Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lubelszczyzna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lubelszczyzna. Pokaż wszystkie posty

piątek, 3 marca 2017

Jak powstały wąwozy?

W Sandomierzu na niewielkim wzgórzu wznosi się piękny kościół pod wezwaniem Nawrócenia św. Pawła Apostoła. Ze względu na swoje walory architektoniczne i historyczne, świątynia ta sama w sobie mogłaby stanowić warty odwiedzenia zabytek. Na swoje nieszczęście, tuż obok niej znajduje się coś znacznie bardziej atrakcyjnego z punktu widzenia przeciętnego turysty. Któż z nas, będąc w Sandomierzu, nie odwiedziłby bowiem najpiękniejszego polskiego wąwozu, Wąwozu Królowej Jadwigi? A każda wizyta w miejscu takim, jak to, powinna skłaniać do poszukiwania odpowiedzi na pytanie - jak powstało to magiczne, zaciszne, oderwane od życia miasta miejsce?
Wąwóz Królowej Jadwigi w Sandomierzu.
Powstanie tak okazałych wąwozów wymaga istnienia specyficznego rodzaju podłoża. Skały budujące dany obszar nie mogą być pod żadnym pozorem nazbyt twarde, odporne na działanie wody. Jak na warunki polskie właściwościami takimi mogą pochwalić się występujące przede wszystkim na wschodzie kraju lessy. Skały te powstały z nanoszonych przez wiatr pyłów i są na tyle kruche i luźne, że bylibyśmy w stanie własnoręcznie odłupać sobie ich fragmenty. Nic więc dziwnego, że również i woda stanowi dla nich trudnego przeciwnika.

Za każdym razem, gdy zaczyna padać deszcz, a na obszarze lessowym występują jakiekolwiek pochyłości terenu, woda zaczyna rzeźbić skałę, po której spływa. Im bardziej obfite są opady, tym intensywniejsza jest erozja. Na samym początku tego procesu tworzą się w podłożu płytkie i wąskie rynienki. Z czasem przekształcają się one w coraz większe formy, aż osiągają rozmiary okazałego wąwozu. Im zaś wąwóz jest szerszy, tym więcej wody z okolicznych obszarów jest on w stanie zebrać i tym szybciej przebiegać będzie jego powiększanie.
Loess landscape china
Krajobraz lessowy w Chinach. W Polsce co prawda less nie objawia się w tak spektakularny
sposób, nie oznacza to jednak, że podłoży lessowych u nas nie obserwujemy ;).
Bardzo często zdarza się jednak, że ilość i intensywność opadów, a także ukształtowanie podłoża nie pozwalają na szybkie wykształcenie się wąwozów. W takich sytuacjach z pomocą wodzie przyszedł człowiek. Obszary lessowe są bowiem jednymi z najżyźniejszych na świecie. Nic więc dziwnego, że ludzie już kilkaset lat temu zagospodarowali je na swoje pola. Z każdym wyciętym drzewem, które rosło na lessach, podłoże stawało się jednak mniej wytrzymałe na działanie wody. Pozbawione gęstej roślinności leśnej, zatrzymujących wodę mchów i usztywniających korzeni, przestało opierać się kolejnym atakom wartko płynącej deszczówki.

Nie koniec jednak na tym. Wykorzystując rolniczo dany obszar człowiek popełniał na przestrzeni wielu dziesięcioleci poważny błąd. Swoją ziemię uprawiał i dzielił prostopadle do stoku. Było to bardzo nieodpowiedzialne, gdyż w ten sposób własnoręcznie tworzył niewielkie rynienki i kanaliki, którymi woda mogła spływać w dół stoku. Wprawdzie w intencji rolnika nie miały się one przerodzić w formy, które za jakiś czas uniemożliwią mu zbieranie plonów, ale nie wszystko zawsze idzie po naszej myśli, czyż nie?
Suloszowa krajobraz 4
Pola tworzone prostopadle do stoków należą do częstych widoków w polskim krajobrazie.
Dochodzimy w ten sposób do trzeciego kardynalnego błędu człowieka. A jest nim tworzenie nieutwardzonych dróg na obszarach lessowych. O ile na polach rośnie jeszcze trochę zbóż, trawy albo ziemniaków, to na tego typu drogach nie ma absolutnie nic. Można powiedzieć, że podaliśmy deszczówce na tacy idealny obszar, na którym w pełni może rozwinąć swe niszczycielskie zdolności. Efekt jest aż nazbyt dostrzegalny. Gdy następnym razem będziecie podążać drogą otoczoną z obu stron wysokimi skarpami, zwróćcie uwagę na fakt, iż to nie ten szlak został wytyczony po dnie wąwozu. To wąwóz utworzył się na linii wcześniej wytyczonego szlaku. I wyobraźcie sobie, że jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej droga, po której idziecie, znajdowała się kilka metrów nad Waszymi głowami.

Jakkolwiek człowiek znacząco wmieszał się w powstanie wąwozów, to tą jego formę działalności nie musimy uznać za jednoznacznie negatywną. Bądź co bądź, dzięki temu mamy do czynienia z naprawdę pięknymi formami rzeźby terenu, zaś same wąwozy nie niosą większych strat okolicznej przyrodzie czy mieszkańcom obszaru, na którym występują. Jedynymi, którym powstanie wąwozu może wyrządzić szkodę, są rolnicy. Ale muszą oni pamiętać, że gdyby prowadzili odpowiedzialny zarząd nad własnymi polami, wąwóz mógłby nigdy nie powstać. ;)

sobota, 30 stycznia 2016

Kozłówka: magnatom dziękujemy

Nie jest w Polsce łatwo znaleźć zamki i pałace, które zachwycają przepięknie umeblowanymi wnętrzami, pełnymi obrazów, luster, monumentalnych żyrandoli, rzeźb i figurek. Siedziby magnatów sprzed kilkuset lat w dużej mierze nie wytrzymały próby czasu. Nie udało im się przetrwać w nienaruszonym stanie szwedzkich najazdów (o tym więcej w artykule Co nam wzięli Szwedzi?), zaborów, dwóch wojen światowych, radzieckiego "wyzwolenia", wreszcie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Do tych nielicznych, w których wciąż możemy podziwiać zgrabnie wyposażone komnaty, zaliczają się rezydencje w Łańcucie i Pszczynie. I Kozłówka, chyba najpiękniejsza z całej tej dosyć okrojonej paczki.
Pałac od strony ogrodów.
Pałac od wejścia głównego.
Pałac w Kozłówce powstał w połowie XVIII wieku, by niedługo później trafić w posiadanie wielkiego rodu Zamoyskich. Siedziba położona kilkanaście kilometrów od Lublina została na przełomie XIX i XX wieku gruntownie przebudowana i nabrała obecnego kształtu. W czasie II wojny światowej właścicielką pałacu została Jadwiga Zamoyska. Wbrew logice, rezydencja przetrwała niemiecką okupację w niemalże nienaruszonym stanie. Czarne chmury pojawiły się nad nią jednak, gdy ze wschodu ruszyła ofensywa radziecka. Trudno było przypuszczać, że żołnierze Armii Czerwonej okażą się dla pałacyku miłosierni. Dlatego też Jadwiga wyruszyła w podróż do Warszawy, zabierając ze sobą tyle dzieł sztuki, ile tylko mogła. I kolejny paradoks. To, co Zamoyska zabrała ze sobą zaginęło w trakcie powstania warszawskiego, zaś wszytko to, czego nie zabrała, ocalało. Pałac w Kozłówce przetrwał przemarsz Armii Czerwonej.

Po II wojnie światowej kozłowieckie posiadłości rodziny Zamoyskich zostały przejęte przez komunistyczne władze. W 1955 roku utworzono w pałacu Centralną Składnicę Muzealną, zaś w roku 1977 otwarto tam muzeum ze stałymi ekspozycjami.
Pałac od strony powozowni.
Wejście główne do pałacu.
We wnętrzu XVIII-wiecznego pałacu na turystów czeka kilkanaście pięknie urządzonych pokoi i salonów. Podziw wzbudzać mogą już same meble, spośród których wiele w znaczący sposób odróżnia się od wszystkich innych. Wyjątkowe są chociażby dwie półkoliste, bogato zdobione kanapy z salonu czerwonego, a także fortepian pionowy z gabinetu hrabiego Zamoyskiego. Na przykładzie wielu szaf poznać można natomiast w Kozłówce techniki inkrustacji. Ta metoda zdobienia przedmiotów polega na wyżłabianiu w drewnie lub innym materiale wgłębień i wypełnianie ich elementami wyciętymi z innych materiałów.
Jadalnia. Ekspozycja z bogatą kolekcją zastawy i porcelany.
Salon czerwony z charakterystycznymi półkolistymi kanapami.
XIX-wieczne biurko w gabinecie hrabiego Konstantego Zamoyskiego.
Sypialnia hrabiny.
Zainteresowanie wzbudzają również i mniejsze elementy wystroju wnętrz w Kozłówce. Są wśród nich zgromadzone w pokoju kredensowym bogate zbiory zastawy stołowej i cale mnóstwo dzieł sztuki, rozsianych po wszystkich pokojach pałacu. Zobaczyć tu można między innymi kopię słynnego Umierającego Gala, a także trzy figurki Chińczyków wykonane z porcelany, których charakterystyczną cechą są... ruszające się główki.
Figurki Chińczyków z ruszającymi się główkami.
W pałacowej bibliotece poza kilku tysiącami starych ksiąg i woluminów czeka na turystów jeszcze jedna atrakcja - stół do karambola. Ta wywodząca się z Francji odmiana bilardu znacznie różni się od pierwowzoru. Stół pozbawiony jest łuz, a gracze używają tylko i wyłącznie trzech bil. Ich celem jest uzyskanie jak największej liczby zderzeń, czyli uderzeń jednej bili w dwie pozostałe.
Stół do karambola w pałacowej bibliotece.
Opuszczenie rezydencji Zamoyskich bez poczucia zaspokojenia na twarzy jest absolutnie niemożliwe, lecz jeśli komuś udałaby się ta ekstremalnie trudna sztuka, to na deser może jeszcze przejść się na tyły budowli, gdzie - poza pięknym ogrodem - czeka na nas pałacowa kaplica. A w niej przepiękna kopia nagrobka Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej, zachwycająca swoim realizmem.
Nagrobek Zofii z Czartoryskich Zamoyskiej.
Wszystkich odwiedzających zachęcam też gorąco by zawitać chociaż na chwilę do ogrodu różanego położonego w połowie drogi między pałacem a parkingiem. Nie jest on może zbyt wielki, lecz sesja zdjęciowa z kwiatami i zamkiem w tle z całą pewnością wypadnie wspaniale! :)
Ogródek różany.
Kozłówka to bez wątpienia jeden z najbardziej interesujących zabytków w Polsce i prawdziwa perełka ziemi lubelskiej. Czy mieliście już okazję ją odwiedzić? Czy znacie inne polskie zamki lub pałace o podobnym charakterze? :)

Zobacz też:
1.  Powiało komunizmem... Muzeum Socrealizmu w Kozłówce
2. Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu
3. Książ

sobota, 21 listopada 2015

Puławy. W cieniu wielkiego przemysłu

Puławy to miasteczko nie takie małe, bo liczące prawie 50 tysięcy mieszkańców. Gdy słyszymy tą nazwę na myśl przychodzą nam jednak przede wszystkim Zakłady Azotowe Puławy. Szczególnie, jeśli mieszkamy na drugim końcu Polski. W zasadzie trudno się temu dziwić. Wszakże Puławy istnieją w dużej mierze dzięki przemysłowi. Z drugiej strony, jest to miejsce o znacznie bogatszej historii i kulturze. Zarówno w miejscowości, jak i w pobliżu zlokalizowanych jest wiele interesujących atrakcji turystycznych.
Pulawy-poland-john-paul-2-monument
Puławy. Pomnik Jana Pawła II.
Zanim przejdziemy do dzisiejszego obrazu Puław, zaproponuję Wam pewną ciekawostkę. Czy zastanawialiście się kiedyś skąd taka oryginalna nazwa, jak Puławy? Na przestrzeni wieków powstało - rzecz jasna - wiele koncepcji, które odpowiedzieć miały na to pytanie. Specjaliści szybciutko powiązali słowo "Puławy" z całym mnóstwem wyrażeń funkcjonujących w starej polszczyźnie. Na przykład "pulwy" to lasy rosnące nad Wisłą (bardziej fachowa nazwa to łęgi), "pławy" to przeprawa przez rzekę, "pława" to mielizna, a "pławia" - prąd rzeczny. Trudno się w tym połapać, prawda? Z ratunkiem przychodzi nam jednak fenomenalna kultura ludowa, która daje znacznie bardziej przystępne i prostsze wyjaśnienie nazwy. Otóż zgodnie z pewną legendą, w okolice, w których dziś znajdują się Puławy, przybyć miał nie kto inny, jak Zawisza Czarny. Postanowił się tam zatrzymać na odpoczynek, wszedł do karczmy, usiadł na ławie... a ta się pod nim urwała! Zaskoczony wykrzyknął więc: "A niech to będzie pół ławy!". I mamy Puławy. ;)

Nie sposób przy okazji nie wspomnieć również o tych okrytych wielką sławą Zakładach Azotowych Puławy. Ten wielki ośrodek przemysłowy powstał w latach 60. Wtedy też rozpoczęto gruntowną rozbudowę mikroskopijnego wręcz miasteczka, która powiązana była z wyburzaniem starych budynków i wznoszeniem na ich miejscu nowych, PRL-owskich bloków. W zakładach produkuje się nawozy azotowe. Jeśli przyjrzymy się mapie Polski, to fabryk o podobnym profilu znajdziemy jeszcze kilka, z których największe zlokalizowane są w Policach koło Szczecina i Kędzierzynie-Koźlu. Miasta te mają zaskakująco zbliżony do Puław charakter. Czemuż się jednak dziwić, skoro wszystkie są dziełem Polski Ludowej?
Zakłady Azotowe "PUŁAWY" S.A.
Zakłady Azotowe Puławy.
Pora już nam przejść to rzeczy znacznie bardziej interesujących dla potencjalnych turystów. Aby to uczynić, przenieść się musimy do ścisłego centrum Puław. Znajduje się tam miejsce, które zupełnie nie pasuje do przemysłowego charakteru miasta, jedna z nielicznych pozostałości po czasach dawno minionych. A mianowicie, Pałac rodu Czartoryskich wraz z rozległym parkiem krajobrazowym. Okazałą budowlę wzniesiono w XVII wieku, a po kilku remontach przybrała ona dzisiejszy, klasycystyczny wygląd. Pałac ma kształt podkowy, a pomiędzy jego skrzydłami zorganizowano piękny placyk ze stawkiem i fontanną. Podczas spaceru wokół niego przyjrzeć się można dokładnie okazałej elewacji dawnej magnackiej rezydencji.
Pałac Czartoryskich.
Pałac Czartoryskich w trakcie burzy.
Tych, którzy spodziewają się długiego zwiedzania zamkowych komnat i wystawnych salonów, muszę jednak zawieść. Zamek nie jest w zasadzie udostępniony do zwiedzania, gdyż znaczną jego część zajmują takie specyficzne instytucje, jak... Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa. Turyści mogą odwiedzić zaledwie jedno pomieszczenie, w którym stworzono niewielką wprawdzie, ale całkiem interesującą wystawę. Dowiemy się na przykład przy okazji jej podziwiania co nieco na temat działalności artystycznej Izabeli Czartoryskiej. Księżna ta pod koniec XVIII wieku założyła w tym miejscu całkiem sprawnie funkcjonujący ośrodek sentymentalizmu, nurtu literackiego opozycyjnego względem klasycyzmu. Na dworze Czartoryskiej tworzyły wówczas takie znakomitości, jak Julian Ursyn Niemcewicz, Jan Piotr Norblin oraz Franciszek Dionizy Kniaźnin.

Z postacią księżnej Izabeli związane jest także powstanie parku krajobrazowego w pobliżu zamku. Dawniej był tam park w stylu francuskim, lecz Czartoryska przekształciła go w stylowy park angielski z dużą ilością rozmaitych budyneczków, pomników i innych monumentów. Do najbardziej znanych i najpiękniejszych należy Świątynia Sybilli uchodząca za pierwsze polskie muzeum narodowe. Budowla w kształcie rotundy wznosi się nad wysoką skarpą i jest otoczona przez kolumny mające postać zbliżoną do tych starogreckich. Zainteresowanie wzbudza również znajdujący się kilkanaście metrów dalej Dom Gotycki z czerwonej cegły. Zarówno do jednej, jak i drugiej budowli nie mamy wprawdzie wstępu, lecz i tak warto stanąć w ich cieniu i przyjrzeć się znakomitym detalom architektonicznym.
Dom Gotycki i Świątynia Sybilli (w tle).
Świątynia Sybilli od dołu skarpy.
Świątynia Sybilli podczas zmierzchu.
Wieża ciśnień w puławskim parku.
Nie jest to jednak wszystko. Warto przejść na przeciwległą stronę parku. W dół, w kierunku jeziora, schodzi tam interesująca konstrukcja zwana Pasażem Angielskim. Trudno tak do końca rozstrzygnąć, czym to jest, niemniej spacer pod ceglanymi łukami potrafi sprawić przyjemność. Wspomnieć jednak należy, iż obiekt traci sporo ze swego uroku ze względu na szczególne umiłowanie miłośników trunków mocniejszych do oddawania się swojej ulubionej rozrywce właśnie w tym miejscu, o czym świadczy wiele leżących na ziemi, rozbitych, szklanych butelek.
Schody Angielskie w Puławach
Pasaż Angielski.
Park stanowi również świetne miejsce na obserwację przyrody. Oczywiście pod warunkiem, że nie trafimy akurat na moment, w którym każdy, nawet najmniejszy postój, będzie się wiązał z przekazaniem odrobiny krwi setkom maleńkich komarów. Bliskość Wisły i szeroko pojętych terenów podmokłych robi niestety swoje... Gdy jednak komary nie przeszkadzają, z całą pewnością uda nam się przyjrzeć z bliska jakiemuś pięknemu reprezentantowi ptactwa. A gdy i to zakończy się niepowodzeniem, zawsze przejść się możemy w bezpośrednie pobliże zamku, gdzie czekać już na nas będą pawie, prawdziwa ozdoba puławskiego kompleksu.
Przyroda w dolnej części parku, u stóp Świątyni Sybilli.
Paw w pobliżu zamku.
Paw w pobliżu zamku.
Gdy już uznamy, że mamy dość sentymentalizmu, angielskich ogrodów i XVIII wieku, przejść się możemy nad Wisłę, gdzie zlokalizowano atrakcję znacznie bardziej funkcjonalną i o jakieś kilkaset lat młodszą od pałacu Czartoryskich. Mowa o stalowym moście im. Ignacego Mościckiego z 1934 roku. Składa się on z siedmiu przęseł, a przejażdżka nim dostarcza wrażeń zgoła wyjątkowych.
Most im. Ignacego Mościckiego.
Pora już pożegnać się z Puławami. Jest to miejsce może i niezbyt przez Polaków poznane, lecz warte odwiedzenia. Jeśli jeszcze tam nie byliście, serdecznie polecam Wam wycieczkę w tą okolicę. :)

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Powiało komunizmem...

Pałac w Kozłówce to bez wątpienia jeden z najpiękniejszych obiektów w Polsce, zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz. Dziś jednak przyjrzymy się innej atrakcji, umieszczonej w bezpośrednim pobliżu zamku. A mianowicie, Galerii Sztuki Socrealizmu. Placówka ta zabiera turystów w nie tak bardzo zamierzchłą przeszłość, bo o kilkadziesiąt lat wstecz. Prezentuje nam sztukę doby komunizmu, jak również wszystko to, co oddaje tamtą epokę.
Zbiory w pobliżu wejścia do muzeum.
Zacznijmy od dosyć podstawowego pytania. Co w Kozłówce robi muzeum poświęcone socrealizmowi? Trudno się tutaj przecież doszukiwać jakichś powiązań z komunizmem, jego przywódcami i ideologią. Owszem, miejsce to ma bogatą historię, lecz nie zaczyna się ona w XX wieku! No więc? Otóż pałac w Kozłówce był w latach 1955-1977 Centralną Składnicą Muzealną Ministerstwa Kultury i Sztuki. Innymi słowy, zwożono tu tysiące różnych eksponatów, które w przyszłości zamierzano wykorzystać na wszelkiego rodzaju wystawach. Oczywiście nie brakowało wśród nich dzieł twórców socrealistycznych. I właśnie dlatego w 1994 r. utworzono w tym miejscu Galerię Sztuki Socrealizmu.

Galeria jest niewielka - składa się z jednego sporego pomieszczenia. Urządzono ją jednak w nowoczesnym stylu, a eksponaty umieszczono w dużym zagęszczeniu. Na wystawie mamy podobno okazję oglądać przeszło 300 dzieł, a w magazynku na powrót do łask oczekuje kolejnych 2 tysiące. Wybaczcie, nie chciało mi się liczyć...

Zaraz po wejściu do muzeum mamy okazję poczuć się jak prawdziwi obywatele PRL. Z głośników leci radziecka muzyka, ściany są obwieszone komunistycznymi obrazami. Z każdej strony spogląda na nas jakiś Stalin, Lenin albo Bierut. Na płótnach marsze pierwszomajowe, spotkania najważniejszych oficjeli doby Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, zwykli robotnicy w niezwykłych sytuacjach. W centrum ekspozycji, na honorowym miejscu, odnajdziemy natomiast wielkie popiersia Jossifa Wissarionowicza Dżugaszwilego oraz Władimira Iljicza Uljanowa. Kto to jest? Oczywiście Stalin i Lenin, tylko pod swoimi prawdziwymi nazwiskami.
Popiersia Stalina i Lenina w centrum wystawy.
Na przeciwko wielkich przywódców kolumna z plakatami. Czegóż tam nie można przeczytać! Szczególną uwagę zwraca afisz, z którego dowiemy się, iż Feliks Dzierżyński był wielkim bohaterem Polaków i bojownikiem o sprawę narodową. Warto przy tej okazji przybliżyć nieco historię tego "wspaniałego rodaka". Dzierżyński początkowo był jednym z głównych działaczy polskiej socjaldemokracji. Później uczestniczył w rewolucji październikowej w Rosji, stał się wysoko postawionym oficjelem bolszewików, a podczas wojny polsko-bolszewickiej wszedł w skład Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski, czyli organu wspierającego władzę komunistów w projektowanej przez Rosjan Polsce.

W oczy rzuca się także zespół rzeźb w najdalszym zakątku galerii. Prezentują one ciężko pracujących robotników, spracowanych, lecz dumnych ze swojego poświęcenia dla ojczyzny. Typowe dla sztuki socrealistycznej. Interesująca jest także notka na ścianie ponad nimi. Oto dwóch robotników miało w ciągu 8 godzin ułożyć kilkadziesiąt tysięcy cegieł, wyrabiając kilkaset procent normy. Nie pamiętam dokładnej liczby wyłożonych cegieł, lecz po dokładnym przeliczeniu okazywało się, iż każdy z nich musiałby wykładać jedną cegłę w czasie krótszym niż 2 sekundy...
Robotnicy w galerii. Wybaczcie za jakość - to zdjęcie zostało wykonane za pomocą telefonu komórkowego.

Nieopodal znajdziemy także całą kolekcję rzeźb "Matek Polek". Niektóre stoją, inne klęczą, jeszcze inne podnoszą do góry ręce w geście tryumfu i gotowości do walki. Zdarzają się również i takie, których autorzy pozbawili ubrań. Wykonano je z przeróżnych materiałów i za pomocą rożnych technik.
Matki Polki. Widzimy tu też drzwi prowadzące do magazynu, a za nimi potwierdzenie bogactwa zbiorów muzeum.
Nie żegnamy się w Kozłówce z komunizmem nawet po wyjściu z muzeum. Za budynkiem muzeum, w małym parku, znajdziemy jeszcze kilka pomników ikon komunizmu. Największa mierzy zapewne z kilkanaście metrów i przedstawia Bolesława Bieruta. Wśród innych doszukać się możemy między innymi Lenina i Marchlewskiego.
Lenin w parku za muzeum.
Galeria Sztuki Socrealizmu w Kozłówce to miejsce interesujące, szczególnie dla pokolenia, które nie miało okazji żyć w dobie komunizmu i PRL. Eksponaty wywołują u takiego odbiorcy niekiedy śmiech, niekiedy zaskoczenie, a niekiedy przygnębienie. I ta trzecia postawa chyba jest najodpowiedniejsza w tym miejscu...

sobota, 30 maja 2015

Dwa oblicza Kazimierza Dolnego

Kazimierz Dolny nad Wisłą jest uważany za jedną z najchętniej odwiedzanych przez turystów atrakcji w Polsce. Wielu podkreśla jego piękno, niezwykłe usytuowanie oraz bliskość natury. Rzeczywiście, to lubelskie miasto ma w sobie pewien urok. Urok ten nie ujawnia się jednak - przynajmniej według mnie - przez cały pobyt w nadwiślańskim miasteczku.

Głównym plusem Kazimierza są wzgórza go otaczające. Można ich wymienić kilka, a z każdego rozciąga się niezapomniany widok na rynek, kamienice, Wisłę i wszystko to, co ją otacza. Zacznijmy od Wzgórza Trzech Krzyży, jako tego najbardziej rozpoznawalnego. Jak sama nazwa wskazuje, na jego szczycie znajdziemy trzy krzyże, postawione tam na początku XVIII wieku w celu upamiętnienia ofiar zarazy. Na wzgórze wiedzie stromy, lecz naprawdę krótki szlak, rozpoczynający się w okolicach rynku.
Kazimierz Dolny ze Wzgórza Trzech Krzyży.
Wzgórze Trzech Krzyży.
Drugie ze wzgórz, położone nieco na północ od trzech krzyży, jest w znacznej mierze zagospodarowane. Pod nazwą "zagospodarowane" mam jednak na myśli tą bardzo przyjemną dla turystów formę zagospodarowania, a mianowicie - ruiny zamku z wysuniętą nieco dalej basztą. Ruiny, które doskonale komponują się z otoczeniem, płynącą poniżej Wisłą i widocznymi po jej drugiej stronie łąkami oraz lasami.
Ruiny zamku w Kazimierzu.
I wreszcie trzecie ze wzgórz, znajdujące się po drugiej stronie rynku, z klasztorem oo. Reformatów i Kościołem Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie na szczycie. Do celu wiodą tym razem piękne, obudowane schody z XVIII wieku. I tym razem mamy okazję przyjrzeć się rynkowi Kazimierza oraz Wiśle, choć już z innej perspektywy.
Kazimierz Dolny od strony wzgórza klasztoru Reformatorów.
Będąc w Kazimierzu warto również zwiedzić bogato wyposażony kościół pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja. Świątynia ta została wzniesiona w XVI wieku w stylu renesansowym i od wewnątrz prezentuje się równie pięknie, co z zewnątrz.
Kościół św. Jana Chrzciciela i św. Bartłomieja od strony rynku.
Nie powala mnie natomiast rynek Kazimierza. Owszem, ma niespotykany nigdzie indziej, unikalny charakter. Z tym że jego styl nie jest zbyt jednoznaczny. Ze starymi, sfatygowanymi kamienicami przeplatają się zupełnie nowe budynki, restauracje, kawiarnie itd. Nie jest to oczywiście afront w stosunku do przejawów przedsiębiorczości mieszkańców miasteczka - powstanie punktów gastronomicznych w takim miejscu, jak rynek Kazimierza Dolnego, to naturalna kolej rzeczy. Niemniej, po tak wielu zasłyszanych opiniach o wspaniałości owego rynku, poczułem pewien niedosyt.
Rynek w Kazimierzu - strona wschodnia.
Rynek w Kazimierzu.
Aby nie kończyć w tak nieprzyjemny sposób, wspomnę jeszcze o Muzeum Przyrodniczym w Kazimierzu. Muzeum, które okazało się obiektem interesującym i potrafiącym wzbudzić uznanie. W kilku salach prezentowane są tu niestandardowe wystawy, poruszające takie tematy jak gatunki drzew czy życie w wodach Wisły. A wszystko to w pasującej do ekspozycji scenografii.
Kazimierz Dolny Muzeum Przyrodnicze P815 2009-09-04
Muzeum Przyrodnicze.