Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielka Brytania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielka Brytania. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 czerwca 2016

Kto wygra Euro 2016?

Fantastyczna wiadomość dla wszystkich wielkich fanów futbolu. Nadszedł wreszcie ten dzień. Rozpoczynają się mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Nie muszę chyba nikomu przypominać, iż odbędą się one we Francji, a udział w nich weźmie rekordowa liczba 24 reprezentacji narodowych. I jak co cztery lata wszyscy zadają sobie bardzo istotne pytanie. Kto zostanie kolejnym mistrzem Starego Kontynentu? Oczywiście nawet największy znawca piłki nożnej nie jest w stanie tak od razu wskazać zwycięzcy. Ale kandydatów do zwycięstwa zawsze można kilku znaleźć. Przyjrzyjmy się im! :)

UEFA Euro 2016 logo
Logo mistrzostw.
Faworyt Buckmacherów
Niezwykłe wręcz przekonanie buckmacherów o nieuniknionym zwycięstwie Francji jest dla mnie co najmniej zaskakujące. I nie mówimy tu o jednym gościu, który stwierdził, że uznaje trójkolorowych za faworytów. Mówimy o 26 najbardziej renomowanych firmach buckmacherskich, które zgodnym głosem przyznają  puchar Francji. Podczas ostatnich dwóch imprez mistrzowskich (Euro 2012 i MŚ 2014) drużyna trenowana przez Didiera Deschampsa przegrała mecze ćwierćfinałowe, lecz podkreślić trzeba, iż w obu przypadkach z przyszłym tryumfatorem rozgrywek - odpowiednio: Hiszpanią i Niemcami.

Od 2014 roku Francuzi nie rozegrali żadnego meczu o stawkę, więc tak do końca nie wiemy czego się po nich spodziewać. Tym bardziej, że mecze towarzyskie grali w kratkę. Były wśród nich wspaniałe zwycięstwa nad Niemcami (2-0), Rosją (4-2), czy Hiszpanią (1-0), ale były też klęski z Anglią (0-2), Belgią (3-4), Holandią (2-3) i... Albanią (1-0). O tym, jaki obraz zaprezentują nam gospodarze tegorocznego turnieju, dowiemy się już dziś o 21:00. Trójkolorowi rozegrają wówczas mecz otwarcia z Rumunią. ;)
5 juin 2009, stade Gerland à Lyon. France - Turquie (1-0)
Mecz reprezentacji Francji w 2009 roku.
Świeży Tryumfator
Niemcy w ostatnich latach praktycznie nie schodzą z podium. Od 2002 roku na wszystkich imprezach mistrzowskich (a więc mistrzostwach świata i Europy) tylko raz odpadli przed półfinałem. I było to w 2004 roku. Do 2014 roku mimo licznych drugich i trzecich miejsc nie mogli się jednak dostać na sam szczyt. I wreszcie im się udało. I choć ostatnimi czasy reprezentacja Niemiec nie prezentowała najwyższej formy, status mistrza świata gwarantuje im pozostanie jednym z faworytów tegorocznych mistrzostw Europy. I nie ma tu żadnego znaczenia fakt, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy kadra Joachima Löwa przegrywała z Polską, Stanami Zjednoczonymi, Anglią, czy wreszcie Słowacją. Mistrzostwa Europy to zupełnie inna bajka.
Award ceremony of the World Cup in Brazil 02
Drużyna Niemiec odbiera puchar mistrzostw świata 2014 roku.
Niedawny Dominator
Reprezentacja Hiszpanii, kierowana przez Vincente del Bosque, była w latach 2008-2012 prawdziwym zjawiskiem. Zwyciężała wszystko, co tylko się dało. Ale to już przeminęło. W najbardziej niespodziewanym momencie zdarzyła się wielka klapa. Mowa oczywiście o spektakularnej klęsce podczas Mundialu sprzed dwóch lat. Wysokie przegrane z Holandią (1-5) i Chile (0-2) sprawiły, że Hiszpania pożegnała się z turniejem już po fazie grupowej.

Nie powinniśmy jednak na samym wstępie eliminować Hiszpanii z walki o kolejny tryumf w mistrzostwach Starego Kontynentu. Powinniśmy raczej potraktować wydarzenia z roku 2014 jako zwykły wypadek przy pracy. Tym bardziej, że podczas kwalifikacji do tegorocznego czempionatu Hiszpania wygrała 9 z 10 meczy, przegrywając tylko raz ze Słowacją (2-1). Warto też zauważyć, że w tym czasie rywale trafili do ich bramki ledwie 3 gole. Czyżby wielkie odrodzenie? ;)
Spain national football team Euro 2012 trophy 02
Hiszpanie cieszący się ze zwycięstwa w 2012 roku.
Zwycięzca Sprzed Lat
Jeżeli Hiszpania radziła sobie w kwalifikacjach doskonale, to Anglia wspięła się na szczyty piłkarskich możliwości. Podobnie jak reprezentacja Hiszpanii dała sobie strzelić tylko trzy gole, ale w przeciwieństwie do niej wygrała wszystkie mecze. Co do jednego. Nie dziwi więc fakt, że znalazła się wśród faworytów do zwycięstwa, którego na imprezie mistrzowskiej nie dostąpiła od Mundialu w 1966 roku. Trzeba jednak przyznać, że w meczach towarzyskich radziła sobie nieco gorzej. Przegrała między innymi z Holandią (1-2) i Hiszpanią (0-2), a także zremisowała 1-1 z Włochami. Jak to będzie na mistrzostwach - przekonamy się już wkrótce.
Post L2 Play-Off Final
Stadion Wembley, główna arena zmagań reprezentacji Anglii.
Czarny Koń
Belgia ma w kolorze flagi czerń. Pasuje to do statusu czarnego konia, który zwykło się przyznawać reprezentacji tego kraju przed tegorocznymi mistrzostwami. Wpływ na to ma zapewne świetny wynik podczas mistrzostw świata z 2014 roku, kiedy doszła do ćwierćfinału jako jedna z czterech europejskich drużyn. Trzeba jednak przyznać, że z Europejczykami Belgowie sobie zbyt dużo wówczas nie pograli. Stoczyli wówczas bowiem mecze z Rosją, Algierią, Koreą Południową, Stanami Zjednoczonymi i Argentyną. Ponadto, Belgowie nie radzili sobie zbyt dobrze podczas kwalifikacji do tegorocznych mistrzostw.
Belgium vs Korea Republic - Group H - 2014 FIFA World Cup Brazil
Mecz Belgia - Korea Południowa podczas Mundialu 2014.
Wielka Niespodzianka
Poznaliśmy jak na razie sylwetki pięciu faworytów. Ale nie można zapominać, że w mistrzostwach grają 24 drużyny. I każda ma mniejsze lub większe szanse na zwycięstwo. Tak było chociażby w 2004 roku, kiedy reprezentacja Grecji w dość niecodziennym stylu sięgnęła po końcowy tryumf. Grecy ledwo co wyszli wówczas z fazy grupowej, zdobywając w niej ledwie 4 punkty. Później strzelili jeszcze trzy gole, po jednym w każdym z meczów fazy pucharowej i w ten sposób zapewnili sobie zwycięstwo. Kto wie, czy w podobny sposób nie tryumfują w tym roku Chorwacja, Węgry, Irlandia albo Albania? A może zaskakującą siłę zaprezentuje któryś ze "średniaków" - Ukraina, Szwajcaria, Austria, Polska, Szwecja albo Turcja? No bo kto im zabroni? :D
Both teams on the pitch POL-GRE 8-6-2012
Mecz Polski z Grecją podczas Euro 2012. Grecja w tym roku nie ma już szans na zdobycie tytułu, a Polska...
Pytanie w tytule brzmiało: "Kto wygra Euro 2016?". Jak łatwo zauważyć, po przeczytaniu tego artykułu nie znaleźliście odpowiedzi innej niż: "Jedna z 24 drużyn uczestniczących." Ale to chyba dobrze. Dzięki temu emocje będą większe ;). A kogo Wy typujecie do końcowej wygranej? Kto Waszym zdaniem zasłużył na wielki tryumf? :D

Zobacz też:
1.  Krótka historia polskich piłkarzy w europejskim czempionacie
2. Poznajcie nowe dyscypliny olimpijskie

3. 7 bardzo dziwnych gier zespołowych

czwartek, 31 grudnia 2015

Jak zostać królem?

Spośród 194 państw świata około 50 jest obecnie monarchiami. Zdecydowana większość spośród pozostałych była monarchiami niegdyś. Królowie, cesarze, książęta, carowie, sułtani obejmowali władzę, sprawowali ją i przekazywali ją swoim potomkom przez setki, a nawet tysiące lat. Trudno byłoby zliczyć ilu monarchów zasiadło tylko i wyłącznie na europejskich tronach na przestrzeni ostatnich kilku wieków. Jak zapewne wszyscy dobrze wiemy, władcą nie jest i nie było jednak zostać łatwo. I nie było również łatwo tej władzy usankcjonować. Nasi przodkowie wymyślili cały szereg sposobów na to, jak wyłonić monarchę spośród tłumów poddanych. Rzućmy okiem na kilka z nich.
Isabelle catile crown
Korona Izabelli Kastylijskiej i miecz Ferdynanda Aragońskiego w Grenadzie.
Z ojca na syna
Zasada dziedziczności tronu jest najprostszym możliwym rozwiązaniem przedstawionego wyżej problemu. Była wykorzystywana już wiele tysiącleci temu - mamy z nią do czynienia chociażby w przypadku cywilizacji starożytnego Egiptu i faraonów. Szczyt rozwoju tej metody nastąpił w średniowieczu. W momencie kształtowania się państw europejskich w II połowie I tysiąclecia naszej ery dominującą rolę w każdej społeczności odgrywać zaczęła jednostka wyjątkowa, która po ugruntowaniu swojej władzy dawała początek całej dynastii. W początkach polskiej państwowości rodem tym okazali się Piastowie, na Rusi Kijowskiej byli to Rurykowicze, a w Państwie Franków Merowingowie, zastąpieni później przez Karolingów. Ze względu na upowszechnienie się wówczas modelu monarchii patrymonialnej całe państwo było traktowane jako własność króla, a więc spadek po nim przypadał w naturalny sposób jego potomkom.
01 History of the Russian state in the image of its sovereign rulers - fragment
Ruryk (w środku), założyciel kijowskiej dynastii Rurykowiczów na rysunku Wasilija Pietrowicza Vereshchagina.
System, choć charakteryzował się pewną efektywnością, sprawiał sporo problemów. Władcy nie mieli bowiem zazwyczaj tylko jednego potomka. Aby zapewnić ciągłość dynastii musieli być pewni, że przynajmniej jeden z ich synów przeżyje, a najprostszym sposobem na to było wychowanie jak największej liczby dzieci. Często w wiek dorosły wchodziło jednak więcej królewskich potomków, z których każdy miał ambicje do tego, by rządzić. Kończyło się to zazwyczaj długotrwałymi walkami o władzę, a czasem nawet wojną domową. Taka sytuacja miała na przykład miejsce w państwie pierwszych Piastów po śmierci Bolesława Chrobrego. Koronę objął po nim Mieszko II, jego najstarszy syn z małżeństwa z Emnildą, lecz nie najstarszy w ogóle. Pierwszy był bowiem Bezprym, który nie czekał długo na rozwój wypadków i postanowił siłą zdobyć polski tron. Efektem były najazdy ruskie i cesarskie, bunty poddanych i długotrwaly kryzys całego państwa (o kryzysie tym więcej w artykule Kryzys Mieszka czy Bolesława?).
La familia de Felipe V (Van Loo)
Hiszpański król Filip V (1683-1746) wraz z rodzina, obraz Louis-Michela van Loo.
Wojciech Gerson-Kazimierz Odnowiciel
Powrót Kazimierza Odnowiciela do Polski po kryzysie z lat panowania Mieszka II. Na obrazie
Wojciecha Gerosna przedstawiono dwa charakterystyczne elementy tego okresu: upadek Kościoła
i upadek struktury społecznej na ziemiach polskich.
Królowie uczyli się jednak na błędach. Aby zapobiec wojnie domowej, wypracowali nowe, pomysłowe rozwiązanie. Skoro całe państwo należało do nich, to czemu by go tak nie podzielić? No więc dzielili. Bolesław Krzywousty podzielił Polskę na pięć części, podobnie uczynił na Rusi Jarosław Mądry. Sęk w tym, że ich synowie poszli ich śladem i również zaczęli dzielić swoje okrojone już władztwa. Prowadziło to do sformowania mikroskopijnych wręcz państewek, charakteryzujących się osłabieniem zarówno politycznym, jak i gospodarczym. Największą skalę zjawisko to przybrało w Niemczech, gdzie rozbicie dzielnicowe trwało od XIII wieku do 1871 roku.
The death of Leszek the White
Śmierć Leszka Białego podczas Zjazdu w Gąsawie w 1227 roku na obrazie Jana Matejki. Zorganizowany
w okresie polskiego rozbicia dzielnicowego zjazd polskich książąt miał zażegnać spory pomiędzy nimi. Plany
te przekreśliła działania księcia pomorskiego Świętopełka.
Gdy dynastia się skończy...
Jeszcze większym problemem stała się jednak sytuacja, w której monarcha nie zostawia po sobie żadnego legalnego, męskiego potomka. Nie oznaczało to rzecz jasna, że następcy nie będzie wcale. Z całą pewnością znalazłby się jakiś krewny lub powinowaty, który z chęcią objąłby władanie w pozbawionym władcy kraju. Problem w tym, że zazwyczaj takich ktosiów znajdowało się więcej. Doskonałym przykładem takiej właśnie sytuacji stała się wojna stuletnia, tocząca się na przełomie XIV i XV wieku pomiędzy Francją i Anglią. U jej przyczyn leżała śmierć francuskiego króla, Karola IV Pięknego w 1328 roku. Władca ten miał wprawdzie aż sześcioro dzieci, w tym dwóch synów - Ludwika i Filipa, lecz przeżyły go tylko dwie córki. A to oznaczało, że nowego władcę trzeba było poszukać wśród innych spokrewnionych z władcą postaci.

Wybór francuskich możnych szybko padł na Filipa VI Walezjusza, który był kuzynem Karola IV. Jednocześnie jednak pretensje do korony francuskiej zgłosił Edward III, siostrzeniec zmarłego władcy i zarazem ówczesny król angielski. Obaj panowie okazali się na tyle zacięci, że wybuchł długoletni konflikt, zakończony przez ich następców. Dodajmy tylko, że w 1453 roku, kiedy konflikt się zakończył, władzę we Francji sprawował... praprawnuk Filipa VI, Karol VII.
John Gilbert - The Morning at Agincourt
Bitwa pod Azincourt (1415), jedno z największych starć wojny stuletniej. Rysunek Johna Gilberta.
Córki i rejestry
Po wiekach trudów udało się wreszcie wypracować rozwiązania o wiele skuteczniejsze niż podział państwa, czy wojna domowa. Jednym z nich było przekazywanie tronu kobietom. Było to o tyle pożyteczne, że gdyby je zastosowano, można by uniknąć na przykład wojny stuletniej. Możliwości osadzenia na tronie kobiety były w zasadzie dwie. Pierwszą z nich zastosowano w XIV-wiecznej Polsce. Ludwik Węgierski w chwili śmierci w 1382 roku miał tylko dwie córki - Marię i Jadwigę. Już wcześniej poprzez wydanie przywileju koszyckiego zapewnił jednak sobie poparcie dla planów wyniesienia jednej z nich na polski tron. I rzeczywiście - gdy pożegnał się z tym światem to Jadwiga została nowym królem Polski. KRÓLEM, nie królową. Niebawem nową władczynię wydano za Władysława Jagiełło, którego później również koronowano i odtąd aż do śmierci Jadwigi w 1399 r. małżonkowie władali wspólnie. W ten sposób dokonano dość sprawnej podmianki dynastii, przejścia jednego rodu rządzącego w inny.
005Planty
Pomnik Jadwigi Andegaweńskiej i Władysława Jagiełły w Krakowie.
Inaczej sprawę tą rozwiązano w Wielkiej Brytanii. Gdy utworzono ten organizm państwowy w 1707 roku (z połączenia Anglii i Szkocji), ustalono, że koronę dziedziczyć mogą także kobiety, a ich mężowie nie otrzymują w ten sposób tytułu głowy państwa. Po ich śmierci lub abdykacji korona przechodzi bezpośrednio na ich dzieci. Od tego czasu Wielka Brytania miała trzy królowe - Annę, Wiktorię i Elżbietę II. Warto jednak zaznaczyć, że do niedawna synowie mieli pierwszeństwo przed córkami, bez względu na to, czy byli od nich starsi, czy młodsi. Dopiero w 2013 roku zasadę tą zmieniono i obecnie obie płci są w tym kontekście równe.
VictoriaAlbertMarriageEngraving
Ślub królowej Wiktorii i księcia Alberta w 1840 roku na rysunku XIX-wiecznym.
Jednocześnie podejmuje się w różnych państwach ustalanie kwestii następstwa po zmarłym władcy na długo przed jego śmiercią, a nawet przed jego wstąpieniem na tron, przy czym zasady te są maksymalnie uproszczone. W Wielkiej Brytanii na przykład funkcjonuje licząca kilka tysięcy osób linia sukcesji do tronu. Na pierwszym miejscu znajduje się na niej syn królowej Elżbiety II, książę Karol, następnie jego najstarszy syn - książę William, jego dzieci, dalej drugi syn Karola - książę Harry, dalej rodzeństwo Karola, kolejno potomkowie tego rodzeństwa, dalej potomkowie siostry Elżbiety II, i tak dalej, i tak dalej...

A gdyby tak wybrać władcę?
To zaskakujące, ale pomysł na monarchię elekcyjną jest również niezwykle stary. System taki funkcjonował na przykład w Rzymie u początków rozwoju wielkiego imperium. Bardziej poznany jest nam dzięki rozwiązaniu rodem z Rzeczpospolitej Obojga Narodów, kiedy to o koronę polską walczyli władcy z całej Europy, a szlachta łaskawie wybierała jednego z nich lub z dumą powoływała któregoś z siebie. Model ten stał się jednym z symbolów kryzysu polskiej państwowości z XVIII wieku. Nie ma też wątpliwości, że wolna elekcja miała duży wpływ na ostateczny upadek kraju w 1795 roku. Nie możemy jednak zapominać, iż monarchów wybierano również w innych krajach, tyle że w znacznie bezpieczniejszy sposób. Rozwiązanie to przyjęto między innymi na Węgrzech, w Czechach, Danii, czy Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego. Zazwyczaj monarchę wybierano jednak z przedstawicieli jednej dynastii bądź też znacznie ograniczonej liczby kandydatów, co przeciwdziałało w pewien sposób znacznej destabilizacji sytuacji w tych państwach.
Altomonte Election Diet in 1697
Sejm elekcyjny w Warszawie z 1697 roku. Podczas tej elekcji wybrano na króla Augusta II Mocnego.
Obraz Marcina Altomonte.
Szczególnie interesujący był przypadek Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jak już wcześniej wspominałem, było ono tak naprawdę zlepkiem setek mniejszych państewek powstałych w wyniku niemieckiego rozbicia dzielnicowego. Państewka te cieszyły się znaczną niezależnością, a władza cesarska dawała korzyści niemalże wyłącznie prestiżowe. Od 1452 roku tytuł cesarski otrzymywali niezmiennie Habsburgowie. Niemniej procedura ich wyboru była dość skomplikowana. Głosami dysponowało siedmiu elektorów, będących jednocześnie władcami najpotężniejszych państewek wchodzących w skład Cesarstwa. Początkowo byli to arcybiskupi Moguncji, Kolonii i Trewiru, król Czech oraz władcy Saksonii, Palatynatu Reńskiego i Brandenburgii. Później godności elektorskiej dorobili się także władający Hanowerem i Bawarią. Cesarzem zostawał ten kandydat, którego poparła większa liczba elektorów.
Balduineum Wahl Heinrich VII
Siedmiu elektorów Rzeszy wybiera na cesarza Henryka VII (pocz. XIV wieku).
Monarchia elekcyjna dzisiaj
Również i dziś można wymienić kilka istniejących obecnie monarchii elekcyjnych. Najciekawszym i chyba najbliższym polskiemu obserwatorowi przykładem jest Watykan. Wbrew pozorom, najmniejsze państwo świata jest monarchią nie tylko elekcyjną, ale też... absolutną! (dodajmy, że jedyną w Europie) Można więc powiedzieć, iż tamtejszy system łączy ze sobą dwa na pierwszy rzut oka przeciwstawne rozwiązania. Głowę Stolicy Apostolskiej wybiera konklawe. W Kambodży natomiast król wybierany jest przez Radę Tronową, która jednak jak dotąd skłaniała się ku powoływaniu nowych władców na zasadzie dziedziczności. Specyficzne są także rozwiązania zastosowane w Malezji i Andorze, gdzie monarchowie wybierani są na okres pięciu lat. W drugim z tych przypadków wynika to jednak z faktu, iż współksięciem Andory jest prezydent Francji. Wraz ze zmianą na tym stanowisku, zmienia się również i piastujący rolę andorańskiego monarchy (więcej na ten temat w artykule Kilka rzeczy, których nie wiedziałeś o Andorze).

Prześledziliśmy w ten sposób kilka sposobów na znalezienie króla, form urzeczywistniania ich władzy, jak również problemów z nich wynikających. Które rozwiązania podobają się Wam najbardziej? Jak sądzicie, jak wyglądałaby polska rzeczywistość, gdybyśmy mieli króla? :)

poniedziałek, 28 grudnia 2015

11 najlepszych albumów muzycznych 2015 roku

Nieuchronnie zbliżamy się do końca roku 2015. To dobry czas na wielkie podsumowania. Dziś chciałbym Wam zaproponować krótką ucieczkę od przyświecającego zazwyczaj moim artykułom obiektywizmu. O gustach podobno się nie rozmawia, lecz nie znaczy to, że nie można sobie ich nawzajem przedstawiać. Z takiego rozumowania wynika widoczny poniżej ranking, który nie tylko prezentuje moje upodobania, ale też może stanowić okazję do poznania nieco innych stylów, artystów, czy utworów, o których niekoniecznie musieliśmy wcześniej słyszeć. Tak więc zaczynajmy! :)

11. Passenger - Whispers II
Passenger zyskał sławę kilka lat temu dzięki utworowi "Let Her Go". Jak to często bywa, niedługo później brytyjski artysta stracił popularność, jaka spadła na niego w 2013 roku. Niemniej od tego czasu wydał już dwie płyty, które naprawdę mogą się podobać. Jego piosenki nie są już wprawdzie wielkimi hitami, co jednak czyni je jeszcze bardziej wartościowymi. Wydany w tym roku album Whispers II cechuje się niezwykłą prostotą i melodyjnością. Główną rolę odgrywają na nim wokal artysty oraz jego gitara, którym towarzyszą raz po raz chórek i inne, zgrabnie wplecione, instrumenty. Na szczególną uwagę zasługują moim zdaniem dwie piosenki - melancholijna Fear of Fear oraz wpadająca w ucho A Thousand Matches.

10. Awolnation - Run
Amerykański zespół rockowy został poznany cztery lata temu dzięki swojemu debiutanckiemu albumowi, na którym błyszczał przede wszystkim utwór Sail. W tym roku członkowie Awolnation zaprezentowali swój drugi krążek. Jest on utrzymany na przyzwoitym poziomie i charakteryzuje się stylem zbliżonym do tego z poprzedniej płyty. Wśród 14 nowych piosenek ukrywa się jednak prawdziwy fajerwerk. Mowa o I am, który choć nie tak rozpoznawalny, we wszystkim dorównuje Sail. Dodatkowego uroku dodaje mu świetnie nagrany, złożony i komponujący się z muzyką teledysk.

9. James Bay - Chaos and the Calm
James Bay jest autorem jednego z najgłośniejszych debiutów tego roku. Pierwsze laury zdobył już w roku poprzednim, wraz z opublikowaniem utworu Hold Back the River. Niebawem uhonorowano go nagrodą krytyków w ramach gali BRIT Awards. Nagroda ta przyznawana jest tylko początkującym artystom, lecz stanowi swego rodzaju przepowiednię przyszłego sukcesu - jej laureatami były u progu swoich karier takie gwiazdy, jak Adele, Florence and the Machine oraz Ellie Goulding. Podobnie jak jego poprzednicy, również i James Bay nie spoczął na laurach i już w marcu wydał swój pierwszy album, pełen spokojnych, stonowanych piosenek, w których dominującą rolę odgrywa głos wokalisty. Na szczególną uwagę zasługują jak dla mnie utwory Scars oraz Let It Go.

8. Mumford & Sons - Wilder Mind
Brytyjski zespół Mumford & Sons to żadna nowość na rynku muzycznym. Grupa wydała w tym roku swój trzeci, oczekiwany od trzech lat album. Wraz z nim nadeszła jednak gruntowna zmiana stylu. Zespół pożegnał się na jakiś czas z tak charakterystycznym dla niego folkowym brzmieniem, mówiąc przy okazji "do widzenia!" towarzyszącemu im jak do tej pory nieustannie banjo. Na nowym krążku fanom zaserwowane zostały rytmy bardziej rockowe, zbliżone nieco do szeroko pojętej alternatywy. Na zespół w związku z tą zaskakującą transformacją spadła rzecz jasna fala krytyki. Ja jednak stoję murem za Brytyjczykami. Ich decyzja ukazuje, że chcą grać taką muzykę, jaka sprawia im radość, a nie tylko uszczęśliwiać na siłę rzesze zwolenników. Ponadto, w nowych "produkcjach" dostrzegam nadal ich dawny styl, lecz zaadaptowany do nowych warunków. Efekt jest naprawdę bardzo dobry. Polecam przede wszystkim Just Smoke oraz Believe.

7. Imagine Dragons - Smoke + Mirrors
Teraz zaproponuję Wam wycieczkę za ocean. Amerykański zespół Imagine Dragons wydał w marcu swój drugi album o tytule Smoke + Mirrors. Słuchając go wydaje się, że muzycy postanowili tym razem nieco poeksperymentować. Na nowym krążku znajdziemy bardzo zróżnicowane utwory, nierzadko zaskakujące przyjętymi rozwiązaniami i dźwiękami. Niemniej z całości wyłania się bardzo przyjemny i barwny obraz. Trzeci singiel z albumu - Shots - szczególnie przykuł moją uwagę. Jest mi jednakże niezmiernie szkoda, że po jego opublikowaniu zespół porzucił jakoby zainteresowanie swoim dziełem i zaczął raz po raz raczyć słuchaczy już nie tak udanymi piosenkami spoza albumu. Tym bardziej, że na płycie pozostają nadal wartościowe utwory, takie jak I'm so sorry.

6. The Decemberists - What a Terrible World, What a Beautiful World
The Decemberists to jedni z najbardziej doświadczonych muzyków na mojej liście. W styczniu tego roku wydali już siódmą płytę, która niebawem zebrała wyjątkowo dobre recenzje. I rzeczywiście - album jest doskonale wykonany. Amerykańscy artyści zaprezentowali w nowych piosenkach niezwykłe bogactwo. Gdy się ich słucha, wydaje się jakby grała cała orkiestra, podczas gdy zespół nie wychodzi w praktyce poza stonowane brzmienie z pogranicza rocka i folku. Wszystkie piosenki emanują wprost spokojem - niezależnie od zawartej w nich treści - co wprowadza słuchacza w wyjątkowy nastrój. I - podobnie jak w przypadku Awolnation - mamy tu do czynienia z jednym prawdziwym cudeńkiem w postaci utworu Lake Song.

5. Florence and the Machine - How Big, How Blue, How Beautiful
Analogie pomiędzy Florence and the Machine a Mumford & Sons dosłownie same się narzucają. Oba brytyjskie zespoły wydały swoją trzecią płytę w maju 2015 roku. Oba dopuściły się drastycznej zmiany stylu, oba zostały za to skrytykowane, oba - moim zdaniem - niezasłużenie. Florence Welsh wraz ze swą grupą, zaprezentowała tym razem swoje bardziej rockowe oblicze przy jednoczesnym zaangażowaniu maksymalnej wprost ilości instrumentów. O ile w przypadku The Decemberists wydaje się, że w nagraniu uczestniczyła cała orkiestra, o tyle u Florence tak było naprawdę. W niektórych utworach wokalistce, gitarom i perkusji towarzyszy cała paleta instrumentów dętych, w innych z kolei usłyszeć można rozmaite smyczki. Efekt jest oszałamiający. Paradoksalnie, najbardziej podoba mi się jednak utwór, którego formalnie na płycie nie ma. A właściwie to jest, lecz w nieco odmienionej formie. Mowa o How Big, How Blue, How Beautiful, który na płycie widnieje w 5-minutowej wersji. Na trzy miesiące przed premierą wypuszczono go jednak w skróconej i nieco zmodyfikowanej wersji, w ramach swego rodzaju "reklamówki". I tą skróconą wersję Wam prezentuję :).

4. Zakopower - Drugie pół
Na czwartym miejscu pojawił się polski rodzynek w moim zestawieniu. Album Drugie pół zespołu Zakopower ukazał się we wrześniu. Po przeszło czterech latach oczekiwania od ostatniego krążka grupy, który zawierał wielki przebój - Boso, moje oczekiwania względem nowej płyty były bardzo duże. Zostały jednak zaspokojone, i to z całkiem sporą nadwyżką. Nowe piosenki - jak to już niegdyś bywało w przypadku muzyków z Podhala - łączą w doskonały sposób muzykę tradycyjną z nieco bardziej nowoczesnymi rytmami, dając idealne wprost połączenie. Dodatkowym atutem są wspaniałe, głębokie, ale jednocześnie zrozumiałe teksty, skłaniające z jednej strony do przemyślań, a z drugiej kontrastujące z tym wszystkim, czym zasypuje nas obecnie polski rynek muzyczny.

3. Adele - 25
To, że nowa płyta Adele będzie jednym z największych hitów (o ile nie największym) w XXI wieku, było łatwe do przewidzenia od momentu, gdy pojawiły się pierwsze plotki o tym, że brytyjska wokalistka powróciła do studia. Pozostawało jednak zasadnicze pytanie. Czy 25 będzie na to zasługiwało? Odpowiedź przyszła wraz z opublikowaniem albumu. Tak, jak najbardziej tak! To prawda, że trzeci krążek Adele nie jest tak udany, jak jego poprzednik, a także zawiera kilka słabszych kawałków. Ale When We Were Young i I Miss You to jedne z najlepszych utworów, jakie w tym roku opublikowano, a Send My Love oraz Sweetest Devotion swoją oryginalnością pokazują, że Adele nie popada w rutynę i poszukuje nowych rozwiązań. Efektem jest płyta, którą w analogicznym zestawieniu z tamtego roku uplasowałbym na solidnym 1. miejscu. Ten rok pod względem muzycznym jest jednak zaskakujący do potęgi n-tej.

2. Of Monsters and Men - Beneath the Skin
Teraz przenosimy się w bodajże najbardziej egzotyczne miejsce w moim zestawieniu. Choć "egzotyczne" to może nieco zbyt mylące stwierdzenie. Mowa bowiem o dalekiej Islandii, z której pochodzą członkowie zespołu Of Monsters and Men. Znacie ich zapewne z piosenki Little Talks, opublikowanej w 2012 roku. Po trzech latach Islandczycy powrócili, by zaprezentować światu Beneath the Skin, album który spotkał się z mieszanymi odczuciami krytyków, lecz mnie wprost zachwycił. Nie ma na nim w praktyce słabego punktu. Wszystko zaczyna się od utworu Crystals, w którym główną rolę (przynajmniej dla mnie) odgrywają fenomenalne instrumenty perkusyjne. Później mamy do czynienia z szeregiem luźniejszych kawałków o optymistycznym brzmieniu, a pod koniec czeka na nas mroczny Thousand Eyes.

1. Enya - Dark Sky Island
20 listopada to dla tego roku data niezwykła w kontekście muzycznym. Swoją płytę opublikowała wówczas nie tylko Adele, ale również tryumfatorka mojego zestawienia - Enya. Irlandka powróciła w ten sposób po siedmiu latach przerwy. I powróciła w wielkim stylu! Takie utwory, jak The Humming..., Even in the Shadows, czy Echoes In Rain przypominają o najlepszych latach wielkiej artystki, zachwycają bogactwem instrumentalnym i nastrojowością. Więcej komentować nie trzeba...


W ten sposób doszliśmy do samego szczytu mojego zestawienia. Co sądzicie o moich - przyznajcie, dość dziwnych - wyborach? Czy udało mi się zaprezentować Wam coś nowego, o czym jeszcze nie słyszeliście? Jakich artystów i jakie albumy to Wy umieścilibyście na takiej liście? :)

środa, 14 października 2015

Kim są tegoroczni laureaci Nagrody Nobla?

Nagrody Nobla przyznane! Po raz 112. szwedzkie komitety (i jeden norweski!) zdecydowały komu należy się złoty medal z wizerunkiem Alfreda Nobla oraz równowartość prawie 4 milionów polskich złotych. Rozdanie nagród nastąpi jak zwykle 10 grudnia, lecz już teraz warto poznać sylwetki tegorocznych laureatów najbardziej prestiżowych nagród naukowych na świecie.

1. Fizyka: Kajita/McDonald
Art McDonald 2008
Profesor Arthur B. McDonald.
Nagroda Nobla w dziedzinie fizyki została przyznana w tym roku dwóm naukowcom, których dzieli praktycznie wszystko. Takaaki Kajita jest 56-letnim pracownikiem Uniwersytetu Tokijskiego. Z kolei Arthur B. McDonald to emerytowany, choć wciąż aktywny, profesor Uniwersytetu Queen's w Kanadzie. Łączy ich jedno, wyjątkowe odkrycie - dowiedzenie, że neutrina mają masę.
Stop. W tym momencie konieczne są pewne wyjaśnienia. Po pierwsze, czymże takim są neutrina? Otóż są one niezwykle fascynującymi cząstkami elementarnymi, czyli czymś w stylu budujących atomy protonów, neutronów i elektronów. W odróżnieniu od wyżej wymienionych, neutrina charakteryzują się niezwykłą wprost przenikalnością. Tworzą się na okrągło w wyniku rozmaitych reakcji jądrowych, zachodzących między innymi na Słońcu, w elektrowniach jądrowych, czy nawet w naszych ciałach (choć w minimalnych ilościach). Następnie podróżują z niewiarygodną szybkością i nic nie jest w stanie ich zatrzymać. Dosłownie. Są w stanie bez najmniejszego problemu "przelecieć" na wylot chociażby przez naszą planetę. Gdziekolwiek teraz byście nie byli i cokolwiek byście nie robili, z całą pewnością wokół Was i przez Was przelatują miliardy neutrin. Nieco straszne, ale jednocześnie interesujące, prawda?

Problem w tym, że neutrin nie da się ot tak sobie zauważyć. Są do tego potrzebne niezwykle precyzyjne i zaprojektowane specjalnie w tym celu detektory, z których część znajduje się właśnie w Japonii i Kanadzie. Na podstawie badań prowadzonych niezależnie przez Kajitę i McDonalda udało się ustalić, że do Ziemi nie docierają wszystkie neutrina, które "wyprodukuje" Słońce. To z kolei oznacza, że gdzieś po drodze cząsteczki te ulegają przekształceniom. A to jest niezbitym dowodem na fakt, iż neutrina - w przeciwieństwie do tego, co dotąd sądziliśmy - posiadają masę, choć niewielką. Dla naukowców jest to nie lada problemem, lecz równocześnie także i nowym wyzwaniem. Jeśli bowiem neutrina mają masę, to należy znacząco przekształcić nasze (a raczej ich) wyobrażenia o oddziaływaniu na siebie poszczególnych cząstek we Wszechświecie, czyli ponownie odpowiedzieć na pytanie: "Jak to wszystko się trzyma kupy i nie rozlatuje w drobny proch?" ;).

The Daya Bay Antineutrino Detector (8056998030)
Detektor neutrin w Daya Bay, w pobliżu Hongkongu.
2. Chemia: Lindahl/Modrich/Sancar
Laureatów w dziedzinie chemii mamy w tym roku aż trzech. Są to Szwed Tomas Lindahl, emerytowany dyrektor brytyjskiej organizacji Cancer Research UK; Amerykanin Paul Modrich, profesor Uniwersytetu Duke'a w Karolinie Północnej; oraz Turek Aziz Sancar, profesor na Uniwersytecie Karoliny Północnej. Do ich głównych zasług należą badania nad ludzkim DNA, które pozwoliły - i pozwalają nadal - na rozwijanie możliwości walki z nowotworami i poszerzanie naszej wiedzy o tej chorobie.

Ale o co dokładnie chodzi? Otóż w każdej z naszych komórek znajduje się niezwykle długa nić DNA, będąca zlepkiem miliardów cząsteczek różnych związków chemicznych i jednocześnie jedną wielką, ogromną cząsteczką. Podczas podziału komórki, który jest konieczny dla naszego rozwoju, nić ta musi zostać powielona. Innymi słowy, nim z jednej komórki naszego organizmu zrobią się dwie, z jednej nici DNA również muszą powstać dwie. Proces tworzenia takiej kopii naszej informacji genetycznej jest niezwykle skomplikowany. Wszakże do dopasowania jest miliony milionów różnych elementów. Nasze komórki koniec końców muszą więc być wspaniałymi inżynierami! Sęk w tym, że jak każdym inżynierom, również i naszym komórkom zdarzają się wpadki. Do błędów dochodzi niemalże stale. A każdy taki błąd mógłby nas poważnie uszkodzić, żeby nie powiedzieć więcej.

Konieczne stało się więc wykształcenie rozmaitych mechanizmów obronnych, które mają na celu naprawę naszego DNA zarówno gdy dojdzie do błędu podczas jego kopiowania, jak i wówczas, gdy zostanie naruszone przez czynniki zewnętrzne, takie jak promieniowanie UV, czy zbyt wysokie stężenie niepożądanych substancji (związanych na przykład z paleniem papierosów). Każdy z trzech tegorocznych laureatów Nagrody Nobla odkrył po jednym sposobie na walkę z błędami genetycznymi, które stosują nasze komórki. Dzięki temu będziemy być może w przyszłości w stanie lepiej walczyć z powstawaniem nowotworów, które są spowodowane na tyle dużymi błędami w kodzie genetycznym, że komórka nie może sobie z nimi poradzić. Może uda nam się kiedyś jej dopomóc...

DNA replication split horizontal
Schemat pokazujący proces reprodukcji ludzkiego DNA.
3. Fizjologia i medycyna: Campbell/Omura/Youyou
Nagroda w dziedzinie medycyny została w tym roku podzielona na pół. Pierwszą z jej części otrzymała Chinka Youyou Tu, profesor Akademii Chińskiej Medycyny Tradycyjnej. Prawie pół wieku temu, w latach 70. prowadziła ona badania na chińskiej wyspie Hajnan, gdzie starała się odnaleźć lek na malarię. Udało się tego dokonać w 1972 roku, kiedy w wyciągu z bardzo powszechnej na całym świecie bylicy rocznej znalazła artemeter, który okazał się skuteczny w leczeniu malarii, choroby co roku zabijającej kilka milionów osób.

Dwóch pozostałych laureatów to Irlandczyk William C. Campbell, badacz na Drew University w New Jersey, w USA, oraz Japończyk Satoshi Omura, emerytowany profesor na japońskim Uniwersytecie Kitasato. Panowie ci wsławili się dzięki odkryciu leku avermectin. Środek ten pozwala na leczenie chorób o pochodzeniu pasożytniczym.
Anopheles albimanus mosquito
Komar z gatunku Anopheles albimanus przenoszący zarodźce malarii.
Artemisia annua detail
Bylina roczna.
4. Literatura: Aleksijewicz
Nagroda Nobla w dziedzinie literatury trafiła w tym roku do zdecydowanej faworytki noblowskiego wyścigu. Jej zwycięstwo typowali wszyscy - od buckmacherów, przez specjalistów, po krytyków. Mowa o Białorusince Swiatłanie Aleksijewicz. Mimo że wybór komisji przyznającej nagrodę nie był wielkim zaskoczeniem, decyzja ta wydaje się być pewnym ewenementem. Aleksijewicz jest bowiem reportażystką, a więc reprezentuje profesję niezbyt docenianą jak dotąd przez ekspertów od Nagrody Nobla.

W oficjalnym komunikacie podano, że Aleksijewicz otrzymała Nobla za "polifoniczny pomnik dla cierpienia i odwagi w naszych czasach". Jeśli rozumiecie sens tego wyrażenia, to przyjmijcie moje gratulacje. Jeżeli nie - nie martwcie się, jak też nie wiem o co chodzi. ;) Niemniej należy wspomnieć co nieco na temat wybitnej twórczości białoruskiej literatki, w której dominującą rolę zajmują pozycje odnoszące się do niesprzyjających realiów życia w krajach postradzieckich, a także książki przedstawiające wydarzenia z czasów Związku Radzieckiego. Do najbardziej rozpoznawalnych i cenionych dzieł Białorusinki należą "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" prezentująca życie podczas II wojny światowej z punktu widzenia kobiet, "Krzyk Czarnobyla" na temat katastrofy atomowej na północy Ukrainy oraz "Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka" o problemach, jakie napotykają mieszkańcy byłego ZSRR po upadku ich wielkiego kraju.
Sara Danius in 2015-6
Ogłoszenie nazwiska laureatki tegorocznej literackiej Nagrody Nobla. Na pierwszym planie
Sara Danius, szwedzka profesor, która w tym roku ogłosiła nazwisko laureata.
5. Pokojowa NN: Tunezyjski Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego
Odznaczanie różnego typu organizacji Pokojową Nagrodą Nobla jest ostatnimi czasy popularnym procederem. Stosunkowo niedawno do grona laureatów dołączyły między innymi ONZ, Unia Europejska, czy Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej. Tym razem zwycięzcą jest jednak organizacja wyjątkowa, bo powiązana z pokojem bezpośrednio, stworzona w celu osiągnięcia i utrzymania pokoju, a nie wypełniająca szereg rozmaitych funkcji (jak wyżej wymienione), z których tylko część odnosi się do działań pacyfistycznych.

Tunezyjski Kwartet na rzecz Dialogu Narodowego powstał w 2013 roku w niespokojnej z powodu arabskiej wiosny ludów Tunezji. W skład owego kwartetu weszły - jak można się domyślić - cztery organizacje: Tunezyjska Konfederacja Przemysłu, Handlu i Rzemiosła; Powszechna Tunezyjska Unia Pracy; Tunezyjska Liga Praw Człowieka oraz Narodowe Stowarzyszenie Tunezyjskich Prawników. Dzięki działalności owego komitetu, Tunezji udało się wyjść wyjątkowo szybko z chaosu, który w takich krajach jak Egipt, Syria, czy Jemen trwa nadal. Ba! Udało się nawet wkroczyć na drogę demokratyzacji kraju, powołać Rząd Tymczasowy i komitet wyborczy.

Oczywiście, jak to zwykle bywa, tegoroczna nagroda pokojowa ma swoje drugie dno. Jest ona wyrazem poparcia dla ruchów demokratycznych w państwach afrykańskich. Zwraca uwagę na fakt, iż pokój i demokracja mogą być zaprowadzone w ogarniętych rewolucją państwach arabskich, a narody zamieszkujące rejon Bliskiego Wschodu i północnej Afryki są zdolne do samostanowienia. Przeciwstawia się jakoby wszelkim ruchom terrorystycznym, które ten porządek w Tunezji starają się zburzyć poprzez organizację takich zamachów jak ten z marca tego roku.
Front populaire Tunisie
Protesty w Tunezji w 2013 roku.
6. Ekonomia: Angus Deaton
Dziedzina ta jest dość kontrowersyjna, bo ustanowiona nie przez Alfreda Nobla, a Bank Szwecji aż pół wieku po śmierci wielkiego naukowca. Niemniej warto wspomnieć o tegorocznym laureacie w tej dziedzinie. Został nim Angus Deaton, brytyjsko-amerykański wykładowca Uniwersytetu Princeton. Jego prace dotyczyły zagadnień konsumpcji, ubóstwa i dobrobytu.

Co sądzicie o tegorocznych laureatach Nagrody Nobla? Którzy spośród nich najbardziej według Was przyczynili się do rozwoju naszej wiedzy o świecie i naszych postaw? Które osiągnięcia w największym stopniu mogą wpłynąć na nasze życie? ;)

piątek, 9 października 2015

Najdziwniejsze pomysły I wojny światowej

W 1914 roku rozgorzał na dobre jeden z największych konfliktów zbrojnych w dziejach, I wojna światowa, na zachodzie zwana częściej Wielką Wojną. Na cztery lata z okładem europejskie i światowe mocarstwa pogrążyły się w bezskutecznej i - w dużej mierze - bezsensownej walce na wszystkich możliwych do zorganizowania frontach. Już w pierwszych miesiącach wojny walki przerodziły się w coś, co nazywamy wojną okopową. Innymi słowy, miliony żołnierzy na długi czas utknęło w rozbudowanych do granic możliwości systemach umocnień, których zdobycie było praktycznie niemożliwe. Raz po raz jednej ze stron udało się zdobyć odrobinę terenu, lecz straty w ludziach z tym związane były ogromne. Obie strony konfliktu - ententa z Francją, Wielką Brytanią i Rosją na czele, oraz państwa centralne, tworzone przez Niemcy, Austro-Węgry, Bułgarię i Turcję - starały się więc pokonać, zmylić lub zaskoczyć przeciwnika na wszelkie możliwe sposoby. Czasem ich pomysły, choć wzięte z kosmosu, spisywały się naprawdę wspaniale. Często bywało jednak i tak, że takie kreatywne idee nadawały się tylko do bajek z gatunku science-fiction. Przyjrzyjmy się najciekawszym spośród owych pomysłów.

1. Wieża Eiffla również walczy.
Wieża Eiffla była w okresie I wojny światowej najwyższym budynkiem na świecie, a status ten miała utrzymać jeszcze na wiele lat po zakończeniu konfliktu. Francuzi nie mogli nie wykorzystać posiadania w swej stolicy takiego skarbu. Jak się okazało, konstrukcja była niezwykle przydatna w prowadzeniu działań zbrojnych. Na jej szczycie umieszczono centrum radiotelegraficzne, które zapewniało siłom francuskim kontakt z oddziałami w różnych częściach kraju. Nie to było jednak najważniejsze. Zlokalizowany na wieży ogromny odbiornik radiowy podczas wielkich ofensyw Niemiec (a właściwie II Rzeszy) emitował niezwykle silne sygnały o określonej częstotliwości, zagłuszając tym samym skutecznie wszelkie informacje, jakie niemieckie dowództwo chciało przekazać drogą radiową swoim oddziałom na froncie. W ten sposób udało się na przykład zapobiec francuskiej klęsce w bitwie nad Marną, we wrześniu 1914 roku.
Rezultat: Sukces
Tour Eiffel 3b40739
Wieża Eiffla w roku 1889.
2. Taksówkarze na froncie.
We wrześniu 1914 roku trwała niemiecka ofensywa w kierunku Paryża. Siły II Rzeszy nieubłaganie zbliżały się do stolicy Francji, a oddziały francuskie, znajdujące się wówczas na kilkadziesiąt kilometrów od miasta, były zbyt małe na efektywną obronę. Ze względu na nieuchronnie zbliżające się wielkie starcie z armią niemiecką, główni dowódcy sił francuskich, Joseph Joffre oraz Joseph Gallieni, zdecydowali się na krok wprost niezwykły. W jak najszybszym czasie zmobilizowali około sześciuset paryskich taksówek. Większość spośród ich właścicieli oddała je dobrowolnie w przypływie patriotyzmu, pozostałe zostały po prostu skonfiskowane. Przy pomocy owych taksówek, 7 września przetransportowano na front kilka tysięcy gotowych do boju żołnierzy. Według specjalistów zabieg ten mógł przeważyć o sukcesie Francuzów nad Marną.
Rezultat: Sukces
Taxi Renault G7 Paris FRA 001
Taksówki uczestniczące w walce w 1914 roku nazwane zostały mianem "Taxis de la Marne". Ich producentem
była firma Renault.
3. Im wyżej, tym lepiej.
I wojna światowa kojarzy się zazwyczaj z okopami, błotem i mnóstwem drutu kolczastego rozrzuconego po równinach i wyżynach północno-wschodniej Francji. Zapominamy tymczasem, że wojna toczyła się także na innych frontach, z których jednym z najbardziej spektakularnych był front włoski, a konkretnie - alpejski. Walki trwały również w najwyższych partiach gór, co wiązać się musiało z przeróżnymi trudnościami. Aby zapewnić sobie panowanie nad określonym obszarem należało po pierwsze zdobyć szczyt nad nim górujący, a po drugie wtoczyć na niego amunicję i uzbrojenie. Dzięki temu można było ostrzeliwać nieprzyjaciół w całej okolicy, gdyż kule tak czy siak polecą w dół, ale w przeciwnym kierunku - już niekoniecznie. Dlatego też nawet te najwyższe masywy stały się domem dla ogromnych wprost dział. Rekordem w tej materii było działo kalibru 149 mm, wciągnięte na szczyt Ortler przez Austriaków. Dla uświadomienia sobie trudności przedsięwzięcia należy podkreślić, że góra ta ma prawie 4000 metrów wysokości n.p.m., a działa tego typu ważą nierzadko po kilkadziesiąt ton!
Rezultat: Sukces
L'Ortler
Szczyt Ortler - wyższy o prawie 1,5 kilometra od polskich Rysów.
4. Superdziało
Jeżeli chodzi o artylerię, to Niemcy podczas I wojny światowej byli megalomanami. Niezwykłego uzbrojenia dostarczały im prężnie rozwijające się zakłady Kruppa. Już w pierwszych dniach wojny zadziwili Belgów użyciem monstrualnych dział, tak zwanych Grubych Bert (od imienia żony Kruppa), które w ciągu kilkunastu godzin potrafiły obrócić w proch ich potężne twierdze. Na tym się jednak nie skończyło. W ostatnich fazach wojny, latem 1918 roku, Niemcy użyli do ostrzelania Paryża prawdziwych superdział, określanych również mianem dział paryskich. "Potwory" te ważyły kilkaset ton, były obsługiwane przez kilkadziesiąt ludzi i wystrzeliwały raz na piętnaście minut ważące tonę pociski na odległość 120 kilometrów. Koniec końców działa owe okazały się bronią nie taką idealną. Celność znajdowała się na tak niskim poziomie, że spośród przeszło 300 pocisków wystrzelonych z superdział, mniej więcej połowa uderzyła w obręb, bądź co bądź nie takiego małego, Paryża. Ponadto, koszty utrzymania owych dział przekraczały wszelkie granice. Po jakiś 20 strzałach połowa mechanizmu była już bowiem tak sfatygowana, że nadawała się tylko do wymiany.
Rezultat: Niezbyt skuteczne
Parisgesch1
Paryskie superdziało transportowane było przy pomocy kolei.
5. Zbudujmy drugi Paryż!
Wraz z rozwojem technologicznym w czasie I wojny światowej pojawiło się zupełnie nowe zagrożenie - samoloty. Nowiuśki wynalazek został przez strony walczące wykorzystany na szereg możliwych sposobów, a wśród nich - poprzez organizowanie bombardowań. Naloty na najważniejsze miasta Europy, w tym również i Paryż, siały przerażenie wśród ich mieszkańców i powodowały mnóstwo strat materialnych. Myśliciele zaczęli więc szukać sposobów na oszukanie wroga. Jeden z nich był doprawdy niezwykle oryginalny. Francuzi postanowili bowiem... zbudować replikę swojej stolicy, przesuniętą nieco na północ od "oryginału"! Odtworzyli w niej wszystkie szczegóły, jakie tylko mogli, a przy okazji oświetlili całość mnóstwem lamp. Prawdziwy Paryż pozostawał tymczasem zakamuflowany przy pomocy organizowania zaciemnień. Wydawało się, że rezultaty będą wspaniałe, lecz niemieccy piloci dość szybko zauważyli fortel przeciwnika. Koniec końców, nawet najlepsza kopia nie jest lepsza od oryginału...
Rezultat: Klapa
Zeppelin-Paris
Bombardowania niemieckie spowodowały w Paryżu wiele szkód.
Na zdjęciu krater po uderzeniu bomby zrzuconej przez sterowiec, tzw. zeppelin.
6. Ptaki bombowe
Na koniec bodajże najbardziej kuriozalny ze wszystkich pomysłów, jakie tylko wojenni myśliciele mogli stworzyć. Nie dziwi zbytnio fakt, iż jego autorami są Brytyjczycy. Wszak to oni byli najbardziej zdeterminowani w urzeczywistnianiu nierzeczywistego, przy czym raz im się udawało, a innym razem nie. W tym przypadku musieli ponieść druzgocącą porażkę. Stwierdzili bowiem, że można by nauczyć kormorany nalotów na niemieckie pozycje. Ptaki miały otrzymywać ładunek wybuchowy, przenosić go o kilka kilometrów, a następnie detonować nad głowami przeciwnika. Na szczęście dla kormoranów, pomysł nie wypalił - dosłownie i w przenośni.
Rezultat: Klapa albo żart
Cormorant (Phalacrocorax carbo) (8210278077)
Kormoran - obiekt zainteresowania angielskich myślicieli.
Sześć najciekawszych pomysłów I wojny światowej za nami. Co o nich sądzicie? Które wzbudzają Wasz podziw, a które wręcz przeciwnie - śmiech? ;)

Zobacz też:
1. Stany Zjednoczone. Kraj, który lubi wprowadzać w błąd

środa, 12 sierpnia 2015

Czy będzie w Polsce więcej zabytków UNESCO?

Na liście światowego dziedzictwa UNESCO znajduje się już przeszło tysiąc miejsc na całym świece. Są to obiekty wyjątkowe pod wieloma względami, istotne historycznie, przyrodniczo, kulturowo, krajoznawczo, turystycznie... Innymi słowy, są to po prostu miejsca, które nie tylko powinniśmy, ale wręcz musimy chronić by przetrwały kolejne stulecia jako największe dzieła natury i człowieka. Gdy przyjrzymy się sprawie bardziej pragmatycznie, okaże się również, iż zaistnienie na owej liście może także znacząco wpłynąć na ruch turystyczny w danym regionie. Bądź co bądź, takie miejsca jak kopalnia soli w Wieliczce, krakowska starówka, czy zamek w Malborku to główne cele przybywających do Polski z zagranicy turystów. Dlatego warto zapytać: Czy polski wkład w listę UNESCO ma szanse w najbliższych latach się powiększyć?
UNESCO World Heritage flag
Flaga Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Dla odmiany odpowiedź na pytanie zadane we wstępie podam od razu. Oczywiście, że ma szanse. Tylko co trzeba zrobić, aby cel ten osiągnąć? Zacznijmy więc od początku. Na liście światowego dziedzictwa przebywa obecnie 14 polskich obiektów (a właściwie około 25, lecz część z nich figuruje nie samotnie, a w "grupach"). Oto i one:

1. Historyczne centrum Krakowa, wraz z Wawelem, Rynkiem, Sukiennicami, Kościołem Mariackim, Barbakanem, wpisane na listę najsampierw, czyli w 1978 r.
2. Królewskie kopalnie soli w Wieliczce i Bochni - pierwsza na liście od 1978 r., druga od 2013 r. (więcej o nich przeczytać możecie w artykule Bochnia czy Wieliczka?)
3. Puszcza Białowieska, którą dzielimy z Białorusią.
4. Obóz zagłady z okresu II wojny światowej - Auschwitz Birkenau (Oświęcim Brzezinka).
5. Historyczne Centrum Warszawy, w tym Barbakan, Zamek Królewski, Rynek, Kolumna Zygmunta etc.
6. Stare Miasto w Zamościu.
7. Miasto średniowieczne w Toruniu.
8. Zamek krzyżacki w Malborku.
9. Zespół pielgrzymkowy i architektoniczny w Kalwarii Zebrzydowskiej.
10. Kościoły Pokoju w Świdnicy i Jaworze.
11. Kościoły drewniane południowej Małopolski w Binarowej, Blizne, Dębnie, Sękowej, Haczowie oraz Lipnicy Murowanej.
12. Park Mużakowski, znajdujący się na granicy polsko-niemieckiej.
13. Hala Stulecia we Wrocławiu (o niej więcej w artykule Poznać Halę Stulecia)
14. Drewniane cerkwie w Polskim i Ukraińskim regionie Karpat - wśród zabytków na terenie Polski znajdziemy świątynie w Brunarach Wyżnych, Chotyńcu, Kwiatoniu, Owczarach, Powroźnikach, Radrużu, Smolniku i Turzańsku.

Warsaw - Royal Castle Square
Warszawa, Plac Zamkowy.
Co roku na listę wpisywanych jest od kilkunastu do kilkudziesięciu nowych pozycji. Odbywa się to podczas dorocznych sesji UNESCO, z których ostatnia miała miejsce w lipcu tego roku w Bonn, w Niemczech. Do listy dodano wówczas 23 nowe obiekty, a wśród nich Suzę w Iranie, Ogrody Botaniczne Singapuru, Efez w Turcji, most Forth Bridge w Wielkiej Brytanii oraz osadę braci morawskich w duńskim Christiansfeld. Wśród obiektów tych nie było wprawdzie żadnego polskiego, lecz po tak krótkim czasie od ostatnich polskich wpisów (które miały miejsce w 2013 r.) było to bardzo mało prawdopodobne.

Forth bridges 2005-06-17 04
Forth Bridge w Szkocji
Jak dotąd w XXI wieku polskie obiekty były wpisywane na listę UNESCO pięciokrotnie (w 2001, 2003, 2004, 2006 i 2013 r.). Co musimy zrobić, aby już za rok lub dwa cieszyć się szóstym takim przypadkiem w tym tysiącleciu? Okazuje się, że droga do tego jest niezwykle trudna i skomplikowana. Aby jakiś obiekt mógł być w ogóle brany pod uwagę podczas dorocznych sesji UNESCO, musi po pierwsze złożyć wniosek z dosyć szczegółową dokumentacją do krajowego organu do tego wyznaczonego (w Polsce jest to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego) i mieć nadzieję, że organ ten owy wniosek zaakceptuje.

Gdy już wniosek nasz zostanie przyjęty, proponowany przez nas zabytek zostaje wpisany na listę informacyjną UNESCO, a więc oficjalny spis obiektów, które w ciągu najbliższych 10 lat mogą zyskać miano kandydata do wpisu na listę światowego dziedzictwa. Później o wyborze decydują już oficjele z UNESCO, kierując się przy tym bardziej szczegółowymi wytycznymi.

W tej sytuacji pozostaje nam jeszcze tylko zapytać o to, co się na tej polskiej liście informacyjnej znajduje? Są to:

1. Kopalnia rud ołowiu i srebra w Tarnowskich Górach o kilkusetletniej historii, udostępniona obecnie dla turystów jako Zabytkowa Kopalnia Srebra i Sztolnia Czarnego Pstrąga.
2. Pienińska dolina Dunajca, a więc przełom Dunajca wraz z najbliższym otoczeniem.
3. Kanał Augustowski, jeden z najbardziej interesujących zabytków techniki na terenie Polski, o długości przeszło 100 kilometrów, zbudowany w I połowie XIX wieku.
4. Gdańsk - miasto wolności i pamięci, a więc kompleks obejmujący Westerplatte, Stocznię Gdańską oraz fragmenty zabudowy miasta.
5. Lasy Bukowe o charakterze pierwotnym w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Propozycja ta jest o tyle ciekawa, iż ma być ona rozszerzeniem już wpisanych na listę światowego dziedzictwa lasów tego typu ze Słowacji, Ukrainy i Niemiec. Wraz z Polską kandydaturę swoich lasów bukowych zgłosiło jeszcze całe multum innych państw, w tym Włochy, Austria, Belgia, Albania, czy Bułgaria.

Augustów, Kanał Augustowski 1
Kanał Augustowski
Jak myślicie, która z powyższych opcji ma największe szanse na wpis do listy UNESCO? ;)

poniedziałek, 20 lipca 2015

Legendy motoryzacji 2

Nie tak dawno przy pomocy artykułu "Legendy motoryzacji" spotkaliśmy się z Fordem T, Maluchem i Trabantem. Samochodów zasługujących na miano kultowych jest jednak znacznie więcej. Dziś poznamy kolejne trzy z tego doborowego grona. No.... W niektórych przypadkach może nie do końca doborowego, ale słynnego na pewno.

Esencja luksusu
Na polskich drogach spotkać można różne samochody, łącznie z tymi ekskluzywnymi. Alfa Romeo to już chleb powszedni, coraz częściej widoczne są Bentleye, czy Chryslery, a jeśli odpowiednio dużo pojeździmy, to może wpadnie nam w oko nawet jakieś Porsche. Są jednak takie marki, których u nas praktycznie rzecz biorąc nie uświadczymy. Jedną z nich jest Rolls-Royce, producent słynący z luksusowego towaru, w którego fabrykach większość takich czynności, jak wstawianie szyb, czy montowanie pomniejszych części, jest wykonywanych ręcznie. W rezultacie tańsze modele możemy kupić dziś już za jakieś - bagatela - milion złotych.

Jedną z najbardziej znamienitych produkcji Rolls-Royce'a jest Phantom. Samochód, który kojarzy się z wieloma rzeczami, lecz przede wszystkim czernią i przeraźliwie długim przodem. Pierwsze modele tej marki opuściły fabryki w 1925 r. A kiedy zniknęły z linii produkcyjnych? Cóż, w zasadzie to nigdy. Po Phatnomie I przyszedł bowiem Phantom II, później Phantom III i tak dalej. Producent tylko dwa razy zarzucił na jakiś czas produkcję Phantomów. Najpierw przy okazji II wojny światowej, później w latach 90. Obecnie z fabryk wyjeżdżają aż trzy rodzaje tego samochodu. Pierwszy - po prostu Phantom - ma dosyć monstrualne rozmiary. Drugi - Phantom Coupé - ma monstrualne rozmiary i do tego... zaledwie dwa drzwi. Trzeci - Phantom Drophead - ma monstrualne rozmiary, dwoje drzwi i rozsuwany dach. Ciekawe o jakie ciekawostki rozszerzono by czwarty typ, gdyby go produkowano, prawda?
1927 Rolls-Royce Phantom I Windover Tourer
Roll-Royce Phantom I z lat 20. ...
SC06 2006 Rolls-Royce Phantom
... i Roll-Royce Phantom z XX wieku.
Może ogóreczka?
Trudno powiedzieć dlaczego PRL-owska popkultura (jeśli można ją tak nazwać) nazwała ten autobus mianem ogórka. Ale nazwała. Właściwie to o jakiej marce mówimy? O Jelczu, choć nie do końca. A to dlatego, że Jelcz 043 był tylko odmianą Skody 706 RTO.

Można powiedzieć, że polskie władze komunistyczne chciały otworzyć prężnie rozwijającą się fabrykę samochodów, lecz nie chciało im się już tworzyć własnych projektów pojazdów. Rozwiązanie okazało się proste. Odkupili po prostu licencję od czeskiego producenta i wytwarzali praktycznie takie same autobusy, co nasi południowi sąsiedzi, z tym że pod innym szyldem. I jeszcze jedna drobnostka - z Czech pochodził nie tylko pomysł, lecz także... większość części...
Gdańsk Wrzeszcz zajezdnia autobusowa (autobus ogórek)
Samochód dla każdego
Volkswagena Garbusa zna prawie każdy. I nic dziwnego - to jeden z najpopularniejszych pojazdów w historii. Konkurować może chyba tylko z... koniem. Mało kto jednak wie, że projekty Garbusa powstały już w latach 30. XX wieku. Nieco ciekawsze jest to, że zaprojektowanie samochodu zlecił Adolf Hitler, poszukujący auta o tak prostej konstrukcji i tak niskiej cenie, że będzie sobie mógł na nie pozwolić każdy. No, to mu nie wyszło. W nazistowskich Niemczech pierwsze modele Garbusa były materiałem dla bogaczy. Jest jednak jeszcze jedna ciekawostka. Kto zaprojektował pierwszego Volskwagena w historii? Ano Ferdinand Porsche. Oryginalnie, prawda?

Ponowną produkcję Garbusów rozpoczęto natychmiast po wojnie, już w 1945 roku. I tym razem do pracy tej się przyłożono. Volswagen stał się tak powszechny, jak chlebek o poranku. W ciągu kilkudziesięciu lat jego produkcji, z fabryk wyjechało ponad 21 milionów egzemplarzy samochodu, w tym kilkaset tysięcy kabrioletów. Produkcję zakończono dopiero w 2003 r. Cóż powstrzymało rozwój wielkiego Garbusa? Cóż... Spadający popyt. I tyle.
Volkswagen Bubbla sista bilen
Ostatni Garbus w historii w pewnym meksykańskim muzeum.
Beetle Cabriolet Final Edition - Flickr - Moto@Club4AG
Nowy pomysł na Garbusa - auto w wersji cabrio z 2005 r.
Drugie spotkanie z legendami motoryzacji mamy już za sobą. Którego z naszych dzisiejszych bohaterów wybralibyście na poranną przejażdżkę? Każdy z kandydatów ma wiele zalet. Garbus jest znany i ceniony, roll-royce luksusowy, a Jelcz... no cóż... duży! No więc?

niedziela, 12 lipca 2015

To wielkie Hallelujah

11 grudnia 1984 r. na rynku ukazuje się siódmy już album niezbyt rozpoznawalnego artysty z Kanady. Album nosi tytuł Various Positions, a wykonawcą owym jest Leonard Cohen, którego najświetniejsze chwile dopiero nadchodzą. Najważniejsza dla nas jest jednak jedna piosenka umieszczona na wspominanym albumie. Piosenka, która na krótko po premierze nie osiągnęła nic. Można powiedzieć, że przeszła niezauważona. Po trzydziestu latach trudno jednak znaleźć tak rozpowszechniony utwór, zakorzeniony w umysłach większości z nas tak samo jak Dla Elizy Beethovena, czy Carmina Burana Carla Orffa. Mowa o wielkim Hallelujah. Tym artykułem rozpoczynam serię wpisów poświęconych pojedynczym piosenkom. Trudno znaleźć lepszy utwór na taką okazję.
Leonard Cohen 2190
Leonard Cohen.
Wyrażenie z wprowadzenia, mówiące o rzekomej niepopularności Cohena przed 1990, jest nieco przewrotne. Utwory Kanadyjczyka były chętnie słuchane już w latach 60., a i w czasie, gdy opinia publiczna w tak przykry sposób zignorowała Hallelujah, muzyk święcił liczne sukcesy. Nie ma w tym jednak najmniejszego porównania do tego, co stało się z karierą artysty później. Wielkim przełomem okazał się być album I'm Your Man z 1988 r., który pokrył się złotem i platyną w praktyce gdzie się tylko dało. A potem było już tylko lepiej. Nazwisko Cohena docierało dalej i dalej i nawet dziś, gdy wydaje się, że został on już zapomniany przez wielbiące popkulturę społeczeństwa, jego płyty wdrapują się na czołówki sprzedaży. Tak na przykład wydany w ubiegłym roku Popular Problems stał się numerem jeden w Kanadzie, Austrii, Holandii i Norwegii, podbijając przy okazji również i inne rynki europejskie.

Dużą rolę w tej rosnącej popularności Kanadyjczyka odegrały nie tylko jego nowe płyty, które - dodajmy - moim zdaniem były świetne, lecz też wypromowanie Hallelujah.  A do piosenki owej muzyk bardzo się przyłożył. Miał ją pisać 4 lata, produkując przy okazji mniej więcej 80 zwrotek, z których większość potem odrzucił. Utwór wielokrotnie nawiązuje do Biblii, co jest typowe dla twórczości Cohena.

Leonard Cohen włożył więc mnóstwo pracy w stworzenie Hallelujah. Tym większe musiało być rozczarowanie (może niekoniecznie jego) z kiepskich wyników utworu na listach przebojów i sprzedaży. W praktyce piosenka została zapomniana na kolejne siedem lat. Wszystko zmieniło się w 1991 r. Wówczas pierwszy cover Hallelujah nagrał John Cale. Utwór umieścił na krótkim albumie I'm Your Fan, wydanym w hołdzie Cohenowi. I tym razem piosenka wpadła w uszy słuchaczom...
Rufus Wainwright Sundance3
Rufus Wainwright, autor jednego z bardziej znanych coverów Hallelujah.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź innych muzyków. Od tego czasu, do dziś nagrano prawie 300 coverów Hallelujah.  Te najbardziej znane należą do Jeffa Buckleya, Rufusa Wainwrighta i Alexandry Burke. Cohena kopiowało jednak znacznie więcej znacznie bardziej popularnych postaci. Znajdziemy wśród nich Bono, Bon Jovi, Boba Dylana, czy Justina Timberlake'a. I jeszcze jedno. W grudniu 2008 roku Hallelujah znalazło się na pierwszym i drugim miejscu brytyjskiej listy przebojów. A właściwie, Hallelujah w wykonaniu Buckley'a i Hallelujah w wykonaniu Burke. Imponujące, prawda?

Hallelujah to wspaniała piosenka o wspaniałej historii. Trudno znaleźć inną, która tak bardzo zapisała się w naszej kulturze, światowej kulturze. Jest mi niezmiernie przykro z powodu faktu, że wiele ludzi kojarzy ten epicki utwór z tym:

Shrek 
A Wy co myślicie o piosence Cohena?