Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skały. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skały. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 sierpnia 2015

Dolina Kobylańska pod Krakowem

Wielkie atrakcje Krakowa są u nas dość rozpoznawalne. Któż nie słyszałby bowiem o Wawelu, Kościele Mariackim, Sukiennicach, Kopcu Kościuszki, kopalni soli w Wieliczce, czy wreszcie Jaskini Łokietka i Ojcowskim Parku Narodowym? Zdziwienie budzi jednak fakt, że w pobliżu tych słynnych miejsc znajduje się jeszcze jedno, równie urocze i równie wartościowe, co pozostałe, niezbyt znane jednak nawet na arenie polskiej. Mowa o Parku Krajobrazowym Dolinki Krakowskie, który przyciąga co roku pokaźne liczby miłośników górskich wspinaczek i łaknących odpoczynku od zgiełku miasta mieszkańców Krakowa. Poza tym jednak nie zjawia się tu zbyt wielu turystów. Na szczęście.
Dolina Kobylańska.
By dostać się w najprostszy możliwy sposób do Doliny Kobylańskiej należy udać się (niespodzianka!) do miejscowości Kobylany. Warto przy tym zabezpieczyć się w mapę lub dobrą nawigację, gdyż po zjechaniu z drogi krajowej numer 94 czeka nas jeszcze kilkunastokilometrowy, kręty szlak z licznymi zakrętami, a znaki informacyjne tym razem niezbyt nam pomogą. Warto również zaznaczyć, że w samej miejscowości nie wystarano się jeszcze o przyzwoity parking, co również utrudnia życie turystom.

W tym miejscu nie można się jednak zrażać brakami w infrastrukturze turystycznej i z optymizmem wyruszyć na północ, gdzie po kilkunastu minutach spacerku od centrum Kobylan ukażą nam się pierwsze skałki. Na początkowym etapie są one o tyle interesujące, że komponują się w dość ciekawy sposób z lokalną zabudową, nierzadko stanowiąc ogrodzenia niektórych gospodarstw.
Skały u wejścia do Doliny.
Już niebawem po przeprawieniu się przez niewielki strumyk znajdziemy się w zasadniczej części doliny. Z obu stron wyrastają tutaj wysokie skały, na które z całą pewnością wspinać się będą akurat jacyś wspinacze. Warto przespacerować się żółtym szlakiem wiodącym w kierunku Będkowic aż do momentu, gdy ostatnie skały znikną nam z oczu, a nawet dalej, gdyż prędzej czy później i tak pojawią się kolejne.
Jeden z odleglejszych fragmentów doliny.
Jedna z najwyższych skał otaczających dolinę.
Dolina Kobylańska z wyższego pułapu.
Na jednym z wyższych okazów zlokalizowany jest jeszcze jeden punkt, który z całą pewnością należałoby zobaczyć. W skale wykuta jest tam niewielka kapliczka poświęcona Matce Boskiej, ufundowana w 1914 roku. Jako że znajduje się ona na wysokości kilkudziesięciu metrów powyżej dna doliny, prowadzą do niej wysokie, dość strome schody. Z góry roztacza się wspaniały widok na całą dolinę, który - jeśli tylko trafimy na odpowiedni moment - zostanie urozmaicony przez kwitnące bzy.
Schody prowadzące do kaplicy od dołu...
... i od góry.
Dolina Kobylańska z okolic kaplicy.
Dolina Kobylańska - podobnie jak inne dolinki w okolicy - jest także doskonałym miejscem do obserwacji przyrody. Nietrudno wypatrzyć tu różnego rodzaju motyle i inne owady, a jeśli będziemy mieć odrobinę szczęścia, cierpliwości i uporu z całą pewnością uda nam się zrobić zdjęcie jakiejś żabie lub ptakowi.
Motyl w Dolinie Kobylańskiej.
I jeszcze jeden przedstawiciel miejscowej fauny.
Wizyta w Dolinie Kobylańskiej jest z całą pewnością dobrze spędzonym czasem. W przeciwieństwie do dawno już "zdeptanej" przez turystów Dolinie Prądnika w Ojcowie, tutaj rzeczywiście można poczuć inny klimat, odległy od tak - bądź co bądź - bliskiej aglomeracji Krakowa.

sobota, 27 czerwca 2015

Na Skałę Rudolfa

Tym razem udamy się do regionu zwanego Czeską Szwajcarią. Podobieństwo do tytułu Saska Szwajcaria jest nieprzypadkowe. Obie krainy leżą bowiem w bezpośrednim pobliżu, przy czym pierwsza znajduje się w obrębie Czech, a druga - Niemiec. Jedną z największych perełek tego właśnie obszaru jest - moim zdaniem - ciąg trzech punktów widokowych, usytuowanych przy czerwonym szlaku z Jetrichovic do Vysokiej Lipy. Są to - kolejno - Marina Skala, Vileminina Stena oraz Rudolfuv Kamen.

Trasa rozpoczyna się - jak już wcześniej wspomniałem - w miejscowości Jetrichovice, około 15 kilometrów na wschód od Hrenska, największego miasta regionu. Początkowo wędrujemy bardzo przyjemną, szeroką, polną ścieżką. Jak na razie nie musimy się przemęczać - nachylenie szlaku z całą pewnością nie przekracza jeszcze 1%. Przed nami zobaczyć już można piękne, lecz zarazem męczące perspektywy. Kierujemy się bowiem w kierunku strzelistej góry. A z drzew na jej szczycie wyłania się wysoka skała z drewnianą konstrukcją na szczycie, czyli Marina Skala. Nieco po lewej widać też inne skały należące do tego zbiorowiska. Te są jednak znacznie mniej reprezentatywne.
Po prawej Marina Skala, po lewej Vileminina Vyhlidka. Widok z Jetrichovic.
Niebawem rozpoczynamy ciężką wspinaczkę pod górę. Wspinaczka ta odbywa się na obszarze jednego przejrzystego, słabo zalesionego zbocza. Oznacza to więc, iż jeszcze zanim rozpoczniemy podejście, widzimy już pierwszy cel naszej wędrówki. Z drugiej jednak strony, gdy znajdziemy się na samej górze będziemy mogli zobaczyć wszystko to, co przeszliśmy dotychczas. Nie polecam w takim razie tego szlaku dla turystów z lękiem wysokości.
Podejście na Mariną Skalę.
Po dojściu na szczyt można zboczyć na chwilkę ze szlaku, by wspiąć się na Mariną Skalę. Wiodą do niej schodki i drabinki - po części wstawione, a po części wykute w skale. Po pokonaniu ostatniego stopnia ujrzymy czekającą już na nas drewnianą altanę. Trzeba się trochę zastanowić zanim uzyska się odpowiedź na drobne pytanie. Jak na tym maleńkim czubku udało się w ogóle cokolwiek postawić? Dokonał tego książę Ferdynand Bonawentura Kinsky w 1856 roku. A właściwie dokonali tego ci wszyscy, którym arystokrata to zlecił. Altana nie uchroniła się przed pożarami. Po raz ostatni spłonęła w 2005 r. Czesi rzecz jasna natychmiast ją odbudowali.
Schody na Mariną Skalę.
Z Marinej Skaly rozciąga się wspaniały widok na Czeską Szwajcarię i fragmenty Szwajcarii Saskiej. Jeśli rzucimy okiem na północ, zobaczymy dwa kolejne cele naszej wędrówki. A jeśli rzucimy okiem na południowy zachód, nasze oczy natrafią na tej wędrówki początek, czyli Jetrichovice. Jedyne, czego nie zobaczymy, to szlak, którym tu dotarliśmy...
Widok z Marinej Skaly. Na pierwszym planie Vyleminina Stena. W tle Rudolfov Kamen.
Teraz wędrujemy dalej szlakiem czerwonym. Tym razem będzie on już w miarę płaski, niekiedy opadając ostro w dół, a niekiedy wzbijając się ostro w górę. Najciekawszym elementem na tym etapie będą coraz częściej pojawiające się monumentalne skały, a także głębokie przepaście. Musimy szczególnie uważać, gdyż szlak robi się momentami bardzo wąski, a zabezpieczenia w tej okolicy są niestety liche. Bardzo liche.
Rozwidlenie w kierunku Vilemininej Steny.
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do kolejnego rozwidlenia. Jeśli skręcimy nieco w lewo będziemy mieli okazję podziwiać ten sam krajobraz, co na Marinej Skale, choć z nieco innej perspektywy. Znajdziemy się bowiem na Vilemininej Stenie. Ten punkt widokowy różni się znacząco od poprzedniego. Nie musimy się na niego wspinać. W zasadzie schodzimy nawet nieco w dół. W pewnym momencie wyłaniamy się po prostu z lasu i odnajdujemy się na otwartej przestrzeni. Całkiem sporej. Ogrodzonej nawet barierkami! Plus dla Czechów...
Widok z Vilemininej Steny.
Wracamy teraz do rozwidlenia, a następnie kontynuujemy naszą wędrówkę na północ. Szlak wydaje się teraz wariować. Nie dość, że jest jeszcze węższy, niż poprzednio, to wiedzie niemalże bez przerwy to w górę, to w dół. Po kilkudziesięciu minutach takich wzlotów i upadków sytuacja wreszcie się stabilizuje. Wiąże się to jednak ze stopniowym zanikiem pięknych skał i dominacją lasu w krajobrazie. Czeka nas więcej całkiem długa, monotonna wędrówka po leśnych ścieżkach. W międzyczasie będziemy mieli okazję skręcić na szlak żółty, który jednak w krótszej perspektywie nie zaprowadzi nas nigdzie indziej, tylko do jeszcze gęstszego lasu.
Szlak niebawem po opuszczeniu Vilemininej Steny.
Widoki rozciągające się ze szlaku.
Krajobraz leśny na etapie późniejszym.
Wreszcie jednak ta monotonia zostanie nam wynagrodzona. Docieramy bowiem do ostatniego z trzech punktów widokowych - Rudolfovego Kamena. Widać go już z daleka - i rzeczywiście wygląda jak powiększony sto razy kamień! Oczywiście można wejść na sam jego szczyt. Pomogą nam w tym łańcuchy, prymitywne drabinki i haki. Na szlaku, jak i na wierzchołku skały brakuje jednak zabezpieczeń. Przybywa tam całe mnóstwo rodzin z małymi dziećmi, a na górze nie ma ani jednej barierki. Nie jest więc nazbyt bezpiecznie. Widoki jednak są piękne. Oczywiście dostrzeżemy stąd Mariną Skalę, wyraźnie wyróżniającą się na tle krajobrazu.
Rudolfov Kamen.
Widok z Rudolfovego Kamena.
Droga powrotna wiedzie najpierw czerwonym szlakiem w kierunku Vysokiej Lipy, a następnie zielonym do Jetrichovic. Szlak staje się szeroki i łagodnie opada w kierunku górskiej doliny. Towarzyszyć nam dalej będzie Marina Skala, a przy dobrej porze roku i pogodzie może uda nam się nazbierać trochę jagód.
Skały pojawiające się na szlaku do Jetrichovic.
I jeszcze raz Marina Skala od dołu.