W sierpniu 1860 roku z Melbourne wyruszyła ekspedycja dowodzona przez Roberta Burke'a (na zdjęciu po lewej) i Williama Willsa (po prawej). Ich celem było przebycie całej Australii od wybrzeża południowego do Zatoki Karpentaria na północy. Wówczas nikt jeszcze nie spodziewał się, jak tragiczna okaże się ta wyprawa dla grupy niedoświadczonych odkrywców i jak duży wkład w tą tragedię będzie miał zwykły zbieg okoliczności.
Wszystko zaczęło się w lipcu 1859 roku, kiedy to rząd Australii Południowej wyznaczył nagrodę dla pierwszej osoby, która przebędzie drogę z południa na północ. Na pierwszych ochotników nie trzeba było długo czekać. Wszak dla zwycięzcy przygotowano 2 000 funtów, czyli prawie milion dzisiejszych złotych.
Wyprawa Burke'a układała się początkowo bardzo dobrze. Wprawdzie dotarłszy do Menindee musiał zwolnić część towarzyszy ze względu na spory pomiędzy nimi, lecz eksploratorzy posuwali się w dobrym tempie na północ. Wtedy jednak Burke dowiedział się o konkurencyjnej wyprawie, podążającej z Adelaide w kierunku miasta Darwin, a dowodzonej przez Johna Stuarta. W tym momencie rozpoczynał się więc wyścig, a Burke i Wills nie mogli być pewni sukcesu. Uznali więc, że podzielą grupę na kilka oddziałów, z których pierwszy, złożony z dziewięciu osób, pospieszy razem z nimi w kierunku Cooper Creek. Jak się później okazało, pośpiech ten był dla badaczy zgubny.
Ekspedycja wyrusza na północ. |
W Cooper Creek dowódcy wyprawy pozostawili w obozie Williama Brahe'a wraz z kilkoma innymi towarzyszami i większością zapasów, a sami wyruszyli w kierunku Zatoki Karpentaria z Charlesem Grayem i Johnem Kingiem. Problem w tym, że ekspedycja była dopiero w połowie swej drogi, a do wybrzeża zostało jej kilkaset kilometrów.
Gdy odkrywcy osiągnęli swój cel i dotarli do wybrzeży Zatoki Carpentaria nie było jednak triumfalnych gestów, nie było kąpieli w morskiej wodzie i obserwacji czystego nieba. Na przeszkodzie stanęły im bowiem gęste lasy namorzynowe, niemożliwe wręcz do przebycia dla zmęczonego kilkumiesięczną wędrówką podróżnika. Czterej panowie rozpoczęli więc odwrót w kierunku Cooper Creek.
Tam czekało na nich rozczarowanie. Obóz był już opuszczony. Jak się później okazało, przekonany o śmierci swoich przełożonych Brahe, zarządził odwrót zaledwie dziewięć godzin przed przybyciem Willsa i Burke'a! Co gorsza, nieświadomi bliskości towarzysza wyprawy, obaj zarządzili podróż w kierunku Adelaide, oddalonej o ok. 250 kilometrów. Po drodze zgubili się na pustyni. Tymczasem do Cooper Creek przybył człowiek Drahe'a, który miał się przekonać, czy przypadkiem dowódcy nie wrócili. Zastał pusty obóz, więc założył, że nie, podczas gdy Burke tkwił zagubiony zaledwie kilkanaście mil dalej.
Ostatecznie z czwórki wędrowców przeżył tylko King, otoczony opieką przez Aborygenów i odnaleziony po kilku miesiącach przez jedną z kilku ekspedycji poszukiwawczych. Wyścig o 2 000 funtów wygrał natomiast Stuart, który dotarł do Darwin siedem miesięcy po kapitulacji Burke'a i Willsa w lasach namorzynowych Zatoki Karpentaria.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz