tu żadnego znaczenia fakt, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy kadra Joachima Löwa przegrywała z Polską, Stanami Zjednoczonymi, Anglią, czy wreszcie Słowacją. Mistrzostwa Europy to zupełnie inna bajka.
Award ceremony of the World Cup in Brazil 02
Drużyna Niemiec odbiera puchar mistrzostw świata 2014 roku.
Niedawny Dominator
Reprezentacja Hiszpanii, kierowana przez Vincente del Bosque, była w latach 2008-2012 prawdziwym zjawiskiem. Zwyciężała wszystko, co tylko się dało. Ale to już przeminęło. W najbardziej niespodziewanym momencie zdarzyła się wielka klapa. Mowa oczywiście o spektakularnej klęsce podczas Mundialu sprzed dwóch lat. Wysokie przegrane z Holandią (1-5) i Chile (0-2) sprawiły, że Hiszpania pożegnała się z turniejem już po fazie grupowej.

Nie powinniśmy jednak na samym wstępie eliminować Hiszpanii z walki o kolejny tryumf w mistrzostwach Starego Kontynentu. Powinniśmy raczej potraktować wydarzenia z roku 2014 jako zwykły wypadek przy pracy. Tym bardziej, że podczas kwalifikacji do tegorocznego czempionatu Hiszpania wygrała 9 z 10 meczy, przegrywając tylko raz ze Słowacją (2-1). Warto też zauważyć, że w tym czasie rywale trafili do ich bramki ledwie 3 gole. Czyżby wielkie odrodzenie? ;)
Spain national football team Euro 2012 trophy 02
Hiszpanie cieszący się ze zwycięstwa w 2012 roku.
Zwycięzca Sprzed Lat
Jeżeli Hiszpania radziła sobie w kwalifikacjach doskonale, to Anglia wspięła się na szczyty piłkarskich możliwości. Podobnie jak reprezentacja Hiszpanii dała sobie strzelić tylko trzy gole, ale w przeciwieństwie do niej wygrała wszystkie mecze. Co do jednego. Nie dziwi więc fakt, że znalazła się wśród faworytów do zwycięstwa, którego na imprezie mistrzowskiej nie dostąpiła od Mundialu w 1966 roku. Trzeba jednak przyznać, że w meczach towarzyskich radziła sobie nieco gorzej. Przegrała między innymi z Holandią (1-2) i Hiszpanią (0-2), a także zremisowała 1-1 z Włochami. Jak to będzie na mistrzostwach - przekonamy się już wkrótce.
Post L2 Play-Off Final
Stadion Wembley, główna arena zmagań reprezentacji Anglii.
Czarny Koń
Belgia ma w kolorze flagi czerń. Pasuje to do statusu czarnego konia, który zwykło się przyznawać reprezentacji tego kraju przed tegorocznymi mistrzostwami. Wpływ na to ma zapewne świetny wynik podczas mistrzostw świata z 2014 roku, kiedy doszła do ćwierćfinału jako jedna z czterech europejskich drużyn. Trzeba jednak przyznać, że z Europejczykami Belgowie sobie zbyt dużo wówczas nie pograli. Stoczyli wówczas bowiem mecze z Rosją, Algierią, Koreą Południową, Stanami Zjednoczonymi i Argentyną. Ponadto, Belgowie nie radzili sobie zbyt dobrze podczas kwalifikacji do tegorocznych mistrzostw.
Belgium vs Korea Republic - Group H - 2014 FIFA World Cup Brazil
Mecz Belgia - Korea Południowa podczas Mundialu 2014.
Wielka Niespodzianka
Poznaliśmy jak na razie sylwetki pięciu faworytów. Ale nie można zapominać, że w mistrzostwach grają 24 drużyny. I każda ma mniejsze lub większe szanse na zwycięstwo. Tak było chociażby w 2004 roku, kiedy reprezentacja Grecji w dość niecodziennym stylu sięgnęła po końcowy tryumf. Grecy ledwo co wyszli wówczas z fazy grupowej, zdobywając w niej ledwie 4 punkty. Później strzelili jeszcze trzy gole, po jednym w każdym z meczów fazy pucharowej i w ten sposób zapewnili sobie zwycięstwo. Kto wie, czy w podobny sposób nie tryumfują w tym roku Chorwacja, Węgry, Irlandia albo Albania? A może zaskakującą siłę zaprezentuje któryś ze "średniaków" - Ukraina, Szwajcaria, Austria, Polska, Szwecja albo Turcja? No bo kto im zabroni? :D
Both teams on the pitch POL-GRE 8-6-2012
Mecz Polski z Grecją podczas Euro 2012. Grecja w tym roku nie ma już szans na zdobycie tytułu, a Polska...
Pytanie w tytule brzmiało: "Kto wygra Euro 2016?". Jak łatwo zauważyć, po przeczytaniu tego artykułu nie znaleźliście odpowiedzi innej niż: "Jedna z 24 drużyn uczestniczących." Ale to chyba dobrze. Dzięki temu emocje będą większe ;). A kogo Wy typujecie do końcowej wygranej? Kto Waszym zdaniem zasłużył na wielki tryumf? :D

Zobacz też:
1.  Krótka historia polskich piłkarzy w europejskim czempionacie
2. Poznajcie nowe dyscypliny olimpijskie

3. 7 bardzo dziwnych gier zespołowych

czwartek, 31 grudnia 2015

Jak zostać królem?

Spośród 194 państw świata około 50 jest obecnie monarchiami. Zdecydowana większość spośród pozostałych była monarchiami niegdyś. Królowie, cesarze, książęta, carowie, sułtani obejmowali władzę, sprawowali ją i przekazywali ją swoim potomkom przez setki, a nawet tysiące lat. Trudno byłoby zliczyć ilu monarchów zasiadło tylko i wyłącznie na europejskich tronach na przestrzeni ostatnich kilku wieków. Jak zapewne wszyscy dobrze wiemy, władcą nie jest i nie było jednak zostać łatwo. I nie było również łatwo tej władzy usankcjonować. Nasi przodkowie wymyślili cały szereg sposobów na to, jak wyłonić monarchę spośród tłumów poddanych. Rzućmy okiem na kilka z nich.
Isabelle catile crown
Korona Izabelli Kastylijskiej i miecz Ferdynanda Aragońskiego w Grenadzie.
Z ojca na syna
Zasada dziedziczności tronu jest najprostszym możliwym rozwiązaniem przedstawionego wyżej problemu. Była wykorzystywana już wiele tysiącleci temu - mamy z nią do czynienia chociażby w przypadku cywilizacji starożytnego Egiptu i faraonów. Szczyt rozwoju tej metody nastąpił w średniowieczu. W momencie kształtowania się państw europejskich w II połowie I tysiąclecia naszej ery dominującą rolę w każdej społeczności odgrywać zaczęła jednostka wyjątkowa, która po ugruntowaniu swojej władzy dawała początek całej dynastii. W początkach polskiej państwowości rodem tym okazali się Piastowie, na Rusi Kijowskiej byli to Rurykowicze, a w Państwie Franków Merowingowie, zastąpieni później przez Karolingów. Ze względu na upowszechnienie się wówczas modelu monarchii patrymonialnej całe państwo było traktowane jako własność króla, a więc spadek po nim przypadał w naturalny sposób jego potomkom.
01 History of the Russian state in the image of its sovereign rulers - fragment
Ruryk (w środku), założyciel kijowskiej dynastii Rurykowiczów na rysunku Wasilija Pietrowicza Vereshchagina.
System, choć charakteryzował się pewną efektywnością, sprawiał sporo problemów. Władcy nie mieli bowiem zazwyczaj tylko jednego potomka. Aby zapewnić ciągłość dynastii musieli być pewni, że przynajmniej jeden z ich synów przeżyje, a najprostszym sposobem na to było wychowanie jak największej liczby dzieci. Często w wiek dorosły wchodziło jednak więcej królewskich potomków, z których każdy miał ambicje do tego, by rządzić. Kończyło się to zazwyczaj długotrwałymi walkami o władzę, a czasem nawet wojną domową. Taka sytuacja miała na przykład miejsce w państwie pierwszych Piastów po śmierci Bolesława Chrobrego. Koronę objął po nim Mieszko II, jego najstarszy syn z małżeństwa z Emnildą, lecz nie najstarszy w ogóle. Pierwszy był bowiem Bezprym, który nie czekał długo na rozwój wypadków i postanowił siłą zdobyć polski tron. Efektem były najazdy ruskie i cesarskie, bunty poddanych i długotrwaly kryzys całego państwa (o kryzysie tym więcej w artykule Kryzys Mieszka czy Bolesława?).
La familia de Felipe V (Van Loo)
Hiszpański król Filip V (1683-1746) wraz z rodzina, obraz Louis-Michela van Loo.
Wojciech Gerson-Kazimierz Odnowiciel
Powrót Kazimierza Odnowiciela do Polski po kryzysie z lat panowania Mieszka II. Na obrazie
Wojciecha Gerosna przedstawiono dwa charakterystyczne elementy tego okresu: upadek Kościoła
i upadek struktury społecznej na ziemiach polskich.
Królowie uczyli się jednak na błędach. Aby zapobiec wojnie domowej, wypracowali nowe, pomysłowe rozwiązanie. Skoro całe państwo należało do nich, to czemu by go tak nie podzielić? No więc dzielili. Bolesław Krzywousty podzielił Polskę na pięć części, podobnie uczynił na Rusi Jarosław Mądry. Sęk w tym, że ich synowie poszli ich śladem i również zaczęli dzielić swoje okrojone już władztwa. Prowadziło to do sformowania mikroskopijnych wręcz państewek, charakteryzujących się osłabieniem zarówno politycznym, jak i gospodarczym. Największą skalę zjawisko to przybrało w Niemczech, gdzie rozbicie dzielnicowe trwało od XIII wieku do 1871 roku.
The death of Leszek the White
Śmierć Leszka Białego podczas Zjazdu w Gąsawie w 1227 roku na obrazie Jana Matejki. Zorganizowany
w okresie polskiego rozbicia dzielnicowego zjazd polskich książąt miał zażegnać spory pomiędzy nimi. Plany
te przekreśliła działania księcia pomorskiego Świętopełka.
Gdy dynastia się skończy...
Jeszcze większym problemem stała się jednak sytuacja, w której monarcha nie zostawia po sobie żadnego legalnego, męskiego potomka. Nie oznaczało to rzecz jasna, że następcy nie będzie wcale. Z całą pewnością znalazłby się jakiś krewny lub powinowaty, który z chęcią objąłby władanie w pozbawionym władcy kraju. Problem w tym, że zazwyczaj takich ktosiów znajdowało się więcej. Doskonałym przykładem takiej właśnie sytuacji stała się wojna stuletnia, tocząca się na przełomie XIV i XV wieku pomiędzy Francją i Anglią. U jej przyczyn leżała śmierć francuskiego króla, Karola IV Pięknego w 1328 roku. Władca ten miał wprawdzie aż sześcioro dzieci, w tym dwóch synów - Ludwika i Filipa, lecz przeżyły go tylko dwie córki. A to oznaczało, że nowego władcę trzeba było poszukać wśród innych spokrewnionych z władcą postaci.

Wybór francuskich możnych szybko padł na Filipa VI Walezjusza, który był kuzynem Karola IV. Jednocześnie jednak pretensje do korony francuskiej zgłosił Edward III, siostrzeniec zmarłego władcy i zarazem ówczesny król angielski. Obaj panowie okazali się na tyle zacięci, że wybuchł długoletni konflikt, zakończony przez ich następców. Dodajmy tylko, że w 1453 roku, kiedy konflikt się zakończył, władzę we Francji sprawował... praprawnuk Filipa VI, Karol VII.
John Gilbert - The Morning at Agincourt
Bitwa pod Azincourt (1415), jedno z największych starć wojny stuletniej. Rysunek Johna Gilberta.
Córki i rejestry
Po wiekach trudów udało się wreszcie wypracować rozwiązania o wiele skuteczniejsze niż podział państwa, czy wojna domowa. Jednym z nich było przekazywanie tronu kobietom. Było to o tyle pożyteczne, że gdyby je zastosowano, można by uniknąć na przykład wojny stuletniej. Możliwości osadzenia na tronie kobiety były w zasadzie dwie. Pierwszą z nich zastosowano w XIV-wiecznej Polsce. Ludwik Węgierski w chwili śmierci w 1382 roku miał tylko dwie córki - Marię i Jadwigę. Już wcześniej poprzez wydanie przywileju koszyckiego zapewnił jednak sobie poparcie dla planów wyniesienia jednej z nich na polski tron. I rzeczywiście - gdy pożegnał się z tym światem to Jadwiga została nowym królem Polski. KRÓLEM, nie królową. Niebawem nową władczynię wydano za Władysława Jagiełło, którego później również koronowano i odtąd aż do śmierci Jadwigi w 1399 r. małżonkowie władali wspólnie. W ten sposób dokonano dość sprawnej podmianki dynastii, przejścia jednego rodu rządzącego w inny.
005Planty
Pomnik Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły w Krakowie.
Inaczej sprawę tą rozwiązano w Wielkiej Brytanii. Gdy utworzono ten organizm państwowy w 1707 roku (z połączenia Anglii i Szkocji), ustalono, że koronę dziedziczyć mogą także kobiety, a ich mężowie nie otrzymują w ten sposób tytułu głowy państwa. Po ich śmierci lub abdykacji korona przechodzi bezpośrednio na ich dzieci. Od tego czasu Wielka Brytania miała trzy królowe - Annę, Wiktorię i Elżbietę II. Warto jednak zaznaczyć, że do niedawna synowie mieli pierwszeństwo przed córkami, bez względu na to, czy byli od nich starsi, czy młodsi. Dopiero w 2013 roku zasadę tą zmieniono i obecnie obie płci są w tym kontekście równe.
VictoriaAlbertMarriageEngraving
Ślub królowej Wiktorii i księcia Alberta w 1840 roku na rysunku XIX-wiecznym.
Jednocześnie podejmuje się w różnych państwach ustalanie kwestii następstwa po zmarłym władcy na długo przed jego śmiercią, a nawet przed jego wstąpieniem na tron, przy czym zasady te są maksymalnie uproszczone. W Wielkiej Brytanii na przykład funkcjonuje licząca kilka tysięcy osób linia sukcesji do tronu. Na pierwszym miejscu znajduje się na niej syn królowej Elżbiety II, książę Karol, następnie jego najstarszy syn - książę William, jego dzieci, dalej drugi syn Karola - książę Harry, dalej rodzeństwo Karola, kolejno potomkowie tego rodzeństwa, dalej potomkowie siostry Elżbiety II, i tak dalej, i tak dalej...

A gdyby tak wybrać władcę?
To zaskakujące, ale pomysł na monarchię elekcyjną jest również niezwykle stary. System taki funkcjonował na przykład w Rzymie u początków rozwoju wielkiego imperium. Bardziej poznany jest nam dzięki rozwiązaniu rodem z Rzeczpospolitej Obojga Narodów, kiedy to o koronę polską walczyli władcy z całej Europy, a szlachta łaskawie wybierała jednego z nich lub z dumą powoływała któregoś z siebie. Model ten stał się jednym z symbolów kryzysu polskiej państwowości z XVIII wieku. Nie ma też wątpliwości, że wolna elekcja miała duży wpływ na ostateczny upadek kraju w 1795 roku. Nie możemy jednak zapominać, iż monarchów wybierano również w innych krajach, tyle że w znacznie bezpieczniejszy sposób. Rozwiązanie to przyjęto między innymi na Węgrzech, w Czechach, Danii, czy Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. Zazwyczaj monarchę wybierano jednak z przedstawicieli jednej dynastii bądź też znacznie ograniczonej liczby kandydatów, co przeciwdziałało w pewien sposób znacznej destabilizacji sytuacji w tych państwach.
Altomonte Election Diet in 1697
Sejm elekcyjny w Warszawie z 1697 roku. Podczas tej elekcji wybrano na króla Augusta II Mocnego.
Obraz Marcina Altomonte.
Szczególnie interesujący był przypadek Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jak już wcześniej wspominałem, było ono tak naprawdę zlepkiem setek mniejszych państewek powstałych w wyniku niemieckiego rozbicia dzielnicowego. Państewka te cieszyły się znaczną niezależnością, a władza cesarska dawała korzyści niemalże wyłącznie prestiżowe. Od 1452 roku tytuł cesarski otrzymywali niezmiennie Habsburgowie. Niemniej procedura ich wyboru była dość skomplikowana. Głosami dysponowało siedmiu elektorów, będących jednocześnie władcami najpotężniejszych państewek wchodzących w skład Cesarstwa. Początkowo byli to arcybiskupi Moguncji, Kolonii i Trewiru, król Czech oraz władcy Saksonii, Palatynatu Reńskiego i Brandenburgii. Później godności elektorskiej dorobili się także władający Hanowerem i Bawarią. Cesarzem zostawał ten kandydat, którego poparła większa liczba elektorów.
Balduineum Wahl Heinrich VII
Siedmiu elektorów Rzeszy wybiera na cesarza Henryka VII (pocz. XIV wieku).
Monarchia elekcyjna dzisiaj
Również i dziś można wymienić kilka istniejących obecnie monarchii elekcyjnych. Najciekawszym i chyba najbliższym polskiemu obserwatorowi przykładem jest Watykan. Wbrew pozorom, najmniejsze państwo świata jest monarchią nie tylko elekcyjną, ale też... absolutną! (dodajmy, że jedyną w Europie) Można więc powiedzieć, iż tamtejszy system łączy ze sobą dwa na pierwszy rzut oka przeciwstawne rozwiązania. Głowę Stolicy Apostolskiej wybiera konklawe. W Kambodży natomiast król wybierany jest przez Radę Tronową, która jednak jak dotąd skłaniała się ku powoływaniu nowych władców na zasadzie dziedziczności. Specyficzne są także rozwiązania zastosowane w Malezji i Andorze, gdzie monarchowie wybierani są na okres pięciu lat. W drugim z tych przypadków wynika to jednak z faktu, iż współksięciem Andory jest prezydent Francji. Wraz ze zmianą na tym stanowisku, zmienia się również i piastujący rolę andorańskiego monarchy (więcej na ten temat w artykule Kilka rzeczy, których nie wiedziałeś o Andorze).

Prześledziliśmy w ten sposób kilka sposobów na znalezienie króla, form urzeczywistniania ich władzy, jak również problemów z nich wynikających. Które rozwiązania podobają się Wam najbardziej? Jak sądzicie, jak wyglądałaby polska rzeczywistość, gdybyśmy mieli króla? :)

wtorek, 17 listopada 2015

Kilka rzeczy, których nie wiedziałeś o Andorze

Andora jest jednym z najmniejszych krajów Europy. Ta miniaturka wciśnięta pomiędzy Francję i Hiszpanię może się wydawać miejscem niezbyt ciekawym i mało urozmaiconym. No bo co można powiedzieć o kraju, który w ciągu jednego dnia można przemierzyć wzdłuż i wszerz? Andora pozostaje miejscem skrajnie niepoznanym dla standardowego obserwatora, którego oczy uciekają przeważnie nieco na południe, ku Barcelonie, czy też nieco na północ, ku Paryżowi. A szkoda, bo jest to kraik o niezwykle interesującej polityce, geografii, społeczeństwie, prawie, czy też historii. Przyjrzyjmy się więc kilku najciekawszym zagadnieniom z Andorą związanym!
Andorra la Vella and Escaldes-Engordany 2
Andorra la Vella, stolica Andory licząca 20 tysięcy mieszkańców.
1. Nie taka mała
Myśląc o Andorze zazwyczaj stosujemy pewnego rodzaju uogólnienie. A mianowicie, pakujemy ją do jednego koszyka z innymi europejskimi mikropaństwami - Watykanem, Monako, Liechtensteinem i San Marino. Praktyki te są jednak co najmniej niepoprawne. Andora ma bowiem "aż" 450 kilometrów kwadratowych, co oznacza, że jest prawie 3 razy większa od Liechtensteinu, 7 razy większa od San Marino, 200 razy większa od Monako i jakieś 1000 razy większa od Watykanu! Co ciekawe, mniejsza od Andory, choć nieznacznie, jest także Malta. Również i poza Europą znajdziemy kilka krajów, które Andora swoją wielkością wprost deklasuje, w tym Seszele, Barbados, Malediwy i Nauru. Aby nie popadać w skrajności zaznaczmy jednakże, że Andora mimo wszystko pozostaje mniejsza od... Warszawy.
Andorra topographic map-en
Mapa Andory.
2. Głowa państwa z innego państwa
Andora ma zgodnie z najnowszymi danymi nieco ponad 76 tysięcy mieszkańców. Głową państwa nie jest jednak żaden z nich. Co więcej, funkcję tą pełnią aż dwie osoby o randze współksiążąt. Pierwszą z nich jest biskup hiszpańskiego La Seu d'Urgell, a więc aktualnie Joan Enric Vives Sicilia. Drugim natomiast jest nie kto inny, jak prezydent Francji, czyli w chwili obecnej Francois Hollande. Skąd takie kuriozalne rozwiązanie? Pomysł na tego typu rządy zrodził się już w XIII wieku, kiedy to dogadali się w tej kwestii biskup Urgell oraz francuski hrabia Foix. Obecnie - rzecz jasna - władanie hiszpańskiego duchownego i francuskiego prezydenta nie oznacza utraty suwerenności. Wszakże postaci te nie mają zbytnich prerogatyw, a ich wpływ na politykę państewka jest jedynie symboliczny.
Andorran parliament interior 2015-10
Sala obrad parlamentu Andory, Rady Generalnej.
3. Z walutą ciężka sprawa...
Andora jako mikropaństwo nigdy nie mogła pozwolić sobie na posiadanie własnej waluty. W kraju tym nie funkcjonuje obecnie nawet mennica. Dlatego też Andora od dawien dawna korzysta z obcej waluty. Dawniej był nią frank francuski. Gdy ten zniknął jednak ze światowej areny gospodarczej wraz z przyjęciem przez Francję waluty euro w 2002 roku, Andora zdecydowała się na zawarcie z Unią Europejską porozumienia, dzięki któremu na swoim terytorium może używać banknotów i monet wspólnotowych. Podobne porozumienie istnieje zresztą w ramach polityki celnej. Wbrew powszechnym skojarzeniom, Andora nie należy jednak do strefy Schengen. A to oznacza, że podczas wjazdu do pirenejskiego państwa, musimy być przygotowani na kontrolę graniczną.
Andorra la Vella, center
Centrum finansowe w Andorze.
4. Zagadka ropy naftowej
Interesujące wnioski nasuwają się podczas przeglądania bilansu handlu zagranicznego Andory. Powszechnie dostępne są aktualnie dane z 2013 roku. Zgodnie z nimi aż 75% wartości wszystkich produktów, jakie opuszczają terytorium Andory,  stanowi eksport rafinowanej (czyli oczyszczonej) ropy naftowej. Aby móc takową ropę naftową produkować, potrzebny jest oczywiście surowiec pod postacią zwykłej ropy naftowej. Tymczasem Andora ani nie sprowadza go zza granicy, ani też nie ma możliwości prowadzenia wydobycia owego surowca. Skąd więc bierze się eksport paliwa na tak wysokim poziomie? Otóż Andora jest w tym przypadku jedynie pośrednikiem. Kupuje od innych państw, przede wszystkim Francji i Hiszpanii, duże ilości już przerobionej ropy naftowej, po czym zyskownie sprzedaje ją innym partnerom. A partnerzy ci są nadzwyczaj egzotyczni. Zdecydowaną większość ropy naftowej przejmuje Tanzania, natomiast całą resztę - Mozambik. Warto również dodać, że nie jest to koniec podróży surowca. Tanzania wzorem Andory eksportuje bowiem dużą część uzyskanej w ten sposób ropy do innych państw afrykańskich, w tym do RPA, Demokratycznej Republiki Konga, Ugandy i Kenii.
Tabaksveld in Sispony
Mimo niekorzystnego ukształtowania w Andorze kwitnie też rolnictwo. Na zdjęciu pole tytoniu.
5. Skąd wziąć wojsko?
Andora liczy niecałe 80 tysięcy mieszkańców. Dla porównania, armia polska składa się ze 100 tysięcy aktywnych żołnierzy. Gdyby więc pod broń powołano wszystkich mieszkańców Andory, łącznie z dziećmi, kobietami i emerytami, siły wojskowe tego mikropaństwa i tak zajęłyby dopiero 52. miejsce na świecie. Skąd więc wziąć siły potrzebne do obrony państwa? Rozwiązanie okazuje się niezwykle proste. W latach 90. Andora podpisała z Francją i Hiszpanią układ, który zobowiązuje oba całkiem spore państwa do obrony suwerenności ich malutkiego wspólnika. Sprawiło to, że armia Andorze przestała być w ogóle potrzebna i dziś stanowi ją tylko garstka ochotników pełniących funkcje czysto reprezentacyjne. Na wypadek palącej potrzeby władze Andory mają jednak prawo powołać pod broń każdego dorosłego mieszkańca kraju. Jest to przepis bardzo mało znaczący zważywszy na to, że ostatnio Andorczycy sprawdzali się na polu bitwy... 700 lat temu!

6. Raj kolarski
Andora - jak to już wcześniej kilkukrotnie wspominałem - leży w całości na terytorium Pirenejów. Fakt ten wymusił na jej mieszkańcach budowę niezwykle krętych dróg o dużych nachyleniach. Na potwierdzenie tych słów wspomnieć należy, że spośród czterech głównych dróg wjazdowych do państwa, aż trzy prowadzą przez wysokogórskie przełęcze, a większość tras wewnętrznych o mniejszym znaczeniu wznosi się na jeszcze wyższe wysokości. Ten stan rzeczy wykorzystują przede wszystkim kolarze, zarówno amatorzy, jak i zawodowcy. Andorę szczególnie często odwiedzają organizatorzy i uczestnicy wielkich imprez kolarskich. W tym roku odbył się tam w całości jeden z etapów prestiżowej Vuelta a Espana, szybko okrzyknięty jednym z najtrudniejszych w historii cyklu. Już w przyszłym roku natomiast, w Andorze trzy dni spędzą kolarze startujący w jeszcze bardziej prestiżowym Tour de France.
Pas de la case
Pas de la Casa, przełęcz na granicy z Francją.
Andora okazuje się więc być całkiem interesującym skrawkiem ziemi... No dobra, skraweczkiem. Czy udało mi się Was zaciekawić niektórymi elementami z nią związanymi? Czy coś Was zaskoczyło? A może o czymś wiedzieliście już od dawna? ;)

piątek, 9 października 2015

Najdziwniejsze pomysły I wojny światowej

W 1914 roku rozgorzał na dobre jeden z największych konfliktów zbrojnych w dziejach, I wojna światowa, na zachodzie zwana częściej Wielką Wojną. Na cztery lata z okładem europejskie i światowe mocarstwa pogrążyły się w bezskutecznej i - w dużej mierze - bezsensownej walce na wszystkich możliwych do zorganizowania frontach. Już w pierwszych miesiącach wojny walki przerodziły się w coś, co nazywamy wojną okopową. Innymi słowy, miliony żołnierzy na długi czas utknęło w rozbudowanych do granic możliwości systemach umocnień, których zdobycie było praktycznie niemożliwe. Raz po raz jednej ze stron udało się zdobyć odrobinę terenu, lecz straty w ludziach z tym związane były ogromne. Obie strony konfliktu - ententa z Francją, Wielką Brytanią i Rosją na czele, oraz państwa centralne, tworzone przez Niemcy, Austro-Węgry, Bułgarię i Turcję - starały się więc pokonać, zmylić lub zaskoczyć przeciwnika na wszelkie możliwe sposoby. Czasem ich pomysły, choć wzięte z kosmosu, spisywały się naprawdę wspaniale. Często bywało jednak i tak, że takie kreatywne idee nadawały się tylko do bajek z gatunku science-fiction. Przyjrzyjmy się najciekawszym spośród owych pomysłów.

1. Wieża Eiffla również walczy.
Wieża Eiffla była w okresie I wojny światowej najwyższym budynkiem na świecie, a status ten miała utrzymać jeszcze na wiele lat po zakończeniu konfliktu. Francuzi nie mogli nie wykorzystać posiadania w swej stolicy takiego skarbu. Jak się okazało, konstrukcja była niezwykle przydatna w prowadzeniu działań zbrojnych. Na jej szczycie umieszczono centrum radiotelegraficzne, które zapewniało siłom francuskim kontakt z oddziałami w różnych częściach kraju. Nie to było jednak najważniejsze. Zlokalizowany na wieży ogromny odbiornik radiowy podczas wielkich ofensyw Niemiec (a właściwie II Rzeszy) emitował niezwykle silne sygnały o określonej częstotliwości, zagłuszając tym samym skutecznie wszelkie informacje, jakie niemieckie dowództwo chciało przekazać drogą radiową swoim oddziałom na froncie. W ten sposób udało się na przykład zapobiec francuskiej klęsce w bitwie nad Marną, we wrześniu 1914 roku.
Rezultat: Sukces
Tour Eiffel 3b40739
Wieża Eiffla w roku 1889.
2. Taksówkarze na froncie.
We wrześniu 1914 roku trwała niemiecka ofensywa w kierunku Paryża. Siły II Rzeszy nieubłaganie zbliżały się do stolicy Francji, a oddziały francuskie, znajdujące się wówczas na kilkadziesiąt kilometrów od miasta, były zbyt małe na efektywną obronę. Ze względu na nieuchronnie zbliżające się wielkie starcie z armią niemiecką, główni dowódcy sił francuskich, Joseph Joffre oraz Joseph Gallieni, zdecydowali się na krok wprost niezwykły. W jak najszybszym czasie zmobilizowali około sześciuset paryskich taksówek. Większość spośród ich właścicieli oddała je dobrowolnie w przypływie patriotyzmu, pozostałe zostały po prostu skonfiskowane. Przy pomocy owych taksówek, 7 września przetransportowano na front kilka tysięcy gotowych do boju żołnierzy. Według specjalistów zabieg ten mógł przeważyć o sukcesie Francuzów nad Marną.
Rezultat: Sukces
Taxi Renault G7 Paris FRA 001
Taksówki uczestniczące w walce w 1914 roku nazwane zostały mianem "Taxis de la Marne". Ich producentem
była firma Renault.
3. Im wyżej, tym lepiej.
I wojna światowa kojarzy się zazwyczaj z okopami, błotem i mnóstwem drutu kolczastego rozrzuconego po równinach i wyżynach północno-wschodniej Francji. Zapominamy tymczasem, że wojna toczyła się także na innych frontach, z których jednym z najbardziej spektakularnych był front włoski, a konkretnie - alpejski. Walki trwały również w najwyższych partiach gór, co wiązać się musiało z przeróżnymi trudnościami. Aby zapewnić sobie panowanie nad określonym obszarem należało po pierwsze zdobyć szczyt nad nim górujący, a po drugie wtoczyć na niego amunicję i uzbrojenie. Dzięki temu można było ostrzeliwać nieprzyjaciół w całej okolicy, gdyż kule tak czy siak polecą w dół, ale w przeciwnym kierunku - już niekoniecznie. Dlatego też nawet te najwyższe masywy stały się domem dla ogromnych wprost dział. Rekordem w tej materii było działo kalibru 149 mm, wciągnięte na szczyt Ortler przez Austriaków. Dla uświadomienia sobie trudności przedsięwzięcia należy podkreślić, że góra ta ma prawie 4000 metrów wysokości n.p.m., a działa tego typu ważą nierzadko po kilkadziesiąt ton!
Rezultat: Sukces
L'Ortler
Szczyt Ortler - wyższy o prawie 1,5 kilometra od polskich Rysów.
4. Superdziało
Jeżeli chodzi o artylerię, to Niemcy podczas I wojny światowej byli megalomanami. Niezwykłego uzbrojenia dostarczały im prężnie rozwijające się zakłady Kruppa. Już w pierwszych dniach wojny zadziwili Belgów użyciem monstrualnych dział, tak zwanych Grubych Bert (od imienia żony Kruppa), które w ciągu kilkunastu godzin potrafiły obrócić w proch ich potężne twierdze. Na tym się jednak nie skończyło. W ostatnich fazach wojny, latem 1918 roku, Niemcy użyli do ostrzelania Paryża prawdziwych superdział, określanych również mianem dział paryskich. "Potwory" te ważyły kilkaset ton, były obsługiwane przez kilkadziesiąt ludzi i wystrzeliwały raz na piętnaście minut ważące tonę pociski na odległość 120 kilometrów. Koniec końców działa owe okazały się bronią nie taką idealną. Celność znajdowała się na tak niskim poziomie, że spośród przeszło 300 pocisków wystrzelonych z superdział, mniej więcej połowa uderzyła w obręb, bądź co bądź nie takiego małego, Paryża. Ponadto, koszty utrzymania owych dział przekraczały wszelkie granice. Po jakiś 20 strzałach połowa mechanizmu była już bowiem tak sfatygowana, że nadawała się tylko do wymiany.
Rezultat: Niezbyt skuteczne
Parisgesch1
Paryskie superdziało transportowane było przy pomocy kolei.
5. Zbudujmy drugi Paryż!
Wraz z rozwojem technologicznym w czasie I wojny światowej pojawiło się zupełnie nowe zagrożenie - samoloty. Nowiuśki wynalazek został przez strony walczące wykorzystany na szereg możliwych sposobów, a wśród nich - poprzez organizowanie bombardowań. Naloty na najważniejsze miasta Europy, w tym również i Paryż, siały przerażenie wśród ich mieszkańców i powodowały mnóstwo strat materialnych. Myśliciele zaczęli więc szukać sposobów na oszukanie wroga. Jeden z nich był doprawdy niezwykle oryginalny. Francuzi postanowili bowiem... zbudować replikę swojej stolicy, przesuniętą nieco na północ od "oryginału"! Odtworzyli w niej wszystkie szczegóły, jakie tylko mogli, a przy okazji oświetlili całość mnóstwem lamp. Prawdziwy Paryż pozostawał tymczasem zakamuflowany przy pomocy organizowania zaciemnień. Wydawało się, że rezultaty będą wspaniałe, lecz niemieccy piloci dość szybko zauważyli fortel przeciwnika. Koniec końców, nawet najlepsza kopia nie jest lepsza od oryginału...
Rezultat: Klapa
Zeppelin-Paris
Bombardowania niemieckie spowodowały w Paryżu wiele szkód.
Na zdjęciu krater po uderzeniu bomby zrzuconej przez sterowiec, tzw. zeppelin.
6. Ptaki bombowe
Na koniec bodajże najbardziej kuriozalny ze wszystkich pomysłów, jakie tylko wojenni myśliciele mogli stworzyć. Nie dziwi zbytnio fakt, iż jego autorami są Brytyjczycy. Wszak to oni byli najbardziej zdeterminowani w urzeczywistnianiu nierzeczywistego, przy czym raz im się udawało, a innym razem nie. W tym przypadku musieli ponieść druzgocącą porażkę. Stwierdzili bowiem, że można by nauczyć kormorany nalotów na niemieckie pozycje. Ptaki miały otrzymywać ładunek wybuchowy, przenosić go o kilka kilometrów, a następnie detonować nad głowami przeciwnika. Na szczęście dla kormoranów, pomysł nie wypalił - dosłownie i w przenośni.
Rezultat: Klapa albo żart
Cormorant (Phalacrocorax carbo) (8210278077)
Kormoran - obiekt zainteresowania angielskich myślicieli.
Sześć najciekawszych pomysłów I wojny światowej za nami. Co o nich sądzicie? Które wzbudzają Wasz podziw, a które wręcz przeciwnie - śmiech? ;)

Zobacz też:
1. Stany Zjednoczone. Kraj, który lubi wprowadzać w błąd

poniedziałek, 6 lipca 2015

Najpiękniejsze lokalizacje Tour de France

Przedwczoraj rozpoczął się najważniejszy wyścig w kolarskim kalendarzu - Tour de France. W ciągu najbliższych trzech tygodni najlepsi cykliści na świecie przejadą prawie 3 500 kilometrów, rywalizując ze sobą na drogach całej Francji. Z całą pewnością znajdą się w miejscach wspaniałych i niepowtarzalnych, będących wisienką na torcie podczas oglądania Wielkiej Pętli. Dziś przyjrzymy się takim miejscom, na których zobaczenie w Tour de France czeka się całe lata i takim, które - jeśli tylko znajdą się w programie - dostarczają kibicom wyjątkowych emocji.

8. Champs-Élysées
To akurat stały punkt programu Tour de France i kolarskiemu kibicowi trudno sobie wyobrazić, żeby finisz całego wyścigu mógł być zlokalizowany gdzie indziej. W tym roku już po raz 41 kolarze zakończą Wielką Pętlę właśnie w tym miejscu. A miejsce jest naprawdę zaszczytne. Zwycięzcę wyścigu w momencie, gdy startuje etap, raczej już znamy - aby przegrać, lider musiałby się porządnie poturbować, gdyż ostatni odcinek jest płaski jak stół. Meta na Champs-Élysées stwarza jednak nową rywalizację - o tytuł największego sprintera. Każdy z kolarzy, który umie dobrze finiszować wprost marzy bowiem o zwycięstwie w środku Paryża, praktycznie pod Łukiem Triumfalnym. Dominatorem w tej materii jest Mark Cavendish, który zwyciężał na Polach Elizejskich cztery razy z rzędu, w latach 2009-2012.

Champs Elysees
7. Col Agnel
Pierwszy z alpejskich szczytów na naszej liście. Jest on położony na granicy Francji i Włoch, co sprawia, że często pojawia się także w rywalizacji na Giro d'Italia, drugim z najważniejszych kolarskich wyścigów w kalendarzu. W Tour de France zadebiutował późno, bo dopiero w 2008 roku, ale w kolejnych latach też mieliśmy okazję go oglądać. Czemu jest wyjątkowy? Ze względu na piękne zbocze, niepokryte niczym wyższym od trawy, po którym wspinają się kolarze. Trasa wije się pośród tych właśnie hal tworząc takie zawijasy, jak nigdzie indziej.

Col Agnel, cyclists
6. Pont de Saint-Nazaire
Premia górska na moście? Oryginalny pomysł, prawda? Okazuje się jednak, że całkiem możliwy do zorganizowania. W 2011 kolarze przejeżdżali przez okolice Nantes. Krajobraz typowo równinny, trudno znaleźć nawet jakąś rampę, na której można by było nagrodzić najlepszych górali. Ale znalazł się most... I to nie byle jaki. Pont de Saint-Nazaire zlokalizowany został u samego ujścia Loary. Musiał być na tyle duży, by przecisnąć się pod nim mogły statki całkiem sporych gabarytów. Dlatego ma aż (!) 66 metrów wysokości. Wystarczająco, by zorganizować na nim premię górską czwartej kategorii...

Le pont de Saint-Nazaire, depuis Saint-Brévin
5. L'Alpe d'Huez
To chyba najsłynniejsza miejscowość w Tour de France. No, może nie licząc Paryża. Położona jest wśród górskich szczytów, a wiedzie do niej niezwykle trudna trasa, złożona z 21 zakrętów. Miejsce to cieszy się tak dużą renomą, że począwszy od 1976 roku wraca do kalendarza wyścigu przynajmniej raz na trzy lata. I zawsze zlokalizowana jest tam meta. Dotąd finiszowano tam aż 28 razy, choć tylko 26 etapów ma przypisanego zwycięzcę. Jak myślicie, dlaczego? Odpowiedź jest prosta - dwa wygrał Lance Armstrong, a tego karierę po prostu wykreślono z historii.
54 De la Fuente
4. Wzgórza Yorkshire
No cóż... Co prawda miejsce to nie leży we Francji, tylko w Wielkiej Brytanii, lecz podczas ubiegłorocznego Tour de France pokazało, że można tam wracać. Bądź co bądź, wyścig i tak każdego roku na parę etapów wyrusza za granicę. A Yorkshire ma dwie poważne zalety. Po pierwsze, liczne niewielkie, lecz bardzo wymagające pagórki i podjazdy sprawiają, że kibicom emocji na pewno nie zabraknie. Po drugie, tych kibiców w Wielkiej Brytanii jest wyjątkowo dużo. Nigdzie indziej na całym świecie na ulicach z powodu wyścigu kolarskiego nie gromadzą się takie tłumy. Podczas trzech etapów, jakie rozegrano w 2014 r. na angielskich drogach, publiczność liczono w milionach.

Le Grand Départ' - the leaders, High Bradfield - geograph.org.uk - 4062944  
3. Mont Saint-Michel
Mont Saint-Michel to klasztor położony na skalistej wyspie, która łączy się z lądem podczas odpływów. Wiedzie do niego długa grobla. I na tej właśnie grobli dwa lata temu zlokalizowano metę jednego z etapów Tour de France, a konkretnie - czasówki. Telewidzowie mieli okazję oglądać, jak kolejni kolarze zbliżają się do klasztoru, a następnie przejeżdżają po długim wale. Efekt doprawdy niesamowity...

Le Mont Saint Michel en 2006 de près  
2. Bruki Roubaix
Wyścig Paryż-Roubaix jest uznawany za jeden z najtrudniejszych w całym kalendarzu. Co dziwne, nie ma tam w praktyce żadnych wzniesień, a całość rozgrywa się na jednym etapie. Co więc jest nie tak? Ano, kolarze podczas tego wyścigu kilkanaście razy przejeżdżają różnej długości odcinki brukowe. Nie dość, że rowery są bardziej niestabilne i całkiem nieźle trzęsie, to jeszcze w niesprzyjającej pogodzie można liczyć na kąpiel w błocie. Tour de France na bruki w okolicach Roubaix przybywa niezbyt często. Lecz jeśli już przybędzie, to emocje są wówczas najpewniejszą rzeczą na świecie. Chyba nawet alpejskie dwutysięczniki nie przeprowadzają takiej selekcji w peletonie...

Peloton TDF2014 Etape 5 Gruson 
1. Galibier
Szczyt wprost bezbłędny, będący jednocześnie legendą całego Tour de France. Trudny, bardzo trudny podjazd, wspaniałe widoki, doskonałe warunki do ostrego ścigania się. Nie zawsze na Galibier lokalizowano metę, ale i bez tego to właśnie on przesądzał o ostatecznych zwycięzcach. Wjeżdżano na niego kilkadziesiąt razy i tylko dwa razy odmówiono mu najwyższej kategorii premii górskiej. Myślę, że wynikało to raczej z pomyłki lub chwilowego zamroczenia organizatorów, niż twardej kalkulacji... I jeszcze jedno. Nieco poniżej szczytu możemy skręcić z trasy i zaoszczędzić trochę czasu poprzez przejazd tunelem. Istnienie takiego skrótu sprawiło, że w 2011 roku kolarze wspinali się na szczyt dwukrotnie! Raz przejechali górą, a raz tunelem...
Col du Galibier et massif du Galibier
Poznaliśmy więc najpiękniejsze miejsca na Tour de France. Mam nadzieję, że udało mi się Was przekonać, że kolarstwo szosowe nie jest wcale takie nudne, na jakie wygląda :).

niedziela, 28 czerwca 2015

Największe afery dopingowe XXI wieku

Doping to bez wątpienia największa zmora sportowego świata. Wszelkie zawody, mistrzostwa i inne tego typu imprezy są bowiem sprawiedliwe tylko i wyłącznie wtedy, gdy dopingu brakuje. Niestety, ostatnie lata pokazują, że naprawdę wielu sportowców wspomaga się po kryjomu. Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż tak było również i kilkadziesiąt lat temu. W ostatnich dekadach poczyniono jednak znaczne postępy w wykrywalności wszelkich niedozwolonych działań sportowców. Sprawiło to, iż coraz częściej spotkać się możemy z wielkimi aferami dopingowymi. Przyjrzyjmy się tym największym spośród wielkich.

7. Wielka wpadka wielkich mistrzów
Do interesującej sytuacji doszło dwa lata temu w światowej lekkoatletyce. Rozgrywane wówczas mistrzostwa świata w Moskwie były wyjątkowo słabo obsadzone. A to z powodu dopingowych przeżyć czołowych jamajskich lekkoatletów. W połowie lipca 2013 r. światowe media podały informację o przyłapaniu na stosowaniu niedozwolonych środków pięciu atletów z karaibskiego państwa. Dorzucono też, iż sportowcy ci to gwiazdy z wyższej półki. Oczywiście wszystkie spojrzenia skierowały się na Usaina Bolta. Jak się później okazało, Bogu ducha winnego Usaina Bolta, niezamieszanego w całą sprawę.

Przyznali się jednak były rekordzista świata na 100 metrów, Asafa Powell, oraz multimedalistka olimpijska - Sherone Simpson. Ich wpadka była dziwna z kilku względów. Po pierwsze, zarówno Powell, jak i Simpson to sportowcy doświadczeni, z kilkunastoletnim stażem. Przez tyle lat nie wplątywali się w najmniejsze konflikty z systemem antydopingowym, dopiero teraz, kiedy ich kariera zaczęła powoli zmierzać ku schyłkowi. Po drugie, ich próbki krwi dały wynik pozytywny po... Mistrzostwach Jamajki, bądź co bądź imprezie niezbyt wysokiej rangi...
Asafa Powell Doha 2012
Asafa Powell w 2012 r., na krótko przed wykryciem u niego dopingu.
Komunikat o wykryciu dopingu u Powella i Simpson zbiegł się w czasie z dwiema innymi sprawami dopingowymi. Mniej więcej w tym samym czasie na stosowaniu niedozwolonych środków wpadły bowiem gwiazdy jeszcze większe - Tyson Gay i Veronica Campbell-Brown, posiadacze całych worków medali z igrzysk olimpijskich i mistrzostwa świata.

6. Cała kadra do wysiadki
Jeszcze jedna sytuacja z ostatnich lat. O tym, że podnoszenie ciężarów jest konkurencją narażoną na stosowanie dopingu wiemy nie od dzisiaj. Pozostaje cieszyć się tylko z faktu, iż system antydopingowy działa wśród sztangistów bardzo aktywnie i wydajnie. Wpadki dopingowe to w tej dyscyplinie chleb powszedni. Jeśli w dowolnych mistrzostwach zajmiemy miejsce 4-6, to możemy liczyć na to, iż w ciągu najbliższych kilku lat "awansujemy" na pozycję medalową.Takie przypadki, jak ta Marcina Dołęgi z października zeszłego roku, czy też bułgarskich zawodników z marca tego roku, są jak najbardziej standardowe.

Czasem sytuacja przysłowiowo wymyka się jednak spod kontroli i dochodzi do sytuacji wręcz komicznych. Na początku marca zeszłego roku media poinformowały, iż na dopingu wpadło pięciu sztangistów należących do azerskiej kadry. Dwa tygodnie później ta liczba wzrosła jednak do dziewięciu sportowców. A to nie koniec. W kwietniu pula ta podskoczyła bowiem raz jeszcze, tym razem... do 18 atletów. W praktyce zdyskwalifikowano całą azerską kadrę, łącznie z najlepszymi zawodnikami i mistrzami ostatnich lat. Rezultat mógł być tylko jeden. Na Mistrzostwach Europy oraz Mistrzostwach Świata w 2014 roku Azerów za dużo sobie nie pooglądaliśmy...

EVD-pesas-030
5. Bo system jest sprawny...
Podczas Mistrzostw Europy w Lekkoatletyce 2014, które odbyły się w szwajcarskim Zurychu, reprezentacja Rosji zdobyła 3 złote medale i uplasowała się dopiero na 4. miejscu w klasyfikacji medalowej imprezy. Paradoksalnie, był to jeden z najgorszych występów przedstawicieli tej nacji na ME, a takiego wyniku Rosjanie spodziewaliby się raczej po mistrzostwach świata niż czempionacie kontynentalnym. Rezultat ten miał jednak solidne podłoże w wydarzeniach ostatnich miesięcy. Otóż wiosną 2014 roku, a więc na krótko przed mistrzostwami, na dopingu wpadło całe mnóstwo rosyjskich lekkoatletów.

Wśród przyłapanych znajdziemy między innymi Jelenę Łaszmanową, aktualną wciąż mistrzynię olimpijską i mistrzynię świata w chodzie sportowym. Kilka dni wcześniej wykryto niedozwolone środki w krwi znanej sprinterki, Kseni Ryżowej. Ze strony rosyjskiej pojawiały się często stwierdzenia, iż tak dużo lekkoatletów z tego kraju wpada na dopingu, bo po prostu system antydopingowy jest tam najsprawniejszy... Cóż, można to i w ten sposób tłumaczyć...

Niemniej jednak doping u rosyjskich zawodników wykrywano lub udowadniano również i po zakończeniu mistrzostw. W styczniu tego roku wpadło na przykład aż dwóch utytułowanych chodziarzy znad Wołgi - Siergiej Kirdiapkin i Walerij Borczin. Całą atmosferę podgrzał jeszcze dokument ARD z grudnia 2014 r., poruszający temat dopingu w rosyjskiej lekkoatletyce, doprowadzając do serii dymisji w IAAF i przyprawiając problemów najwyższym oficjelom w świecie lekkoatletyki.
Women's 4 × 400 m relay Zürich 2014
Mistrzostwa Europy w Lekkoatletyce 2014.
 
4. Wyścig, z którego znikali zawodnicy
Jeśli podnoszenie ciężarów uznamy za króla dopingu, to kolarstwo będzie musiało otrzymać tytuł cesarza. Trudno znaleźć inną dyscyplinę sportową, która w tak dużym stopniu została przekształcona przez dopingu i w odniesieniu do której tak wiele o dopingu się mówiło. Obecnie emocje w tej kwestii już nieco opadają, lecz warto przypomnieć sytuację, jaka miała miejsce na przełomie 2006 i 2007 roku.

Osią problemów stał się wówczas najbardziej renomowany ze wszystkich wyścigów w sezonie - Tour de France. Zaczęło się w 2006 r. Wielkie dyskwalifikacje rozpoczęły się jeszcze przed wyścigiem. Prawa udziału w Wielkiej Pętli pozbawiono między innymi dwóch wielkich faworytów - Iwana Basso oraz Jana Ullricha. Ponadto, do wyścigu nie dopuszczono całej ekipy Astana, gdyż z jej składu wpadło aż pięciu kolarzy. Wyścig się rozpoczął, później się skończył, a dyskwalifikacje trwały dalej. Ostatecznie tytułu pozbawiono nawet zwycięzcę, Floyda Landisa.

Jeszcze bardziej nieprzyjemnie zrobiło się rok później, podczas Tour de France 2007. Wyrażenie "podczas" jest w tym przypadku niezwykle istotne. Kolarze w praktyce znikali bowiem z wyścigu. Atmosfera stała się tak niepewna, że ekipy zaczęły same usuwać z wyścigu własnych zawodników, których podejrzewano o doping. Taki los spotkał między innymi Cristiana Moreniego. Michael Rasmussen został z kolei wycofany kilka godzin po tym, jak wygrał etap, mimo że później okazało się, iż był czysty. Po 15. etapie, w związku z doniesieniami na temat Aleksandra Winokurowa, drużyna Astana jako cały team stwierdziła, że nie ma już sensu jechać. Wszystko to doprowadziło do takich sytuacji, jak ta z rozpoczęcia 16. etapu. Zawodnicy z ośmiu ekip solidarnie, w ramach protestu, zatrzymali się wówczas na linii startu, blokując możliwość ruszenia również i pozostałym.
Cancellara Tour de France 2007 Waregem
Tour de France 2007.
3. Czteroletnie śledztwo
Marion Jones była jedną z czołowych amerykańskich lekkoatletek przełomu XX i XXI wieku. Na przełomie niespełna kilku lat wielokrotnie zdobyła złote medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. W 2003 r. wybuchła jednak afera firmy noszącej nazwę BALCo. Miała ona rozprowadzać wśród sportowców środek dopingowy, którego nie dało się wówczas wykryć. W sprawę zamieszanych było wielu sportowców, lecz skoro środka nie dało się wykryć, to i zarzuty wobec nich często były oparte na glinianych nogach. Marion Jones znalazła się wśród podejrzanych i broniła się przez cztery lata. Ostatecznie jednak winę jej udowodniono i odebrano jej wszystko to, co udało się jej wywalczyć po 2000 roku.

2. Mistrzowie zdegradowani
Biegów narciarskich nie kojarzymy raczej z dopingiem, prawda? Niektórzy utożsamiają je z astmą, inni z EPO, ze standardowym i zakrojonym na szeroką skalę dopingiem jednak nie za bardzo. Tymczasem nieco ponad dziesięć lat temu to właśnie biegi narciarskie stały się obiektem całkiem sporej afery dopingowej...

Wszystko zaczęło się od igrzysk w Salt Lake City, w 2002 roku. Rozgrywki w biegach narciarskich zostały wówczas zdominowane przez trzech zawodników. Larisa Łazutina raz zwyciężyła, a dwa razy zajęła 2. pozycję. Inna Rosjanka, Olga Daniłowa poza jednym zwycięstwem zgarnęła jeszcze srebrny medal. W zawodach męskich Hiszpan Johann Mühlegg zwyciężał trzy razy. Niedługo później całej trójce udowodniono stosowanie dopingu. Było to o tyle niespotykane, że wszyscy mieli na swoim koncie już wiele zwycięstw, a wcześniej na dopingu nie wpadali.

Soldier hollow olympic venue
Igrzyska Olimpijskie 2002 (Salt Lake City).
 
1. Mistrz jest tylko jeden
Jeżeli znajdziemy się w dowolnej bazie o tematyce kolarskiej lub innego rodzaju encyklopedii, po czym wyszukamy nazwisko "Armstrong, Lance", wyświetli się nam bardzo krótka i niezbyt udana kariera. Ot, kilka zwycięstw etapowych na różnych wyścigach i jeden tryumf w jednoetapowej Walońskiej Strzale. Nic specjalnego. Wszyscy oczywiście jednak wiemy, że Lance Armstrong był niegdyś kolarzem światowej klasy.

7 zwycięstw w Tour de France, wielokrotnie na pierwszym miejscu w Tour of Suisse oraz Criterium du Dauphine, wysokie miejsca na Vuelta a Espana i Giro d'Italia. Wszystko to zostało mu odebrane w październiku 2012 r. Wymazano całą jego karierę począwszy od 1 sierpnia 1998 roku. Stracone 14 lat. Co więcej, po tej decyzji UCI Armstrong przyznał się do tego, iż przez większość swojej kariery uciekał się do środków dopingowych. Wyszło szydło z worka. Problem w tym, że nie wówczas, gdy się przyznał, a wtedy, gdy jego kariera dopiero się zaczynała.

Pierwsze pogłoski o stosowaniu dopingu przez Armstronga pojawiały się już w 2001 roku, a więc wtedy, gdy wygrywał w Tour de France dopiero po raz trzeci. Później o jego uczynkach pisano książki, w których udowadniano mu winę. Zeznania przeciwko niemu składali nawet jego dawni koledzy z ekipy. On jednak dalej jeździł i wygrywał niezagrożony...
Lance Armstrong MidiLibre 2002
Lance Armstrong.
Poznaliśmy więc siedem największych afer dopingowych XXI wieku. Co myślicie o tym zestawieniu? Czy wprowadzilibyście jakieś zmiany? A może zapomniałem o czymś?

środa, 24 czerwca 2015

Im więcej, tym lepiej (?), czyli o trójizbowych parlamentach

Parlament ma dwie izby. To stwierdzenie jest prawidłowe w odniesieniu do większości systemów, w tym również i polskiego. W Warszawie zbiera się Sejm i Senat, w Berlinie Bundestag i Bundesrat, w Waszyngtonie Senat i Izba Reprezentantów, w Londynie Izba Lordów i Izba Gmin. Oczywiście, na politycznej mapie świata dostrzec można też całkiem sporo jednoizbowych parlamentów. Wymieńmy na przykład Łotwę, Danię, Finlandię, Turcję, czy Nową Zelandię. Nigdzie nie znajdziemy natomiast systemu, w którym mielibyśmy do czynienia z trzema izbami. W przeszłości takie sytuacje miały jednak miejsce nadzwyczaj często...

A na pierwszy przykład takiego systemu, zwanego trikameralnym, natrafimy niezwykle łatwo. W zasadzie wystarczy sięgnąć do standardowego podręcznika historii. Zazwyczaj nie dostrzegamy nawet istnienia trzech izb kiedykolwiek w historii Polski, lecz kilkaset lat temu, za I Rzeczpospolitej, taka sytuacja naprawdę miała nad Wisłą miejsce. Mowa oczywiście o sejmie walnym, głównym organie ustawodawczym Polski i Litwy na przestrzeni XVI, XVII i XVIII wieku. Pierwszą częścią składową owego sejmu była izba poselska, w której zasiadali przedstawiciele szlachty z całego kraju. Druga nosiła miano senatu i była przeznaczona dla arcybiskupów, biskupów katolickich, wojewodów, kasztelanów oraz najważniejszych urzędników państwowych. W praktyce zasiadali w niej więc przedstawiciele najznamienitszych rodów Rzeczpospolitej. 

No i wreszcie trzecia izba. Któż mógł w niej zasiąść? Szlachta i magnaci nie, bo swoje zgromadzenia już mieli. Mieszczanie i chłopstwo też nie, gdyż do sejmowania w szlacheckiej Polsce z całą pewnością by ich nie dopuszczono. A duchowni mieli swoją reprezentację w senacie. No więc? Otóż trzecią izbą, trzecim stanem sejmującym był monarcha. Oczywiście król nie miał w sejmie zbyt dużych uprawnień - do jego obowiązków należały formalności związane z redagowaniem i publikacją ustaw. Niemniej tworzył swoją własną izbę sejmową.

Polish Sejm under the reign of Sigismund III Vasa
Wspólne obrady trzech izb sejmu walnego. W centrum, na podwyższeniu król, po jego obu stronach siedzący senatorowie, u dołu i w tle stojący posłowie.
Teraz przenieśmy się do Francji, mniej więcej w tym samym okresie. Tam funkcjonowały Stany Generalne. W przeciwieństwie do systemu polskiego, ich uprawnienia w stosunku do władcy były liche. Zdarzały się okresy po kilkadziesiąt lat, w których w ogóle ich nie zwoływano, a po 1614 r. ich działalność została całkowicie wymazana z polityki (powróciły dopiero przy okazji Rewolucji Francuskiej). Formalnie Stany Generalne składały się z trzech części - izby duchownych, izby szlachty i izby stanu trzeciego, czyli całej reszty. Ich trójizbowość jest jednak często podważana, choćby ze względu na fakt, iż często obradowały razem, a nie oddzielnie.

Estatesgeneral
Obrady Stanów Generalnych w 1789 r.
Z trikameralizmem mieliśmy we Francji do czynienia także w okresie Wielkiej Rewolucji. A konkretnie za Konsulatu (lata 1799-1804). Nie chodzi o fakt, iż wówczas na czele państwa stało trzech konsulów, a o to, że ciało ustawodawcze składało się z trzech izb. Pierwsza i najwyższa - Sénat conservateur - stała na straży konstytucji, druga - Corps législatif - głosowała nad projektami ustaw, a trzecia - Tribunat - stanowiła ciało doradcze wobec izby drugiej. Podobny system funkcjonował we Francji jeszcze po upadku konsulatu, a więc w początkach I Cesarstwa. Wówczas izby posiadały już jednak marginalne znaczenie. Bądź co bądź, wielkim panem i władcą był wtedy Napoleon Bonaparte.

Berthon - Napoléon Ier reçoit au Palais Royal de Berlin, les députés du Sénat français, le 19 novembre 1806
Napoleon Bonaparte w towarzystwie członków Sénat conservateur w 1806 roku.
Interesujący przykład trikameralizmu obserwować było można kilkadziesiąt lat temu w Republice Południowej Afryki. W II połowie XX wieku trwał tam okres Apartheidu, czyli szeroko pojętej segregacji rasowej. Segregacja ta odbiła się również na systemie politycznym kraju. W 1983 r. wprowadzono bowiem na drodze referendum trzyizbowy parlament. Pierwsza izba, zarezerwowana dla białych, składała się z 178 reprezentantów. W drugiej zasiadało 85 czarnych i kolorowych. Trzecia była przeznaczona dla 45 osób pochodzenia hinduskiego. Nie trudno zgadnąć, że pierwsza z izb była najbardziej wpływowa, a pozostałe dwie miały znaczenie marginalne. Paradoksalnie system ten zdobył sobie wielu przeciwników również w gronach zwolenników Apartheidu. Uważali oni bowiem, że czarnym nie powinno przysługiwać prawo do uczestniczenia we władzy.

Trikameralizm funkcjonował w przeszłości również w innych państwach, między innymi w Boliwii. Nie okazał się jednak systemem na tyle skutecznym, by zagościć na arenie politycznej na dłużej.

sobota, 30 maja 2015

Muzułmanie w Tulon, czyli o tym, jak Europa podlizywała się Turkom

Tym razem przenosimy się do XVI wieku. Od kilku stuleci w siłę rośnie nowa europejska potęga - Imperium Osmańskie. Rozwój terytorialny państwa Turków doprowadził w 1453 roku do upadku Konstantynopola, a upadek Konstantynopola oznaczał upadek całego Cesarstwa Bizantyjskiego. Kolejni sułtani umacniali swoją władzę poprzez wielkie podboje, zakrojone na szeroką skalę kampanie wojenne. I tak w początkach XVI wieku władali już Bliskim Wschodem, Bałkanami i północnymi wybrzeżami Afryki. Ich ambicje sięgały jednak znacznie, znacznie dalej. Europa tymczasem zdawała się nie dostrzegać tureckiego zagrożenia. Jakiekolwiek działania przeciwko Turkom podejmowali jedynie władcy Hiszpanii oraz - rzecz jasna - papież, działania jednak niemające większych szans na ostateczne zwycięstwo. Interesującą politykę prowadziły natomiast Francja oraz Wenecja. Oba państwa szukały porozumienia z sułtanem, a w drugim przypadku - także powstrzymania go od agresji na ich ziemie.
Francois I Suleiman
Król Francji, Franciszek I oraz sułtan Sulejman Wspaniały.
Stosunki francusko-tureckie na przestrzeni wieków zazwyczaj układały się poprawnie. Sułtan był dla francuskich królów naturalnym sojusznikiem. Zarówno Konstantynopol, jak i Paryż widziały jednego z największych rywali, o ile nie największego, w Habsburgach. W rodzie, którego władza rozciągała się od Hiszpanii na zachodzie po Węgry na wschodzie, a który po odkryciu Nowego Świata czerpał zyski również i z ogromnych posiadłości w Ameryce. Stąd wynikały kolejne sojusze i porozumienia Królestwa Francji oraz Imperium Osmańskiego.

Również w ten sposób możliwe stały się takie sytuacje jak ta z przełomu 1543 i 1544 roku. Król Francji, Franciszek I, wystąpił wówczas z propozycją wspólnej, francusko-tureckiej, kampanii wojennej przeciwko Hiszpanii. Jako dowódca osmański miał podczas niej figurować Hajraddin Barbarossa ("Rudobrody"), przesławny korsarz, łupiący od kilkunastu lat wybrzeża Morza Śródziemnego. Sława tego bezwzględnego żeglarza była tym większa, że przydomek "Barbarossa" odziedziczył po swoim bracie, Arudżu, zmarłym w 1518 roku.
Hayreddin Barbarossa
Hajraddin Barbarossa
Barbarossa był akurat w trakcie kolejnej wyprawy, podczas której łupił w najlepsze wybrzeża Hiszpanii i Italii. W ramach sojuszu z Franciszkiem I zawinął zimą 1543 do francuskiego portu w Tulonie z kilkudziesięcioma tysiącami żołnierzy. W ciągu kolejnych miesięcy miasto miało zamienić się w prawdziwą kopię Konstantynopola. Katedra stała się meczetem, w obiegu znalazły się tureckie monety. Sytuacja ta odbiła się szerokim echem w całej Europie, przysparzając Francji sporo problemów w stosunkach dyplomatycznych. Ponadto, Franciszek okazał się być nie do końca pewnym sojuszu z muzułmanami. Skończyło się więc na tym, że Barbarossa porwał francuskie okręty stacjonujące w Tulonie, zażądał za nie okupu, a gdy już go otrzymał, wyruszył w podróż powrotną do Stambułu, łupiąc przy okazji co się tylko dało na włoskim wybrzeżu.
Barbarossa fleet wintering in Toulon 1543
Flota turecka zimuje w Tulonie w 1543 roku.
Wenecja z kolei prowadziła politykę niezwykle ostrożną. Władze republiki zdawały sobie sprawę, że ich ojczyzna jest stale zagrożona przez Turków. Bądź co bądź, była posiadaczką wielu wysp w zachodniej części Morza Śródziemnego, w tym Krety i Cypru, praktycznie zewsząd otoczonych przez ziemie tureckie. W rezultacie Wenecjanie często przeorientowywali swoją politykę. Co jakiś czas dawali się wciągnąć w większe sojusze przeciwko sułtanowi, tak jak to było w latach 1537-1538 i później w latach 1570-1571 (kiedy miała miejsce słynna bitwa pod Lepanto). W przerwach między tymi okresami sondowali jednak dokładnie nastroje panujące w Konstantynopolu oraz próbowali przekonać sułtana do swych dobrych intencji.

Wenecjanie starali się lawirować pomiędzy Zachodem a Imperium Osmańskim. Wobec obu stron okazywali tajemniczą przychylność, obu stronom gratulowali z powodu zwycięstw i pomyślnych decyzji, obu schlebiali i zachęcali do rozwoju poprawnych stosunków z republiką. Zapewne zawsze mieli jednak przeświadczenie, że to w Konstantynopolu czai się większe niebezpieczeństwo, które trzeba skutecznie uśpić. Znamienna jest na przykład sytuacja z 1565 roku, kiedy przed turecką nawałą broniła się Malta. Po upadku pierwszej z kilku fortec, San Elmo, Wenecjanie zorganizowali zabawę na ulicach miasta. Dawali w ten sposób sułtanowi świadectwo swoich dobrych zamiarów wobec Turcji.
Siege of malta 2
Zdobycie fortu San Elmo.
Europa na początku XVI wieku pozostawała więc bezsilna wobec działań państwa osmańskiego. Nie skutkował opór i antytureckie kampanie prowadzone przez część państw na czele z Hiszpanią i papieżem. Jak się niebawem okaże, nie zyskały również te kraje, które starały się uszczęśliwić sułtana i odciągnąć go od swoich granic...